To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Krew ludzi i krew Boga - rzecz o "Apocalypto"   -   02/1/2007
Byłem w kinie. Nie byłem sam. Mimo okresu poświątecznego i przedsylwestrowego, na każdym seansie tłumy ustawiały się do kasy, wielokroć przekraczając średnią całoroczną frekwencję. Ludzie chcą zobaczyć nowe dzieło twórcy „Pasji” i to pomimo histerycznej medialnej kampanii, próbującej zdyskwalifikować kolejny film Mela Gibsona. Poprzednio pseudoestetom przeszkadzała krew Boga, teraz „nie pasuje” im ludzka krew. Tak naprawdę, tak w „Pasji”, jak i w „Apocalypto”, owym krytykom najbardziej przeszkadza prawda. I choć od dawna nie dziwią mnie kłamstwa zarażonej lewackością prasy, to wciąż obrzydzeniem napawa mnie służalczość dziennikarzy, którzy są gotowi myśleć na rozkaz, a każdą niegodziwość napisać na zlecenie.

Ogloszenie
>

Dwa lata temu Gibson stworzył film o ostatnich kilkunastu godzinach życia Jezusa Chrystusa. W efekcie otrzymaliśmy więcej niż wiarygodne artystyczne dzieło, a na dodatek dzieło jednoznacznie katolickie w swym duchu i przesłaniu. I tak jest też obecnie, kiedy australijski reżyser, chcąc opisać współczesne umieranie cywilizacji białego człowieka (tak właśnie czytam jego Apokalipsę), sięgnął do metafory zanurzonej w dziejach starożytnego Meksyku. W końcu nie przypadkiem „Apocalypto” otwiera motto autorstwa Willa Duranta:
„Wielka cywilizacja nie zostaje podbita z zewnątrz, zanim nie zostanie zniszczona od środka". I nie przypadkiem ta metafora uwiera poprawnych politycznie globalistów nieustającej rewolucji, której jedynym celem – tak naprawdę – jest odebrać człowiekowi Boga.
W 1988 roku, francuski naukowiec, Jean-Paul Roux napisał wyjątkową książkę - „Krew. Mity, symbole, rzeczywistość” (polskie wydanie w roku 1994), poświęconą miejscu, roli i symbolice krwi w wierzeniach i obrzędach różnych kultur i cywilizacji. Zmierzając w tym pisaniu do samego filmu, zacytujmy fragment rozdziału „Masowe ofiary z ludzi w Ameryce prekolumbijskiej”: „Trzeba przemierzyć Atlantyk wraz z konkwistadorami i odwiedzić starożytny Meksyk, by zanurzyć się po szyję we krwi. Okropne widowisko! Przynajmniej jak wynika z opisów przerażonych zdobywców. Nie sposób było zbliżyć się do kapłanów, gdyż bił od nich mdły i obrzydliwy odór; wszystkie ołtarze pokryte były cuchnącymi szczątkami ludzkimi. Wielkie schody na każdym stopniu ukazywały podejrzane ślady. Zabijano od chwili, gdy słońce ukazywało się na horyzoncie. Otwierano piersi, by wydobyć z nich serce. Często wierni, których uznawano za godnych tego, rozrywali jeszcze ciepłe ciała i zjadali je. Tego lub owego oficjant obdzierał ze skóry i okrywał się nią, niby purpurową tuniką.”
Okrutne, prawda? Film Gibsona nawet w połowie nie jest tak okrutny jak ten krótki opis. To prawda, że reżyser chce owo okrucieństwo przywołać obrazem. To prawda, że robi to jak najlepiej potrafi; można powiedzieć, że robi to doskonale. Ale jednocześnie, przelewana na ekranie krew, nawet w najokrutniejszych odsłonach, jest tylko tłem. Ani przez chwilę nie czułem się epatowany okrucieństwem dla okrucieństwa, krwią dla krwi. Te zabiegi to domena B- i C–klasowych produkcji filmowych, które tydzień w tydzień serwuje telewizornia. To też domena cynicznych nuworyszy celuloidowej taśmy; jakichś Tarantinów czy Lindów. Zostawmy jednak to całe „kultowisko”, ono tylko sekunduje owemu umieraniu naszej cywilizacji. Mister Mel chce nami nie wstrząsnąć, ale potrząsnąć. To kolejny jego film, który wierzy w możliwość nawrócenia ludzi; może nie wszystkich, ale przynajmniej wielu. Bowiem ci, którzy zobaczą „Apocalypto”, mają nie tylko szansę na spotkanie z prawdziwą sztuką, ale także z otrzeźwiającym ostrzeżeniem. Z ostrzeżeniem, albo – jak kto woli – z przepowiednią (bo to właśnie oznacza greckie słowo, będące tytułem filmu Mela Gibsona).
Właśnie przepowiednia. Ona wiąże dramatycznie całą dwu i półgodzinną opowieść (w kinie zupełnie nie czujemy tego czasu!) . Począwszy od legendy wioskowego starca, poprzez To Coś, co mówi przez trędowatą dziewczynkę, aż do słów żony Łapy Jaguara: „Wróć do mnie”. Ta kobieta, wraz z małym synkiem i będąc w stanie błogosławionym, ukryta przez męża w skalnej studni, z której nie może wyjść, przyzywa swego mężczyznę nie wiedząc, że ten właśnie staje wobec śmierci. Ale przecież obiecał – „Wrócę”. I tutaj film pokazuje drugą - po wierze w Boga - wielką ludzką tajemnicę, która zawsze daje nadzieję na nowe, lepsze, dobre życie. Tajemnicę miłości rodzinnej. Wiarę w ukochanego człowieka i odpowiedzialność za tę kochaną osobę. W zasadzie nie będziemy dalecy od sedna stwierdzając, że ten film, to kolejna u Gibsona (po oscarowym „Braveheart”) pochwała prawdziwych uczuć łączących kobietę i mężczyznę. Uczuć ponad wszystko. To one właśnie dają szansę na zwycięstwo nad złem. Poprzez ocalenie rodziny, uświadamiają nam jednoznacznie, że zło wobec takich uczuć jest zawsze bezsilne. To uczucia cementują pokoleniowy przekaz, gdzie dobry rodzi dobrego, a ten kolejnego dobrego. A tam gdzie rodzina, tam i Bóg, którego w tej Apokalipsie także nie mogło zabraknąć. Jakżesz to wszystko niepoprawne politycznie, jakżesz nienowoczesne – prawda? Nie dziwcie się więc, drodzy Czytelnicy i widzowie, że autor takiego filmu tak bardzo jest nienawidzony przez tych, co nieubłaganie modernizują świat.
Boga, którego jeszcze nie umieją nazwać, przeczuwają bohaterowie, mieszkańcy ukrytej w dżungli osady, żyjący zgodnie z rytmem przyrody. Przeczuwają Go, kiedy na ich drodze stają ich pobratymcy uciekający przed cywilizacją śmierci (zobaczymy jej martwe oblicze później, w obrazach ziemi pozbawionej lasu i w kamiennym, nieludzkim mieście, które bardzo przypomina tzw. dzielnice uciech współczesnych metropolii). Przeczuwają Go, kiedy wraz z tymi uciekinierami przychodzi strach. Przeczuwają, kiedy w ich myśliwskie bytowanie wejdzie legenda o ludziach, którzy dostali już wszystko (od Boga?) i dalej żądają więcej i więcej, a świat nie ma już nic więcej do zaoferowania (skądś to znamy, prawda?). A potem jest już tylko szczekanie psa i koszmar najazdu wojowników z „kamiennego miasta”. To „potem” rozpoczyna się dopiero po 30-tu minutach niemal etnograficznej opowieści, takiej wprost z książek Cejrowskiego. Te pierwsze kilkadziesiąt minut jest jak zapis świata dzieciństwa, jakiejś – mówiąc po naszemu – Arkadii. Dopiero, kiedy się już przyzwyczaimy do tego dobra, do uporządkowanego hierarchicznie i moralnie świata, to dopiero wtedy zacznie szczekać pies; dopiero wtedy nadejdzie senny koszmar i dopiero wtedy przyjdzie zło. Tak umierały polskie Kresy, a zło miało bolszewicką twarz i czerwoną gwiazdę na czapce. Oglądany w kinie najazd kończy się symboliczną i jakże ważną sceną śmierci ojca Łapy Jaguara. Wokoło szaleje pandemonium gwałtu, a Krzemienne Niebo mówi do spętanego syna: „Nie lękaj się”. Wtedy i on, i my – widzowie, przestajemy się bać. Także najeźdźców. Oglądając ten film, zwróćcie uwagę na oczy aktorów. Lepiej byłoby chyba napisać kreatorów. Nieznani, rdzenni mieszkańcy Meksyku, którzy wcielają się w role bohaterów, są niewiarygodnie prawdziwi. A szczególnie ich oczy. Nie ten zapomniany język Majów, którym posługują się aktorzy, ale właśnie oczy - ogromne w zbliżeniach; oczy, które nie kłamią decydują, że wierzymy im, że wierzymy w tę historię, w strach, w miłość… W determinację.
Nieprzypadkowo szukałem tego słowa – determinacja. Nieprzypadkowo, bo ono najlepiej oddaje uczucia uciekającego z niewoli Łapy Jaguara. I kiedy w trakcie morderczego pościgu za nim, wrócą do niego słowa ojca o strachu, któremu nie wolno się poddać i nie wolno go przynosić w sobie z dżungli do wioski, to właśnie determinacja pozwoli mu nie tylko na ucieczkę, ale i na podjęcie walki z prześladowcami. Determinacja, a nie nienawiść, czy chęć zemsty. I to jest kolejna wielka prawda tego filmu. Bohater nie kieruje się żadnym złym, plamiącym duszę uczuciem. Robi tylko to co musi. Obiecał żonie, że wróci, więc wraca. Jego obowiązkiem jest chronić rodzinę, więc walczy i zabija. Ale kiedy to zrobi, to odrzuca broń, która mu w tym pomogła. I choć może ta wojenna pałka mogłaby się mu jeszcze przydać, to wypuszcza ją z ręki. Jest czysty, a my – widzowie, razem z nim. Zło nie zostawia na nim i na nas swojego piętna. No i finał. Zaskakujący. Rodzina młodego myśliwego, liczniejsza o nowe dzieciątko urodzone w zalewanej wodą studni, znów jest razem, ale odchodzi w głąb dżungli. Nie zobaczymy jej u boku misjonarzy, którzy przypłynęli tu pod żaglami sygnowanymi znakiem Chrystusowego krzyża. Gibson nie uległ hollywoodzkiej pokusie i nie doprowadził do sceny ochrzczenia bohaterów swojego filmu. Oni odchodzą.
Na łodziach zbliżających się do lądu Majów i Azteków, oprócz krzyża widzimy także karabiny. Innej możliwości nie było, aby na tej ziemi, od krwawych ołtarzy dojść do Madonny z Guadelupe. I tutaj raz jeszcze zacytujmy Jeana-Paula Rouxa:
„System aztecki stanowi całkowitą rewolucję z dwóch względów. Po pierwsze, jest to wytwór państwa totalitarnego, opartego na pogardzie życia ludzkiego, gdzie za tyranią Słońca kryje się tyrania ludu, możliwa do wprowadzenia i utrzymania jedynie przy użyciu siły. Po drugie, jest to przykład religii pesymistycznej, którą Henri Lehmann ocenił jako „pozbawioną najmniejszego elementu nadziei”; religii, w której ukryta duchowość pewnych aspektów życia wywodzi się z pewnością z pradawnej tradycji, przy czym jej istota została zdradzona na rzecz doczesnej władzy ludzi ogarniętych niepohamowaną żądzą panowania; religii, która posunęła do najdalszych granic poczucie tragiczności życia.”
Krew Chrystusa przelana za wielu na krzyżu, to sedno nadziei, o której opowiada poprzedni film Mela Gibsona. To sedno nadziei dla wszystkich rodzin, które jak rodzina Łapy Jaguara noszą Boga w sobie. I po to, aby go ocalić, muszą uciekać i żyć głęboko schowani w jakiejś dżungli. Wciąż jest nadzieja. Nie bójmy się. Biegnijmy. Biegnijmy aż nad brzeg morza. Otwórzmy szeroko oczy… patrzmy; może właśnie dla nas nadpływają żaglowce ze znakiem krzyża na sztandarach.

Tomasz A. Żak

Apocalypto, 2006. Reżyseria: Mel Gibson; scenariusz: Mel Gibson, Farad Safinia; zdjęcia: Dean Semler; muzyka: James Horner. W rolach głównych: Rudy Youngblood, Dalia Hernandea. Jonathan Brewer, Morris Birdcellowhead, Carlom Emilio Baea. Produkcja: ICON.

Film można zobaczyć obecnie w kinie Millennium : zobacz repertuar
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, April 19, 2024 03:43:05
IP          : 3.142.173.227
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html