To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Idzie kryzys. Zadbaj o swoje pieniądze    -   02/12/2008
Wieści dziwnej treści
Jakiś czas temu pisałem o światowym kryzysie stwierdzając, że jest on skutkiem interwencji rządu USA. O kryzysie, który wbrew rządowym zaklinaczom puka do polskich bram. Dziś wracam do tego tematu, bo trudno doprawdy wytrzymać moralizowanie czerwonych totalitarystów, rządzących dziś już nie tylko UE, owych obcych, ale też i rodzimych popłuczyn francuskiej „rewolty” 1968r, ględzących że kryzys jest dowodem na to, iż „wolny rynek” się nie sprawdza i koniecznie potrzeba nam więcej „mechanizmów kontrolnych”, „rządowej interwencji” (czytaj: okradania podatnika) i centralistyczno – etatystycznych regulacji. By pokazać, jak się naprawdę sprawy mają, w pierwszej części tego tekstu jako materiałem źródłowym posłużę się przede wszystkim publikacją Mariana Miszalskiego „Mechanizm zgnilizny” opublikowaną w „Najwyższym Czasie” z 29 listopada b.r., ponieważ ten tekst najpełniej chyba oddaje skalę zjawiska, spośród tekstów dotychczas przeze mnie czytanych.

Ogloszenie

Jak to się wszystko zaczęło
Otóż w 1928 roku Franklin D. Roosevelt utworzył fundusz „Fannie Mae” – państwową instytucję mającą wspierać budowę „tanich domów” dla biednych. W 1970r prezydent Lyndon B. Johnson „sprywatyzował” fundusz zajmujący się udzielaniem kredytów hipotecznych dla biednych, tworząc dla niepoznaki „konkurenta” – Freddie Mac. Obie te, niby prywatne instytucje, były sponsorowane przez państwo, a przy tym zwolnione z podatków federalnych, lokalnych, podatku dochodowego i – co gorsza – uwolnione spod kontroli Komisji Papierów Wartościowych i Giełdy. Cały czas mówimy tu o instytucjach udzielających gwarancji kredytowych. W roku 1998 prezydent Bill Clinton forsuje rozszerzenie kredytów hipotecznych dla najmniej zarabiających, rok później znosi zakaz łączenia dwóch typów działalności bankowej – inwestycyjnej i depozytowo – kredytowej. Efekt: ryzykowne kredyty mogą być odtąd zaliczane do inwestycji – potencjalny zysk, który uzyskany będzie np. za dwadzieścia lat, odtąd może być księgowany jako zysk bieżący. Najpierw takie wirtualne zyski wykazują Fannie Mae i Freddie Mac, potem prywatne banki, które widząc taką konkurencję również zaczynają udzielać ryzykownych kredytów. Na papierze zyski banków rosną, kadra zarządzająca wypłaca sobie gigantyczne premie. Na tym jednak zabawa się nie kończy – kredytami tymi się handluje, wielokrotnie obraca, „lewaruje”, zastawia, stosując coraz bardziej wyrafinowane instrumenty finansowe. Ta wirtualna bańka musiała kiedyś pęknąć – i pękła w sytuacji, gdy ludziom niżej sytuowanym, którzy w normalnych warunkach kredytów by nie otrzymali, zaczęło brakować pieniędzy na ich spłatę. Co więcej, okazało się że masowo licytowanych domów też nie ma kto kupować...

Interwencja za pieniądze podatnika
Bankierzy wiedzieli jednak, że w potrzebie rządy państw, „dla dobra społecznego” nie pozwolą bankom i instytucjom finansowym na masową upadłość – w końcu przecież politycy sowicie są przez nich, niekoniecznie bezpośrednio, „smarowani” podczas kampanii wyborczych chociażby. Tak też się stało – rządy państw rzuciły się bankom na ratunek, zamiast pozwolić upaść, jak każdemu normalnemu przedsiębiorstwu, nikt też nie poniósł konsekwencji i wobec tego wiadomo już, że za ileś tam lat, jak spraw przyschnie, operację tę będzie można raz jeszcze powtórzyć...
Jak napisałem, nie przeszkadza to dziś „ekonomistom”, „publicystom” i politykom wmawiać ludziom, że kryzys spowodował „wolny rynek”, „liberalizm” i potrzeba nam więcej „regulacji”. Tymczasem rząd USA i rządy państw europejskich, pompują w ratowanie tego sektora gigantyczne pieniądze, które nie biorą się znikąd – są pieniędzmi podatników i to podatnicy są łupieni i okradani, by grupa kilkudziesięciu osób mogła wypłacić sobie milionowe premie, co też nastąpiło. Jednak „ratowanie” banków oznacza, że pieniędzy w budżetach braknie na co innego, no chyba że znów w jakiś sposób, choćby parapodatkowy, sięgnie się do naszych kieszeni, albo obetnie wydatki socjalne, co z punktu widzenia polityka jest zawsze ryzykowne. W praktyce będzie tak, że rządowe „ratowanie banków”, odciśnie swe piętno m.in. na systemie fiskalnym państw i światowej gospodarce w ogóle w taki sposób, że prędzej czy później skończy się to jeszcze większą katastrofą, wręcz kataklizmem, niż gdyby rządy nie podejmowały żadnych interwencji.

Kryzys w Polsce
Nie jestem ekonomistą, ale śmieszy mnie dywagowanie, czy światowy kryzys dotknie Polski. On już dotyka. Pytanie brzmi: kiedy nastąpi większe tąpnięcie, jak będzie głębokie i jak długo potrwa. Bo światowy kryzys tak naprawdę dopiero się rozpoczął i zdaniem wielu potrwa on lata, a znaczące spadki są dopiero przed nami. Tymczasem w dobie globalizacji gospodarki państw są jak naczynia połączone – z uwagi na ich rozmiar jeszcze trochę musi potrwać, zanim w kolejnych menzurkach pieniądz wycieknie. A przecież ów kryzys dotykając instytucji finansowych, dotyka tym samym praktycznie wszystkie branże i dziedziny gospodarki – ludzie zaczynają mniej kupować, spada produkcja, spada eksport, zaczynają się zwolnienia, rośnie bezrobocie itd. itp.
Kiedy pisałem ten tekst nie wiedziałem jeszcze, że TVP Info dotarła do nagrania z posiedzenia, na którym premier spotkał się z Komisją Trójstronną w sprawie emerytur pomostowych. 14 listopada b.r. Donald Tusk nie wiedział, że spotkanie to jest nagrywane. Jak pisze „Dziennik”: ”Według TVP Info szef rządu nie ukrywał, że sytuacja ekonomiczna na świecie jest coraz gorsza. "Sytuacja zewnętrzna, ciągle, Bogu dzięki, na razie zewnętrzna, jest nieporównywalnie gorsza, niż to wydawało się jeszcze tydzień temu. Mówię to także po moich spotkaniach z szefem z Europejskiego Banku Centralnego i po wczorajszym, z Sarkozym" - stwierdził i wyjaśnił od razu, dlaczego nie ostrzegł przed tym Polaków. "Nie mówiłem tego publicznie. Prosiłbym też wszystkich o powściągliwość, bo to niczemu dobremu nie służy, wprawianie w stan nerwowości ludzi. Ale jest dużo gorzej niż mogło się komukolwiek wydawać. Jeszcze, nie mówię, pół rok temu, ale tydzień temu" - podkreślił.”

O obecnej sytuacji pisze również chociażby „Gazeta Finansowa”, cytuję fragmenty: ” Kredyt bankowy, to od dawien dawna jedno z podstawowych źródeł pozyskiwania przez firmy finansowania dla prowadzonej działalności gospodarczej. Bez niego bardzo trudno byłoby nie tylko prowadzić działalność, ale przede wszystkim myśleć o rozwoju i realizacji planów inwestycyjnych, niezbędnych dla dalszej ekspansji. Niestety, trawiący cały świat kryzys finansowy trafił i do Polski, bo trafić w większym czy mniejszym stopniu musiał. Stało się to, co się musiało stać.” (Na marginesie - proszę tu zwrócić uwagę, na ile zdrowsze były takie podstawy rozwoju przedsiębiorstwa, w których inwestowano w rozwój z własnych zysków i gdy światowa gospodarka nie była zakładnikiem banków). Jak zauważa Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”, w związku ze zmianą warunków dostępu do finansowanie zewnętrznego ”prawie 30 proc. firm uważa, że kryzys ograniczy ich produkcję i sprzedaż na rynku krajowym, jedna trzecia firm uważa, że będą musiały ograniczyć produkcję i sprzedaż na eksport, 24 proc. firm uważa, że będzie musiała ograniczyć zatrudnienie, prawie 30 proc. – że ograniczy inwestycje ze względu na brak dostępu do kapitału”. W tym samym tekście czytamy też o tym, co powszechnie wiadomo - ”banki straciły do siebie zaufanie i mocno ograniczyły, a brutalniej mówiąc praktycznie przestały sobie pożyczać pieniądze”. Pomijam tu już wspomniany wcześniej aspekt, że zewsząd podnosi się i podnosić się będzie podparte podobnymi danymi larum, wzywające rządy państw do sięgnięcia do kieszeni podatnika celem ratowania „zagrożonych przedsiębiorstw”, a tak naprawdę banków, co oznacza coraz większy centralizm, nacjonalizację i socjalizm po prostu – gdyby nie interwencje rządów, obecny kryzys, tak jak każda burza, mógłby mieć moc oczyszczającą i uzdrowicelską. W każdym razie – skoro banki straciły do siebie zaufanie, to jak możemy im ufać my, zwykli klienci? Cóż z tego, że jednak powtarza się nadal zaklęcia, w myśl których polskie banki są w dobrej kondycji, skoro w 80 procentach nie są nasze? Co się stanie, gdy właściciele tych banków zaczną się ratować ich kosztem i np zaczną z nich doić pieniądze, transferując poza polski system?

Zadbaj o swoje pieniądze
Zastanawiając się nad ogarniającym świat kryzysem i zagrożeniami dla Polski, warto zwrócić uwagę na niepospolity wysyp niepospolicie wysoko oprocentowanych i szeroko reklamowanych lokat, dwukrotnie wyższych niż jeszcze parę lat temu. Co to oznacza? Ano, wyraźnie potwierdza to zauważony wcześniej fakt, iż bankom zwyczajnie zaczyna brakować pieniędzy – wartość wirtualnych zysków będących kredytami, przewyższa wartość faktycznie posiadanych środków, kredyty nie zostały zrównoważone takimi instrumentami jak np. lokaty. Słowem, mamy tu do czynienia z czymś w normalnej, wolnorynkowej gospodarce nie do pomyślenia, bo któż rozsądny ryzykownie „inwestuje” bez rzeczywistego zabezpieczenia środki wyższe, niż posiadane, czy np. któż wydaje więcej niż ma? Problem jest tym poważniejszy, iż „wirtualny pieniądz” nie ma pokrycia w papierowym, a papierowy – w złocie, jak to miało miejsce jeszcze bodaj w XIX wieku. Innymi słowy: ekwiwalentem wymiany stało się coś, co nie istnieje, co jest jedynie umową społeczną, kredytem zaufania w który wszyscy wierzymy. Dziś ten kredyt się wyczerpuje.

Kiedy więc tak patrzę na reklamy wysoko oprocentowanych lokat, kiedy obserwuję kolejny przypadek, gdy ja, posiadający rachunek w pewnym banku i ktoś inny, posiadający rachunek w innym banku, przez wiele godzin nie możemy wypłacić pieniędzy z bankomatów, mimo iż na sprawdzone przez internet konto środki dawno wpłynęły i gdy spoglądam na nieoczekiwany wysyp kasetek na pieniądze w supermarketach, zaczynam się zastanawiać, czy przedsiębiorcy nie powinni jednak poszerzyć grupę klientów, od których pobierają bezpośrednio gotówkę, w miejsce dotychczasowych przelewów. Łatwo wyobrażam też sobie sytuację, w której dłuższa awaria „systemu sterującego wypłatami z bankomatów” powoduje panikę i ludzie masowo rzucają się do banków by wyciągać swoje oszczędności. Tymczasem, jak już wspomniałem, wydaje się że takie awarie zdarzają się coraz częściej i to różnym bankom czy sieciom zarządzającym systemami kart płatnicznych. Najświeższy tego przypadek mieliśmy w miniony weekend – jak pisał „Dziennik”: ”Niedziałające karty płatnicze, brak dostępu do konta - z takimi problemami borykały się tysiące klientów mBanku. System informatyczny banku tuż przed weekendem zaczął szwankować, a w poniedziałek się zawiesił. Rzeczniczka mBanku twierdzi, że system się przeciążył przez "większy ruch w sieci". Klienci mBanku, którzy w poniedziałek rano chcieli dokonać przelewu, sprawdzić stan konta, założyć lokatę czy zastrzec kartę płatniczą, mieli poważne kłopoty. Klientów uspokaja rzeczniczka mBanku Anna Moszczyńska. "Najprawdopodobniej za problemy z bankowością internetową odpowiada przeciążenie systemu. Był przełom miesiąca, na konta klientów wpłynęły pieniądze, więc i ruch w sieci był większy niż zwykle" - mówi Moszczyńska.” Chciałoby się w tym miejscu wyrazić zdziwienie, że bank ten został zaskoczony „większym ruchem w sieci” przez co „system się przeciążył”, skoro z „przełomem miesiąca” i związanymi z nimi „licznymi wpłatami pieniędzy” wszystkie banki mają do czynienia dwanaście razy w roku i to od wielu, wielu lat. Doprawdy dziw bierze, że sytuacja ta wciąż „zaskakuje”.

Może się więc stać i tak, że kryzys stanie się jednocześnie samospełniającą się przepowiednią, a gdy ludzie zaczną masowo wyciągać swoje oszczędności, pieniędzy może zwyczajnie zabraknąć, co obnaży wirtualność systemu finansowego w ogóle. Zacznie się czekanie na własne pieniądze, zaczną się limity wypłat, potęgujące wszechogarniającą panikę. Co więcej, już dziś wielu zastanawia się, ile czasu potrwa odbudowanie tego, co straciły np. na giełdach rozmaite fundusze, które miały być zabezpieczeniem przyszłych emerytur (choć oczywiście w jakimś wymiarze jest to strata wirtualna). Cóż, w niepewnych czasach pewne jest złoto, które jakiś czas temu zaczęło zwyżkować. Może się też okazać, że dla niektórych najpewniejszą okaże się przysłowiowa „skarpeta” a może raczej inwestowanie pieniędzy w branże, które nie są wirtualne, w których ludzką pracą wytwarzany jest konkretny produkt, najlepiej taki, bez którego trudno się obejść i który jest do życia niezbędny. Przypominają mi się tu słowa kolegi, aktywnego gracza na Giełdzie Papierów Wartościowych, który akurat na niej nie stracił: kolega westchnął ciężko i stwierdził: „no, trzeba się zabezpieczyć, muszę kupić jakiś domek na wsi i kawałek pola.” I kiedy tak dziś się nad tym wszystkim zastanawiam, analizuję swój własny zawód w kontekście innych, sprawdzam hierarchię potrzeb, w kontekście tego, co człowiekowi do życia najbardziej jest potrzebne, dochodzę do wniosku, że pomysł z tym domkiem i polem wcale nie jest głupi. W końcu ileż krzaków pomidorów da się zasadzić na balkonie?
M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, March 29, 2024 14:28:23
IP          : 34.238.242.168
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html