To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Felieton Mirosława Poświatowskiego    -   22/5/2010
Wojna Jasnogrodu z Ciemnogrodem (2)
Jaro Kwaczyński agresywnie milczał. Kampania wyborcza trwała w najlepsze, a tymczasem agresywne milczenie kandydata na prezydenta Lechistanu wywodzącego się z największej, ciemnogrodzkiej partii, spędzało sen z powiek sztabowcom z największej partii jasnogrodzkiej. „Nie pozwolimy, by za sprawą agresywnego milczenia powrócił agresywny kaczyzm! Trzeba dać temu odpór, przeciwstawiając politykę miłości i ducha pojednania” - myśl ta kołatała w głowie niejednego „aktywnego” przedstawiciela Jasnogrodu.

Ogloszenie

Na efekty nie trzeba było długo czekać. „To jest wojna domowa, to jest wojna o wszystko!” - tchnął ducha pojednania wielki reżyser Andrew Fajda, puszczając w eter i w świat bąka za bąkiem, kłamstwo za kłamstwem. -Mamy przyjaciół w takiej jednej telewizji, wspiera nas też druga prywatna telewizja - Fajda niechcący rzucił nieco światła na obiektywizm „niezależnych mediów” i wkrótce potem, takiej jednej telewizji nie pozostało już nic innego, jak odciąć się od tej wypowiedzi, ku uciesze Ciemnogrodzian, którzy z własnego doświadczenia wiedzieli, że najbezpieczniej jest wierzyć w informacje oficjalnie zdementowane, no a poza tym rzetelność owej telewizji i obiektywizm były im dobrze znane.
Fajdzie wtórował „bezpartyjny wesoły staruszek”, sekretarz stanu w Kancelarii Donalda Premiera, Włodek Bluzgaszewski: „prezydentem nie może być człowiek, który ma doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych, a nie ma doświadczeń ojcowskich” - Bluzgaszewski, „profesor” bez matury, z wrodzonym sobie wdziękiem bluznął polityką miłości. Nieco później, „bezpartyjny wesoły staruszek” stwierdzi, że słowa te nie mogły nikogo obrazić, bo on, raz że jako bezpartyjny wesoły staruszek może takie rzeczy mówić, a dwa, to on lubi psy, i jak go ktoś nazwie psiarzem, to się nie obrazi. „Jest jednak różnica doświadczenia między bardzo miłą i pozytywną cechą, czyli hodowlą zwierząt, a hodowlą ludzi” - Bluzgaszewski, rozwijając politykę miłości, jak na wesołego staruszka przystało, sugerował że przedstawiciel Ciemnogrodu zajmuje się hodowaniem ludzi. „Granie nieboszczykami, granie trupami jest haniebne, obrzydliwe. To jest zboczenie równe nekrofilii” - Bluzgaszewski nekrofilnie zagrzmiał i tchnął z siebie duchem pojednania, skropionym śliną na podobieństwo piany – a w trupim tchnięciu tym wesoły staruszek zapewne na myśli miał „wykorzystanie tragedii smołeńskiej w kampanii wyborczej”. Jako przedstawiciel Jasnogrody, Bluzgaszewski tak właśnie rozumiał – jako kampanię wyborczą - stawiane przez Ciemnogród pytania o śledztwo w sprawie „katastrofy”, w której zginął prezydent Lechistanu i elita narodu, a w przypadku którego to śledztwa, Jasnogród zrobił wszystko, by jego ustalenia nie położyły się głębokim cieniem nad duchem pojednania między Lechistanem, a wschodnim sąsiadem, zgodnie z ideą strategicznego partnerstwa Bierlin - Maskwa. Ustalenia tego śledztwa, tak jak i sama katastrofa, miały przejść wkrótce do historii jako podręcznikowy przypadek zaniedbań i celowych zaniechań ze strony Jasnogrodu pod przewodem Donalda Premiera oraz do ścisłej czołówki niewyjaśnionych największych zamachów stanu w dziejach.

Tak więc teraz, kiedy wszelkie podziały między Lechistanem, a Wielkim Bratem ze Wschodu zostały już zasypane – najpierw ziemią katyńską, a potem popiołami smołeńskimi, politykę miłości i ducha pojednania mógł uprawiać spokojnie nie tylko Bluzgaszewski, ale nawet przebijający go w miłości tej satyryk, Gwarek Majewski, który odnosząc się do kandydata Ciemnogrodzian, a wspierając kandydata Jasnogrodzian, „człowieka o miękkiej charyźmie”, znanego jako Bronka K., rzekł: „charyzmę zbyt często mają psychopaci. Więc brońmy Bronka. Naszego. Normalnego”.
Tymczasem Bronek, naznaczony normalnością Fajdów, Bluzgaszewskich, Gasiknotów, Niesiołów i im podobnych, sławny przejęciem funkcji prezydenta Lechistanu w sposób niezgodny z konstytucją, bo w chwili gdy jeszcze nie było potwierdzenia zgonu Lecha Kwaczyńskiego, Bronek sławny może nawet jeszcze bardziej słynnymi słowami „jaki prezydent, taki zamach”, padłymi po „incydencie” w Grozji, gdy ostrzelano samochód Kwaczyńskiego i gdzie rosyjskie służby specjalne testowały w ten sposób reakcje lechistańskich władz na zagrożenie życia ich prezydenta, w nadziei że tubylcze elity nie zapomniały, skąd chlebuś i ręka karmiąca – ów Bronek, zapewniający, że śledztwo w sprawie tragedii smołeńskiej prowadzone przez stronę rosyjską, prowadzone jest prawidłowo, bo po interwencji polskich władz, kilkanaście dni po katastrofie, jej teren zabezpieczyły wreszcie siły milicji w liczbie dwóch funkcjonariuszy – tenże Bronek, odbierając powyższe hołdy, wiwaty i przepojone miłością akty strzelistego oddania – dziękował za słowa poparcia i obiecywał jeszcze więcej, niźli dotąd zrobił.

Mniej więcej w tym samym czasie podobne podziękowania pod adresem strony rosyjskiej słał i Donald Premier, a nawet nowy prokurator generalny Sermet – pierwszy niezależny szef niezależnej prokuratury, choć przyznać trzeba, że Ciemnogrodzianie zastanawiali się, od kogo ta Prokuratura jest wreszcie niezależna, a skoro tak, to od kogo dotąd zależna była. W każdym razie: nie wolno było zaszkodzić duchowi pojednania, zwłaszcza teraz, gdy największe ku temu pojednaniu przeszkody zostały usunięte, a to za sprawą katastrofy smołeńskiej. Zrozumieli to przecież i inni, i w imię tego pojednania Puttin z KGB budował gazrurę pod Baltykiem, odzyskiwał Ukryinę, terroryzował Grozję, a nawet przymierzał się do udziałów w lechistańskich złożach gazu łupkowego. I tylko taka jedna Moldawia śmiała prowadzić rewanżystowską politykę, uchwalając coś tam sobie o zbrodniach sowieckich.
„Nu, ljubimyj ty mój” - Donald Premier ściskał się więc z oficerem KGB, ramię w ramię świętując z nim „Dień Pobiedy”, dzięki któremu Lechistan został wyzwolony, także z wrażych elementów którym zapewniono wypoczynek na Sybirze, o ile wcześniej nie trafiło ich coś w tył głowy. Nie mogło więc zabraknąć ciepłych słów o wyzwolicielach. „To nie są groby wrogów, ale ludzi, którzy przynieśli nam wolność” - zagrzmiał spod ołtarza TW Filozof. Do „pojednania” z „braćmi Słowianami” z okazji „Dnia Pobiedy” namawiali także dyżurni podpisywacze w rodzaju takiej jednej Wisławy, a nawet samego Fajdy, co stosownie nagłośniła GówWyb, uświęcona kropidłem TW Filozofa właśnie.

Tymczasem, w cieniu uroczystego palenia różnych takich ogarków, trwało wyjaśnianie przyczyn katastrofy smołeńskiej. „Postępowanie rossyjskiej prokuratury oceniam dobrze” - oświadczył Prokurator Generalny, wykazując, podobnie jak Donald Premier i Bronek K., pełne zaufanie wobec wschodniego sąsiada, który przecie już niejedno takie postępowanie miał za sobą, jak np. sowieckie śledztwo w sprawie „Chatynia” i oficerów, co to do Mandżurii uciekli. Zaufanie to przypieczętował właśnie duch pojednania oraz fakt, że nad prawidłowym przebiegiem śledztwa czuwał osobiście oficer KGB, Puttin. Jednak wypowiadającemu te słowa Sermetowi, na chwilę przed oczami mimowolnie mignął obrazek Rossjan, w trzy tygodnie po katastrofie odnajdujących wciąż rzeczy osobiste ofiar i różne urządzenia. „Cierpliwie czekamy na przekazanie czarnych skrzynek” -dodał w kilka dni po tym, jak w blisko miesiąc od katastrofy dziennikarze „Traktu” znaleźli elementy radiokompasu samolotu. Sermet starał się nie dopuszczać do siebie myśli o tym, jak na tego rodzaju wieści pukali się w czółko francuscy i amerykańscy eksperci. „Nie było hipotezy zakładającej atak terrorystyczny przeprowadzony przez Rossjan” - stwierdził, a w jego myślach pojawił się obrazek funkcjonariuszy wymieniających żarówki na lotnisku tuż po katastrofie. „Zamach terrorystyczny wykluczyliśmy w oparciu o badania pirotechniczne i balistyczne” - dowodził w tym samym czasie, gdy w niezależnych mediach podawano informacje o sposobach zakłócania urządzeń nawigacyjnych samolotów. „Trzymam na wodzy ludzką ciekawość i nie nadzoruję śledztwa. Wiem, że części zapisów z czarnych skrzynek pozwolono wysłuchać naszemu prokuratorowi. Niczego pochopnie nie ujawnię, bo mieliśmy sygnały, aby, zanim strona rossyjska upubliczni pewne informacje, nie wychodzić z tym przed szereg” - Sermet raz jeszcze dał do zrozumienia, kto tu prowadzi postępowanie i decyduje o tym, co zostanie ujawnione, a co nie oraz decyduje o tym, jaka będzie oficjalnie podana przyczyna katastrofy. Gdzieś w głębi duszy mignęły mu jednak te zapisy konwencji i umów międzynarodowych, które stawiałyby w złym świetle rząd Donalda Premiera, albowiem mógł on doprowadzić do przekazania śledztwa stronie lechistańskiej. Sermet, prokurator generalny który do akt śledztwa nawet nie zajrzał, by „nie być oskarżonym o ingerowanie w jego przebieg”, ale który prokuratorsko niezależnie zdawał raporty Donaldowi Premierowi z jego postępów, przeklinał w duchu rolę/służbę, którą mu przyszło pełnić/grać (niepotrzebne skreślić).„Staramy się reagować na spiskowe teorie dziejów. Ale przecież nie jestem w stanie zgasić płonących ognisk fantazji ludzkiej” - oświadczył prokurator, mając przed oczami film, na którym słychać strzały, pierwsze oświadczenie premiera Rossji, wedle którego samolot prezydencki był jeszcze na radarach w czasie, gdy od kilkunastu minut leżał na ziemi, mając przed oczami fakt, iż wschodni sąsiedzi mieli dostęp do urządzeń którymi dysponowały najważniejsze osoby w państwie i cały szereg różnych takich „ognisk fantazji ludzkiej”.

Tak więc śledztwo prowadzone było prawidłowo, mimo iż miesiąc po tragedii strona lechistańska nie dysponowała niemal niczym; prawidłowość owego śledztwa wyrażała się w wynikach sekcji zwłok, o których świadkowie twierdzili, iż jako przyczynę zgonu rossjanie wpisywali „mnogije obrażenia”, w wielogodzinnych przesłuchaniach rodzin ofiar podczas których zadawano im pytania nie związane z katastrofą, w naciskaniu na wyrażenie zgody na spalenie „nieistotnych” „strzępów ubrań pobrudzonych krwią, benzyną i błotem” z których „niewiele zostało”, mimo iż pozostały niezniszczone blankiety biletów LOT czy wciąż działające telefony komórkowe. Wszystko było zatem prawidłowe, natomiast wysoce nieprawidłowe było przypominanie, jak strona rossyjska na początku próbowała sprzedać wersję o rzekomym czterokrotnym podchodzeniu do lądowania prezydenckiego samolotu. Jakiekolwiek tego rodzaju dywagacje były wybuchami „ognisk fantazji ludzkiej”, bo przecież Rossja to cywilizowany kraj, w którym nie strzela się do dziennikarzy, nie wysadza w powietrze bloków by akty terroru przypisać np. „terrorystom” z okupowanego przez Rossję kraju – wreszcie, Rossja, to państwo w którym od końca zimnej wojny nie dokonuje się skrytobójczych mordów nawet poza jej granicami (Litwinienko), więc wszystkie takie spiskowe teorie dziejów są zakazane, bo mogłyby urazić stronę rossyjską i przywrócić „ducha zimnej wojny”.
Zatem, na wszelki wypadek, by dmuchać na zimne i nie sparzyć się na gorącym, jasnogrodczy pleplementarzyści, w dowód zaufania dla strony rossyjskiej, odrzucili uchwałę wzywającą Donalda Premiera do powołania międzynarodowej komisji badającej przyczyny katastrofy. Jasnogrodzianie bali się jak cholera tego, co też taka komisja mogłaby ustalić.

Na odcinku katastrofy i ducha pojednania swoju powinność paniali także tewurzysze w prywatnych i publicznych telewizorniach. „Przegieliście z tą żałobą” - zagrzmiał taki jeden oficer prowadzący, zżymając się na fakt, że na razie nie udało się zrzucić odpowiedzialności za katastrofę na prezydenta, co udelektowałoby i Donalda Premiera i sąsiadów ze wschodu, czyli tych którzy rządzą naprawdę. A nie udało się to nawet mimo zabiegów Andrieja Fajdy, sławnego niedawnym podwawelskim wrzaskiem, który pobiegł wygłaszać takie oświadczenia aż za granicę, bo stamtąd było słychać lepiej. „Ależ szefie, sam szef widział co się działo, w Krakówku ludzie doprowadzili nawet do wyłączenia naszego telebimu podczas uroczystości. Dobrze że nasz realizator wykazał się refleksem i nie pokazaliśmy, jak ten tłum przeciw nam skandował” - ozwał się głos tewurzysza. W gabinecie powiało niepokojem, bo nie dość, że nie dało się w nieskończoność fałszować sondaży popularności Ciemnogrodzian, sondaży kłujących w oczy rozdźwiękiem nawet z oficjalnymi sondażami w których pyta się trochę inaczej i o o co innego - to jeszcze akcja rozsyłania chamskich, „dowcipnych” sms-ów dotyczących zmarłego prezydenta, jak dotąd przynosiła efekty odwrotne od zamierzonego – ba, Ciemnogród zaczął rozsyłać smsy własne. „Putin zwołał Wielką Dumę Narodową i powiada tak: tak dalej k...wa być nie może. Musimy zrobić porządek z tymi strefami czasowymi. Dzwonię rano do Pekinu z życzeniami urodzinowymi, a ichni prezydent mówi, że to było wczoraj. Dzwonię potem do Warszawy z kondolencjami, a ci mówią, że jeszcze nie wylecieli...” - oficer prowadzący zadrżał czytając otrzymanego sms-a.

Ale nie wszystko jeszcze było stracone. Na odcinku autorytetów moralnych i prawd dopuszczonych do wyznawania czuwali „Filozofowie” najwyższej rangi, ba! - prymasem Lechistanu został nawet sam „Capino”, nieodrodny syn (i krajanin) pewnego kontrowersyjnego świętego ze Strzepanowitz, patrona Lechistanu. Odpowiednie zmiany czekały również taki jeden instytut, przemianowany na Instytut Niepamięci Narodowej. Odtąd do jego archiwów mieli odzyskać dostęp wszyscy byli pracownicy służb bezpieczeństwa, oficerowie prowadzący oraz ich TW. Była to jedna z najważniejszych wprowadzonych zmian. Co więcej, do objęcia fotela prezesa szykowała się pani wiceprezes, M. Dmuchowska, niegdyś posłanka, wsławiona płomienną mową wygłoszoną w 1992 roku, dotyczącą „grubej czerwonej kreski” oraz lustracji: „Niestety, gruba linia, która raz na zawsze miała oddzielić nas od totalitarnego sposobu myślenia, od zniewolenia umysłów, stępienia wrażliwości moralnej, w niektórych miejscach okazała się cienką, przerywaną, żałosną kreską. Świadczą o tym niektóre przynajmniej z przedstawionych ustaw lustracyjnych, których cały rodowód, cała filozofia, tkwi głęboko w tamtej epoce, którą rzekomo te ustawy mają rozliczyć”. Taak, również na odcinku historii właściwe interesy właściwych osób miały zostać przez Jasnogród właściwie zabezpieczone.

Tymczasem we wszystkich niemal mediach rozpoczęto kampanię dezinformacyjną w zakresie katastrofy. Poza tym w telewizorniach trwała też akcja przesuwania niepoprawnych politycznie programów publicystycznych, aby doprowadzić do spadku ich oglądalności a potem zdjęcia z anteny. Przesłuchano również twórców filmu „Solidarni 2010”. Jasnogrodzianie byli oburzeni, że jego autorzy nagrali spontaniczne wypowiedzi ludzi wstrząśniętych tragedią, zamiast bardziej zrównoważonych i przemyślanych wypowiedzi jakich mogliby udzielić ludzie związania z GówWyb. Po Jasnogrodzie strach poszedł tak wielki, że wszystkie trzy telewizornie na wszelki wypadek odmówiły wyświetlenia reklamy wtorkowego wydania „Rzepy”, do której dodatek stanowiła płyta DVD z tym filmem. Jednak, o zgrozo, takie działania doprowadzały do dekonspiracji tewurzyszy, pokazujących chcąc nie chcąc swoje prawdziwe oblicze i prawdziwe oblicze Jasnogrodzian, wzburzonych w swej polityce miłości i pojednania „agresywnym milczeniem” Ciemnogrodu. Taka dekonspiracja i iluminacja, ów dysonans poznawczy ukazany z nagła oniemiałym Lechistańczykom – mógł uniemożliwić Jasnogrodzianom utrzymywanie zewnętrznych znamion władzy, no a poza tym przecież wszystkich Ciemnogrodzian do jednego samolotu się nie zapakuje... Tak, zbliżała się kolejna odsłona walki Jasnogrodu z Ciemnogrodem...

M.Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Thu, March 28, 2024 21:24:45
IP          : 44.200.39.110
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html