To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Recenzja pierwszej premiery "Solskiego" pod wodzą nowego szefa    -   24/9/2008
Jest zbodnia, jest kara, jest znakomity Żentara
Fiodor Dostojewski jest wiecznie żywy. Nie napisał żadnego dramatu, ale jego proza wciąż przyciąga reżyserów. Teatr bardzo szybko przyswoił sobie twórczość Rosjanina, anektując ją dla sceny na wręcz gigantyczną skalę. Przyciągnęła też ona znanego aktora i reżysera Edwarda Żentarę, od kilku miesięcy również nowego dyrektora Tarnowskiego Teatru, który kilka dni temu na deskach Teatru Solskiego wystawił premierową sztukę „Zbrodnia i kara”. Zaletą tej inscenizacji jest prostota. Wadą... nadmierna prostota. Choć jednocześnie przyznać należy, że sztuka przewyższa poziomem marne propozycje teatralne "Solskiego" z zeszłego sezonu. Spektakl nie jest zbrodnią artystyczną, nie jest też karą go oglądać. Ba! Warto się na niego wybrać, chociażby tylko dla interesującej roli Żentary.

Ogloszenie
>

Reżyser nie poprawia arcydzieła, nie odczytuje go też powierzchownie współcześnie. Ogromna wewnętrzna rozpiętość książki, imponujący wachlarz zdarzeń realnych i emocjonalnych został tu zwinięty w małą harmonijkę. Każde zdarzenie ogniskuje się tu wokół jednego momentu – zabójstwa. Natomiast całe przedstawienie zbudowane jest z dwóch, dość ostrożnie wypreparowanych wątków: Raskolnikowa i Porfirego oraz Soni i Raskolnikowa. Głównym bohaterem staje się chory umysł Raskolnikowa, jego emocje i napięcie odczuwane przed i po morderstwie. Psychomachia Raskolnikowa została ukazana już w pierwszej, bodaj najlepszej scenie. W gęstej, mrocznej atmosferze sceny zapala się światło. Widzimy stojącego tyłem do widza mężczyznę (Marcel Wiercichowski). Jego napięte ciało, spowolnione ruchy obrazują wewnętrzną walkę, bolesny konflikt dobra ze złem. Intensywność obrazu wzmaga jeszcze ponura muzyka Tomasza Piaseckiego. Po chwili znów zapada ciemność i pojawia się scena właściwa. Niestety w kolejnych scenach spektakl stopniowo osuwa się w ocean nudy i pretensjonalności. Nie do końca też udało się reżyserowi oddać mistrzowski psychologizm postaci. Dostojewski w swojej gęstej powieści doprowadził natężenie ludzkich emocji – nienawiści, strachu, goryczy i współczucia do poziomu bliskiego spazmom. U Żentary tego nie ma. Owszem, Raskolnikow podobnie jak w powieści raz jest znerwicowanym neurastenikiem, innym znów razem przemądrzałym, rozkrzyczanym intelektualistą o wybujałym ego, ale zupełnie brakuje mu charyzmy. Z kolei Sonia to święta dziwka, ale w grającej ją Agnieszce Wilkosz jest jednak coś fałszywego. Najlepiej poradził sobie ze swoją rolą Edward Żentara. Patrząc na świetnie zagranego przez niego Porfirego, trudno uwierzyć, że rozwikłał w swoim życiu choć jedną aferę kryminalną. Pozornie nieporadny śledczy jest tak naprawdę diabolicznie inteligentnym policjantem i mądrym człowiekiem, który przejrzawszy swoją ofiarę ma dla niej więcej współczucia niż satysfakcji, że rozwikłał kryminalną zagadkę.
Reżyser uczynił miejscem akcji szary, nieciekawy, brudny pokój, który został przystosowany do każdej postaci. Zabawna w tym kontekście okazała się zapowiedź antraktu „z powodu zmiany dekoracji”. W zależności od tego, gdzie padnie strumień światła z reflektora, akcja rozgrywa się w trzech różnych miejscach. Raz jest to pokój Raskolnikowa, raz gabinet Porfirego z urzędniczym biurkiem, nad którym wisi portret cara, raz pokój Soni ze świętym obrazkiem w tle. Najbardziej nieudaną sceną w całym spektaklu okazał się moment morderstwa starej lichwiarki (Jolanta Januszówna), a potem Lizawiety (Katarzyna Jędrzejczyk). Jest przerażający, ale w swojej nienaturalności i dziwacznym, irytującym przerysowaniu. Najpierw widzimy sztuczne, kanciaste ruchy Rodiona, później gasną światła i rozlega się huk. W efekcie kluczowy moment całego przedstawienia znika w ciemności sceny. Im bliżej finału przedstawienia, tym bardziej oczywiste, że Żentara miał kłopot z adaptacją powieści Dostojewskiego. Potwierdza to epilog, w którym reżyser zaserwował widzom wyjątkowo kiczowatą scenę, która zupełnie nie pasuje do całości. Oto bowiem nagle wśród ścian zapleśniałego pokoju po szynach otwierają się drzwi. Po chwili dwójka bohaterów trzymając się za ręce znika w oślepiającej jasności.

Dostojewski nie pisał sztuk. Dlaczego? Być może właśnie dlatego, że nigdy swych utworów nie umiał sprowadzić do jednej akcji, do jednego planu, do jednej sceny, do jednej rzeczywistości.
"Jest jakaś tajemnica sztuki – pisał - która sprawia, że forma epicka nigdy nie znajdzie swego odpowiednika w formie dramatycznej. Wierzę nawet, że określonym formom sztuki odpowiadają określone szeregi poetyckich myśli; że określonej myśli nie można wyrazić w innej, nieodpowiedniej formie". „Zbrodnia i kara” w reżyserii Edwarda Żentary potwierdza, że Dostojewski miał rację.
Spektakl obejrzeli i zrecenzowali Agnieszka Setlik i Damian Cichy

fot. P.Topolski/ tarnow.pl
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Thu, April 25, 2024 05:37:09
IP          : 3.135.185.194
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html