To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: Okay
  
   Dura lex sed lex ...   -   14/4/2004
Surowe prawo, ale prawo - brzmi rzymska sentencja, znana też w środowiskach mających "różnorakie" kontakty z wymiarem sprawiedliwości jako "durne prawo, ale prawo". Niezależnie jednak od natężenia emocjonalnego z jakim wypowiadana jest sentencja głosi ona nadrzędność legalizmu. W cywilizacji łacińskiej, do której podobno jeszcze należymy, jest to bowiem wartość sama w sobie. Powinna też być fundamentem "państwa prawa", które ponoć budują polskie instytucje demokratyczne i jej przedstawiciele. Powinna ...

Ogloszenie

W polskim życiu publicznym, wspomniana na wstępie maksyma wypowiadana jest stosunkowo często i stosowana do podparcia wielu działań instytucji oraz elit nimi zarzadzających. Można nawet wyróżnić dominujące wątki w interpretacji maksymy. Już sam pomysł na takie interpretowanie jest oznaką pewnej choroby trawiącej polskie życie publiczne, gdzie wszystko się już dziś relatywizuje. Nic więc dziwnego, że dominujące wątki "interpretacyjne", choć krańcowo odmienne, powiększają terytorium polskich patologii.
Jedna z nich traktuje tę maksymę instrumentalnie, jako wspaniałe narzędzie dla urzędników i rządzących do "radzenia sobie" z różnego rodzaju petentami. Spotykamy się z nią na co dzień w urzędach, na różnym szczeblu administracji. Gąszcz przepisów, często wewnętrznie (lub nawzajem) sprzecznych, bubli prawnych, dziesiątki zmian i nowelizacji prawa, rozporządzeń wykonawczych do aktów normatywnych z różnego szczebla legislacji - to wszystko jest znakomitą pożywką dla biurokratycznego aparatu, do bizantyjskich rozmiarów rozrośniętego już w kraju a wciąż się przecież rozrastającego !
W takiej sytuacji formalno-prawnej maksyma "Dura lex, sed lex" używana jest przez urzędników zarówno w obronie własnej, przed oskarżeniami o niekompetencję czy złą wolę ale też jako narzędzie ofensywne - jako oskarżenie pod adresem obywatela-petenta, którego nie usprawiedliwia przecież nieznajomość nawet najbardziej zawiłego i poplątanego prawa. W rzeczywistości tak budowanej przez "prawo" bliscy jesteśmy już kafkowskiej wizji państwa, gdzie z jednej strony bez większego trudu "sprawna" instytucja może znaleźć dowolny fragment "odpowiednio" brzmiącego prawa ("dajcie mi człowieka/sytuację a już znajdziemy paragraf") a z drugiej strony "na płaszczyźnie obowiązującego prawa" usprawiedliwić można każde łajdactwo reprezentantów tej czy innej instytucji i dowodzić, że przecież "żadnej afery nie ma", co najwyżej jakieś proceduralne uchybienia, czy błędy techniczne ...

Kryzys państwa, widoczny już gołym okiem zdaje się być konsekwencją m.in. takiego instrumentalnego traktowania prawa.

Ryba psuje się od głowy ...

Niestety, do niedawna jeszcze stawiane za wzór do naśladowania dla instytucji centralnych - polskie samorządy toczone są już przez tego samego nowotwora. Samorządy, które same są przecież petentami wobec tych instytucji w staraniach o jak najkorzystniejszy przydział środków budżetowych, uczą się i przejmują z tych instytucji również najgorsze ze wzorców postępowania. Nie jest jeszcze wielkim zagrożeniem realizacja tych wzorców w relacji z własnymi - petentami, którzy są przecież sąsiadami i krewnymi samorządowych urzędników, czy radnych. Narzędzie w postaci możliwości odwołania zarządu gminy, rady, przeprowadzenia referendum gminnego, bezpośredniość codziennych kontaktów z wyborcami, w tym akurat przypadku nadal przyzwoicie się sprawdza i stanowi rodzaj naturalnego "hamulca" dla najbardziej nawet zuchwałych, biurokratycznych pomysłów samorządowców, szczególnie w mniejszych gminach.
Niczym już jednak niektórzy samorządowcy nie różnią się od swoich "centralnych" kolegów, jeśli chodzi o umiejętność naciągania lub omijania prawa i zasłaniania się nim w relacjach "bezosobowych" : urzędnik samorządowy - budżet państwa lub samorządowiec - inna instytucja samorządowa.

Zapewne w związku z faktem, że samorządy utrzymywane są z tego samego źródła, co inne instytucje, czyli z naszych podatków - spora część prawa dotyczącego samorządów była do niedawna w wielu miejscach w ogóle ... pozbawiona sankcji. Czyli wprowadzano jakiś przepis dotyczący gminy lub powiatu a w zasadzie apelowano nim jedynie do sumienia lub "patriotycznego" obowiązku wójta, czy starosty. Nie było bowiem jasno określonych konsekwencji braku zastosowania się do nowych przepisów. Zapewne na fali konieczności dostosowywania polskiego prawa do "cywilizowanego" prawa Unii Europejskiej sankcje takie zaczęto jednak wprowadzać. Co z tego, jeśli pozostają one nadal w wielu miejscach "martwym prawem". Dlaczego ?
Każde nowe prawo nie jest przecież jedynie "bytem wirtualnym", wprowadzenie każdego z nich powoduje konieczność zabezpieczenia przez instytucję wyznaczoną do jej wprowadzenia (w tym przypadku gminę, czy powiat) określonych środków finansowych. Chętnie wykonywane są przez samorządy zadania, w ślad za którymi idą określone pieniądze z budżetu. Uchylanie się przed realizacją prawa, które nie przewiduje żadnych środków z zewnątrz budżetu samorządowego, jest jednak traktowane często przez samorządowców jako sposób ... oszczędzania.

Od roku wszystkie polskie instytucje, w tym samorządy lokalne, zobowiązane są do publikowania w zasadzie wszystkich dokumentów dotyczących funkcjonowania urzędu, zarządu i swojego ciała uchwałodawczego w ramach Biuletynu Informacji Publicznej. W prawie, które miało kilkunastomiesięczne vacatio legis, przewidziano nawet sankcje dla opornych gmin. Kilkakrotnie miałem okazję się przekonać w bezpośrednich rozmowach z samorządowcami, jak działa to w praktyce. Zresztą można to świetnie ocenić w sieci. Wiele gmin świadomie "rezygnuje" z konieczności wprowadzenia własnej podmiotowej strony Biuletynu, zadając przytomne skądinąd pytanie: a za co ?
Małopolska jest w tej "szczęśliwej" sytuacji, że marszałek województwa zasponsorował rok temu wszystkim chętnym jednostkom samorządowym odpowiednią, interaktywną aplikację w ramach "Wrót Małopolski". Małopolskim samorządom odpadły, póki co, koszty związane z tworzeniem własnych mechanizmów informatycznych, koszt utrzymania strony BIP, itd. Dla wielu gmin to jednak było za mało. Stosują one w większości inną wersję pytania o pieniądze : a kim mamy to zrobić? Przygotowanie bowiem materiału, który zostałby potem opublikowany on-line, a także samo wprowadzanie go do sieci i późniejsza, nieustanna redakcja nowych materiałów wymagają bowiem czasu i ... odpowiedzialnego pracownika, nawet jeśli miałby tym zajmować się nie wyłącznie. Szczególnie dla niewielkich gmin jest to często problem "nie do przeskoczenia". Takie zatem wybiórcze stosowanie prawa jest w niektórych gminach traktowane jako wybór mniejszego zła, a nawet działanie "pro publico bono", bo oszczędzające w sumie jakieś kwoty w gminnym budżecie, a kanalizujące aktywność nielicznych w takich gminach urzędników na działania "praktyczne", związane z codzienną, nie-wirtualną przecież obsługą petentów.
Z drugiej jednak strony, instytucja, która powinna stać na straży prawa, sama stawia się ponad nim. Niewiele są tu w stanie zdziałać sankcje. Wielu z moich gminnych rozmówców nie paraliżuje strach przed zapisanymi nawet w odpowiednich ustawach konsekwencjami nie zastosowania się do nich. - Na czym miałoby bowiem polegać ukaranie naszej gminy, jak nie na odebraniu części "idących z góry" pieniędzy, których gmina nie mogłaby przeznaczyć na oświatę, pomoc społeczną etc. - mówią. W ten sposób jednak prawo i wartości nim reprezentowane obumierają na naszych oczach ...
Demoralizuje to w pierwszym rzędzie samych samorządowców.
Rok temu nałożono na samorządowców konieczość opracowania i opublikowania oświadczeń o posiadanym przez siebie majątku. Z tego nakazu też wielu radnych i szefów się w ogóle lub w jakimś istotnym fragmencie nie wywiązało. Niektórzy skarżą odpowiednie przepisy do Rzecznika Praw Obywatelskich i przez niego próbują tematem zainteresować Trybunał Konstytucyjny, niemniej nie zrezygnowali ze swoich stanowisk, co stanowi przecież naruszenie obowiązującego prawa.
Ostatnie tygodnie przyniosły natomiast w lokalnych mediach głośne doniesienia, o faktach lub podejrzeniach nagięcia prawa przez zarządzających wieloma gminami w regionie tarnowskim. Chodzi o przekroczenie zakazu łączenia stanowisk w aparacie samorządowym (przede wszystkim o zasiadanie w radach nadzorczych instytucji komunalnych). Wojewoda uruchomił nawet procedurę odwołania burmistrza Ryglic z tego właśnie powodu. Podobnie wyglądających spraw jest jednak - jak się okazuje - więcej, jedna dotyczy nawet zasiadania obecnego prezydenta Tarnowa w radzie nadzorczej MPEC. Wszyscy samorządowcy podejrzewani o złamanie odpowiednich przepisów bronią się zażarcie, próbując dowodzić swoich racji. Być może są nawet ofiarami przywoływanych przeze mnie wcześniej zawiłości i niespójności prawa. Być może ...
Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że w wielu polskich instytucjach publicznych i dla wielu ich reprezentantów już nie rzymskie sentencje stanowią drogowskaz postępowania ale po prostu "prawo Kalego" ...

Piotr Dziża
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, April 26, 2024 07:41:52
IP          : 3.129.39.55
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html