To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  inTARnetowe rozmowy ze sternikami tarnowskiej kultury – Edward Żentara    -   06/9/2008
Kłopoty świątyni sztuki
Zapraszamy na kolejny, obszerny wywiad z naszego wakacyjnego inTARnetowego cyklu, podczas którego przepytujemy szefów wszystkich tarnowskich instytucji kultury. O tym, co łączy Luwr z Tarnowem, dlaczego teatr ma poważne kłopoty finansowe i czy najbliższa edycja „Talii” nie będzie fuszerką, a także o tym jaki jest sens awangardy i czemu warto czytać krytyczne recenzje, pod koniec sierpnia, u progu 54 sezonu artystycznego Tarnowskiego Teatru im. Ludwika Solskiego, z jego nowym dyrektorem, Edwardem Żentarą, rozmawiali Agnieszka Setlik i Piotr Dziża.

Ogloszenie
>

inTARnet: Panie dyrektorze, to prawda – bo tak przeczytaliśmy w pierwszym wywiadzie, którego udzielił Pan tarnowskim mediom – że o wyborze na dyrektora dowiedział się Pan z internetu?

EŻ: Nie. To musiało być jakieś przeinaczenie. Dowiedziałem się będąc w drodze na wieś. Zadzwonił dyrektor Wydziału Kultury z informacją, że pan prezydent zdecydował się na moją kandydaturę, tak więc prostuję to. Być może ktoś źle zrozumiał moją wypowiedź. Natomiast rzeczywiście drugiego dnia czytałem w internecie o tym, że zostałem dyrektorem. Tak to dokładnie było.

Jak Pan myśli, czym Pan przekonał prezydenta, a wcześniej komisję konkursową, do swojej propozycji dla teatru?

Myślę, że przekonałem rzetelną wizją teatru, to znaczy zaproponowałem taki teatr, jaki jest, jak sądzę, miastu Tarnów potrzebny. Teatr ten będzie spełniał funkcje wielorakie. Będzie teatrem dla młodzieży, dla dzieci i dla widowni dorosłej, będzie dla tej widowni, która lubi komedie i też będzie teatrem dla widowni, która lubi sztuki awangardowe, czyli po prostu teatrem oferującym różnoraki repertuar oparty o dobre tytuły i rzetelne nazwiska twórców. Jeśli chodzi o ten pierwszy sezon, to na razie nie pójdziemy w żadne eksperymenty, bo teatr nie stoi na nogach. Teatr przede wszystkim powinien stanąć na nogi. W tej chwili jest bardzo potężna dziura finansowa, mająca 360 tysięcy złotych. Wpłynęły na to dwa czynniki. Pierwszy to obcięcie przez miasto w tym roku dotacji o 260 tysięcy, a drugi to działanie poprzedniego dyrektora, który chyba nie trafiał z repertuarem, bo nie miał on żadnego odzewu wśród publiczności. Krótko mówiąc, była bardzo słaba frekwencja i eksploatacja tych tytułów przynosiła duże straty teatrowi. Oprócz tego pojawiało się dużo aktorów występujących gościnnie, co przynosiło kolejne straty o następne sto tysięcy. W sumie jest to dziura w postaci 360 tysięcy, których teatrowi dzisiaj brakuje. Taką sytuację zastałem i w związku z tym zaproponowałem repertuar, który jest repertuarem dobrym, a zarazem nie generującym ryzykownych sytuacji, że ten dług będzie się pogłębiał. Ponadto mam oświadczenie ze strony władz, że miasto pomoże w tej sytuacji. Tym bardziej, że najpierw odebrało, więc pomoże w tym sensie, żeby wyzerować tę sytuację. Ideałem byłoby gdyby teatr chociaż w nowy rok wszedł z zerową sytuacją finansową, czyli bez długów. Jeżeli tak się stanie, to będzie wspaniale i wtedy można funkcjonować należycie i prawidłowo.

Chcąc nie chcąc jest Pan zatem zmuszony dokonywać oceny poprzedników, np. Wojciecha Markiewicza ...

Ja nie oceniam w ogóle. A pana Markiewicza bardzo lubię. Jest to naprawdę znakomity, mądry człowiek. Nie oceniam nikogo personalnie. Oceniam tylko to, co zastałem. Widzę, że są spektakle, które generują duże straty ekonomiczne i że publiczność na to nie chodzi, czyli jest jakiś problem, który teraz trzeba rozwiązać. I tyle. Chcąc grać te spektakle z poprzedniego sezonu, narażałbym teatr na kolejne straty. Każdorazowa prezentacja spektaklu przynosi teatrowi straty finansowe i teraz chodzi o to, żeby te straty były jak najmniejsze. Oczywiście generalnie jest tak, że w ogóle prezentacja spektakli przynosi straty, ale chodzi o to, żeby były one chociaż w pobliżu zera, a nie na jakieś kosmiczne sumy, które powodują problemy finansowe teatru.

To bardzo ciekawe, co Pan dyrektor w tym momencie mówi, bo pytając o program mieliśmy w pamięci sytuację z wiosny tego roku, kiedy pan prezydent próbował uniknąć procedury konkursowej, proponując na stanowisko pana Turkiewicza – osobę, która jest kojarzona raczej z teatrem alternatywnym, awangardowym. Była to próba odważnego, ale i ryzykownego postawienia na jakąś część repertuaru, czy oferty, która dotychczas rzeczywiście była traktowana po macoszemu albo nawet była w ogóle nieobecna na tarnowskiej scenie. Z kolei Pana propozycja - często przez obserwatorów oceniana jako asekuracyjna - jest propozycją oferty zrównoważonej, czyli i trochę klasyki, i trochę rozrywki i off.

To nie jest asekuracja. W moim nurcie też będzie zawarty teatr awangardowy. To jest sytuacja związana z tym, że jest to jedyny zawodowy teatr w tym mieście. My możemy sobie pozwolić tylko i wyłącznie na awangardowy teatr, ale istnieje wtedy potworne ryzyko, że publiczność zupełnie się odwróci od teatru. To po pierwsze, a po drugie, teatr będzie generował jeszcze większe straty finansowe. Jest to więc kwestia tego, że teatr powinien służyć szerokiej warstwie społecznej miasta, ponieważ jest jedyny w mieście. Teatr awangardowy zaspakaja tylko potrzeby wąskiej grupie krytyków i części młodzieży. A gdzie dzieci? Gdzie starsi? Gdzie dorośli, którzy lubią komedie? Teatr, chcąc wykonywać swoją funkcję należycie, jest więc trochę zmuszony do takiego działania. Oczywiście może pójść tylko w off, czy w awangardę, ale tak jak mówię, jest to olbrzymie ryzyko i finansowe i artystyczne. Żeby robić awangardę, trzeba mieć fantastyczny tekst. To po pierwsze. Po drugie, bardzo dobrych, niezwykle zdolnych twórców, takich jak na przykład Warlikowski czy Jarzyna. Tylko wtedy jest szansa, że coś z tego będzie. Natomiast robienie awangardy tylko po to, żeby potem nic z tego nie wyszło, nie jest dobre.

No właśnie, ale jakaś część Pana projektu powinna się jednak skupić na daniu odbiorcy tych propozycji offowych, awangardowych. Stwierdził Pan, że w ogóle jest jakiś potencjał w zespole do grania w tego typu sztukach, odmiennych, wymagających nieco innej wrażliwości niż klasyka, czy farsa. Czy są w Tarnowie jakieś nazwiska, na których chciałby się Pan oprzeć? Czy to raczej będzie import z zewnątrz?

Zespół dopiero poznaję i... zobaczymy. Sam bardzo jestem go ciekaw. Jak dotąd widziałem w sumie niewiele, a zespół jest nieliczny. Wiem, że na pewno brakuje młodych ludzi i będę się starał, żeby ci młodzi ludzie tu przyszli. W zespole jest tylko dziewięć osób, z czego dwie są jeszcze na pół etatu, czyli jest tylko siedmiu aktorów na pełnych etatach i żadnego młodego aktora. Jest to duży problem. Ostatni młody aktor odszedł przed tym sezonem.

Jest jednak w Tarnowie, poza sceną instytucjonalną, taka grupa poszukująca: Teatr Nie Teraz. Muszę stwierdzić, że jest Pan jedną z pierwszych osób od dawna, która w tak jawny i publiczny sposób mówi o zacieśnieniu współpracy z TNT. Zauważa Pan, że ta grupa w ogóle jest...

Tak. Umówiliśmy się z panem Żakiem, że będziemy współpracować. Ja nawet wręcz myślałem, żeby zrobić premierę w koprodukcji jeszcze w tym roku, ale okazuje się, że w tym roku ta dziura jest tak straszliwa, że nie wiem, czy uda się moje trzy premiery zrobić. Tak więc umówiliśmy się, że będziemy w przyszłości współpracować ze sobą. Jeszcze nie wiem na jakiej zasadzie, ale jakoś to uzgodnimy. Natomiast chętnie użyczę sali teatralnej do prezentacji, gdy ten najbliższy projekt pana Żaka powstanie. Natomiast jeśli chodzi o aktorów, czy reżyserów, będą mnie interesowali ci znani, zawodowi, którzy będą tu robić prapremiery polskie - także awangardowe, czyli jak gdyby awangarda nie jest grządką niezadbaną przeze mnie. Natomiast teatr, który proponuję na pewno nie jest teatrem mieszczańskim, to znaczy on ma elementy takiego teatru, ale to jest nieuniknione w sytuacji, kiedy jest tylko jeden teatr w mieście. Musi być i teatr familijny, i teatr dla młodzieży, i teatr awangardowy. Na razie tak trzeba to robić. Jak już mówiłem, przede wszystkim ten teatr musi stanąć na nogi i muszą ludzie zacząć do niego przychodzić, dlatego że jest bardzo słaba frekwencja. Nawet na farsę, która powinna być hitem, przychodzi tylko 33 procent widowni, czyli zaledwie 1/3 i też koszty wystawienia tej farsy, czyli gaże gościnnych aktorów plus gaże aktorów tarnowskich nie pokrywają zysków z widowni. Też przynoszą straty.

Czyli marka Teatru nawet lokalnie nie jest zbyt wysoka?

Tego nie wiem, ale wiem, że nie jest najlepiej pod względem frekwencji, więc na pewno nie trzeba dzisiaj ludzi na dzień dobry straszyć, tylko próbować przyciągnąć do teatru, a dopiero z czasem podejmować coraz bardziej awangardowe, nowoczesne, niekonwencjonalne działania.

Czy w związku z tym nie obawia się Pan tego wielkiego wyzwania, którego się Pan podjął ?>

Na pewno jest to wyzwanie, tym bardziej że teatr, jeśli chodzi o finansową stronę jest na dnie, a nawet poniżej tego dna, ale przynajmniej będzie się można od tego dna odbić. Oczywiście jeśli miasto pomoże, w tym sensie, ze wyzeruje ten brak w kasie. Jednak jak już wspominałem jest zapewnienie ze strony władz miasta, że zostanie to zrobione. Bez tego niestety teatr musiałby w ogóle stanąć w październiku, bo już jest zjedzona dotacja z listopada i grudnia.

Panie dyrektorze, to już ostatnie dni formalnego związku z teatrem pani dyrektor Grażyny Nowak, wieloletniej pracownicy, nieocenionej dla funkcjonowania sceny...

To prawda.

Kto będzie Pana zastępcą? Znamy już jedno nazwisko - Grzegorz Janiszewski, znany tarnowski dziennikarz i aktor. Na mieście mówi się, że możliwa jest sytuacja, że ten zastępca Pana, obojętnie kto nim będzie, będzie złym policjantem, a Pan tym dobrym ... Ta osoba ma podobno zadbać o przewietrzenie kadrowe na tarnowskiej scenie – potrzebne i rzeczywiście postulowane od lat przez wiele osób. Tylko jest pytanie o skalę takiego personalnego remanentu?>

Pani Nowak rzeczywiście odchodzi do Opery Krakowskiej. Bardzo z tego powodu cierpię i żałuję, bo ona rzeczywiście ma niezwykłe doświadczenie, przy tym jest szalenie miłą osobą. No ale stało się, jak się stało – odchodzi i tyle. Porozumieliśmy się z panem Grzegorzem i chciałbym spróbować z nim współpracować na polu takim, na jakim on najsilniej się czuje, to znaczy w promocji i wizerunku teatru. Umówiliśmy się więc, że on będzie dyrektorem promocji i wizerunku teatru. Natomiast kto inny będzie zajmował się administracją, czyli tym, co jest związane z prawem pracy, przychodzeniem od 8 do 16.00, schematami organizacyjnymi, finansami, itd. To objęłaby inna osoba. Będzie to pełnomocnik do spraw administracyjnych. Czyli ta funkcja pani Nowak zostanie rozdzielona na dwie osoby. Kandydata jeszcze nie mam.( Kilka dni po wywiadzie okazało się, że funkcję dyrektora ds. administracyjnych objął Rafał Balawejder- przyp. red. )

I to on ma zadbać o to przewietrzenie kadrowe, tak?

Nie wiem, zobaczymy. Nie wiem w ogóle jaka jest sytuacja, ponieważ wszyscy są na urlopach. Muszę najpierw zobaczyć jak wszyscy pracują, poznać ich, a dopiero potem myśleć, co będzie dalej. Nie wiem, czy są takie postulaty i w ogóle od kogo...

Żeby daleko nie szukać. Na przykład Grzegorz Janiszewski był jedną z osób, które dość jasno to deklarowały.

Pierwsze o tym słyszę. Ja wiem tylko, że brakuje w zespole aktorskim ludzi. To wiem na pewno. Natomiast jeśli chodzi o resztę, zobaczymy, jak wszyscy wrócą z urlopów.

Abstrahując na chwilę od tych bieżących problemów, w których wir z oczywistych względów Pan wszedł z marszu. Z marszu wszedł Pan też w organizację najbliższej edycji „Talii” i o ile wierzy Pan, że dziurę budżetową i sprawy kadrowe uda się jakoś załatwić, to w przypadku „Talii” jest już niewiele czasu. Czy mamy się spodziewać jakiejś fuszerki?

Nie. Tylko muszę powiedzieć, że sprawa tegorocznej „Talii” to dla mnie sytuacja zastana. To znaczy wszystko się działo poza moimi plecami. Mówię o całej stronie artystycznej i merytorycznej festiwalu, bo jak wiemy dyrektorem artystycznym jest pan Jacek Głomb. Również ustalanie wszystkich kosztorysów było poza mną, ponieważ to się działo dużo wcześniej. Ja zastałem tę sytuację i będę odpowiadał za „Talię” tylko pod względem organizacyjnym, natomiast pod względem artystycznym i merytorycznym odpowiada dyrektor artystyczny tego przedsięwzięcia. Dla mnie najważniejsze jest, żeby budżet wyszedł na zero i żeby wszyscy byli zadowoleni.

No właśnie. W takim razie czego możemy się spodziewać po najbliższej „Talii”?

Jeżeli chodzi o stronę merytoryczną i artystyczną, to nie wiem, bo jak mówiłem, nie ja decydowałem o tym, nie znam tych spektakli, więc nie wiem, jakie one są i sam jestem ich bardzo ciekaw. Natomiast jeżeli chodzi o stronę organizacyjną, to w tej chwili jest dopinany budżet, są robione umowy z teatrami, no i starania, żeby teatr nie poniósł dalszych strat.

Nie wiadomo, czy uda się zrobić do końca roku trzy premiery, ale co uda się zrobić na pewno ?

Myślę, że się uda. To znaczy mamy pieniędzy na dwie i pół premiery, ale z pomocą Wydziału Kultury, który obiecał wesprzeć ten trzeci projekt, uda się zrobić wszystkie. Pierwszy spektakl to „Zbrodnia i kara”. To jest taka moja wizytówka artystyczna, czyli moje myślenie na temat teatru i sztuki. „Zbrodnia i kara” jest, jak wiemy, arcydziełem literatury światowej. To znakomity tekst, świetnie napisane role i doskonała powieść. Co ważne, jest to też lektura obowiązkowa, a tu niestety brakowało repertuaru dla młodzieży. W ostatnim sezonie nie było ani jednego tytułu, na który mogłaby pójść młodzież licealna, więc tu także wypełniamy tę lukę repertuarową. To po pierwsze. Po drugie, dajemy arcydzieło. Po trzecie jest to lektura obowiązkowa. Reasumując, jest szansa na dobrą „sprzedaż”spektaklu. Druga sztuka to „Kartoteka” Różewicza w reżyserii Tomasza Piaseckiego. On to już kiedyś robił w Krakowie i uzyskał bardzo dobre recenzje. Wprawdzie to nie jest lektura, ale jest to bardzo dobra sztuka. Można powiedzieć, że jedna z najlepszych sztuk współczesnej dramaturgii polskiej, stawiana tuż obok „Tanga” Mrożka. Jest to bez wątpienia znakomity tekst i myślę, że w Tarnowie też się spodoba. Trzecia propozycja to teatr familijny „Betlejem”. To spektakl dla wszystkich, dla dzieci, dla młodzieży, dla dorosłych. Piękne świąteczne widowisko. Myślę, że jest to dobra oferta. Natomiast już po nowym roku pójdziemy w stronę awangardy. W lutym będzie prapremiera światowa „Opowiadań duo”Janusza Głowackiego i być może też prapremiera polska innej sztuki, w reżyserii młodego reżysera, który zresztą też startował w konkursie na dyrektora tego teatru, pana Prusa i to będzie najprawdopodobniej „Febe, wróć”. Jednak te sprawy też będą zależeć od tego, ile teatr dostanie pieniędzy na przyszły rok, ponieważ jeśli dostanie taką dotację, jak w tym roku, będzie ten sam problem, co teraz, czyli... dziura budżetowa i z tym związane problemy. Tak więc wszystko od tego zależy. Jeśli będą pieniądze, takie jak mają inne teatry, to jest szansa na dobry repertuar, jeśli pieniądze będą biedne, to i teatr będzie biedny.

Wspominał Pan, że planuje wystawić ponadczasową "Zbrodnię i karę" Fiodora Dostojewskiego, która doczekała się już bardzo wielu inscenizacji i ekranizacji. Każda z nich akcentowała inne elementy osobowości bohaterów. Czym zaskoczy tarnowskich widzów pańska inscenizacja ?

Zaskoczę na pewno przemianą wewnętrzną bohatera. Właściwie główny nacisk na to położyłem, że ta „Zbrodnia i kara” nie będzie wiernym odzwierciedleniem książki. Zresztą to jest niemożliwe, bo mamy tylko dziewięciu aktorów, więc siłą rzeczy będzie to „Zbrodnia i kara” kameralna, ale dzięki temu ograniczona do tych najważniejszych postaci, czyli Raskolnikowa, Sonii i Porfirego. Cała sztuka jest sześcioosobowa, ale to, co jest najważniejsze w powieści jest zawarte w tych trzech postaciach. Ważna jest przemiana wewnętrzna bohatera ze zbrodniarza do człowieka cierpiącego i czującego i te dwie siły, które na niego działają, czyli siła rozumu, to jest Porfiry i siła serca, czyli Sonia. Na tej przemianie się skupiam, odrzucając wszystkie poboczne wątki. Zresztą podobnie zrobił Hanuszkiewicz w swojej telewizyjnej wersji „Zbrodni i kary”. Tylko, że on zrobił trzyosobową wersję w Teatrze Telewizji. Grał Hanuszkiewicz, Kucówna i Olbrychski, który zagrał Raskolnikowa. Tak samo zrobił Wajda. Też zrobił dziewięcio-, czy ośmioosobową wersję i również ograniczył się do tej trójki, czyli do Porfirego, Sonii i Raskolnikowa.

Proszę powiedzieć, czy można pogodzić niepokój artystyczny i wizje repertuarowe ze strachem przed np. zapchaną kanalizacją albo zbliżającym się generalnym remontem budynku? Teatr jest dla Pana świątynią sztuki czy po prostu miejscem pracy ?

Teatr jest świątynią sztuki, inaczej bym w nim nie pracował. Natomiast rzeczywiście ciężko jest pogodzić te historie artystyczne z tym ciągłym, nieustannym brakiem pieniędzy, jakimiś problemami, papierkami i rubrykami, no ale jest to oczywiście konieczne. Dlatego bardzo ważny jest dla mnie ten pełnomocnik do spraw administracyjnych, który by mnie odciążył w tej pracy, bo na razie wszystko jest na mojej głowie.

Zgodnie z planami, w 2010 roku w miejscu zabytkowej bryły głównego budynku stanie nowoczesny, przeszklony gmach. Wielu tarnowian jest oburzonych taką decyzją argumentując, że nowoczesny budynek zupełnie nie pasuje do zabudowy miasta ( z jednej strony jest przecież ładny secesyjny budynek Rady Miasta, z drugiej gmach Poczty). Panu bardzo podoba się ta wizja, dlaczego?

Podobny problem był w Luwrze z tą szklaną piramidą. Też najpierw ludzie byli zaszokowani tym połączeniem przeszklonej bryły z tradycyjnym budownictwem, po czym okazało się, że jest to fajne. Natomiast sam projekt jest ciekawy, pod warunkiem, że będzie pięknie oświetlony i pięknie wykonany. Wtedy będzie takim „domem światła”. Natomiast z tym remontem to jest tak, że po pierwsze trzeba zobaczyć, czy w ogóle będą na niego pieniądze, bo jak wiemy, Urząd Marszałkowski ma z jednaj kieszeni dać pieniądze między innymi na Mościckie Centrum kultury i na Pałac Młodzieży i na teatr. Pytanie, czy dadzą nam wszystkim, czy nie. Po pierwsze zobaczymy, czy dadzą, a po drugie, jeśli dadzą, to dopiero wtedy będziemy mogli dyskutować o projekcie. Na dzień dzisiejszy powinno się zrobić porządek z tym, co jest teraz, bo na razie budynek wygląda fatalnie. Na zewnątrz wisi brudna szmata, która przykrywa pobite szyby, szmaty wiszą także w foyer, gdzie przykrywają różne porozbijane lustra i nie wygląda to najlepiej. W związku z tym mam taki plan, żeby chociaż spróbować to oczyścić, zdjąć te szmaty, powstawiać okna, wymalować front, a foyer doprowadzić do porządku, żeby przynajmniej z tego estetycznego punktu widzenia było to przyjemne miejsce. Ale oczywiście na to trzeba pieniędzy. Słyszałem jednak, że zostały zaoszczędzone jakieś pieniądze na projekcie. Projekt był tańszy, niż miasto przeznaczyło na to pieniądze i jest tam podobno jakaś rezerwa. Jeśli tak, to chętnie chciałbym tę rezerwę wykorzystać, żeby móc te rzeczy wykonać już teraz, przed „Talią” i przed premierą „Zbrodni i kary”. To jest takie moje marzenie, ale oczywiście decyzje są nie w moich rękach, tylko w rękach Wydziału Strategii i Planowania, bo oni te pieniądze mają. My nie mamy na nic.

Realizował Pan widowiska teatralne, grał w filmach, spektaklach teatralnych, wreszcie kierował różnymi scenami. Co sprawiało Panu największą satysfakcję?

Jeśli chodzi o granie, to chyba już dość się nagrałem w życiu, dlatego właśnie pociągnęło mnie w stronę reżyserii, a później w stronę kreowania teatru. Jest to oczywiście stresogenne i bardzo czasochłonne, ale jeżeli się uda, to będę miał ogromną satysfakcję i z takim też poczuciem przystąpiłem tutaj do tej funkcji dyrektora teatru, bo jak już wspominałem, jest bardzo dużo do zrobienia.

Czyli nie zamierza Pan już więcej grać w filmach?

W filmach gram teraz mało. Właściwie już od kilku lat zajmuję się głównie teatrem, w którym dużo reżyseruję i gram. Czasami tylko w serialach grałem, ale „Fala zbrodni”, jak wiadomo, została zamordowana, nie wiem w jaki sposób, ale nagle serial został ucięty , a „Pierwsza miłość” umiera śmiercią naturalną, dlatego że nasz wątek zostaje zepchnięty gdzieś na bardzo boczne tory. Powód jest taki, że nasz filmowy syn ma niedługo maturę, więc zamiast grać w serialu, musi się do tej matury przygotowywać. Tak więc akurat pod tym względem nawet dobrze się dzieje.

A więc zawiesza Pan na kołku tę karierę serialową?

Tak, zawieszam na kołku. Czasami jak się coś zdarzy, to oczywiście zagram. Nawet będę próbował naszych tarnowskich aktorów promować do różnych przedsięwzięć filmowych i seriali, po to też, żeby było głośno o nich głośno. Natomiast teraz skupiam się na teatrze i to jest dla mnie najważniejsze.

A zamierza Pan reżyserować?

Tak. Raz w roku. Zresztą nawet funkcjonuje tu przepis dotyczący tego, że dyrektor nie może reżyserować więcej niż raz w roku, więc ja oczywiście tego przepisu nie będę omijał i tylko raz w roku będę jedną sztukę reżyserował. Bo jednak to też jest ważne, żeby dyrektor złożył również swój podpis artystyczny, a nie tylko zajmował się administracją.

Gdyby miał Pan wskazać najbardziej świetlane lata lub największe wydarzenia w historii teatru polskiego... >

To są lata Swinarskiego w Starym Teatrze, Grotowskiego i Jarockiego i to jest właśnie ten złoty okres starego teatru. Dobrym okresem jest też okres teatru dramatycznego w Warszawie i znakomite, bardzo ciekawe teatry Szajny, Kantora czy Wajdy. Rzeczywiście były takie złote okresy w historii polskiego teatru, natomiast nie były one od... do.... Na pewno lata 70-te były dobre, ale to wynikało z tak zwanego ogólnego dobrobytu, co prawda żyliśmy na kredyt, ale pojawiły się wtedy różnorodne, ciekawe formy poszukiwań artystycznych. Niestety dzisiaj jest z tym gorzej, bo dziś jest problem nieustannej walki o byt, o pieniądze i z tym najbardziej muszą się teatry borykać. Nawet do tego stopnia, że takie teatry jak Powszechny w Warszawie, grają farsy, co dawniej było nie do pomyślenia. Tak więc nie tylko nasz teatr, ale także inne, muszą się borykać z takimi wyzwaniami współczesności i w związku z tym to pole poszukiwań jest zawężone. Tak jak wspominałem, robienie tylko awangardowego teatru jest obarczone olbrzymim ryzykiem. Chyba że będzie to nowy Jarzyna, Lupa, albo Warlikowski.

Czy w związku z tym myśli Pan, że w polskim teatrze potrzebne są jakieś zmiany?

Nie. Myślę że polski teatr idzie w dobrym kierunku. On tylko potrzebuje więcej pieniędzy. W Niemczech nie ma takiego problemu. Oni mają to wszystko bardzo dobrze urządzone. Przede wszystkim mają dobre dotacje na kulturę. Oczywiście jest to bogatsze społeczeństwo, ale mimo tego generalnie kultura jest za mało dotowana. Za dużo tych pieniędzy idzie w inną stronę, a kultura jest poszkodowana.

A czy to trochę nie jest tak, że te pieniądze na kulturę tak naprawdę nie są wydawane w sposób celowy i przemyślany. Większość pieniędzy z puli rezerwowanej na publiczny mecenat kulturalny, to jest tak naprawdę wydawanie pieniędzy na rozrywkę, która de facto powinna być komercyjna, na którą powinni znaleźć się prywatni sponsorzy. Wydaje się pieniądze podatników na coś, co i tak znakomicie się na rynku sprzedaje. Czy to nie jest tak, że duża część tych pieniędzy jest marnowana na przedsięwzięcia, które z kulturą, szczególnie wysoką, nie mają nic wspólnego?>

Dlatego ja także proponuję repertuar ambitny. Nie proponuję tylko fars i bajek, chociaż wiem, że w sensie zarobkowym to by było najlepsze dla teatru. Teatr spełnia też funkcje edukacyjne. Będzie prowadzona edukacja teatralna, będą różne działania okołoteatralne, także dla starszych ludzi. Natomiast problem ten bardzo mocno poruszał pan Józefowicz, który, jak wiadomo, ma swój teatr „Buffo”w Warszawie. Nie dostaje na niego nawet złotówki od państwa, choć na przykład są teatry, które robią tylko farsowe rzeczy (Teatr Komedia, czy na Woli) i mają po kilka milionów złotych dotacji. Rzeczywiście jest to sprawa problematyczna i właściwie nie wiadomo jak z tego wybrnąć. To chyba jest kwestia pewnej polityki wobec kultury. My proponujemy teatr dobry, różnorodny, natomiast teatr generalnie jest bardzo kosztowny w utrzymaniu. Nie da się go robić tanio. To znaczy dałoby się taniej, ale trzeba byłoby zamknąć Teatr i otworzyć teatr impresaryjny, ale nie wiem, czy to byłoby dobre wyjście.

Pan znajduje w tarnowskim samorządzie partnerów do takiej rozmowy? Wydaje się Panu, że jest zrozumienie dla tych problemów?

Na razie jeszcze nie rozmawialiśmy, więc nie wiem, natomiast wiem, że teatr jest biedny, niedoinwestowany i ma problemy. Tylko tak, jak mówię, robienie teatru impresaryjnego to też nie jest wyjście, bo wtedy robi się z niego swoisty dom kultury. Poza tym co będzie robił dyrektor teatru impresaryjnego? Będzie sprowadzał farsy, bo mu się nie będzie opłacało sprowadzać „Zbrodni i kary”, bo na nią może mu przyjść tylko pół widowni. Tak, że to też nie jest metoda. Metodą jest usprawnienie tego mechanizmu tutaj.

Nie było jeszcze żadnej rozmowy?

Z Komisją Kultury mam rozmawiać dopiero 1 września. Była rozmowa z prezydentem i prezydent bardzo pięknie się wypowiedział, mówiąc że „pana sukces będzie też i moim sukcesem”, poza tym oczywiście zadeklarował pomoc.

Proszę powiedzieć, czyta Pan recenzje, przejmuje się krytyką?

Każdy się przejmuje, oczywiście. Tylko trzeba też brać pod uwagę to, kto te recenzje pisze. W Polsce nie jest tak, jak w Ameryce, np. w New York Timesie. Tam recenzjami zajmują się ludzie, którzy mają dożywotnią funkcję recenzenta. Taki ktoś pisze całkowicie bezstronnie, do tego nawet stopnia, że on nawet nie brata się z aktorami, nie chodzi na żadne przyjęcia, ale ucieka po premierze do domu i pisze to, co czuje. To jest bardzo piękna sprawa. Natomiast w Polsce często jest tak, że recenzje pisane są w zależności od tego, do jakiej są gazety, czy prawicowej, czy lewicowej, albo czy recenzent lubi daną grupę, danego artystę, czy nie lubi. Mnie się ten wzór amerykański bardzo podoba, bo tam recenzent, który pisze, że pan Iksiński zagrał dobrze, a wszyscy wiedzą, że pan Iksiński to kolega recenzenta i naprawdę zagrał fatalnie, straciłby pracę. Czyli tam recenzent ryzykuje swoją posadą, którą ma do końca życia. U nas czegoś takiego nie ma. Choć oczywiście są recenzenci bardzo porządni, piszący bardzo dobrze i uczciwie. Tacy na pewno są ważni, bo piszą z troską o dobro tej sztuki, czy tego teatru, a nie po to, żeby komuś przywalić, bo na przykład kogoś się nie lubi.

Były wcześniej jakieś Pana związki z Tarnowem?

Przejazdowe tylko. Parokrotnie grałem tutaj w teatrze i pojawiłem się przy okazji Tarnowskiej Nagrody Filmowej z filmem „Siekierezada”. Natomiast nic poza tym.

A ma Pan już jakieś ulubione miejsce w Tarnowie?

Rynek i tereny wokół Rynku. Bardzo mi się tam podobają zaułki wokół Katedry. Już wiem, gdzie po drodze można kupić tanio papierosy. Zaopatrzyłem się w sporą ilość, jeszcze przed podwyżkami ...

Dziękujemy za rozmowę.
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Thu, April 25, 2024 02:15:25
IP          : 18.118.32.213
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html