To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Obiecanki cacanki i inne przedwyborcze gry i zabawy naszych umiłowanych przywódców    -   19/9/2011
Felieton Mirosława Poświatowskiego
”Ojojoj, ale się porobiło! Władzuchna znów nam chce przychylić nieba, zgodnie z odwieczną zasadą „chleba i igrzysk”. Wprawdzie z tym chlebem to tak nie do końca, bo choć go niestrudzenie od lat obiecują, to jednak odbierają, choćby podatkami i zadłużaniem przyszłych pokoleń, ale przynajmniej będziemy mieli igrzyska, czyli wybory parlamentarne. W wyborach, jak wiadomo, zwłaszcza w polskich warunkach, gdzie scena polityczna jest skutecznie zabetonowana od 1989 roku, a parlamentarzyści po ratyfikacji Traktatu z Lizbony mogą głównie zajmować się tylko przekładaniem unijnych dyrektyw na polski – zmagania między poszczególnymi mafiami, poza systematycznym ograniczaniem wolności słowa ze strony wiadomej, dotyczą już tylko obietnic, czyli obiecanek – cacanek: kto kogo na tym odcinku przelicytuje? Przy czym w zakresie deklaratywnego przychylania nam nieba, im obietnica głupsza, ale zachowująca pozór mądrości i realności, albo im bardziej ogólna – tym lepsza, co przy okazji uświadamia nam, kim jesteśmy wybierając różnych miglanców do Pleplementu – czyniąc to oczywiście na obraz i podobieństwo swoje. Cóż, mamy więc to, na co zasługujemy, ale co robić, gdy tak przydatne w ekonomicznym i każdym innym myśleniu matematyka i logika nie są w państwowych systemach edukacyjnych w cenie, a życie publiczne odarte zostało z resztek przyzwoitości?” - pisze w najnowszym felietonie Mirosław Poświatowski. W tekście czytamy także m.in. o lokalnych przedwyborczych skandalach i politycznych procesach sądowych, „prewencyjnej cenzurze” Ministra Skarbu oraz o „cudach nad urną”, uprawianych przez Państwową Komisję Wyborczą jeszcze przed rozpoczęciem wyborów.

Ogloszenie
>

Polityczna rewitalizacja trucheł
Kiedy więc jedni liftują i modernizują swoje stare obietnice, udowadniając tezę, że nie tylko medycyna estetyczna rozwija się prężnie w dziedzinie rewitalizacji trucheł, inni – piszą obietnice nowe, porzuciwszy w kąt stare. Zjawisko to jest o tyle ciekawe, że wydawałoby się, iż z programów wyrzuca się obietnice już zrealizowane; tak naprawdę to jednak złudzenie: u nas w kąt porzuca się przede wszystkim te obietnice, których się nie zrealizowało, co posiada pewien walor edukacyjny, albowiem parlamentarzyści ugrupowania rządzącego, dzięki skrupulatnej wyliczance opozycji tego, co ugrupowanie to obiecało, a nie zrealizowało, mogą, w wielu przypadkach, pierwszy raz w życiu zapoznać się z własnym, byłym programem.
Temu ostatniemu zaś, tyle że w zupełnie nowym wydaniu, poświęcona była odbyta tydzień temu konwencja wyborcza PO, podczas której premier Donald Tusk stwierdził, że jeśli PO wygra wybory, to „będzie dalej wcielać w życie marzenia, które powołały do życia Platformę i których realizacja jest gdzieś w połowie drogi”. W związku z tymi marzeniami, które powołały do życia Platformę, pan premier przedstawił parlamentarzystom i sympatykom nowy program wyborczy, który, jak się okazuje, niemal z nikim z posłów nie był konsultowany. Najbliższe dni posłom tym upłyną zatem na zapoznawaniu się z owym programem, aby w razie czego mogli się dowiedzieć i wykuć na pamięć, jakie to marzenia powołały do życia Platformę, według najnowszej, obowiązującej aż do odwołania wersji. Dobre i to: przynajmniej dowiedzą się, jakie to marzenia powołały także i ich samych do życia, skoro nie bardzo wiadomo, kto zamiast posłów PO te marzenia wysnuł i ich samych sobie wymarzył. Pewne światło na ten temat mogłyby oczywiście rzucić służby, których jak wiadomo nie ma, a które w zakładaniu Platformy brały udział, do czego w jednym z wywiadów same się „przyznały”; choćby taki na przykład generał Marek Dukaczewski, szef byłych WSI, co to przy innych wyborach stwierdził, że „jak marszałek Komorowski wygra, to on otworzy szampana”. Tak czy owak, marzenia do realizacji zostały rozdane i pora sobie je karnie przyswoić, by realizować je jako „własne”, a jak nie – to fora ze dwora. Taka ostentacja wzbudziła jednak na salonie pewne zgrzyty, stąd też i w mediach jednemu z „pragnących zachować anonimowość” posłów Platformy, niebacznie wyrwało się stwierdzenie głoszące, że „Zarząd traktuje nas jak stado baranów”. Cóż, każdy traktowany jest tak, jak sobie na to pozwala, czyli jak zasługuje i fakt, iż owemu posłowi odkrycie tej rzeczywistości zajęło aż cztery lata, nie najlepszą wystawia cenzurkę systemowi państwowej, przymusowej edukacji. Przy czym otwarte pozostaje pytanie, czy w podobny sposób (jak „stado baranów”) potraktowani przez posłów PO poczują również się wyborcy... Dla tych zaś spośród nich, którzy pamiętają jeszcze poprzednio obowiązujące, programowe „marzenia” PO, w kontekście działania wbrew nim oraz tego, co się na przestrzeni czterech lat stało z Polską - stwierdzenie, że realizacja tych marzeń „jest gdzieś w połowie drogi” - musi cokolwiek brzmieć niepokojąco.

Na lokalnym urągowisku
Tak tedy gdy zerknęliśmy sobie nieco na ogólnopolskie urągowisko, pora przyjrzeć się lokalnemu. Zanim przejdę do plakatów, wspomnę tylko, tytułem pewnego kolorytu, o jednym z afrontów, jaki spotkał prezydenta Tarnowa Ryszarda Ścigałę; otóż podczas Forum Inwestycyjnego przebywający z gospodarską wizytą w naszym mieście premier Donald Tusk, wbrew wcześniejszym oczekiwaniom nawiedził jedynie „Azoty”, wizytując je wraz z Ministrem Skarbu, a ignorując prezydenta. Fakt ów wydaje się być znaczący i pozostaje tylko spekulować, czy miał np. związek z lokalnym nagłośnieniem propozycji, złożonej prezydentowi przez „Obywateli do Senatu”, by ów kandydował w wyborach do Senatu. Jednak paradoksalnie sytuacja ta może wyjść R. Ścigale na dobre, w razie gdyby po wyborach „zmieniły się wiatry” i w duchu „zawiedzionej miłości”, gzić się koalicyjnie trzeba by było z kim innym, na inną nutę, której zwiastunem może być rozdawanie przez prezydenta bułeczek pielgrzymom zmierzającym na Jasną Górę. Ale wobec braku dostatecznej liczby informacji – to tylko czcze rozważania i miejskie ploteczki.

„Wsiąść do pociągu...”
Wróćmy zatem do wyborów (choć przecie wcale się od nich nie oddaliliśmy). O feerii „przecięć”, „bywań” i „wizyt” napiszę innym razem, gdy na dobre okolice tarnowskiego rynku wypełnią się już spacerującymi pod krawatem jegomościami, złaknionymi akurat teraz bezpośredniego kontaktu z „ludem”. O samych plakatach wiszących po mieście, pewnie szerzej również jeszcze przyjdzie mi pisać, gdy zwisać będą na podobieństwo opadających liści, czule skrywających ziemię, by ta, po wyborczej zawierusze, razem z Polską mogła zapaść w sen zimowy. I tak spośród najbardziej widocznych kandydatów do naszego Pleplementu, wyróżnia się Jakub Kwaśny, grożąc nam, że jest kolejnym, nowym pokoleniem Sojuszu Lewicy Demokratycznej – i choć Kubę lubię, to nie wiem, czy jest się z czego cieszyć; prócz niego na urągowisku ogólnopolskim przebudził się też cały lewicowy „park Jurajski”, jak pisze Stanisław Michalkiewicz o wyciągniętych z niebytu eminencjach, z Leszkiem Millerem na czele, który to park wietrzy swój sukces w tym, że PO już się zużyła, no a poza tym niech się z PiS-em pozagryzają. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że SLD w zakresie punktowania konkurentów jest bardziej przygotowane, przejmując powoli opozycyjną funkcję PiS, które wobec przebudzenia „parku Jurajskiego” wraz z młodym narybkiem, najwyraźniej, jak zwykle zaspało i pełnię przebudzenia osiągnie w dniu wyborów. No ale też patrząc na stan naszego państwa i tego co będzie się działo po wyborach i w roku przyszłym – rzeczywiście nie ma się do czego pchać i lepiej by władzę przejęła znów Platforma, bo wtedy przynajmniej się rozleci, nie doczekując końca kadencji – no chyba że w międzyczasie zrobi z Polski państwo policyjne, którego zrębów tworzenie, jak dotąd nie najgorzej zresztą jej idzie. Ale wróćmy do Kwaśnego. Na jego stronie internetowej znajduję zapewnienie, że aby zdecydować o swojej przyszłości, powinienem przekoniecznie wypełnić jego ankietę. Poza tym SLD ma „konkretny program”. Sam nienaganny wizerunek kandydata uzmysławia nam, jak pożyteczną inwestycją jest wybielenie zębów.

Równie zauważalny od dawna Michał Wojtkiewicz (PiS), słynny ulotkami w obronie spółdzielców, obiecuje nam z kolei przeniesienie w przyszłości Tarnowa „za tory”. Może to i dobrze, ale tory kolejowe, a właściwie sama kolej, od dziesięcioleci stoi kością w gardle podróżnym, niezależnie od tego, kto by nie rządził - co pokazuje nam tylko, jak ważną dla polityków kwestią jest PKP; otóż, jak wiadomo, politycy specjalizują się w rozwiązywaniu problemów – jednak gdyby problemów zabrakło, należałoby je stworzyć, bo inaczej „profesja” polityka straciłaby rację bytu. Stąd też nasza kolej w swych różnych mutacjach, stanowi jeden z fundamentalnych gwarantów istnienia polityków, a to jako nierozwiązywalny problem do rozwiązania. Zatem polską racją stanu jest trwanie naszych kolei w stanie permanentnego rozkłady, przynajmniej do czasu, gdy przyjdzie realizować inne rozkazy i kolej przejęta zostanie przez np. „Deuchte Bahn”, co nawiasem mówiąc, pasażerom wyszłoby na dobre, choć Polsce niekoniecznie. Ale cóż czynić, skoro nie umiemy rządzić się sami, powstałą w ten sposób pustkę wypełnia – jak pokazuje historia – obcy Ordnung, ukrywający się początkowo za plecami rodzimych kolaborantów. W takim jednak wypadku być może się mylę i PKP po prostu skazane są na zniszczenie i kupienie za bezcen przez obcy kapitał, lub „swojaków”, metodą często praktykowaną jeszcze sprzed czasów słynnej transformacji ustrojowej.
Póki co jednak koleje trwają w swej wegetacji, stanowiąc dla polityków nierozwiązywalny problem do rozwiązania - i choćby z tego względu przeniesienie Tarnowa za tory, może okazać się kłopotliwe, jakkolwiek wart rozważenia byłby pomysł na przykład przeniesienia za tory budynku magistratu przy ul. Mickiewicza, czyli „prezydentówki”, najlepiej wraz ze stojącą po sąsiedzku prezydencką salą konferencyjną, czyli zmodernizowanym budynkiem teatru. W taki to sposób najważniejsi urzędnicy oraz władze Tarnowa, mogłyby wreszcie zapaść w błogostan przez nikogo nie niepokojone, a ewentualne manifestacje i głodówki urządzane pod tak zlokalizowanymi, na odludziu obiektami, straciłyby swój medialny koloryt, sens i wydźwięk – przynajmniej do czasu, gdy nie ziści się sen o CAP-ie, czyli Centrum Administracyjnym Prezydenta. A tak, póki co, przy Mickiewicza – dwa teatry stoją...

Tak, jesteśmy skuteczni, czyli prewencyjna cenzura Ministra Skarbu
Ale dość tych żarcików i wyzłośliwień, bo oto inne ugrupowanie – Platforma Obywatelska, od dawna straszy nas „kampanią informacyjną”, że „jest skuteczna”. W międzyczasie, niezauważalnie „kampania informacyjna” stała się „kampanią wyborczą”, a to od momentu, w którym te same „plakaty informacyjne”, zaczęły wisieć w tych samych miejscach, ale za to „w innym czasie”, czyli w okresie „kampanii wyborczej”. Na plakatach tych widzimy już to posłankę Urszulę Augustyn, sławną m.in. stręczeniem nam ustawy wprowadzającej przymus posyłania sześciolatków do szkół, już to Ją samą w otoczeniu „trzech tenorów”: Jana Wiesława Musiała, Romana Ciepieli i Aleksandra Grada. Uwiarygadniająca obecność R. Ciepieli jest tu szczególnie istotna zarówno dla tenora w osobie Pana Ministra, jak i sopranistki w osobie U. Augustyn, albowiem w ostatnim czasie grono to u nas jakby mało „śpiewało”.
Tak czy siak, grono powyższe straszy nas, że „jest skuteczne” i głęboko w to wierzę, albowiem Platforma Obywatelska jest niezwykle skuteczna zarówno w tym, co robi, jak i w tym, czego nie robi...

Najnowszym testem tej skuteczności – a konkretnie skuteczności m.in. Aleksandra Grada, jest przegłosowana w piątek ustawa o dostępie do informacji publicznej. Pojawiła się w niej rekomendowana przez Ministra Skarbu i Ministra Finansów poprawka 5a, która faktycznie uniemożliwia dostęp do informacji dotyczących takich kwestii jak np. gospodarowanie i zbywanie majątku Skarbu Państwa i majątku samorządu terytorialnego. Informacji tych „organy” mogą w każdej chwili obywatelowi, czy dziennikarzowi odmówić, powołując się na „ważny interes gospodarczy państwa”. Ów knebel z „putinowskiej Rosji rodem”, właściwy dla państw totalitarnych, realnie uniemożliwi skuteczną kontrolę społeczną nad mieniem publicznym – które jak wiadomo, zwłaszcza w naszych warunkach, stanowi polityczny łup do obsadzania „swoimi ludźmi”. Oznacza to także bez mała kres dziennikarstwa śledczego. W wielu przypadkach niemożliwe stanie się opisywanie nieprawidłowości w spółkach skarbu państwa czy takich, których właścicielami są samorządy. Gdyby ta ustawa obowiązywała wcześniej, być może np. artykuły dotyczące radnego PO, w powszechnym mniemaniu protegowanego Ministra Skarbu, Bartłomieja Babuśki, w kontekście jego prezesowania w spółce skarbu państwa „Fabios”, czy też artykuły dotyczące nieprawidłowości w MPK w Tarnowie – nigdy by nie powstały. Ustawa ta umożliwia więc uszczelnienie ochronnego „parasola” nad poczynaniami osób władających publicznym mieniem z politycznego nadania, umożliwiając ukrywanie przed obywatelami informacji, które powinny być jawne. W kontekście tego, jak kuriozalne wyroki wydają dziś, realnie upolitycznione sądy i jaki niedowład ogarnął organy mające pełnić funkcję kontrolną – robi się naprawdę niebezpiecznie...
Żeby było ciekawiej, jak zauważa na swoim blogu dr Artur Górski, poprawka powyższa została wprowadzona z zupełnym pogwałceniem konstytucji. Otóż art. 5a znajdował się w pierwotnym projekcie ustawy i po miażdżącej krytyce ze strony organizacji pozarządowych, w tym Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, został skreślony. Niedawno nieoczekiwanie poprawka powróciła zgłoszona przez jednego z senatorów PO; tymczasem Senat może jedynie poprawiać ustawy, a nie w prowadzać w trybie poprawek zupełnie nowych rozwiązań i instytucji. Senatorowie Platformy przekroczyli swoje kompetencje i pogwałcili Konstytucję RP.
Tak zgłoszona poprawka została w miniony piątek przegłosowana przez Sejm. W tym haniebnym głosowaniu „za” głosowała m.in. była dziennikarka katolickiego radia, posłanka PO Urszula Augustyn. W tym haniebnym głosowaniu „za” głosował poseł PSL Andrzej Sztorc. Z tarnowskich parlamentarzystów wyłamał się natomiast poseł PO Jan Musiał. Pamiętajmy o tym, oddając głos przy wyborczej urnie, jeżeli chcemy po wyborach żyć w państwie demokratycznym, w którym społeczeństwo obywatelskie – ze swoimi atrybutami, wśród których poczesne miejsce zajmuje dostęp do informacji o poczynaniach władzy – jest czymś realnie istniejącym, a nie martwym zapisem, nie mającym, jak za PRL z jego „demokracją ludową” - żadnego pokrycia w rzeczywistości.

Publiczne przedsiębiorstwa wyborcze – czyli aferalna „pomyłka” w MPK
Wracając do lokalnego podwórka i wyborczych banerów PO („tak, jesteśmy skuteczni”) - wspominam o nich, albowiem w Tarnowie stały się one sprawą małego, acz skrzętnie przemilczanego chyba poza jedynie „Dziennikiem Polskim” skandalu: otóż obydwa wspomniane banery Platformy zawisły na ogrodzeniu miejskiej spółki, to znaczy MPK Sp. z o.o. w Tarnowie. To znaczy, pardon, jakiej tam spółki – jak się później okazało, zawisły one po prostu „omyłkowo” tuż obok wjazdu na teren bazy MPK, ale na terenie „dzierżawionym” od Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego przez osobę trzecią. Niezwłocznie po nagłośnieniu tego faktu poprzez wysłanie stosownych pytań do tarnowskiego magistratu, zauważono przy owych banerach m.in. związanych z PO panów: prezesa MPK Jerzego Wiatra i dyrektora operacyjnego Roberta Grelę. Jeden z tych panów podjął nawet trud zerwania banera, jednak okazał się być on przymocowany „tak, skutecznie”. Ponieważ, jak dowiadujemy się z informacji nadesłanej przez Jerzego Wiatra, również dzierżawca tego terenu „nie wyrażał zgody” na zawieszenie wyborczych reklam, zachodzi tu przypadek niszczenia materiałów wyborczych! Co na to PKW i niezawisłe sądy? Co na to władze Platformy?! Poza tym jeżeli już, to banery powinien zrywać dzierżawca terenu, który na nie nie wyraził zgody, a nie kierownictwo miejskiej spółki, uprawiające wandalizm na cudzym terenie. Czy dzierżawca ten wynajął może panów prezesów i dyrektorów do zrywania materiałów wyborczych PO? Czy ostatecznie i skutecznie zrobili to w godzinach pracy pracownicy spółki? Sytuacja jest wesoła – oto mielibyśmy członków Platformy Obywatelskiej zrywających własne ogłoszenia wyborcze. Czy w takim razie należy się spodziewać, że kierownictwo MPK w razie czego będzie również zdzierało materiały wyborcze własnego ugrupowania na terenie Tarnowa wszędzie tam, gdzie zostaną one nieprawidłowo powieszone? Czy kierownictwo to ograniczy się jedynie do materiałów własnych, czy też własnoręcznie zrywać też będzie banery innych ugrupowań?

Najśmieszniejszy w tym kontekście jest taki oto akapit bardzo kurtuazyjnego listu otrzymanego od prezesa MPK via magistrat: „Celem dogłębnego wyjaśnienia sprawy ustaliliśmy, że ogłoszenie zostało omyłkowo umieszczone na ogrodzeniu „na lewo od wjazdu na zajezdnię MPK” zamiast „na prawo od wjazdu na zajezdnię MPK” przez komitet wyborczy Platformy Obywatelskiej.” (obecnie „ogłoszenie” to wisi już na prawo od wjazdu na zajezdnię, na należącym ponoć do kogo innego terenie). Otóż, jako że dyrektor Robert Grela jest jednocześnie członkiem zarządu PO, rozumiem, że owo „dogłębne wyjaśnienie sprawy” polegało na tym, że np. do godziny 15-tej pan R. Grela, jako dyrektor miejskiej spółki o niczym nie wiedział, natomiast po godz. 15-tej przedzierzgnął się w członka władz lokalnych struktur PO i skonsultował dogłębnie sam ze sobą, że materiał wyborczy zawieszony został „omyłkowo”. No chyba że np. konsultacje te wymagały kolejnej narady w spółce, np. z udziałem bywającego w niej radnego PO Bartłomieja Babuśki...
Nawiasem mówiąc tych „omyłek” ostatnimi czasy jakoś nie braku – np. kopalnia soli w Bochni obwieszona jest plakatami wyborczymi posłanki PO Urszuli Augustyn. Podczas wyborów prezydenckich natomiast, dość dużą aktywnością na odcinku promocji kandydata Platformy Obywatelskiej wykazywał się taki dajmy na to, Małopolski Ośrodek Ruchu Drogowego, gdzie pracuje mąż posłanki, o czym z kolei wydają się zaświadczać posiadane przeze mnie (i Prokuraturę) anonimy, uwiarygodnione pewną poufną, przeprowadzoną przeze mnie rozmową. Zatem nic nowego pod słońcem. Tylko, rany Boskie, gdzie oni wszyscy się będą wieszać, jak już wszystko prawdziwie sprywatyzują?!

Prywatyzować zaś trzeba, choć to coraz większy dylemat: z jednej strony, to co „państwowe”, „publiczne”, stanowi bezpieczną przystań dla swojaków i polityczny łup, na różne sposoby potencjalnie bardzo pomocny przy okazji wyborów – z drugiej strony zaś rzecz biorąc, kończą się pieniądze na ukrywanie przed ludem stanu państwa i na łatanie budżetowych dziur. Trzeba więc zacząć prywatyzować nawet to, co strategiczne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, ale o jakim tu bezpieczeństwie mowa, jak jesteśmy energetycznie zależni od Ruskich i Niemiec, a cała polska armia naszego kraju-wydmuszki, posiadająca jakąś zdolność bojową, siedzi w różnych Afganistanach, prowadząc za frico zbrojne „operacje pokojowe”? Pewnym rozwiązaniem są tu rzecz jasna prywatyzacje, po których większościowy pakiet zachowuje państwo, dzięki czemu wszystko zostaje po staremu. No i lawinowy rozrost biurokracji, tłumaczony częstokroć potrzebą absorpcji „środków unijnych”, którymi trzeba „administrować”... „Na szczęście” niedługo nasze umiłowane władze już niczym tłumaczyć się nie będą musiały, nawet gdyby któryś z „niezależnych” dziennikarzy odważył się zadać „trudne pytanie”. A to dzięki, rzecz jasna, opisanej wyżej ustawie ograniczającej dostęp do informacji publicznej.

Procesy polityczne – czyli jak Platforma po sądach ciąga
A skoro już o MPK była mowa – nie od rzeczy będzie przypomnieć, że spółką tą co i rusz wstrząsają różne afery i nieprawidłowości, a niżej podpisany ma z nią sprawę w sądzie. Za nieprawidłowości tych dokumentowanie i opisywanie. Chodzi konkretnie o dwuczęściowy artykuł „Jeździliśmy tykającymi bombami?”, zamieszczony na portalu inTARnet.pl w 2009 roku (a mający swoją kontynuację w postaci wielu innych publikacji). Sąd pierwszej instancji, bez mojego nawet udziału sprawę oddalił, jednak w wyniku zaskarżenia, druga instancja zwróciła sprawę pierwszej do ponownego rozpatrzenia. Kilka dni temu odbyła się kolejna „rozprawa w tej sprawie” i żałuję, że nie mogę napisać na ten temat więcej.
Ponadto sąd pierwszej instancji oddalił, a drugiej zwrócił do ponownego rozpatrzenia dwie inne sprawy skierowane przeciwko mojej osobie z oskarżenia radnego PO Bartłomieja Babuśki, protegowanego Ministra Skarbu, a związanego z dyrektorem R. Grelą i prezesem J. Wiatrem, którzy wylądowali w MPK bez konkursu, w jakiś czas po opuszczeniu Huty Szkła Gospodarczego Tarnów (w upadłości). (We wszystkich trzech sprawach oskarżycieli reprezentuje mecenas Maciej Morawski, podobnie jak w wielu innych sprawach dot. chociażby MPK właśnie.) Przed radnym Babuśką chylę czoła wobec jego fachowości i profesjonalizmu, które to cechy pozwalają mu wygrywać konkursy na prezesów do różnych spółek skarbu państwa, niekiedy nawet za drugim podejściem, zaraz po tym jak pierwszy, przegrany przez niego konkurs unieważniono (Fabios S.A.). Ale do rzeczy: chodzi o bardzo dobrze udokumentowany artykuł „Tarnowski radny PO obiektem zainteresowania Prokuratury i CBA” oraz o równie dobrze udokumentowany artykuł w którym wykazywaliśmy, iż zachodzi uzasadnione podejrzenie, że radny poświadczył nieprawdę w swoich oświadczeniach majątkowych, co grozi utratą mandatu. Cienia zainteresowania tym faktem nie wykazali radni, mimo iż na przewodniczącym rady ciążą pewne obowiązki związane z oświadczeniami. Nieco później sprawą tą zajmowała się również Prokuratura, która po paromiesięcznym „przewalaniu papierów”, przesyłaniu ich z jednej prokuratury do drugiej i po satyrycznych sytuacjach, gdy jednego dnia Policja chciała mnie i mojego redakcyjnego kolegę przesłuchać, a godzinę później „już nie” – sprawę „zamknęła”; jednak nie z powodu braku znamion czynu zabronionego, tylko z powodu „braku dostatecznie udokumentowanych dowodów winy”. Pozbawiono nas możliwości zapoznania się z uzasadnieniem tej – kuriozalnej w tej perspektywie i wobec dowodów – decyzji, jak też pozbawiono nas możliwości złożenia zaskarżenia. Zwyczajnie nie zostaliśmy uznani za stronę. Za to po decyzji Prokuratury otrzymaliśmy pozwy...

PRL reaktywacja – czyli czkawka 1989 roku...
Póki co, terminy obu „Babuśkowych” rozpraw nie zostały jeszcze wyznaczone. Cóż, wszyscy czekamy na wynik wyborów... Do tego dochodzą różne inne „szykany”, o których rozpisywał się dzisiaj nie będę i spacerki na Komendę Miejską Policji. Specjalnie żalić się nie mam zamiaru, w końcu jestem tylko maluczkim lokalnym dziennikarzyną – no i daleko mi do tego pana, który po powrocie do rodzinnego małego miasteczka założył gazetę krytykującą władzę i wnet miał coś koło 50 (wygrywanych) procesów sądowych – skutecznie jednak uniemożliwiających prowadzenie normalnej działalności. Nawet sądowe zwycięstwa temu panu nie pomogły, bo parę miesięcy temu na zawał serca zmarł.
Jest jednak coś znamiennego w fakcie, że w ostatnich latach na niespotykaną skalę zapadają kneblujące wolność słowa i urągające praworządności wyroki, skazujące dziennikarzy, publicystów, a nawet poetów, którzy ośmielą się wyrazić krytyczną opinię wobec władzy czy „Salonu”; ba wszystkie media publiczne (pardon, jakie znowu publiczne, w końcu chodzi o TVP i Polsat) odmawiają nawet zamieszczenia spotów wyborczych nowego pisma „Gazeta Polska codziennie”, a jakieś „liski” blokują wydanie pierwszego numeru „Wprost przeciwnie”. A wszystko to w cieniu afer (jak stoczniowa, hazardowa...), którym bezkarnie, w blasku jupiterów, bezczelnie ukręca się łby - i w cieniu wypadków i licznych samobójstw, popełnianych przez ważne osoby, nawet w monitorowanych 24 godziny na dobę celach... Na to nakładają się próby mniej lub bardziej zakamuflowanego cenzurowania ustawowego, realna cenzura wewnętrzna i autocenzura w mediach; szykanowani są dziś wszyscy niepokorni – autorzy książek i naukowcy, którym w najlepszym wypadku odwołuje się spotkania; dokonuje się aresztowań pod dorabianymi pretekstami, posiłkując się naciąganą kwalifikacją czynów (vide aresztowanie „Starucha” i uprawiana pod pretekstem „walki z chuliganami stadionowymi” nagonka na kibiców, którzy ośmielili się skrytykować np. Adama Michnika czy Koziołka Matołka) itd. itp. W sumie w tym ostatnim przypadku byłoby śmiesznie, gdyby nie było straszno... A przecie groza państwa policyjnego miała być domeną PiS... Trudno więc nie pisać dziś o pełnej reaktywacji PRL – tylko w nowym, bardziej zaawansowanym, zakamuflowanym socjotechnicznie kostiumie...

Osobiście, jako sympatyk środowisk związanych z UPR czy Januszem Korwinem Mikke muszę zauważyć, ze mimo ostrej krytyki z mojej strony, uprawianej w czasach gdy władzę posiadało właśnie PiS (byłem nawet wyrzucony z walnego zgromadzenia Zakładów Azotowych), nie spotkałem się z taką skalą medialnego zamordyzmu, terroru, politycznej poprawności, o procesach sądowych już nie wspominając. Dziś jestem nimi nękany również i ja, dołączając w gruncie rzeczy do doborowego towarzystwa. I tak sobie myślę, że mogliby bez problemu nawet mnie „za prawdę” skazać, tak jak za „opinię” skazywano innych – i byłby w tym wszystkim taki wisielczy chichot historii, gdy za ileś tam lat, niechby pośmiertnie, zostanę zrehabilitowany i oczyszczony z „grzechów” popełnionych wobec PO, tak jak dziś powoli rehabilituje się ludzi prześladowanych przez PZPR. Jednak pewnie przyjdzie na to trochę poczekać, skoro jednocześnie rehabilituje się dziś „człowieków honoru” i innych towarzyszy generałów i skoro Polska pozostaje jedynym krajem „wschodniego baraku”, w którym lustracja jest pozorem, zwłaszcza lustracja w wymiarze sprawiedliwości i w mediach, zakładanych i kontrolowanych przez kolejne pokolenia oficerów i tewurzyszy.

Cuda nad urną
Na tegoroczne wybory patrzę więc bez większych nadziei. Tym bardziej, że już po napisaniu niniejszego felietonu okazało się, że wybory te mogą być nieważne. Państwowa Komisja Wyborcza popełniła rażące błędy uniemożliwiając w kilku wypadkach rejestrację list niektórym ugrupowaniom – zapadły w tej sprawie nawet pierwsze wyroki Sądu Najwyższego. Temat ten wart jest osobnego felietonu. Za PRL fałszowano wybory w sposób ordynarny oraz zastraszano osoby „niewygodne” lub zamykano ich w więzieniach. Teraz mamy nie lada skok cywilizacyjny – wystarczy, że PKW będzie sprawdzała czytelność podpisów, zamiast czytelności numeru PESEL lub ze słownikiem ortograficznym w ręku sprawdzać będzie prawidłowość pisowni nazwy ulicy. Albo po prostu „nie zdąży” podpisów podliczyć...
I gdy tak teraz PKW sobie ponoć milczy, udając że problemu nie ma, wszyscy konstytucjonaliści zastanawiają się, co w takim razie dalej – wybory odwołać i rozpisać nowe, czy można tylko przesunąć ich termin, co z pieniędzmi na kampanię itp.? A może nie zauważyć tego słonia, tylko że co gdy jedno z ugrupowań (np. reprezentowane przez Janusza Korwina Mikke) podważy całe wybory? Niepokój to niepotrzebny: gdy polskie sądy skazują za wyrażanie poglądów, a uniewinniają różnych godnych politowania ludzików drących Pismo Święte czy sikających na krzyż z puszek z piwem, gdy karierę robią sformułowania w rodzaju „znikoma społecznie szkodliwość czynu”, „brak dostatecznie udokumentowanych dowodów winy”, „zwolniony z pracy z naruszeniem prawa, ale jego przywrócenie mogłoby skutkować niepokojami społecznymi” itp.; gdy wreszcie nasze trybunały orzekają np. że Traktat Konstytucyjny, zwany dla niepoznaki „Traktatem z Lizbony” jest zgodny z konstytucją i gdy po dziś dzień nie można znaleźć lub skazać osób odpowiedzialnych za mordowanie Polaków za PRL, zaś wszelakiej maści „utrwalacze władzy ludowej” uchodzą za „człowieków honoru” lub – niekiedy zakulisowo – nadają ton życiu publicznemu w Polsce – gdy to wszystko się dzieje, nie ma obaw, by nie znalazł się jakiś sposób na „rozwiązanie” wspomnianego problemu. Może tylko Łukaszenko na Białorusi, zaproponuje polskiemu rządowi swoich obserwatorów, czuwających nad przebiegiem wyborów? Tak jak czyni się to w „republikach bananowych”, bo do takiej rangi zsuwa się Polska. Tyle że w „bambustanach” zachodzi jeszcze to podejrzenie, że zachodni „obserwatorzy” raczej mają pilnować, by wybory przebiegły „prawidłowo” w sensie: „by wyborcy zagłosowali prawidłowo”, w imię „przemian” i „demokratyzacji”. Wszystko to zaczyna wyglądać dziwnie znajomo...

Dlatego na tegoroczne wybory patrzę bez większych nadziei. Patrzę na nie jak na cyrk, jak na igrzyska, jak na teatr, jak na szulerskiego pokera, w którym karty są dawno rozdane, a w dodatku znaczone. Oczywiście mam swoje osobiste sympatie i antypatie. Jednak te wybory, podobnie jak poprzednie, niewiele będą miały wspólnego z rzeczywistą demokracją, zgwałconą ordynacją wyborczą, partyjnym monopolem i sytuacją, w której Państwowa Komisja Wyborcza niejako za nas dokonuje częściowych wyborów, jeszcze przed ich rozpoczęciem. Więc znów wybierać będziemy między „dżumą a cholerą” spośród tego samego grona transformujących się okupantów, którzy przez kolejne cztery lata piastować będą – jak pisze S. Michalkiewicz - „zewnętrzne znamiona władzy”. Tak czkawką odbija się nam fałszywy mit 1989 roku, gdy – znów się powtórzę: komunistyczny reżim upadł, by przekazać władzę samemu sobie... Dlatego obawiam się – że jak w „bambustanach” całego świata – nie ma większego znaczenia, na kogo zagłosujemy. Dlatego że być może niezależnie od naszego głosu, wygranymi bowiem mają być ci, którzy mają te wybory wygrać. Choćby (a zwłaszcza) ci, którzy w tych wyborach nawet nie startowali – doskonale wiedząc, że prawdziwe ośrodki władzy w Polsce kryją się gdzie indziej, poza demokratyczną fasadą, z której coraz bardziej odłazi tynk. Kiedyś jednak przebudzenie musi nastąpić. Nawet największy bowiem bałwan, jest w stanie rankiem zauważyć tony make-upu łuszczącego się na twarzy starej prostytutki... Kosmetyka, liftingi i reaktywacja trucheł nie mogą przecież trwać bez końca. No chyba że... Chyba że odchowamy sobie kolejne pokolenie prostytutek. No tak, właściwie już odchowaliśmy. Bez cienia wstydu spoglądają do nas z telewizorów. Czy damy się im uwieść jeszcze raz?

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Thu, March 28, 2024 12:45:34
IP          : 3.226.254.255
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html