To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
  
  Historia ostatnich zmagań o uratowanie drobnego handlu na Burku. Czy decyzje w tej sprawie są ostateczne ?    -   22/12/2009
Walka o plac
Czy można w czasach pokoju prowadzić wojnę? Czy można prowadzić walkę o plac targowy? Można. Wcześniej taką walkę stoczyli o Plac Broni chłopcy, bohaterowie książki Ferenca Molnara. I tu i tam krew się nie lała, ale walka była poważna, bo chodziło o egzystencję ludzką na godziwym poziomie – wtedy, gdy chodziło o plac targowy i o honor, gdy chodziło o Plac Broni. W bitwie o plac targowy też zresztą chodziło o honor i ponadto o zachowanie tradycji, ale obrońcy uświadomili to sobie dopiero po trwającej kilka miesięcy walce. Na szczęście, nie za późno. O historii ostatnich, zakończonych sukcesem, zmagań drobnych kupców z Burku, wspieranych przez ich klientów, pisze w obszernym artykule Andrzej Komorowski. Czy to sukces trwały, a decyzje w sprawie Burku są ostateczne ?

Ogloszenie
>

Plac targowy w Tarnowie znany jest powszechnie pod nazwą Burek. Różnie się tę nazwę tłumaczy. Na przykład, jako plac położony przy drodze prowadzącej do zamku Tarnowskich – do „burgu”. Inne tłumaczenie nazwy odwołuje się do słowa „bruce” czyli bruku, którym pokryto w XVI wielu drogę do tego zamku. Z „burgu” lub „brucu” zrobiono „burek” i tak już zostało. Na mapie Tarnowa, ani w urzędowym spisie ulic i placów nazwy „Burek” nie znajdziecie. Dawniej był to plac św. Ducha, a dzisiaj to plac Generała Józefa Bema. Ale mieszkańcy Tarnowa bez trudu wskażą, gdzie leży najbardziej w tym mieście plac targowy i na pewno będą wiedzieli, że Burek to właśnie to miejsce.
Odkąd tę nazwę zaczęto pisać dużą literą, dokładnie nie wiadomo. Sam plac nie od razu też był placem targowym. Wcześniej mieścił się tu położony za murami miasta szpital św. Ducha, kościółek pod tym samym wezwaniem i cmentarz. Dopiero od 1800 roku prowadzono tu handel płodami rolnymi i drewnem. Ale data ta wskazuje, że Burek jest najstarszym, czynnym placem targowym w Małopolsce.

Plac targowy – rynek jest miejscem wymiany handlowej między producentami towaru a nabywcami (klientami). Towarem w wypadku Burka jest żywność (jarzyny, owoce, grzyby, mięso, ryby, nabiał oraz kwiaty, nasiona i sadzonki roślin). Producentami są rolnicy, ogrodnicy, przetwórcy, ale też skromni właściciele przydomowych działek ogrodniczych i zbieracze runa leśnego. I jeszcze jedna kategoria uczestników rynku – kupcy czyli pośrednicy między producentami i klientami. A ci ostatni to najważniejsze na placu targowym osoby. To dla nich głównie istnieje plac targowy, dla nich pracują rolnicy, ogrodnicy, przetwórcy, właściciele działek i zbieracze runa leśnego.

W Tarnowie istnieje tak naprawdę jeden duży i stały plac targowy przeznaczony do handlu wymienionymi towarami, właśnie Burek. W kilku miejscach w mieście są małe placyki, na których stoi po kilka straganów z jarzynami i owocami. Ludzie nazywają je „Bureczkami”.

„Burek” nie podoba się już kolejnemu prezydentowi Tarnowa. Ryszard Ścigała, fizyk i jak w rozmowie podkreśla, posiadacz tytułu doktora Politechniki Łódzkiej, jest prezydentem Tarnowa od trzech lat. Ma silny mandat, wybrany został w pierwszej turze przy wysokim poparciu Tarnowian.
Słyszałem jego opinię o Burku: bałagan, zły stan straganów, fatalna ochrona przed opadami. I słyszałem natychmiastową receptę na ten stan: należy zlikwidować handel na Burku i przenieść go w inne miejsce. Łatwo powiedzieć (nawet prezydentowi), trudniej zrobić. Ale nadarzała się dobra okazja, miasto musiało opracować plan zagospodarowania przestrzennego. Pod hasłem „estetyzacja miasta” przygotowano dwa projekty – „Nowego Burka” i hali targowej przy sąsiadującej z placem ul. Łaziennej. „Nowy Burek” miał być placem parkingowym z miejscami wypoczynkowymi, ławkami, skwerem, być może fontanną. Z czasem projekt uzupełniono o zarys fundamentów kościółka św. Ducha. Prezydent wykorzystywał każdą okazję, by uzasadnić potrzebę likwidacji handlu na Burku. Często powtarzał, że gdy z delegacją węgierską, co roku składa wieniec pod tablicą upamiętniającą przyjście na świat Józefa Bema w domu stojącym przy Burku, to jest mu po prostu wstyd, że plac tak źle się prezentuje. Ludzie prezydenta dodawali swój komentarz, że „to afrykańska wioska”.

Handel zaplanowano przenieść do dwu poziomowej hali, którą miasto miało wybudować przy ulicy Łaziennej. Ścigała uspokajał – to tylko 200 m od dzisiejszego placu, a warunki do handlu będą tam lepsze niż na Burku.
Głos w tej sprawie musiała zabrać Rada Miasta. Przyjęto uchwałę, że na Burku ma być utrzymany handel, ale taki by zaspokoić potrzeby klientów. Uchwała przeszła większością dwóch głosów. Do świadomości przerażonych kupców dotarło, że teraz to od prezydenta zależeć będzie określenie stopnia zaspokojenia potrzeb klientów. Kupcy zrozumieli, że ich sytuacja pogorszy się, że wielu straci pracę. Docierało to także do dostawców towarów – rolników i ogrodników. Wreszcie do działkowców i zbieraczy runa leśnego. Wszyscy oni zrozumieli, że ta „estetyzacja” Tarnowa, to bardzo zła wiadomość. I wszyscy zaczęli bać się o własną przyszłość. Nie wystarczy się bać - to niczego nie załatwia. Należało coś zrobić. Założono komitet obrony Burku, bo ktoś podpowiedział, że tak będzie dobrze. Ale nie było dobrze. Prezydenta pełno było w telewizji, rozgłośniach radiowych i gazetach i wszędzie czuł się świetnie. Wygłaszał okrągłe zdania, prezentował coraz nowe, dobre garnitury oraz wielką pewność siebie. Jego sukces był na wyciągnięcie ręki. Ale z czymś przesadził. Maniery prezydenta i dobre garnitury zaczęły ludzi denerwować. Tych ludzi, którzy mieli przed sobą perspektywę utraty pracy, bardzo ciężkiej pracy.

Pani, która sprzedaje w budce owoce i jarzyny rozpoczyna swój dzień o 4 rano, a kończy ciężko zmęczona o 18-tej. Pan, który sprzedaje jabłka musi je przywieść o 5-tej rano i odwieść do własnego magazynu około godziny 18-tej. Starsza pani przychodzi na Burek z koszykiem wcześniej zebranych grzybów i może tu liczyć na dochód w granicach 20 zł. Inna pani sprzedaje tu maliny ze swojego ogródka za 50 zł dziennie. Jedni zarabiają więcej, inni mniej, ale wszyscy muszą tu przyjść wczesnym ranem i czekać do ostatniego klienta. Czasami w deszczu, w chłodzie lub w piekącym słońcu. Ścigała to doskonale rozumie i mówi: gwarantuję wam lepsze warunki pracy, bo w hali, pod dachem, a gdy przyjdzie zima w cieple. I dziennikarze to powtarzają, dodając od siebie, że należy zlikwidować Burek, to oczywiste.

Pierwsze starcie w tej walce rozegrało się w lutym 2009 r. W wynajętej sali klubu „Gwiazda”, na zaproszenie kupców i klientów, wsparte przez ważnego polityka PSL, przybył prezydent Ścigała w otoczeniu licznych pracowników. Tłumaczył, przedstawiał wspaniałe perspektywy, zapewniał o zrozumieniu dla kupców (w oryginale „państwa handlujących”), ale nie usłyszał braw. Jak zwykle głosy przemawiających po nim ludzi rozkładały się w różne akcenty – jedne, znać w nich było rękę reżysera, wyrażały podziw dla prezydenta, inne, w których słychać było drżenie spowodowane napięciem, mówiły, że nie zgadzają się na likwidację Burku, na utratę miejsca pracy. Prezydent dobrze sobie radził z odpowiedziami. Ale gdy padło pytanie „qui bono?” - w czyim interesie pan to chce zrobić, to nie usłyszano odpowiedzi. Po prostu jej nie było.
Spotkanie skończyło się i ludzie wreszcie zrozumieli, że gdy są razem są silniejsi. I razem poszli na zamówione w Bazylice Katedralnej i kościele oo Bernardynów Msze św. w intencji obrony Burku. Złożyli także wizytę księdzu biskupowi – ordynariuszowi tarnowskiemu, by powiedzieć mu, że bronią swojej pracy, proszą o zrozumienie i modlitwę. Składali też wizyty w klubach radnych i partiach politycznych, rozmawiali z dziennikarzami, zaczęli udzielać wywiadów do TV i radia. Zbierali podpisy pod obywatelskim protestem przeciwko likwidacji swojego placu targowego i tłumaczyli swoje racje, dlaczego nie godzą się na jego likwidację. Zamówili też u tarnowskiego architekta dwa projekty modernizacji placu z zachowaniem jego dotychczasowych funkcji.

Zbliżała się czerwcowa sesja Rady Miasta, w czasie której miała zapaść decyzja o losach placu. Prezydent Ścigała, do którego zapewne docierały sygnały o zbieranych podpisach pod obywatelskim protestem, postanowił zdobyć nowe atuty w walce o plac. Wynajął znaną firmę ankieterską Homo Homini, by ta dostarczyła dowodów, że Tarnowianie godzą się na likwidację Burku. Pytania ankieterów były osobliwe, np.: czy zgodzisz się na robienie zakupów w hali położonej 200 m od Burku?
Obrońcy placu dobrze wytrzymali napięcie. Spokojnie wysłuchali też odkrywczych stwierdzeń pracowników Urzędu Miasta w rodzaju choćby takiego: na Burku nie prowadzi się handlu na straganach przez 6-7 miesięcy w roku z powodu złych warunków atmosferycznych. Czyżby pracownicy urzędu nic nie słyszeli o tarnowskim „polskim biegunie ciepła”? Natomiast przedstawiciele firmy Homo Homini mieli pecha. Zdołali zaprezentować długą listę urzędów i instytucji, dla których w przeszłości pracowali, ale sprzęt informatyczny zepsuł się przy prezentacji wyników badań dotyczących planów likwidacji Burku. Nie dowiedzieliśmy się więc o rezultatach badań, za które Urząd Miasta zapłacił 23.500 zł.
W końcu, poproszeni o zabranie głosu wystąpili trzej przedstawiciele komitetu obrony Burku. Na sali byli obecni prawie wszyscy radni, prezydent Ścigała, liczni przedstawiciele Urzędu Miasta, dziennikarze i 30 kupców, dostawców towarów i klientów Burku.
Pierwsze wystąpienie to był zbiór argumentów na rzecz obrony placu. Po kolei – argumenty historyczne i przypomnienie, że nie tylko w Europie plac targowy o tak długiej historii podlegałby ochronie, jako relikt dziedzictwa kulturowego. I że w nowoczesnej Europie place targowe są w większości miast małych, dużych i w stolicach państw. Wszędzie cieszą się powodzeniem klientów i są atrakcją turystyczną. Dalej było o ochronie miejsc pracy. Na Burku stale pracuje ok. 300 kupców, a doraźną sprzedażą bezpośrednią zajmuje się ok. 1000 osób. Plac jest podstawowym rynkiem zbytu dla okolicznych rolników i ogrodników. W sumie Burek pozwala pracować i zarabiać ok. 1300 osobom. Plac służy w ciągu roku stale lub doraźnie ok. 30 tysiącom klientów. Kupują tu oni po umiarkowanych cenach świeżą, bezpieczną żywność, piękne kwiaty, nasiona i rozsady. To były argumenty za utrzymaniem handlu na Burku. Potem przedstawiono argumenty przeciwko przeniesieniu handlu do projektowanej hali. A więc zmiana rodzaju handlu z „placowego” na „halowy” pociągnie za sobą wzrost kosztów bezpośrednich (inwestycja i amortyzacja hali) i kosztów pośrednich (bieżące opłaty za oświetlenie, ogrzewanie, wentylację, sprzątanie). Część tych kosztów poniesie miasto, dla którego głównym źródłem dochodu budżetowego są podatki Tarnowian, część poniosą klienci, którzy zapłacą wyższe ceny za kupowane tu towary. Handel niektórymi towarami (owocami i jarzynami) w pomieszczeniach zamkniętych będzie powodował wzrost strat naturalnych, a to na skutek parowania, w porównaniu z handlem na placu. Te straty pokryją klienci płacąc wyższe rachunki. W hali zniknie sprzedaż bezpośrednia działkowców i zbieraczy runa. Opłaty za wynajem miejsca będą na pewno wyższe niż dzisiejsza opłata targowa i nie pozwolą tym osobom na sprzedaż niewielkiej ilości towaru.
Zadano pytanie o kryzys, który w 2009 roku dotknął także Tarnów: czy miasto stać na kilkumilionową inwestycję za pieniądze Tarnowskich obywateli? Właściwie postawione pytanie powinno brzmieć: czy prezydent zapytał Tarnowian o zgodę na likwidację Burku, założenie w jego miejsce parkingu z ławeczkami i wodotryskiem oraz wybudowanie hali targowej ? Oczywiście nie zapytał. Czyżby wykształcony człowiek nie rozumiał, że ceną estetyzacji miasta będzie wzrost bezrobocia i kosztów utrzymania Tarnowian?

Komitet obrony Burku zadał Tarnowianom proste, a więc zrozumiałe pytanie o stosunek do likwidacji placu targowego. Prezentacja wyników obywatelskiego protestu była treścią wystąpienia drugiego przedstawiciela komitetu. Na szalach wagi położono rezultaty dwóch akcji - jednej przeprowadzonej przez Homo Domini, czyli produktu „demokracji sondażowej” i drugi prowadzonej przez komitet, czyli produktu „demokracji bezpośredniej”. W proteście obywatelskim oddano ponad 8300 głosów przeciwko likwidacji Burku. Ocenę tego, która szala przeważy pozostawiono Radzie Miasta. Trzecie wystąpienie przedstawiciela komitetu dotyczyło dwóch opracowań projektowych modernizacji Burku. Zakładały one pozostawienie handlu na placu, zmianę ustawienia stołów oraz poprawę pokrycia dachem całego placu.
Po wszystkich wystąpieniach rozpoczęła się dyskusja, w której już tylko przedstawicielka klubu radnych ”Tarnowianie” broniła planu Ścigały. On sam, zdenerwowany, krytykował komitet za włączenie do swoich działań „autorytetu biskupa tarnowskiego”. Przedstawiciele największych klubów w Radzie, a więc Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości jednoznacznie poparli stanowisko komitetu. I tak, bez głosowania zakończyła się sesja Rady Miasta. Obrady były transmitowane przez lokalną TV, a nagrania utrwalone elektronicznie i udostępnione komitetowi. Z pięknej Sali Lustrzanej ludzie wychodzili wyprostowani, radośni, z honorem. Ich racje zrozumiała Rada Miasta Tarnowa.

Minęło kilka dni i komitet obrony Burka poprosił prezydenta o spotkanie. Były dwa tego powody – po pierwsze chciano przekazać prezydentowi, za potwierdzeniem, listy osób protestujących przeciw likwidacji Burku i ustalić, jakie będą dalsze plany co do placu. Bez zaskoczenia usłyszeliśmy, że prezydent odstąpił od planu budowy hali targowej i zdecydował się na modernizację Burku wg jednego z projektów przedstawionych przez architekta w czasie sesji Rady Miasta.

Epilog
Wojna o Burek zakończyła się. Można by napisać: zwyciężyli Tarnowianie a przegrał prezydent Ścigała ze swoim radykalnym pomysłem. Ale czy na pewno? W przyszłym roku odbędą się wybory samorządowe. Ktoś, może ponownie Ryszard Ścigała, zostanie wybrany prezydentem Tarnowa na kolejną kadencję. Jaka jest gwarancja, że nie powróci pomysł likwidacji Burku? Przecież na pytanie: qui bono? - nie padła odpowiedź. Niestety, nie ma takiej gwarancji, ale z tegorocznych zmagań wynikła przecież wielka korzyść – Tarnowianie poznali w 2009 roku swoją siłę, gdy powiedzieli prezydentowi NIE. Opadł z nich lęk, a modne garnitury i elokwencja przestały ich peszyć. Przekonali się, że mają nie tylko rację, ale i siłę. To ważna lekcja. Oby pamięć o niej przetrwała jak najdłużej.
I jeszcze dwie sprawy: 1) wszystkie koszty działalności komitetu obrony Burka, włącznie z wynagrodzeniem architekta za opracowane projekty modernizacji placu, ponieśli zgodnie i bez zastrzeżeń kupcy, rolnicy, ogrodnicy i klienci Burka; 2) w tekście występuje tylko jedno nazwisko – prezydenta Tarnowa Ryszarda Ścigały. Obrońcy Burku też mają swoje imiona i nazwiska. Celowo ich nie wymieniam, bo najważniejsza była ta zbiorowość, która broniła placu i okazała się skuteczna w tej obronie. Nikt tu nie zasłużył na szczególne wyróżnienie, zasługi wszystkich są jednakowo duże.

Andrzej Komorowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, April 19, 2024 04:21:40
IP          : 52.14.253.170
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html