To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Felieton Mirosława Poświatowskiego - film aktualizacja   -   02/12/2009
Demontaż polskiego państwa
Właściwie to nie do końca wiadomo – Traktat z Lizbony wszedł, czy nie wszedł w życie? Zgodnie bowiem z polskim prawem, powinien być on opublikowany pierwej w Dzienniku Ustaw. Tymczasem traktat opublikowany został, a i owszem – tyle że w dzienniku ustaw Unii Europejskiej. Niektórzy „konstytucjonaliści” uważają, że skoro został opublikowany w Brukseli, to u nas już nie musi, co rzuca nam nieco światła na kwestie suwerenności i zagadnienie dotyczącego tego, czy konstytucja RP, zgodnie z konstytucją jest, czy nie jest nadrzędnym źródłem prawa w Polsce. Ci sami „znawcy” zapewne jednak szybciutko zmienią zdanie, gdy Trybunał Konstytucyjny odrzuci skargę grupy posłów na ów dokument i sposób jego przyjęcia, argumentując np., że skarga jest niezasadna, bo nie można zaskarżyć czegoś, co nie zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw... Tymczasem idzie nowe, trwa w najlepsze demontaż pozostałości polskiego państwa, co pokazuje chociażby fakt, iż wśród 134 ambasadorów UE, ani jeden nie jest Polakiem...

Ogloszenie

Przyśpiesza demontaż państwa polskiego. Na pierwszy ogień miała pójść Giełda Papierów Wartościowych, którą rząd chciał sprzedać Deutsche Boerse. W efekcie notowania największych spółek mogłyby zostać przeniesione na niemiecki parkiet, a giełda nad Wisłą – zostałaby zmarginalizowana. Wychodzi jednak na to, że Donald Tusk odwdzięczając się pani kanclerz Niemiec za poklepywanie po ramieniu (no bo zacóżby innego, prawda?), chwilowo jednak przesadził - podniosło się larum wielkie i obecnie Platforma wycofała się z tego pomysłu.
Nie brak jednak i innych podobnych koncepcji – otóż rząd chce, aby część obowiązków straży granicznej (m.in. kontrolę bagażu) w portach lotniczych przejęły prywatne firmy. Dla niewtajemniczonych: porty lotnicze stanowią granicę państwa polskiego. Ale może niepotrzebnie się czepiam, w końcu jakie tam znowu granice, państwo polskie już nie istnieje, no a poza tym dzięki temu rozwiązaniu sytuacja u nas stanie się przynajmniej bardziej klarowna - gdy obowiązki straży granicznej przejmą agencje ochroniarskie, najlepiej te zakładane przez mafię byłych ZOMO-wców i różnych takich... Na spokój mogą liczyć również właściciele kasyn, z których też na pewien czas wycofano stałe kontrole funkcjonariuszy służb celnych.
Dlaczego zatem rząd nie chce, by część jego obowiązków także sprawowały „zewnętrzne”, „prywatne” firmy – to wiadomo, albowiem prywatne „firmy” dawno już władzę tę sprawują i to nie tylko w aspekcie piszących u nas ustawy lobbystów. Natomiast na samo „sprawowanie władzy”, w kontekście strategicznego partnerstwa rosyjsko-niemieckiego stanowiącego jeden z filarów Unii, pewne światło rzuca nominacja Catherine Ashton na szefową unijnej dyplomacji. Otóż pani Katarzyna w latach 80-tych była skarbniczką pacyfistycznego ugrupowania, domagającego się jednostronnego nuklearnego rozbrojenia Wielkiej Brytanii. Ugrupowanie to finansowane było z ZSRR...

To może jednak zamiast o szefowej unijnej dyplomacji, porozmawiajmy o samych dyplomatach? Znowu skucha. W tym tygodniu pracę rozpocznie 134 ambasadorów UE, z których ani jeden nie będzie Polakiem. Ambasadorowie państwa o nazwie Unia Europejska, w odróżnieniu od niepotrzebnych już teraz ambasadorów regionu o nazwie „polska”, mają większe kompetencje – na mocy Traktatu Lizbońskiego mają np. możliwość kształtowania polityki zagranicznej, mogą zajmować się kwestiami obrony a nawet posiadają wpływ na wprowadzanie sankcji wobec danego kraju. O niedemokratycznym charakterze realnej władzy zaświadcza również fakt, iż większość decyzyjnych stanowisk w UE, zwłaszcza po Traktacie, to stanowiska mało eksponowane. „Nie tylko Komisarze się liczą. Nie mniejszą władzę mają szefowie gabinetów. To kierowane przez nich zespoły przygotowują konkretne decyzje podejmowane przez Brukselę. (…) Przyjęło się wręcz mierzyć wpływy danego kraju w Unii po liczbie szefów gabinetów i dyrektorów generalnych, których ma w Komisji Europejskiej” - przyznaje w „Dzienniku – Gazecie Prawnej” Marco Incerti, ekspert brukselskiego instytutu CEPS. Zresztą, trwa właśnie bój o unijne stanowiska, który pokazuje, że o żadnej wspólnocie nie ma mowy, bo każde poważne państwo (Francja, Niemcy) ciągnie w swoją stronę – np. Francja chce z pomocą swojego komisarza ratować własne koncerny. Niemcy z kolei wepchnęli swojego kandydata na fotel rzecznika Komisji Europejskiej. Co może rzecznik? „Osoba zasiadająca na tym stanowisku jest tradycyjnie uznawana za szarą eminencję KE, która mimo, że nie trafia na czołówki gazet rozdaje karty w Brukseli i jest uznawana za prawdziwego szefa unijnej egzekutywy. Niemiec będzie decydował o planie pracy Barroso” – stwierdza w „Dzienniku” szef ośrodka analitycznego European Policy Center Antonio Misseroli. Takich szarych eminencji jest więcej...

Personalne przepychanki ponad głowami milionów wyborców jeszcze chwilę będą trwały, sięgając w czasie nawet dalej niż dzień 1 grudnia, kiedy to wszedł w życie Traktat z Lizbony. Tzn. wszedł, ale tak jakby nie do końca – albowiem nie został jeszcze opublikowany w polskim Dzienniku Ustaw, czego wymaga jakaś tam Konstytucja RP czy coś w tym rodzaju... Dlaczego tak się stało – tu zdania są podzielone: jedni uważają, że wobec kryzysu finansów publicznych i wielkiej dziury budżetowej, państwa polskiego, ledwie nadążającego z przekładaniem unijnej legislacyjnej biegunki na prawodawstwo rodzime, zwyczajnie nie stać na opublikowanie liczącego kilkaset stron dokumentu w stosownej liczbie egzemplarzy. Inni sądzą, że opóźnienie wynika z faktu, że Traktat z Lizbony nie został jeszcze oficjalnie na język polski przetłumaczony. Ta ostatnia grupa to oczywiście wredni złośliwcy małej wiary, którzy małodusznie oczerniają parlamentarzystów twierdząc, że światli wybrańcy narodu wiele miesięcy temu głosowali na tak za dokumentem, którego nawet nie czytali. Ciemnogrodzianie ci mają wręcz czelność powoływać się na słowa takiej np. Urszuli Augustyn z PO która sama wówczas przyznała, że traktatu nie czytała, ale czytała za to opracowania ekspertów i „nie ma powodów do niepokoju”. Ciemnogrodzianie ci mają też czelność wskazywać hańbę większości pisiorów (z wyjątkiem np J. Rojka, M. Wojtkiewicza), którzy również za „Lizboną” „nie czytawszy” głosowali...

Ale porzućmy ciążącą nam przeszłość – wszak przed nami przyszłość. O tej zaś na pewno wiadomo, że w nadchodzącym roku przyniesie nam kolejną hochsztaplerkę uprawianą za pomocą kreatywnej księgowości nad budżetem państwa – byle tylko ukryć rzeczywisty deficyt i nie przekroczyć „progu oszczędnościowego”; przyszłość, i to całkiem bliska, przyniesie nam również znaczące podwyżki wszystkiego. Większość tych podwyżek to oczywiście skutek unijnych regulacji. Podrożeją paliwa, podrożeje energia. A jeszcze w grudniu – wzrosnąć ma OC – rzecz jasna „zgodnie z wymaganiami Unii Europejskiej”. Co więcej, oprócz dotychczasowych „wymogów” nowi brukselscy „nominanci” UE już jawnie zapowiadają konieczność wprowadzenia kolejnych podatków, które bezpośrednio trafiałyby do Brukseli.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że na część wszelakich podwyżek składa się wymuszana przez „Brukselę” walka „z globalnym ociepleniem”. Nie wiem, czy idea ta wyszła pierwotnie z Hiszpanii, na co mogłaby wskazywać osoba Don Kichota który z wiatrakami walczył, czy też narodziła się gdzie indziej, ale od dłuższego czasu pojawiają się poparte liczbami doniesienia, już to że globalne ocieplenie to mit, już to że nie ma ono większego związku z działalnością człowieka. I tu znów nieco światła na „Globcio” rzuca włamanie dokonane na serwer jednostki badawczej Wydziału Klimatologii Uniwersytetu Wschodniej Anglii – hakerzy wykradli tysiące dokumentów i prywatnych maili, z których wynika, że czołowi „klimatolodzy” manipulowali danymi, by udowodnić tezę że globalne ocieplenie jest skutkiem ludzkiej działalności.
Jednak socjalizm walczy o postęp aż do śmierci, stąd też duński rząd na międzynarodowej konferencji klimatycznej w Kopenhadze przedstawi dowody na to, że im więcej ludzi na świecie, tym więcej emisji dwutlenku węgla. Czy w następnej kolejności zabroni się ludziom oddychać, lub też oddychanie ograniczy? - wszystko to być może, na razie jednak w związku z „Globcio” Dania „włącza się w kwestię kontroli narodzin” - dlatego też „każdy człowiek ma prawo do używania środków antykoncepcyjnych i planowania rodziny”. O co chodzi z planowaniem rodziny? – oczywiście o aborcję, o czym z kolei przypomina nam Rada Europy która przygotowała rezolucję ograniczającą wolność lekarzy do odmowy dokonywania aborcji z powodów religijnych (klauzula sumienia). Aborcja ma być „prawem człowieka”. Jak podaje „Fronda”, cytując fragment rezolucji: „Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy jest głęboko zaniepokojone wzrostem odmów dokonywania aborcji ze względów moralnych.” Zgodnie z tym dokumentem, katolickie kliniki i szpitale będą zmuszone do dokonywania zabójstw nienarodzonych dzieci. Dodam, że w bardziej postępowych krajach kliniki takie oraz instytucje które nie chciały przygotowywać do adopcji par homoseksualnych, albo przestały być „katolickie” albo zostały zlikwidowane.
Nawiasem mówiąc w czasie, kiedy „klimatolodzy” fałszują dane, dzięki którym pionierzy walki z „Globcio” domagają się mordowania nienarodzinych, na jeszcze innym odcinku nie ustają w wysiłkach „eksperci” ze Światowej Organizacji Zdrowia. Okazało się, że wielu z tych „niezależnych ekspertów” figuruje na liście płac farmaceutycznych gigantów. To tyle w temacie „świńskiej”, „ptasiej” czy innej strusiej grypy.

Zanim jednak te wszystkie nowinki na dobre się przyjmą w księstewku nad Wisłą, grupa 61 posłów PiS i dwóch nie zrzeszonych pod przewodem Antoniego Macierewicza skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o orzeczenie niezgodności z ustawą zasadniczą Traktatu z Lizbony. W skrócie: uzasadnienie jest oczywiste i proste jak budowa cepa – m.in. czytamy w nim, że przez Traktat może dochodzić do sytuacji, w której Polska będzie musiała zastosować się do rozstrzygnięć unijnych organów, których nie akceptuje, a przecie zgodnie z Konstytucją prawo unijne nie może być nadrzędne nad prawem krajowym. „Wnioskodawcy zaskarżyli art. 1 i 2 Traktatu Lizbońskiego „w tym zakresie, w jakim zmienione przez niego artykuły Traktatu o UE dopuszczają stanowienie przez Radę Unii Europejskiej wbrew stanowisku RP aktów prawnych obowiązujących na terytorium RP lub wiążących ją w stosunkach zewnętrznych”.(...) Ponadto, jak podkreślono, przepisy art. 1 i 2 Traktatu są niezgodne z przepisem ustawy zasadniczej, stanowiącym, że konstytucja jest najwyższym prawem RP”.” Co więcej, inne zapisy konstytucji traktujące o przekazaniu części kompetencji organów władzy państwowej organizacji międzynarodowej stanowią, że wyrażenie zgody na ratyfikację takiej umowy może być uchwalone w referendum ogólnokrajowym. W końcu w tak fundamentalnych kwestiach – suwerenem jest naród. Dlatego ciekawi mnie, podnoszona przez niektórych publicystów (bodajże Stanisława Michalkiewicza) kwestia potencjalnego pytania do Trybunału Konstytucyjnego – by ten określił, ile procentowo tych kompetencji i suwerenności może Polska przekazać, by jeszcze mówić o suwerenności. W dodatku UE obecnie nie jest już jedynie „organizacją międzynarodową”. Ciekawe więc, jakiej to ekwilibrystki będzie potrzebował stojący na straży prawa unijnego „nasz” Trybunał Konstytucyjny, by wykazać, że czarne jest białe. Na wszelki wypadek, gdyby TK zastosował sztuczkę wedle której skarga miałaby być niezasadna, bo Traktat został dotąd opublikowany jedynie w Dzienniku Ustaw UE, podobny wniosek przygotowała grupa senatorów, oczekując z jego złożeniem do czasu opublikowania „Lizbony” w polskim Dzienniku Ustaw.

A skoro już jesteśmy na rodzimym podwórku – warto wskazać na knebel i pałkę, jaką przygotował rząd Donalda Premiera przy okazji ustawy hazardowej. Otóż stworzona ma zostać „lista stron zakazanych”, obejmująca nie tylko „e-hazard” ale np. strony propagujące pornografię dziecięcą czy „treści faszystowskie”. Jako że za faszystowskie, a szczególnie za ksenofobiczne może być uznane dziś wszystko, z krytykowaniem UE włącznie, nietrudno domyślać się i „owoców” tej ustawy, i tego „skąd wieje wiatr”. „Czarną listę” tych stron internetowych mają uzupełniać prawie wszystkie polskie służby – ABW, CBA, kontrwywiad, żandarmeria, Służba Celna, wywiad skarbowy, Straż Graniczna itp. Strony które trafią na taką listę zostaną zablokowane. Jednak właściciel „podejrzanej” witryny może nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, że trafił na taką listę, a przed zablokowaniem strony nie może niczego wyjaśniać – brak jest również skutecznego systemu odwoływania się od decyzji. Pomysł rządu zgodnie krytykują: Urząd Komunikacji Elektronicznej, UOKiK czy generalny inspektor danych osobowych („Dziennik”). Wot, nie paniali ukazów i „skąd wieje wiatr” więc pewnie trzeba będzie ich wymienić. I tak to, coraz żwawszymi krokami, nadciąga nam „świetlana przyszłość” bratnich narodów Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. My, Polacy, kwestie suwerenności i pewnych wartości religijnych, kulturowych w specyficzny sposób przerabialiśmy w PRL. Historia jak widać, lubi zataczać koło. Szkoda tylko że znów, jak w nieśmiertelnym przysłowiu – Polak „przed szkodą, i po szkodzie – głupi”...
M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, March 29, 2024 13:23:14
IP          : 34.231.109.23
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html