To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát    -   21/1/2012
Polak, Węgier dwa bratanki...
Organy Unii Europejskiej po wielokroć już udowodniły, że mają w głębokim „poważaniu” demokratyczne wybory obywateli państw, o ile nie są one po myśli rządzących UE lewaków, z ich totalitarystycznymi zapędami. Przy czym jednocześnie nie przeszkadza im to wycierać sobie usta serwetką pięknych haseł o „obronie demokracji”. Jak działa ten mechanizm i czym naprawdę jest quasipaństwowy twór do którego należymy, najpełniej pokazuje nam wściekła nagonka na Węgry pod rządami Viktora Orbana.

Ogloszenie

Nasi bratankowie ośmielili się bowiem uchwalić konstytucję zaczynającą się od słów „Boże, błogosław Węgrów”, podkreślającą, że małżeństwo jest związkiem mężczyzny i kobiety, zawierającą zapis o ochronie życia poczętego (ale bez zakazu aborcji), stwierdzającą, że narodową walutą jest forint, ograniczającą wysokość długu publicznego do 50 proc. PKB (a więc niżej niż u nas), obniżającą podatek CIT dla małych i średnich przedsiębiorstw do 10 proc., wprowadzającą podatek liniowy PiT na poziomie 16 proc. z ulgami na dzieci, prawie o połowę zmniejszającą liczbę posłów itd. itp; według tej konstytucji i przyjętego pakietu ustaw, zmiana przepisów podatkowych wymagać będzie w tamtejszym parlamencie większości 2/3 głosów. Ponadto rząd Wiktora Orbana pozwala Węgrom wybrać, czy chcą pozostać w prywatnych funduszach emerytalnych, czy też wolą przenieść się do państwowego; przyznano prawa wyborcze dla Węgrów mieszkających poza granicami kraju (ale tylko do głosowania na listę krajową, zrezygnowano z dodatkowych okręgów jednomandatowych). Obniżono wiek emerytalny sędziów, z 70 (!) do 62 lat. Jednak największą „grozą” powiało w związku z nową ustawą o Narodowym Banku Węgier (NBW), kiedy wyszło na jaw, że posiadający większość Fidesz będzie chciał użyć rezerw walutowych banku, by spłacić długi! Na taki „zamach na niezależność banku centralnego”, w dodatku po tym, jak wprowadzono wcześniej wysoki „podatek bankowy” - lichwiarska międzynarodówka z MFW na czele nie mogła sobie pozwolić; przecież w jej niewolę miały być bez końca oddawane przyszłe pokolenia Węgrów; natychmiast banksterzy z Moody-s, Standard & Poor-s i Fitch (skompromitowani wcześniej wysokimi ratingami dla państw pogrążających się w kryzysie) – obniżyli rating Węgier do poziomu śmieciowego BB+; rentowność obligacji 10-letnich tego kraju skoczyła w górę, podnosząc koszty finansowania długu publicznego; wobec tego szantażu Węgry próbuje się teraz przeczołgać przed UE i MFW, które uzależniają pożyczki od wycofania się z demokratycznych reform, będących „zamachem na demokrację”...
Jak obłudne są argumenty banksterów z MFW i UE pokazuje fakt, że Węgry (już w pierwszym pełnym roku, w którym Orban wziął odpowiedzialność za finanse państwa) jako jedyne, obok Szwecji, państwo w Europie zmniejszyły w ubiegłym roku swój deficyt !

Oczywiście nie wszystkie zmiany ustawowe na Węgrzech muszą się mi podobać (np. te w zakresie mediów – ale trzeba pamiętać, z jakiej pozycji, z jakimi „zaszłościami” i w jakim środowisku Węgry próbują realizować swój modernizacyjny projekt). Należy jednak mieć na uwadze, że wszystkie te zmiany wprowadzane są przez demokratycznie wybrany parlament i rząd, posiadające absolutną większość. Trzeba pamiętać, że rząd ten próbuje ratować kraj, zniszczony przez rządy socjalistów; moi węgierscy rozmówcy stwierdzają dziś, że tak jak my zazdrościliśmy przed laty im, tak oni zazdroszczą dziś nam – chociażby rozwoju infrastruktury. W mediach jednak trudno znaleźć jakiekolwiek wiarygodne i poszerzone informacje dotyczące tego, na czym w istocie polegają węgierskie reformy, wzbudzające tak wielkie oburzenie w organa UE, a nawet i w USA; nie sposób też znaleźć informacji o ogromnych protestach jakie mają miejsce u naszych bratanków, w związku z szantażem stosowanym przez organy Unii i MFW.
Oto np. przedstawiciele Unii Europejskiej zagrozili władzom Węgier, że wycofają pomoc finansową, jeśli z konstytucji nie zostanie usunięty zapis, definiujący małżeństwo jako związek mężczyzny z kobietą (potem to oficjalnie zdementowano). W związku z obowiązującą konstytucją i towarzyszącymi jej ustawami, wprowadzonymi przez demokratycznie wybrany rząd, któremu zaufanie okazała przeważająca większość głosujących, przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Baroso z całą bezczelnością zaapelował o „ochronę demokracji” na Węgrzech. ”Wyrażono obawy dotyczące jakości demokracji na Węgrzech, kultury politycznej oraz relacji między władzą a opozycją” - stwierdził, przypominając, że „niezależnie od ściśle prawnych postępowań KE, działająca osobno Rada Europy analizuje elementy konstytucji Węgier, które mieszczą się w jej mandacie”.
To ostatnie stwierdzenie jest dla nas bardzo istotne, gdyż teraz już całkiem otwarcie pokazuje nam, iż wbrew temu co nam wmawiano przy okazji Traktatu Konstytucyjnego, nazwanego dla niepoznaki Traktatem z Lizbony – konstytucja jakiegokolwiek państwa ma pełnić rolę „służebną” wobec „nadrzędnej” konstytucji unijnej. Jako że, logicznie rzecz ujmując, nie ma kraju, w którym obowiązywałyby dwie konstytucje jednocześnie, widzimy na tym przykładzie, że źródłem prawa dla każdego z państw członkowskich UE jest Traktat z Lizbony. Który w większości krajów nie został nawet przyjęty w drodze demokracji bezpośredniej, nie zaś państwowe, narodowe „ustawy zasadnicze”. Okazuje się, że żaden „kraj” nie może mieć konstytucji, która nie byłaby zgodna z tym, co uzna za słuszne np. Rada Europy kierując się zapisami rozmytego gniota o nazwie „eurokonstytucja”; zapisami poddanymi w dodatku własnej interpretacji. Skoro tak, to oznacza iż państwa, a przynajmniej te „gorsze” od Niemiec czy Francji, są w istocie województwami, landami, które nie mogą ustalać prawa niezgodnego ze stanowiącym źródło tego prawa Traktatem z Lizbony. Nawiasem mówiąc, już teraz na naszym, polskim gruncie w przeszłości bywało, że Trybunał Konstytucyjny badał zgodność przepisów nie tyle z naszą konstytucją, ile z prawem unijnym. Stręczyciele Traktatu z Lizbony powinni w Polsce stanąć przed Trybunałem Stanu, to jest organem, o którym wiadomo tylko, że istnieje. Kraj, dla którego źródłem prawa nie jest tak naprawdę własna, istniejąca konstytucja, tylko konstytucja obca, większego tworu – nie jest i nie może być krajem suwerennym ani niepodległym, bo niepodległość jest jedna i niepodzielna – i nie zmienią tego rzucane dziś kłamstwa i zaklęcia, że teraz, po przepchnięciu ponad głowami obywateli Traktatu z Lizbony, „należy zmienić postrzeganie suwerenności” być „suwerennym inaczej”, a pojęcia takie jak patriotyzm czy naród, to przeżytek i stwierdzenia budzące „faszystowskie” skojarzenia. Wbrew usiłowaniom totalitarystów nie ma czegoś takiego jak „tożsamość europejska”; każdy normalny kraj walczy i dba o swoje interesy, tak jak próbuje to robić dla dobra Węgier Wiktor Orban; niezależnie od ocen niektórych jego reform pozostaje tylko pozazdrościć, że Polska nie ma za sterami męża stanu tego formatu.

Ale porzuciwszy tę dygresję, idźmy dalej – przeciw demokratycznym wyborom Węgrów zaprotestowała też bratnia dusza Adama Michnika, znany lewak (i pedofil) eurodeputowany Daniel Cohn-Bendit, który w swej głupocie przy okazji popadł w schizofreniczną śmieszność, porównując Wiktora Orbana do Hugo Chaveza i Fidela Castro.
Ujadał także następca Jerzego Buzka, przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz – jedno z większych nieszczęść tego ciała. Ten skrajny lewak i totalitarysta, w chamski sposób obrażający tych, którzy się z nim nie zgadzają, furiat i pyskacz z zachowania przypominający Adolfa Hitlera podczas publicznych wystąpień (kto widział wystąpienia Schulza w PE, ten wie o co chodzi) – pogroził, że Węgrom grozi odebranie głosu w Radzie Europy, za „łamanie praw podstawowych” i „praw człowieka” - zgodnie z art. 7 traktatu UE.
Najważniejsze jest jednak „naruszenie prawa UE” wskutek m.in. „ograniczenia niezależności banku centralnego”. To „ograniczenie” polega na tym, że szef węgierskiego banku centralnego ma nie mieć prawa wyboru zastępców oraz że liczba członków Rady Monetarnej zwiększy się z siedmiu do dziewięciu, przy czym sześciu ma być nominowanych przez parlament. Orban próbuje po prostu uniezależnić bank narodowy od lichwiarskiej międzynarodówki i w miarę możliwości próbować spłacić długi państwa z rezerw walutowych tego banku. Wściekłość banksterów ma też związek z innymi działaniami Fideszu, w tym także z tymi dotyczącymi podatku bankowego i niedawnymi zapowiedziami jego podniesienia. Na przykład w lipcu 2010 roku wprowadzony został na Węgrzech podatek bankowy na najwyższym w Unii poziomie. ”To banki spowodowały światowy kryzys finansowy, więc normalne, że one powinny pomóc zażegnać go. Nie mogą być traktowane jak święte krowy. Opodatkowanie banków to nie tabu” - mówił wówczas Wiktor Orban. Działania oszczędnościowe różnego rodzaju, a przede wszystkim „wprowadzenie danin kryzysowych” i nacjonalizacja OFE (cokolwiek by o tym nie sądzić) – to przyczyny, dla których Węgry uzyskały nadwyżkę, zamiast 6-procentowego deficytu, co w ubiegłym roku przyznała sama Bruksela. Bo Węgry i Szwecja były, jak już pisałem wcześniej, jedynymi krajami Unii Europejskiej, które w minionym roku zmniejszyły swój deficyt.
Tymczasem na Węgrzech planowane są redukcje zatrudnienia w administracji, zmniejszenie o połowę liczby agend rządowych i reforma systemu emerytalnego służb mundurowych.

Jak pisałem, jednak to przede wszystkim tknięcie „świętych krów” - czyli „lichwiarskiej międzynarodówki”, banków, i próba urwania się spod kurateli banksterów i organów typu MFW, w obronie suwerenności i interesów węgierskiego państwa - tak bardzo oburza dziś te środowiska, że UE (a i USA) grzmią o „zamachu” na węgierski bank centralny i na „demokrację”, która „jest zagrożona”. Stąd też ogromna międzynarodowa presja, obniżki ratingów itd. itp.; kością niezgody okazała się nawet obniżka... podatku PiT przez Węgry, czym bardzo zaniepokoił się Międzynarodowy Fundusz Walutowy, domagając się rezygnacji z jego obniżania. Jeszcze by tego brakowało, by inne kraje próbowały iść śladem naszych sąsiadów!
Poza tym, (o zgrozo!) - w węgierskiej konstytucji uznaje się Węgierską Partię Socjalistyczną (MSZP) za „organizację przestępczą”, która ponosi pełną odpowiedzialność za „zbrodnie reżimu komunistycznego w tym kraju”. Ta poprawka weszła w życie 1 stycznia b.r. i z pewnością tego właśnie nie mogą znieść wszelakiej maści „Con-Bendity” i inne „Schulze”, siedzący cicho gdy ich socjalistyczni koledzy na Węgrzech rozkradali i niszczyli ten kraj, który podźwignąć z ruiny próbuje właśnie Wiktor Orban.
Larum podnosi się także w związku z obniżeniem wieku emerytalnego sędziów, który dotąd wynosił 70 lat – no przecie odsunięcie od orzekania starców, którzy orzekali wyroki w okresie głębokiego komunizmu, to prawdziwa niegodziwość, zamach na wymiar sprawiedliwości i demokrację.
A teraz jeszcze, jeśli Węgry „nie zastosują się do uwag” - poszczególne kwestie mogą trafić „przed Trybunał Sprawiedliwości”...
Przeprowadzona w Parlamencie Europejskim debata odnośnie Węgier, podczas której wyartykułowano wszystkie te zarzuty, miała gorący przebieg. Europoseł PiS Ryszard Legutko (frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów” - jak przeczytałem, debatę tę określił jako „serię wybuchów gniewu na granicy histerii”. I obnażył ideologiczny, a w każdym razie nie mający merytorycznych podstaw atak na ten kraj. ”Niektóre przepisy, za które moi koledzy krytykują Węgry - odnośnie Banku Centralnego, lub Sądu Najwyższego - istnieją również w moim kraju, Polsce, ale myśl krytykowania tych regulacji nigdy nie przyszła im do głowy. Dlaczego? Ponieważ aprobują rząd polski i potępiają rząd węgierski z czysto ideologicznych pobudek” - stwierdził.

Jest rzeczą skandaliczną, haniebną i bardzo niebezpieczną, że Węgry są za suwerenne decyzje swych obywateli szykanowane, a Wiktor Orban został wezwany „na dywanik” przez towarzyszy z KE i PE – niegdysiejszych i obecnych marksistów, stalinistów, maoistów, goszystów i lewaków wszelakiej maści, którzy wprawdzie nie zakosztowali życia w wychwalanym przez nich niegdyś komunistycznym raju, w którym żyliśmy my, ale którzy wiedzą – choć nie chcą przyjąć tego do wiadomości – że zbrodniczy system ten pochłonął około 100 mln ofiar, więcej niż niemiecki narodowy socjalizm; niemniej jednak ludziom tym nie przeszkadza ten raj po swojemu zaprowadzać, co czynią sięgając po rozmaite, z ducha totalitarne środki. Najciekawsze w tym wszystkim jest pouczanie Węgrów przez KE, przez panów, którzy nigdy nie byli demokratycznie wyłonieni, a próbują pouczać węgierski naród, czym jest demokracja, w istocie tłumiąc ją i nie respektując jej werdyktów.
Dla nich bowiem demokracja istnieje tylko wtedy, gdy narody głosują tak, jak im się podoba. I głosować muszą do skutku, tyle razy, ile trzeba, aż zagłosują zgodnie z oczekiwaniami - tak jak miało to miejsce w przypadku Traktatu z Lizbony i Irlandczyków. Dla nich demokracja polega na ukrywaniu rzeczywistych intencji i istotnych faktów i manipulowaniu opinią publiczną; polega na nie dopuszczaniu obywateli krajów do głosu, lub nie uznawaniu tego głosu. Te totalniackie zapędy widać najwyraźniej właśnie teraz, na przykładzie Węgier, które muszą „porzucić swoją błędną drogę”, bo demokratycznie ustalili to, co chcieli, a nie to, co zdaniem lewackich totalniaków z UE ustalone być powinno, przez co należy zmusić ich do zmiany tych demokratycznych decyzji – oczywiście w imię „obrony demokracji”. Zaiste, rację ma Stanisław Michalkiewicz twierdząc, że ZSRR ciągle istnieje, tylko zmienił miejsce swego położenia.

Dla nas, Polaków, wychodzi z tego jeszcze nauczka taka, że „dziś Węgry, jutro my”. Widzimy ogromny strach, by śladem Węgier nie poszły inne kraje, urywając się ze smyczy banksterów i lewicowej międzynarodówki, która w pewnym momencie zawłaszczyła projekt „wspólnoty narodów”, doprowadzając UE i kraje członkowskie na krawędź przepaści – gospodarczej i kulturowej ludzie ci stworzyli przy tym biurokratycznego, ideologicznego potwora – molocha, z coraz sprawniej funkcjonującymi zrębami narzędzi charakterystycznymi dla państw totalitarnych. Jeżeli mamy natomiast jakieś wątpliwości co do tego, po czyjej stronie jest słuszność, wystarczy popatrzeć, kto i jakie środowiska „skoczyły do gardła” państwa węgierskiego. „Pokaż mi swoich wrogów – a powiem ci kim jesteś” - głosi przysłowie... Z tych wszystkich powodów głośne solidaryzowanie się z Węgrami i popieranie naszych bratanków w różnej formie – właśnie teraz, leży w naszym, polskim interesie. Bo „dziś Węgry, jutro my”...

Żeby nie być jednostronnym: odnośnie Węgier i Wiktora Orbana ciekawy głos można znaleźć na łamach „Rzeczpospolitej”. Oto bowiem, jak pisze Michał Szułdrzyński, nieoczekiwanie dla wszystkich prawicowego premiera Węgier poparł premier Polski Donald Tusk. Autor felietonu próbuje dociec, z jakich pobudek D. Tusk tak uczynił. Warto ten tekst przeczytać, albowiem – niezależnie od słuszności protestu wobec skandalicznych działań organów UE wobec Węgier (słuszności wypływającej przede wszystkim z chęci obrony pewnych fundamentalnych zasad) – niekoniecznie musimy się zgadzać ze wszystkimi reformami rządu Wiktora Orbana. Możemy je też śmiało krytykować; musimy jednak uszanować demokratyczny wybór. Ale do rzeczy: Szułdrzyński proponuje nam dokonanie eksperymentu i przy litanii zarzutów wobec naszych „bratanków”, w miejsce Orbana wstawić Tuska. Zatem wyobraźmy sobie, że UE zarzuca Tuskowi: „ przekształcenie parlamentu w maszynkę do głosowania, gdzie z opozycją nikt się nie liczy, łamanie niezależności banku centralnego, ograniczanie wolności mediów publicznych, nieprzedłużanie koncesji opozycyjnemu medium z powodów rzekomo formalnych, ograniczenie autonomii sądów (...)” - itd. itp. Ciekawy eksperyment, prawda? :)
Felieton znajduje się pod adresem: http://www.rp.pl/artykul/795428.html.

Pisząc o Węgrzech nie od rzeczy byłoby przypomnieć jeszcze kilka kwestii, choć jak się wydaje, już to kiedyś czyniłem. Sięgnąć do historii, do literatury, do „powiedzonek”.
I oto obrazek I
Jedno z tych powiedzonek otwiera w nadtytule niniejszy artykuł. Pierwotnie brzmiało ono: „Węgier, Polak dwa bratanki i do konia i do szklanki. Oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi”. Mówi się, że powiedzenie to powstało prawdopodobnie po upadku Konfederacji barskiej, czyli powstania antyrosyjskiego, które trwało w latach 1768-1772 i miało na celu obronę wiary katolickiej i niepodległości Rzeczypospolitej. Przywódcy powstania znaleźli wówczas schronienie na terenie Górnych Węgier, czyli dzisiejszej Słowacji.
Obrazek II
Jak pisze Andrew Haraszti w „Tysiąc sto lat wspólnej polsko-węgierskiej historii”, Polska i Węgry „w bardzo wczesnym stadium swojej państwowości zidentyfikowały wspólnotę ich przeznaczenia – zagrożenie przez pangermanizm od strony granicy zachodniej i zorientowany na Rosję panslawizm od strony wschodniej”...
Obrazek III
Historycznie Polskę i Węgry bardzo wiele łączyło, mieliśmy wspólnych królów, by wymienić chociażby Stefana (Istvana) Batorego. Łączył i wciąż łączy nas generał Józef Bem...
W 1948 roku Stanisław Worcell pisał: „Węgry i Polska to dwa wiekuiste dęby, każdy z nich wystrzelił pniem osobnym i odrębnym, ale ich korzenie, szeroko rozłożone pod powierzchnią ziemi, i splątały się, i zrastały niewidocznie. Stąd byt i czerstwość jednego jest drugiemu warunkiem życia i zdrowia”.
Obrazek IV
W czasie wojny polsko-bolszewickiej w latach 1919-1921, Węgry zaproponowały Polsce wysłanie 30 tysięcy kawalerzystów – jednak rząd Czechosłowacji odmówił ich przeprawy przez swoją granicę.
Obrazek V
Podczas II wojny światowej znajdujące się w trudnej sytuacji Węgry, choć początkowo zawiązały formalną koalicję z Niemcami, jednak w istocie wspierały Polaków. Premier Miklos Horthy odmówił przepuszczenia Wermachtu przez terytorium Węgier przeciwko Polsce i nakazał zaminowanie tuneli kolejowych.
Obrazek VI To oczywiście rok 1956 – najpierw pierwszy w PRL strajk generalny, 28 czerwca, w Poznaniu. A jesienią – powstanie na Węgrzech. 23 października w Budapeszcie odbywa się manifestacja dla poparcia żądań poznańskich robotników; na placu gen. Józefa Bema odczytane zostają żądania studentów domagających się wolności słowa, wolnych wyborów i pełnej niezależności od ZSRR. Wydarzenia te kończą się smutno i krwawo, choć Węgrzy nigdy nie zapomnieli nam słanej im wówczas pomocy; w ciągu paru dni w całej Polsce zgłosiło się ponad 11 tysięcy krwiodawców, a pomoc materialna okazała się z naszej strony być znacznie wyższa, niż ta udzielona przez USA. Ale to później. Na razie idą manifestanci. Jedno z haseł brzmi: „Wszyscy Węgrzy chodźcie z nami, pójdziemy za Polakami”. Dziś chciałoby się, by hasło to zabrzmiało nieco inaczej: „Wszyscy Polacy chodźcie z nami, pójdziemy za Węgrami”.
Ale są też i inne hasła. Jakby wciąż aktualne. Choćby to, które dziś może należałoby traktować bardziej metaforycznie: „Rosjanie do domu”. Albo jeszcze inne: ”A KOMMUNIZMUSBAN A KERESZTÉNYSÉG ÉS A CIVILIZÁCIÓ VESZÉLYBEN VAN - CHRZEŚCIJAŃSTWO I CYWILIZACJA JEST W NIEBEZPIECZEŃSTWIE KOMUNIZMU”.

Mirosław Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Sat, April 20, 2024 08:54:44
IP          : 3.137.188.68
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html