To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Zdenerwowani rodzice czyli nieustanne „majstrowanie” przy maluchach    -   02/2/2012
Szkoły kontra przedszkola
„Bez względu na państwa decyzję, co do wyboru placówki do której dziecko będzie uczęszczało, bardzo prosimy o kontakt z sekretariatem szkoły (…) w celu ustalenia realizacji obowiązku szkolnego” - wielu rodziców otrzymało takie, lub podobne pisma, zachęcające w ten sposób do posłania sześcioletniego malucha do tej lub innej szkoły. Jako rodzic wiem, że wywołały one niemałe zdenerwowanie i zamieszanie, głównie za sprawą pewnych sformułowań i ogólnego wyrazu tych pism, które w zasadzie można określić manipulacją. Nie musicie się Państwo nigdzie udawać, wasze dziecko może pozostać w przedszkolu!

Ogloszenie

Kilka dni temu otrzymaliśmy z tarnowskiego magistratu entuzjastyczny komunikat, informujący iż „już siedem szkół podstawowych zdecydowało się otworzyć od września oddziały przedszkolne dla kilkulatków”. ”(...) Z propozycją tworzenia w podstawówkach oddziałów przedszkolnych, Urząd Miasta wystąpił do szkół na początku stycznia. Na odzew nie trzeba było długo czekać. Zdaniem dyrektorów placówek, które od nowego roku szkolnego przyjmą cztero, pięcio i sześciolatki to znakomity sposób na przyciągnięcie do siebie przyszłych uczniów. Dziecko, które zżyje się ze szkołą, najprawdopodobniej w niej pozostanie – mówią. Ma to również niebagatelne znaczenie w przypadku przesunięcia wieku szkolnego dzieci. Będzie im łatwiej zaklimatyzować się w szkole w przyszłości. (...)” - przeczytaliśmy.
Otwieranie oddziałów przedszkolnych w przedszkolach – kosztem samych przedszkoli – to następstwo „sześciolatkowej” reformy zafundowanej nam przez Platformę Obywatelską, a stręczonej przez tarnowską posłankę Urszulę Augustyn. To także m.in. efekt kryzysu, którego podobno „nie ma” i niżu demograficznego. Samorządy nie stać na utrzymywanie przedszkoli, z kolei subwencja oświatowa bynajmniej nie pokrywa kosztów funkcjonowania szkół (które w odróżnieniu od przedszkoli, samorząd ma obowiązek zapewniać).

Najpierw jednak była „sześciolatkowa” ustawa, której rzeczywistym celem było wydłużenie okresu pracy przyszłych pracowników bez podnoszenia wieku emerytalnego (dziecko wcześniej posłane do szkoły, wcześniej podejmie pracę). Miało to także na celu „zamortyzowanie” bolesnego procesu redukcji zatrudnienia wśród nauczycieli – niektórzy z nich ocaliliby etaty i godziny, przejmując opiekę nad sześciolatkami. Nieuchronnymi ofiarami tej reformy, są oczywiście nauczyciele wychowania przedszkolnego – stanowią oni mniej silne lobby, niż nauczyciele zatrudnieni w szkołach. Mechanizm ten obserwowaliśmy przy okazji ostatniego „reformowania” służby zdrowia, na przykładzie recept – najpierw próbowano „zrzucić” odpowiedzialność na lekarzy; okazali się oni jednak silną grupą, więc zrzucono ją na aptekarzy. Jednak i w przypadku służby zdrowia i w przypadku edukacji – ofiarą jest „pacjent”, zwykły obywatel, częstokroć małe dziecko.
Po sześciolatkach mieliśmy kolejne „novum”, czyli uznanie, że w przedszkolach „bezpłatna” jest podstawa programowa w wymiarze 5 godzin, a za każdą godzinę dodatkowo płacą rodzice. To skutek działań kolejno: naszych ustawodawców, a następnie naszego samorządu. Tarnowski magistrat włożył wiele propagandowego wysiłku, by rodzicom „należycie” wytłumaczono, że to nic groźnego, że to nie wpłynie lub wpłynie nieznacznie na wydatki rodziców. Rzeczywistość pokazała, że ci, którzy zostawiają dziecko w przedszkolu na 9 godzin, a nie mają w okolicy dziadków, którzy odebraliby pociechę wcześniej - płacą za dziecko nawet o 2/3 więcej, niż dotychczas. Ostrzegałem przed tym, pisząc to z perspektywy rodzica, który teraz takiej właśnie podwyżki doświadcza, Podobnie bodaj trzy lata temu spierałem się z posłanką Urszulą Augustyn odnośnie skutków reklamowanej przez nią „sześciolatkowej” reformy. Te skutki właśnie obserwujemy; w obu przypadkach miałem niestety rację.

Po takim „przygotowaniu” przyszedł kolejny etap ratowania finansów publicznych, edukacyjnych reform i nauczycielskich etatów, który właśnie obserwujemy na przykładzie chociażby tarnowskiego samorządu i przyszkolnych oddziałów przedszkolnych. Jednak wcześniejszy, ogólnopolski opór społeczny sprawił, że rodzice obecnie nie mają obowiązku posyłania sześciolatków do szkoły. Obowiązek ten udało się przesunąć na rok 2014 (PiS chciał 2020r lub bezterminowego odsunięcia go w czasie). Ma to dać czas samorządom, na „lepsze przygotowanie”, które to przygotowanie przecież, według posłanki Augustyn, już dawno było „znakomite”.
Nie od rzeczy będzie także dodać, iż prócz rodziców, przeciwko sześciolatkowej reformie protestowali także psychologowie (przynajmniej ci, którzy nie pozostawali na rządowym czy samorządowym garnuszku). Mówiono wówczas m.in. właśnie o nie przystosowaniu szkół, o traumie, skutkującej zniechęceniem dziecka do szkoły i nauki w ogóle itp. Potwierdziła to praktyka – znam rodziców, którzy dobrowolnie przekazali swoje sześcioletnie dziecko do szkoły, by po tygodniu czy dwóch z płaczem je stamtąd zabrać. Nawiasem mówiąc w wielu miejscach Polski nawet ta „dobrowolność” była iluzoryczna, gdyż po prostu samorządy likwidowały w przedszkolach oddziały dla sześciolatków, zmuszając rodziców do posłania pociech do oddziałów przedszkolnych w szkołach.
Tak więc po „sześciolatkach w szkole” i zaledwie „pięciogodzinnej podstawie programowej w przedszkolach”, przyszła kolej na przyszkolne oddziały przedszkolne. Ma to znaczenie ekonomiczne i dla samorządu (taniej) i dla rodziców, bo wiele szkół oferuje miejsca w długo czynnych oddziałach przedszkolnych „za darmo” - choć nie od rzeczy byłoby zauważyć, iż z Konstytucji wypływa fakt, iż dzieci objęte obowiązkiem edukacyjnym (czy będą to siedmiolatki, sześciolatki, czy pięciolatki) – mają mieć zapewnioną darmową opiekę i basta, niezależnie od tego, czy będzie to szkoła czy przedszkole.

Zatem teraz szkoły masowo otwierają oddziały przedszkolne, kuszą i „straszą” rodziców takimi pismami, jak to, którego fragment zacytowałem na wstępie. A trzeba wiedzieć, że oddział przedszkolny w szkole nigdy nie zapewni takiego poziomu opieki, nauki i wychowania jak przedszkole. Oddział przedszkolny grupuje bowiem w jednym pomieszczeniu dzieci w różnym wieku (np. pięciolatki i sześciolatki razem). Dzieci w tym wieku, różniące się formalnie tylko jednym roczkiem, w praktyce częstokroć dzieli prawdziwa przepaść, chociażby pod względem zdolności koncentracji uwagi. Jak z taką grupą dzieci prowadzić zajęcia? Wobec oddziału przedszkolnego stosuje się mniej restrykcyjne przepisy. Oddział przedszkolny może też okazać się gorzej wyposażony, chociażby w odpowiedni sprzęt, zabawki. Inne są też nawyki nauczycieli w szkole, niż nawyki nauczycieli wychowania przedszkolnego, przez lata pracujących w przedszkolu. Pod tym względem kadra przedszkolna będzie zwykle lepiej wykwalifikowana. Może więc stać się i tak, jak już to bywało – w przyszkolnym oddziale częściej zobaczymy „dziecko w ławce”. Wprawdzie magistrat informuje, że oddziały przedszkolne ”to także szansa na zatrudnienie nauczycieli, którzy będą musieli odejść z pracy z likwidowanych przedszkoli” - ale gotów jestem się założyć, że przede wszystkim maluchami zajmować się będą dotychczasowi nauczyciele starszych dzieci, po przejściu, dajmy na to, trzymiesięcznego kursu. W istocie ginie tu dobro dziecka, a chodzi o ratowanie szkół i etatów – kosztem przedszkoli. Ratowanie miejskiej kasy, ściskanej kryzysem, regułą wydatkową Ministra Finansów, kolejnymi reformami, niżem demograficznym i rozbuchanymi, nie zawsze trafionymi inwestycjami.
Skutecznym wabikiem zachęcającym rodzica do posłania dziecka do szkoły, czy do szkolnego oddziału przedszkolnego, może być natomiast fakt, że niektóre z tych oddziałów funkcjonować mają nawet przez 10 godzin, do godziny 16-tej. I że zajęcia są tu bezpłatne (w przedszkolu, przypomnijmy, trzeba dodatkowo płacić za czas, który przekracza pięciogodzinną podstawę programową). Tyle że jak pisze magistrat ”Zajęcia w oddziałach przedszkolnych będą bezpłatne na pewno przez najbliższy rok.” Po roku rodzice mogą więc usłyszeć, że jednak muszą już teraz płacić, podobnie jak obecnie płacą w przedszkolu. Z drugiej strony rzecz biorąc – mamy z kolei argumentację, że oddział przedszkolny w szkole będzie znakomitym przygotowaniem dziecka do nauki szkolnej.

Tak czy owak, przed rodzicami trudny dylemat. Nikomu niczego doradzać w tym względzie nie zamierzam; nauczyłem się natomiast jednego – jak ognia unikać propagandy, choćby dla niepoznaki nazywała się ona „kampanią informacyjną” (skompromitowaną przy okazji sześciolatkowej reformy). I unikać wszystkiego, co pachnie manipulacją. Cokolwiek jednak my, rodzice uczynimy, z pewnością będziemy starali się kierować dobrem dziecka. No chyba, że przeciwko temu dobru wystąpi wątła zawartość naszego portfela...
A przedszkola? Oddziały przedszkolne w szkołach będą powodowały likwidację kolejnych grup w przedszkolach. Przed przedszkolami stanie widmo likwidacji. Albo przekształceń. I obym nie wykrakał, że być może na jednej z kolejnych sesji Rady Miasta Tarnowa usłyszymy o koncepcjach prywatyzacji przedszkoli. Tylko kogo będzie wtedy stać na to, by za fachową opiekę nad dzieckiem zapłacić 600, 700, 800 czy więcej złotych? Wówczas rzeczywiście, dzieci w różnym wieku trafią do wspólnych pomieszczeń w oddziałach przedszkolnych w szkołach. Magistrat tryumfalnie ogłosi sukces, a posłanka Augustyn przed kamerami i mikrofonami obwieści niezaprzeczalny tryumf edukacyjnych reform Platformy Obywatelskiej. Wtedy usłyszymy wszyscy, że – no cóż – rodzice „sam wybrali szkoły”! A poroniona, sześciolatkowa reforma zostanie wprowadzona bocznymi drzwiami... Cóż, rodzice to nie górnicy. Nie przyjdą z łańcuchami, nie zrobią blokady, nie podpalą opon. Z nimi nie trzeba się liczyć...

Post Scriptum
Oczywiście, ja rozumiem względy ekonomiczne. Tylko dlaczego zawsze odbywa się to kosztem najsłabszych? Dlaczego ofiarą eksperymentów ciągle mają być dzieci? Gdzie jest warunkująca ekonomiczne i fizyczne przetrwanie narodu polityka prorodzinna? Za przedszkole gotów jestem płacić choćby i tysiąc złotych. Ale najpierw – wykreślcie nie mające pokrycia w rzeczywistości bzdury zawarte w polskiej konstytucji. I oddajcie nam nasze podatki. Bo już dziś państwo, w różnej, częstokroć ukrytej formie, zabiera nam około 80 procent naszych dochodów. Dochodów, które mając w swej dyspozycji – potrafilibyśmy lepiej spożytkować i na prywatne przedszkole, i na prywatnego lekarza, i na prawdziwą emeryturę – bo byłoby nas na to stać, bo przedszkole i lekarz byliby tańsi i lepsi niż dziś, gdy owe 80 procent naszych niewidzialnych dochodów, „po socjalistycznemu” redystrybuuje i pochłania, w gąszczu regulacji, nakazów i zakazów, niewidzialna, biurokratyczno-polityczna machina, która „wie lepiej” od Kowalskiego, jak pieniądze ukradzione Kowalskiemu „zagospodarować”. Szkoda, że prawda ta, głoszona choćby przez „pana z muszką”, tak powoli do tumanionego i nieustannie „reformowanego” narodu dociera...

Mirosław Poświatowski

Foto: eswinoujscie.pl
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, March 29, 2024 13:58:40
IP          : 44.192.38.143
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html