To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  Cykliczny felieton M.Poświatowskiego    -   04/4/2009
Wieści różnej treści
W marcu jak w garncu – głosi staropolskie przysłowie, a przysłowia, jak wiadomo, są mądrością narodów. Gdyby powiedzenie to przyłożyć do naszego życia społecznego, politycznego, okazałoby się, że jest ono jak najbardziej na miejscu – wystarczy w garncu tym łyżką przemieszać i od razu wszystkie szumowiny wypływają na wierzch, co pokazało larum powstałe po ukazaniu się książki Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie. Prawdziwe okazało się również przysłowie o kwietniu – pletniu, bo też i taki Niesiołowski Stefan plótł w przedmiotowej sprawie co mu tylko zatruta jadem ślina na język przyniosła, jakby usiłował pogrzebać ostatecznie te niewielkie skrawki jego „legendy” które mu jeszcze pozostały.

Ogloszenie
>

Powstały wokół książki klangor pokazał, że czym prędzej Lecha Wałęsę trzeba wpisać do naszej konstytucji, jako nienaruszalną świętość i dobro narodowe, już za życia stawiając mu nie tylko pomnik, ale od razu mauzoleum. Najlepiej takie interaktywne, z fragmentami jego słynnych wystąpień, w których jest „za, a nawet przeciw”, w których wzmacnia "lewą nogę", no i stosowną wystawką, albo muzeum, z fragmentem płota przez, który Lechu przeskakiwał, by sam jeden obalić komunę. W Korei są fachowcy, którzy podpowiedzą, jak uczcić w taki sposób wodza. Na pewno będzie to łatwiejsze, niż takie, dajmy na to, upamiętnienie dziesiątek tysięcy ofiar ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców na Polakach lub ukaranie stalinowskich oprawców i odebranie 9- tysięcznych emerytur sędziom, którzy wydawali wyroki śmierci na bohaterów polskiego podziemia niepodległościowego, np. generała "Nila". Stosowne zmiany powinny objąć również podręczniki szkolne. Z wpisaniem Lecha Wałęsy do konstytucji może być wprawdzie ta trudność, że rychło mogłoby się okazać, że przestrzega się jej u nas wybiórczo, skoro według PO jej zmiana w celu wprowadzenia w Polsce euro nie jest potrzebna, jednak nie z takimi problemami Platforma się już zmagała, a jakby co, z pomocą jej przyjdą połączone siły „Gazety Wyborczej”, "Tygodnika Powszechnego" i post-udeckiego salonu oraz "Trybuny", "Krytyki Politycznej" i piewców "cywilizacyjnego skoku" jaki stał się udziałem Polaków w czasach PRL. Wymienione środowiska, wsparte zostaną pieniędzmi uwłaszczonej nomenklatury i autorytetami moralnymi swoich Tajnych Współpracowników, zjednoczone oporem wobec lustracji, czyli ujawniania kapusiów, donosicieli, agentów i innych szumowin kształtujących dziś nasze życie polityczne, społeczne i gospodarcze. Gdyby nie chodziło o Wałęsę, można by w tej krucjacie niezawodnie liczyć jeszcze na Radio Maryja; gdyby jednak zastosować w odnośnym konstytucyjnym przepisie formułę szerszą, która pozwałaby objąć podobną ochroną ojca Tadeusza R., to kto wie .....

Nie może się nie udać, skoro sygnał gotowości do współpracy dał „autorytet medialny” Tomasz Lis, który w swoim programie poświęconym książce Zyzaka, zgodnie ze swoimi wysokimi standardami i prawidłami dziennikarskiego warsztatu, nie zaprosił do studia „drugiej strony”, o Zyzaku już nie wspominając. Niestety nie mogę nazwać pana Lisa łajdakiem i świnią, bo zgodnie z narzuconym przez jego i jemu podobnych standardem, o łajdakach i świniach mówi się dziś per „osoby kontrowersyjne”, tak jak i w sztuce każde łajno rozmazane na płótnie jest „kontrowersyjne”, a więc godne uwagi i poklasku. Mogę zatem jedynie zacytować „kontrowersyjną” wypowiedź Tomasza Lisa, który swoją jednostronność tak tłumaczy (cytat za „Frondą”): „Pan Zyzak nie był, nie jest i nigdy nie będzie żadnym partnerem ani dla prezydenta Lecha Wałęsy, ani dla marszałka Bronisława Komorowskiego. A żaden historyk nie jest potrzebny, by stwierdzić, że książka Zyzaka jest haniebna. Rozważanie jej zawartości byłoby niegodne.” Postępowanie pana Lisa z pewnością zostanie przez właściwe grono zauważone, choć niekoniecznie w zamian pan redaktor raz jeszcze wymieniany będzie jako kandydat na prezydenta czy inny urząd, ale dzięki temu przynajmniej nie będzie musiał wędrować z jednej telewizji do drugiej.

Rozkaz poszedł, i choć książka Pawła Zyzaka nie ukazała się pod auspicjami IPN, już przewiduje się jego rozwiązanie i wywalenie na zbity pysk szefa Instytutu, ewentualnie obsadzenie go „właściwymi ludźmi”. W wykonywaniu rozkazu, obok Lisa, na czołówkę wysunął się m.in. Stefan Niesiołowski z PO, który w iście peerelowskim stylu, godnym najlepszych oratorskich wystąpień towarzysza Wiesława żąda ukamieniowania historyków, którzy ważyli się napisać książki o Wałęsie i rozpędzenia tej całej chołoty, która rządzi dziś IPN-em i - ponoć na życzenie Kaczyńskich - wytwarza tę fałszywą, zgniłą atmosferę wobec niekwestionowalnych autorytetów. Boż to doprawdy niewiarygodne, co ta pookrągłostołowa wolność słowa wyczynia dziś z ludźmi.
To musiał być długi marsz, towarzyszu Niesiołowski, stąd może po drodze zgubiły się gdzieś wszystkie klepki. Zagrzmiał również sam premier Donald Tusk, stwierdzając: „Za pieniądze publiczne w Polsce nikt nie ma prawa kłamać, nikt nie ma prawa oczerniać Lecha Wałęsy, nikt nie ma prawa zatruwać życia publicznego”. Ponieważ pan premier kłamać nie może, bo jest nie tylko premierem, ale przede wszystkim – liderem „Platformy Obywatelskiej”. Minister Skarbu Aleksander Grad czym prędzej będzie musiał zadbać o to, aby któraś z podległych mu spółek kupiła wydawnictwo „Arcana”, które wydało tę diabelską książkę, żeby przynajmniej słowa premiera o „zatruwaniu” „za pieniądze publiczne” choć w części mogły okazać się prawdziwe.
Trochę głupio będzie jak ktoś przypomni, że Kurtykę zgłosiło na szefa IPN właśnie PO a magistra Zyzaka na stanowisku archiwisty zatrudniał małopolski radny PO Marek Lasota, ale przecież jak kogoś się publicznie oskarży o chodzenie teraz na pasku Kaczorów, to przecież wiadomo, że zgłupieć musiał doszczętnie.
Z „kłamaniem” i „oczernianiem Lecha Wałęsy” może być wszakże większy problem, odkąd wciąż żywa jest pamięć o tym, jak to Wałęsa za czasów swej prezydentury części tajnych dokumentów wypożyczonych przez ministra Milczanowskiego na temat agenta "Bolka" nie zwrócił, a o zniknięcie innych zadbał Urząd Ochrony Państwa, jak każdy tego rodzaju urząd stojący na straży nie tyle państwa, co słynnej maksymy Ludwika XIV „państwo to ja!”.
Najgorzej może pójść z pamiętającymi młodego Lecha kolegami i sąsiadami, którzy z dziwnych powodów utrzymują, że Leszek miał jednak nieślubne dziecko a na mogiłce zmarłego tragicznie syna pewnej pani Wandy, po pogrzebie wbito nawet tabliczkę "Grzegorz Wałęsa, lat 4". Wywołanie takiej zbiorowej halucynacji to przecież jednak betka. KGB nie takie rzeczy umiało sprawić !

Czujność na straży narodowych świętości wykazała także minister nauki Barbara Kudrycka, która przypilnuje, aby słowo „nauka” było właściwie rozumiane. To znaczy: pani minister zdecydowała o kontroli na Wydziale Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, w związku z pracą Pawła Zyzaka oraz sprawdzi, czy tenże „słusznie” dostał tytuł magistra historii. Z tym akurat nie powinno być problemu, bo zdolność „właściwego rozumienia” część kadry akademickiej ma opanowaną równie dobrze, jak zamiatający pod dywan lustrację hierarchowie kościoła katolickiego w Polsce, zwłaszcza ci, którzy pamiętają, jak należy rozumieć słowo „spowiedź”.
W dalszej kolejności należy spodziewać się zatem, że platformowa esbecja, w obronie wartości których „własnom piersiom” stawał Lech Wałęsa, czyli wolności słowa, zadba, aby promotora pracy magisterskiej pana Zyzaka nie spotkało w nadchodzących latach ryzyko np. awansu zawodowego, no bo jakiż rektor się na to poważy, gdy tylu przed Platformą kuca. Zapewne też wydawnictwo, które wydało wspomnianą książkę, jeśli zechce wydać jakiś szkolny podręcznik, to z pewnością nie znajdzie się on na żadnej liście rekomendowanej przez „Ministerstwo Nauk Stosowanych”. Na razie nie wiadomo, czy „Gazeta Wyborcza” zwana „Gadzinówką” po polsku, hebrajsku czy w jidysz przeklnie Zyzaka do „n-tego” pokolenia, ale niektóre publikatory już zaczęły Zyzaka prześwietlać, wytykając mu młodą wprawdzie, ale antykomunistyczną przeszłość, a jak wiadomo, książki pisać i historykiem, czy nawet profesorem być może tylko ten, kto wyznaje poglądy dyktowane przez czerwono-różowy „Salon”.
PO rzecz jasna obiecuje „wielkie otwarcie” wszystkich archiwów, obawiam się jednak, że w przypadku ugrupowania które „jest za, a nawet przeciw” będzie to otwarcie przez zamknięcie. Nie wiem tylko jak tuskoluby zamkną usta świadkom historii, na których relacjach oparta jest książka Zyzaka – być może trzeba będzie ich zamknąć w IPN-ie właśnie, tuż przedtem zanim się zamknie IPN. Albo sięgnąć po stare, sprawdzone metody zamykania ust – w rodzinnych stronach Wałęsy do dziś się boją mówić po wizycie UOP-ków sprzed lat...

A właśnie – skoro już o historii i przeszłości mowa: przy okazji całej afery wyszło na jaw, że bycie historykiem w „wolnej Polsce” jest rzeczą bardzo niebezpieczną. Bycie historykiem, w pewnych okolicznościach, może stanowić zagrożenie dla naszej racji stanu, daleko poważniejsze niż gazrura pod Bałtykiem, NATO, UE, odsuwające w cień wszystkie inne sprawy, a nawet projekt „taniego państwa”. PO zapowiadała, że „wybiera przyszłość”, tymczasem to wprost niewiarygodne, ile uwagi poświęca jednemu tylko historykowi, który jak wiadomo, zajmuje się przeszłością. Okazuje się więc, że zanim „wybierzemy przyszłość”, musimy poczekać, aż Platforma najpierw skończy z Zyzakiem, a następnie przywoła do porządku przeszłość.

Książka Pawła Zyzaka spadła niby gwiazdka z nieba przeciwnikom lustracji, rozmiłowanym w czynieniu z tych, którzy domagają się prawdy – „katów”, zaś z kapusiów „niewinnych ofiar”. Książki nie czytałem, przyznaję, ale nie przeszkadza mi to bronić prawa do swobodnej wypowiedzi i do wolności słowa. Oczywiście, może nie podobać mi się wyciągnięty przez media z publikacji tej rodzynek w rodzaju „sikania do chrzcielnicy”, nawet nie dlatego, że nie mogę owego przykładu zweryfikować, ale ze względu na fakt, iż nie jestem miłośnikiem wyciągania na światło dzienne tego rodzaju brudów. Ale to kwestia smaku, czy może raczej „klasy”. Natomiast daleki jestem od tego, by o tym, czy dana książka historyczna jest dobra czy zła, właściwa czy niewłaściwa, decydował premier, posłowie, ministrowie, „Gazeta Wyborcza” i czort wie jacy jeszcze decydenci, którzy nierzadko protestują przeciwko publikacji, której nawet nie czytali, co przerabialiśmy już chociażby na przykładzie „spontanicznie” podpisywanych przez księży naszej diecezji listów w obronie biskupa ordynariusza, czyli TW Dąbrowskiego, a przeciw książce księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, której duchowni ci również nie czytali.

Tak więc książki tej nie czytałem, czytam za to krytyczne opinie, w których np. nie ma ani słowa o tym, że tylko mniejsza część „mówionych relacji” jest tu anonimowa. Od czasu do czasu czytam też i o tym, że nawet dokumenty SB są „niewiarygodne”, bo przez SB fałszowane (ha, ha, ha – specsłużba która okłamuje samą siebie...). Czytam więc, że dokumenty „mistrzów kłamstwa” są zakłamane, o czym zaświadczają współczesne poświadczenia „mistrzów kłamstwa”, które teraz już są wiarygodne – bo w takim to postrzeganiu rzeczywistości celuje „Wyborcza” i całe grono antylustratorów.
Najbardziej mnie jednak wkurza nagonka prowadzona na Pawła Zyzaka i Bogu ducha winny IPN, bo Zyzak ośmielił się napisać o Lechu Wałęsie w sposób dla niego mało sympatyczny. Dlatego w obronie bożka Wałęsy stają i posłowie i wszystkie organy państwa. Tymczasem w USA jeszcze za kadencji kolejnych prezydentów ukazują się i książki, i filmy o nich, nierzadko paszkwilanckie i niewiele mające wspólnego z prawdą. Dziesiątki, jeżeli nie setki publikacji. U nas na niektóre tematy napisać strach. Dlatego przypominam – od pomówień są sądy i powództwa cywilne, panie Tusk. Wasze obrzydliwe słowa i obrzydliwe działania są dokładnie takie same, jak za PRL, co pokazuje, jak – m.in. wskutek braku prawdziwej lustracji – daleko się za waszych rządów cofnęła Polska. Trzeba było wpisać Wałęsę do konstytucji, razem z zakazem prowadzenia badań historycznych na temat ostatnich pięćdziesięciu lat, z nakazem cenzurowania książek przez ekspertów Platformy, umiejscowionych, najlepiej, w specjalnie powołanym w tym celu Ministerstwie Prawdy...

P.S. I jeszcze jedno - nie jestem sympatykiem ani PiS, ani PO ani żadnego obecnego w Sejmie urupowania, al z całej tej historii płynie jeszcze jeden pożytek - dawni funkcjonariusze SB, ich Tajni Współpracownicy i dawni PZPR-owscy aparatczycy, wobec niskich notowań SLD, wiedzą już ponad wszelką wątpliwość, na kogo mają głosować. Ale to nie od dziś znana prawda, że jaka partia, taki elektorat, jaki elektorat, taka partia...

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, March 29, 2024 14:56:26
IP          : 3.236.226.100
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html