To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Opowieść zupełnie, ale to zupełnie nieprawdziwa...    -   11/10/2009
„Political fiction” ?
-Drodzy wyborcy! Obdarzyliście mnie mandatem zaufania, posyłając w kąt opozycji kaczystowskich siepaczy! Jednak sami widzicie, dwugłowa hydra ta, znów podnosi łeb (łby) i kąsa, wykorzystując Centralne Biuro Antykorupcyjne do polowania na czarownice, czyli na tych, którzy ciężko pracują nad stabilnością dziury budżetowej jako uświęconej kotwicy, kotwicy uświęconej jak Hienna Gronkowiec Walcz Duchem Świętym, dzięki czemu w roku przyszłym Warszawę czeka Parada Miłości; słowem – PiS wykorzystuje CBA do tępienia tych, którzy stoją na straży dziury budżetowej będącej gwarancją pomyślności ludu polskiego! – zagrzmiał do nadstawiaczy kamer i mikrofonów Donald Premier, wprawiając w zachwyt specjalistów od „pi-aru” i innych klakierów, zdumionych że Tuskowi, zniewalającemu niewiasty charakterystycznym „r”, udało się w dodatku skonstruować tak długie zdanie.” Zapraszamy do przeczytania popełnionej przez Mirosława Poświatowskiego opowieści z gatunku „political fiction” – opowieści oczywiście nieprawdziwej i dlatego to właśnie drogim czytelnikom pozostawiamy do samodzielnego ustalenia, czy w tytule tego opowiadania, nieprawdziwe jest słowo „political”, czy może jednak „fiction”...

Ogloszenie
>

–„To wykorzystanie CBA do wielkiej wojny politycznej PiS z Platformą. Ten atak nie pozostanie bez odpowiedzi!” – dodał Donald Premier, mając na myśli niezgodną z prawem dymisję szefa CBA. -„Ministrowie muszą bronić nie tylko swojego dobrego imienia, ale także dobrego imienia PO” – Tusk uchylił dziennikarzom na moment rąbka sekretu, którym był fakt, że rząd Premiera utworzył w tajemnicy przed społeczeństwem Platformę Pospolitą Polską w miejsce dawnej Rzeczpospolitej Polskiej, w której to Platformie jakże Pospolitej, ministrowie RP reprezentowali nie interesy kraju, ale Platformy, czyli jeszcze kogoś innego. -„PO to jedyna gwarancja, by do władzy nie wrócili tacy ludzie, którzy ze służb specjalnych czynią narzędzie politycznej walki” – perorował Donald, podpisując dymisję szefa CBA, który miał czelność nagłośnić fakt umaczania jego najważniejszych przybocznych w korupcyjną aferę hazardową. Szef CBA miał trafić także przed oblicze prokuratury za to, że zamiast od razu skierować sprawę do właściwych organów wymiaru sprawiedliwości, najpierw poinformował o aferze m.in. Donalda Premiera, przez parę miesięcy bezowocnie czekając że ten, „niezwłocznie” doniesie do Prokuratury na swoich podwładnych.-„Nasi oponenci zrozpaczeni faktem, że Polacy zaufali Platformie i rządowi posuną się do wszystkiego, co jest w ich możliwościach, aby zmienić ten stan rzeczy” – Donald przemawiał jakoś tak dziwnie znajomo - przynajmniej dla tych, którzy pamiętają jeszcze walkę ze zrzutami stonki ziemniaczanej - a w głowie wypowiadającego te słowa Premiera trzepotała nie wiedzieć czemu stara ludowa przypowieść, o złodzieju, który złapany za rękę na gorącym uczynku larum czyni wołając „Łapaj złodzieja!”. -„Głęboko wierzę, że nie agenci specjalni i nie szefowie służb będą decydowali, jaki jest wybór Polaków” – dodał Tusk, monitorowany czujnym okiem specjalnych wysłanników Anielicy Szkop (a i innych wywiadów), którzy po wycofaniu się USA z aktywnego oddziaływania na politykę europejską, czuli się w sojuszu z pobratymcami z Rosji jeszcze pewniej. I tylko nieliczni wtajemniczeni wiedzieli, że Donek dał w ten sposób sygnał wysłannikom pani kanclerz, że jeżeli całkiem zamierza zrezygnować z poklepywania go po ramieniu, przymierzając się do klepania i futrowania kogo innego, to wtedy on, Donek...
No właśnie. Wtedy co?

Tymczasem sondaże leciały na łeb na szyję i doraźne amputacje kończyn w postaci podwładnych nie pomagały, zaś ludek nad Wisłą otrzymał kolejną, niepowtarzalną okazję dla przypomnienia sobie, czym na co dzień zajmują ich wybrańcy (a może raczej „wskazani do wybrania”) – zaś na wypadek, gdyby ludek nad Wisłą zapomniał o aferze „...i czasopisma” – Polacy raz jeszcze mogli przekonać się, jak się w naszym kraju „szyje” ustawy. Co więcej, „afera hazardowa” miała tę jeszcze jedną zaletę, że dla prostaczków była bardziej przejrzysta, niż taka dajmy na to, lektura ordynacji podatkowej, która to lektura, stanowi dla „zaawansowanych” żywą lekcję poglądową i instruktaż, jak ustawy na zamówienie można „szyć”...
Ale powróćmy do naszych polityków i innych „służebnych”. Wobec powstałego zamieszania nerwy puściły także Ministrowi Sprawiedliwości, który „Rzeczpospolitą”, gazetę której akurat ktoś był zechciał podrzucić kwity, czy może raczej nagrania na „Zbigniewa C. i Mirosława D.” - porównał do gadzinówki z nazistowskich Niemiec. Dlaczego minister porównał „Rzepę” akurat do niemieckiego szmatławca, a nie dajmy na to, do „Prawdy”, czy przynajmniej jakiegoś „Le Monde” – to pozostanie już jego tajemnicą. W każdym razie, w desperacji Pan Minister zapowiedział odtajnienie nagrań. Na szczęście przytomnością umysłu wykazał się jego doświadczeńszy zapewne, podwładny, Prokurator Krajowy w osobie własnej, który zaprotestował przeciwko zdjęciu klauzuli tajności z podsłuchów i odtąd Zbigniew C. i Mirosław D. mogli publicznie używać swoich nazwisk w pełnej, niewykropkowanej krasie. Podejmując tę decyzję, Prokurator Krajowy zastanawiał się jednocześnie, co począć z zastępcami szefa CBA, wywalanego pod pozorem niedozwolonej ponoć akcji w Ministerstwie Rolnictwa (afera gruntowa), którzy mieli czelność zaapelować, by takie same zarzuty jak Mariuszowi Kamińskiemu, postawić również i im, nie bacząc, iż grozi im za to osiem lat więzienia! Tymczasem, dla bezpieczeństwa, postawienie zarzutów Mariuszowi K. zlecono prokuratorowi Bogusławowi O., który wedle zachowanej karty rejestracyjnej, był w latach 1985-1990 zarejestrowany jako współpracownik Służby Bezpieczeństwa... Trzeba było się śpieszyć, bo mleko się rozlało, opinia publiczna wrzała, premier żądał głów, desperacko próbując ratować „image”, a przecie szef CBA może stracić stanowisko jedynie w wyniku prawomocnego wyroku sądu...

Mniej więcej w tym samym czasie, w zgoła innym miejscu, Frau Anielica Szkop pocierała z zadowolenia ręce, przeglądając nadesłane raporty (inne źródła podają, że rąk nie pocierała, tylko powtarzała z ukontentowaniem „ja”, „ja, sehr gut”). Wieści z całej Europy nadchodziły bardzo pomyślne. Najpierw pani kanclerz, wygrawszy znów wybory, oczyściła sobie przedpole do kolejnych działań. A przecież dopiero co udało się przeforsować, że Zjednoczone Niemcy, jako jedyny kraj w Unii Europejskiej, mogą sobie stosować postanowienia wypływające z Traktatu z Lizbony tylko tam, gdzie będzie im wygodnie, w odróżnieniu od innych krajów, które będą musiały realizować postanowienia wszystkie. –Już my sobie z tym poradzimy – pomyślała sobie Anielica Szkop mając w świadomości fakt, iż Niemcy są w Unii największym płatnikiem i wreszcie chcą coś z tego mieć oraz wspominając zacieśniające się partnerstwo rosyjsko – niemieckie, odnowione po kilkudziesięciu latach przerwy. –Kolejni hamulcowi integracji spuszczają z tonu, w sobotę Traktat podpisał wreszcie ten Kartofel in Polen. Zresztą, nie miał wyjścia - niedawno dowiedliśmy że potrafimy izolować, a nawet pacyfikować władze krajów, w których górę brał obcy nam nacjonalizm, zagrażający naszym interesom, to znaczy interesom Zjednoczonej Europy – poprawiła się w myślach pani kanclerz wspominając prawicowca Jorga Haidera, przeciwnika Euro i Unii, członka rządu Austrii, cieszącego się poparciem „niedojrzałej” tam demokracji, przez co 14 krajów UE „musiało” na osiem miesięcy zawiesić stosunki z tym krajem, by „ukarać” „niedojrzałe” do współczesnych wyzwań tamtejsze społeczeństwo, które zbłądziło niedemokratycznym rzecz jasna odchyleniem na prawo od lewo, w bezsensownym odruchu pragnąc, by miast kręcić się po śmiercionośnej lewoskrętnej spirali w kółko, zmierzać jednak prosto. Na szczęście Haider zginął w doskonale wyjaśnionym i udokumentowanym wypadku, co pokryło się z „doniesieniami prasowymi” dezawuującymi tego polityka, przez co tworzące się dopiero zalążki struktur zbrojnych Zjednoczonej Europy nie musiały wkraczać do Austrii „z bratnią pomocą”, by zacząć tępić tam wyrosły wprost z niegodnego cywilizowanego człowieka patriotyzmu rasizm, a jak trzeba będzie, to i nietolerancję, antysemityzm i inną niekoszerną ksenofobię.
Taaak, Anielica Szkop miała powody do zadowolenia. Niemcy były krajem poważnym i w poważnych sprawach realizowały politykę, którą jej poprzednik, Gerhard „Gazprom” Schroeder, na zjazdach związku wypędzonych i pruskiego powiernictwa w 1999 roku, kiedy o żadnych „centrach przeciw wypędzeniom” jeszcze głośno się nie mówiło, tak podsumował, uspokajając zniecierpliwionych Niemców: „Bądźcie cierpliwi, ja wam zwrócę wschodnie landy. Zaufajcie mojej metodzie!” (...) „Siedźcie cicho, póki Polska nie wejdzie do Unii, potem sama wpadnie nam w łapy.”. Poza tym w Niemczech, jak na kraj poważny przystało, służby specjalne zajmowały się „oddziaływaniem” na polityków innych krajów, których wcześniej „wspomożono” w walce o zdobycie „zewnętrznych znamion władzy” – czyli zupełnie inaczej niż w krajach niepoważnych, w których rodzime „służby specjalne” raz po raz tańcowały oberka, wykręcając figurki figurkami lokalnych polityków i decydentów, w rytm nadany przez służby krajów poważnych...

Tymczasem na politycznym „poligonie” w Polsce, trwało właśnie kolejne wielkie testowanie. „Widoczny znak” przeciw „wypędzeniom” stawał się coraz bardziej widoczny, w czym pomagały polskie sądy „zwracając” ziemię „wypędzonym”. W ramach tych testów Bruksela, ustami Parlamentu Europejskiego, zażądała od Polski „korytarza kolejowego do Gdańska” – który miałby połączyć Bałtyk z Adriatykiem. Na razie o „eksterytorialności” nie było mowy, co to, to nie, na razie była „deklaracja” w której PE „domaga się”. Widocznie polscy kacykowie pełniący funkcję tubylczego rządu sami z siebie nie widzieli takiej potrzeby, więc trzeba ich pogonić do roboty, w końcu pieniądze biorą za wykonywanie rozkazów, a cyrk „suwerenności” niech sobie zostawią na użytek tubylców. -Ale co tam korytarz, jaka eksterytorialność – myślała Anielica Szkop. -Dziś podbija się ekonomicznie, kulturowo i niewolnicy wcale nie muszą wiedzieć, że są Untermenschen! Wystarczy, żeby myśleli, co im się powie i płacili podatki. A na obecnym etapie tak naprawdę liczy się gazrura pod Bałtykiem i inne, „strategiczne” partnerstwa, o których świat jeszcze usłyszy, jak przywyknie, do tego co jest i co powoli nadchodzi..
. -Ein Reich, Ein Volk, Ein Euro!
- pani Kanclerz poruszyła się konwulsyjnie i sięgnęła po najświeższe wydanie „Dziennika - Gazety Prawnej”, oczywiście wydanie niemieckie, a nie polskojęzyczne, albowiem pani kanclerz zwykła czytać prasę w oryginale. „Gdyby nie euro, kryzys uderzyłby mocniej” – nagłówek artykułu walił po oczach. „Gdyby nie wspólna unijna waluta, trwający od ponad roku kryzys gospodarczy uderzyłby w Europę dużo mocniej. To kluczowy wniosek z przedstawionego w Brukseli raportu Komisji Europejskiej o kondycji państw strefy euro (...)”. –No, dobra robota – pomyślała Anielica Szkop i czytała dalej. A dalej, po hurraoptymistycznych, potwierdzających tytuł doniesieniach w rodzaju „to jednak nie koniec dobrych wiadomości płynących z raportu Komisji”, znajdowały się, ledwie trzy linijki dalej, takie oto zapisy: „eksplodujące w większości krajów wspólnoty deficyty budżetowe”, „aż dziewięć spośród szesnastu krajów strefy euro złamało granicę 3 proc. PKB”, „w najbliższych miesiącach nastąpi kulminacja kryzysowej fali bezrobocia”. Ulubiona Anielica Tuska raz jeszcze spojrzała na tytuł artykułu: „Gdyby nie euro, kryzys uderzyłby mocniej”. –No, dobra robota – pomyślała raz jeszcze z uznaniem o „redaktorach prowadzących”. –W razie czego mogą liczyć na stanowiska w którejś z monitorującej w Polsce wolność i demokrację fundacji! Ale dość już lektury na dziś. Wybory wygrałam, pora wziąć się za rekonstrukcję rządu!

Wypowiadając powyższe słowa Anielica Szkop aż uśmiechnęła się w duchu, co dotąd nieczęsto jej się zdarzało – a uśmiechnęła się na myśl że w czasie, gdy Lizbonę podpisać miał prezydent Polski, gdy ważyły się przyszłe losy i kształt zjednoczonej Europy i między innymi śmielej powrócić będzie można do forsowanej nie tak dawno idei euroregionów, w poprzek zniesionych granic państw, w tym właśnie czasie, pismacy nad Wisłą rzucali się do gardła chronionej dotąd przez nich Platformie, ku uciesze PiSmatołków, nie wiedzących jeszcze, że na całym tym zamieszaniu skorzystają nie oni, tylko całkiem inna, tworzona formacja - wydmuszka. W tym kluczowym momencie zaabsorbowana czym innym była nad Wisłą również inteligencja, zaangażowana w obronę pedofila Polańskiego, którego czyn stał się nawet polską racją stanu i przedmiotem interwencji dyplomatycznych, jak to z klejnotami narodowymi czynić przystało i w ogólnym tumulcie na szczęście nie zauważył nikt, że w obronę reżysera nie zaangażował się żaden z jego pobratymców w Izraelu, zawsze tak skorych do ochrony swojaków przed obcym wymiarem sprawiedliwości, czego dowiodły przykłady ubeków – katów, bluzgających teraz z bezpiecznej odległości o polskim, wyssanym z mlekiem matki antysemityźmie. Wprawdzie na polskojęzycznym terytorium zależnym antysemityzmem nazwał aresztowanie pedofila jeden z jego kolegów po fachu, zachowując iście rewolucyjną czujność, ale widocznie nie zdążono go poinformować, o co biega.
Tak więc tumult nad Wisłą trwał, skutecznie zagłuszając możliwe głosy dotyczące Lizbony. –Co za ordnung, co za koordynacja – Anielica zadumała się nad krystalizującą się wreszcie sferą podziału wpływów między krajami poważnymi. Kanclerz Niemiec pozwoliła sobie jeszcze na żartobliwą refleksję dotyczącą polskich elit, zastanawiając się, kogo jest wśród nich więcej – agentów, posłusznych piesków nadstawiających się zawsze tam, skąd wieje wiatr, w nadziei na konfitury i ochłapy z pańskiego stołu, czy może pożytecznych idiotów? – i doszedłszy do wniosku, że jest ich wśród „rządców” dusz mniej więcej po tyle samo, zabrała się do pracy. Jak rekonstrukcja rządu, to rekonstrukcja!
-Potrzebni mi zaufani ludzie – powiedziała do siebie pani Kanclerz ciesząc się w duchu, że zawczasu podległe jej służby zaczęły wyciągać z niebytu tego i owego, spolegliwo-czerwonego i wciskać na „salony”. –Kogo my tam mamy, zamiast tego Donka – pomyślała wykręcając numer do swojego strategicznego partnera. –Nie martw się Anieliczko – strategiczny partner odbierając telefon, jakby domyślił się, z czym dzwoni do niego pani kanclerz i dodał: –Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica...

Tymczasem w Polszy kotłowanina trwała, a słupki poparcia dla poszczególnych tubylczych, „politycznych” plemion latały tam i nazad w rytm dymisji, w rytm afer które ujrzało światło dzienne, a jeszcze bardziej – w rytm afer, które światła dziennego nie ujrzały. To kolejny raz po 1989, dźgana interesami obcych państw naparzała się Banda Czworga: PiS, PO, SLD i PSL, przy czym to ostatnie ugrupowanie miało tę oto przewagę nad konkurentami, że przynajmniej nigdy się nie przepoczwarzało, tylko tak jawnie, szczerze, choć po cichu, u żłobu, przez wszystkie te lata nadstawiało się każdemu, bo o ile czerwonemu LSD zostały tylko dwie kalorie, o tyle niektórym było PeSeLej...
A PiS wam wszystkim, POpaprańcy!

P.S. Wszelka zbieżność imion, nazwisk, sytuacji oraz zdarzeń z imionami, nazwiskami, a nawet inicjałami, w szczególności zaś sytuacjami i zdarzeniami jest przypadkowa i niezamierzona.
Fragmenty napisane pogrubioną kursywą są cytatami z autentycznych, publicznych wypowiedzi.

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, March 29, 2024 00:57:15
IP          : 3.81.97.37
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html