To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  Rozmowy ze sternikami tarnowskiej kultury - Krystyna Drozd i Tomasz A. Żak (cz.1)    -   23/9/2008
Duża kultura za małe pieniądze
Dobiega końca cykl rozmów ze sternikami kultury w Tarnowie, jaki zaplanowaliśmy na wakacje (niestety w tym okresie nie udało się nam tego obszernego cyklu zakończyć). Przed podsumowaniami, do jakich chcemy zaprosić nie tylko zarządzających kulturą w samorządach, ale też innych mecenasów i menadżerów kultury, na długą rozmowę zaprosiliśmy jeszcze założycieli i szefów kilku prężnych organizacji pozarządowych, zajmujących się działalnością kulturalną w regionie tarnowskim. Z zaproszenia do rozmowy skorzystali szefowie dwóch organizacji. Rozległości i różnorodności oferty Tarnowskiej Artystycznej Konfraterni (TAK) i Stowarzyszenia Teatr Nie Teraz (STNT) pozazdrościć może niejedna publiczna instytucja kultury. O problemach stowarzyszeń zajmujących się kulturą z prezesem zarządu TAK - Krystyną Drozd i dyrektorem Teatru Nie Teraz, członkiem zarządu STNT - Tomaszem A.Żakiem rozmawiają Agnieszka Setlik i Piotr Dziża. Ze względu na wyjątkową (nawet jak na inTARnetowe standardy) obszerność wywiadu dzielimy go tym razem na dwie części.

Ogloszenie

Dyrektorom instytucji kulturalnych przynajmniej płacą za zajmowanie się kulturą, wymyślanie i organizację przedsięwzięć z tej sfery. A z czego inspirację (motywację?) do podobnego działania czerpią założyciele i szefowie organizacji pozarządowych, społecznicy tacy jak Wy, działający bez określonych budżetów i infrastruktury ?

Krystyna Drozd: Z własnej, wewnętrznej pasji, a nieco górnolotnie – z potrzeby przekazania własnego odczuwania, rozumienia, kreowania. Nasze działania są wynikiem obserwacji zdarzeń, ludzi i otulającej urokliwej, tarnowskiej przestrzeni. Są próbą prezentowania ukrytych talentów, pasji i ludzkiej wrażliwości. Jeśli zaaranżowane przez nas zdarzenia mają odbiorcę, zaproponowana formuła wspólnego spędzenia czasu jest akceptowana , wyrażane są przy tym własne emocje ale i oczekiwania - znaczy to o potrzebie realizacji kolejnych.. Normalne ludzkie odczucia jak radość, goszczący na twarzach uśmiech, ale i zaduma, sprzeciw czy refleksja tę potrzebę potwierdzają.

A w przypadku Teatru Nie Teraz, z czego ta inspiracja/ motywacja, wynika?

Tomasz Żak: Z częścią finałową wypowiedzi Pani Krystyny zgodziłbym się w stu procentach. Ktoś na to czeka i tym ludziom to jest potrzebne, więc to, co się robi w ramach takiej działalności, pewnikiem właśnie dla tych ludzi robić trzeba. Natomiast co do całości zagadnienia zadane pytanie trafia w sedno. Robi się to, bo istnieje coś, co zwie się misją. Jeżeli tej misji nie ma wśród tych, którym za to płacą, to jest wielka nieuczciwość, szczególnie gdy dotyczy kultury. To samo można jednak powiedzieć o lekarzach, szewcach i o każdym innym zawodzie. Istnieje etyka każdego zawodu, pewna misja, którą się wykonuje. Moje, jak niektórzy twierdzą, staroświeckie widzenie tej misji w kulturze, staroświeckie jest tylko z pozoru. Kulturę postrzegam jako rzecz robioną przez ludzi, których w XIX wieku nazywano inteligentami. O specyficznej treści tego słowa – „inteligent”, odmiennej od treści, jaką niesie przetłumaczone na inne języki, pisano i mówiono bardzo wiele. Inteligent polski, to był ktoś, kto miał wewnętrzne przekonanie, że to, co on w życiu osiągnął, co ma w głowie, także swoje talenty - on ma obowiązek przekazywać innym. Gdyby tego nie czynił, to by zaprzeczył statusowi inteligenta. I myślę, że dzisiaj mamy taki sam obowiązek.

Ale tego nie można robić w pojedynkę...

TŻ: Można, bo to jest kwestia przestrzeni, w jakiej się poruszamy z tą naszą misją. Ale są takie przestrzenie, które wymagają większej grupy ludzi, choćby teatr, który ja robię.

No właśnie, chodzi nam zresztą nie tylko o przekaz, ale w ogóle działalność organizacji, a tutaj już chyba samemu trudno.

TŻ: Tak. Już w teatrze greckim następował ten rozwój - u Arystofanesa było dwóch aktorów, a Sofokles już wprowadził trzeciego. Aktorzy, wykonawcy są potrzebni. Artystyczne dzianie się trzeba rozpisać na role. Nawet przy monodramie musimy kojarzyć ze sobą więcej niż jedną osobą. Jest reżyser, scenografa, muzyk itd. W podobny sposób można budować każde przedsięwzięcie kulturalne, także tzw. projekty, rozpisując je na osoby, które odpowiadają za różne fragmenty tych działań. Tajemnica skuteczności tkwi w tym – i myślę, że Pani Krysia to potwierdzi – żeby po pierwsze umieć znaleźć odpowiednich ludzi, po drugie znaleźć spoiwo, które ich połączy, a po trzecie i najważniejsze, umieć tym kierować. To bardzo trudne zadanie, toteż bardzo rzadko się udaje. Bardzo wiele przedsięwzięć o charakterze spontanicznym, ochotniczym, amatorskim - jakby ktoś powiedział, za które nikt nie płaci, gdzie nie podpisuje się listy obecności, nie udaje się dlatego, że ludzie się ze sobą nie dogadują albo dlatego, że są źle kierowani.

KD: W teatrze greckim mieliśmy jeszcze chór. Obrazowo ujmując - pomysł i umiejętność rozpisania pomysłu, uwzględniająca tkwiącą w człowieku wrażliwość jest rzeczą trudną., bo jakże łatwo niefortunnym słowem, gestem, zachowaniem zrazić współuczestniczących w tworzeniu i powstawaniu tego co ważne, nie tylko z punktu widzenia pomysłodawcy, ale i ze względu na treść czy formę przekazu. Jak połączyć chęć uczestniczenia w czymś, co ciekawe, potrzebne, konieczne z oczekiwaniami zaproszonych do realizacji ? Niewątpliwie łatwiej, jeśli oprzemy się nie tylko na XIX ale i XX wiecznym obrazie inteligencji. Chęci uczestniczenia w czymś, o czym wypada mówić, a czegoś nie wypada, co wypada szanować a od czego się odżegnywać, czy wręcz odrzucać falę popularnej, prymitywnej i banalnej rozrywki na rzecz bardziej wysublimowanej, zmuszającej do refleksji.
Dlaczego dzisiaj coraz bardziej popularniejsze stają się różnego rodzaju salony artystyczne, przecież nie tylko z prostego nawiązania do tych dziewiętnastowiecznych i dwudziestowiecznych salonów ziemiańskich czy mieszczańskich …

Już wiemy, z czego wynika inspiracja do działania twórców stowarzyszeń. Akurat jesteśmy w takim gronie, że i Krystyna Drozd i Tomasz Żak to są ludzie - instytucje, indywidualne marki. Każde stowarzyszenie zakłada jednak działanie w grupie. Jak działają Wasze grupy, bo odnosimy wrażenie, że organizacje pozainstytucjonalne muszą się opierać na „pospolitym ruszeniu” i na twórczym entuzjazmie członków. Czy w ogóle w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie można jeszcze tak działać, skutecznie działać?

KD: Można i należy. Twórczy entuzjazm Konfraterni wsparty pospolitym ruszeniem adresatów pozwala właśnie adresatom uczestniczyć w oczekiwanych przez nich z dużą niecierpliwością, a przez nas proponowanych niekomercyjnych zdarzeniach artystycznych. W tej konstatacji nie ma patosu. Gdyby nie wewnętrzna potrzeba i zapał tych, których udało się wokół siebie zgromadzić - nie byłoby 59 spotkań cyklu Na skrzydłach po drabinie, realizowanych nieprzerwanie od 2003 r., tylko szesnaście z nich współfinansowano ze środków budżetu miasta Tarnowa, podobnie z tego samego budżetu - tylko cztery na dziesięć Uwaga człowiek. Bez samorządowego wsparcia zrealizowaliśmy kolejną teatralną odsłonę satyrycznej Tarnowskiej Szopki . Podobnie tegoroczne spacery historyczne po Tarnowie szlakiem niepodległości (byliśmy partnerem TCI) ze wspólnym śpiewaniem pieśni i piosenek oraz wydanie Tarnowskiego Śpiewnika Historycznego zrealizowaliśmy bez wsparcia finansowego samorządu.

Jest to zatem rodzaj pospolitego ruszenia, oparty na entuzjazmie ludzi, których udaje się do czegoś zachęcić jakąś nośną ideą.

KD: Tak, jest to rodzaj pospolitego ruszenia, tworzącego niezapomnianą atmosferę i niepowtarzalne więzi.

TŻ: Pozwólcie, że użyję tutaj metafory ze strumieniem. Pospolite ruszenie, no dobrze, ale jak skupić ludzi wokół siebie, wokół pomysłu i zatrzymać ich przez chwilę? Każdy z nas ma takie doświadczenie w swoim życiu - niektórzy mimo postępu lat chcą je powtarzać - to budowanie z kamieni tamy na strumieniu. Piękna, fajna zabawa. Czasami można to robić nawet z obcymi ludźmi, oni się dołączą, może gdzieś na jakimś urlopie… Można to robić przez wiele godzin. To może być wspaniały pretekst do spotkania drugiego człowieka. Ale w końcu tama jest zbudowana. I co dalej? Tutaj zaczynają się schody. Pospolite ruszenie zaistniało, ale teraz pasowałoby na przykład zrobić lepszą tamę, może mocniejszą, może drugą, może zbudowaną w inny sposób. I jest problem – jak? Kiedy cel, który się stawia przed ludźmi, staje się zbyt osobisty; kiedy oni nie odnajdują w nim siebie, zaczyna się budowanie „wieży Babel”. Następuje pomieszanie języków i wszystko się rozpada. Gdybyśmy byli razem, coś by powstało. Może nie byłoby to takie, jak każdy pojedynczo sobie wymyślił, ale by było. Gdy ambicje i ambicyjki biorą górę, to rzeka popłynie swoim korytem, a my już nie zmienimy jej biegu.
Owo zmienianie biegu - tu bym przeszedł do innego tematu, o którym warto mówić w kontekście rozmawiania o organizacjach pozarządowych - jest niezmiernie istotnym elementem, dającym napęd ludziom. Bardzo często działalność pozarządowa zaczyna się od tego, że robi się coś w kontrze do działalności oficjalnej. Ludzie chcą czegoś innego, bo oficjalne tego nie otrzymują. Oficjalne jest oficjalne - przecina wstęgi, daje nagrody itd..
Drodzy Państwo, także Wy - dziennikarze ulegacie oficjalnemu traktowaniu kultury, co w mediach mnie zawsze denerwowało, także wtedy, kiedy jako naczelny redaktor nie mogłem przekonać dziennikarzy w „TeMI”, aby w kulturze widzieli nie tylko instytucje i ich szefów. Przychodzi więc czas tzw. nowego sezonu kulturalnego, albo czas jego zakończenia, no i jest temat do zaliczenia. I państwo redaktorstwo idą (częściej nawet dzwonią!) do wszystkich instytucji i tylko do instytucji. Piszą i niestety kłamią. Dziennikarz nie pofatyguje się do Konfraterni, nie trafi do Stowarzyszenia Teatr Nie Teraz, do wielu innych grup i inicjatyw, które działają, ale nie są instytucjami. W konsekwencji to, co nieoficjalne, to nie istnieje. Skądinąd naturalna niszowość, staje się gettem, a stąd już tylko krok do likwidacji różnych ludzkich energii i pomysłów. Istnienie medialne tego, co jest państwowe, samorządowe, oficjalne, tam gdzie płacą pensje itd., powoduje, że obraz kultury, a w konsekwencji także jej kształt są wypaczane, zubażane.
I choć trafiają do nas wcale liczni rzesze ludzi, na przykład na cykl „Skrzydeł po drabinie” czy „Czytania nocą”, to ileż osób mogłoby skorzystać z tych ofert kulturalnych, gdyby nie oficjalna urzędniczo – medialna wizja świata.

No to przechodzimy od idei do materii. Nawet do realizacji najmniejszych przedsięwzięć potrzebne są bowiem pieniądze. Jak i skąd pozyskiwane są środki przez państwa organizacje?

KD: Dlaczego nam się udaje działać właśnie mimo skromnych środków finansowych ? Dlatego, że nie jesteśmy zinstytucjonalizowani. I nie znamy określenia „tego się nie da”. Nie mamy kilkuosobowej księgowości, nie mamy kierownika od spraw nieważnych, managera, człowieka od public relations – nie musimy ich opłacać.
Nasze biura nosimy w głowie, zapisujemy we własnym komputerze, bądź też na przenośnym dysku. Spotkania realizujemy w różnych miejscach, koszty ich wynajmu czy użyczenia są zdecydowanie tańsze niż stałe utrzymywanie substancji. Płacimy za własne telefony, za książki, które musimy przeczytać a jeśli określonym projektem wzbudzimy zainteresowanie prywatnego partnera - liczymy na jego finansowe wsparcie.

Pani Krystyna mówi, że inwestowane są własne pieniądze, ale gdybyśmy się tylko do tego zawęzili, to pewnie taka działalność nie byłaby duża. A wy ciągle coś robicie. Jak konkretnie wygląda struktura przychodów stowarzyszenia, skąd pozyskiwane są środki, z jakich źródeł?

TŻ: Powiedzmy sobie tak: dzisiaj już nie da się tego robić na zasadzie manufakturowej. Mam nadzieję, że Pani Krystyna się ze mną zgodzi. To też się profesjonalizuje. Cała taka działalność, z księgowością, administracją, marketingiem itp. w głowie jednej osoby, to już niemożliwe. No i te pieniądze. Wiem, że istnieją organizacje pozarządowe, które żyją przede wszystkim z pieniądza publicznego i to tylko jako pośrednik w przekazywaniu tego pieniądza dalej. I tylko sporadycznie (albo i wcale) wykonując jakieś działania o charakterze autorskim. Istnieje nawet pewnego rodzaju monopol na dostępność do tzw. grantów. Od czasów naszego akcesu do Wspólnoty Europejskiej stało się to i modne i intratne także w Polsce. Dzisiaj, dla takich organizacji, jak Stowarzyszenie Nie Teraz określenie jej mianem pospolitego ruszenia byłoby błędem. Kultura w czasach rynku, marketingu i konkurencji (nie zawsze uczciwej), potrzebuje do spełniania swej misji raczej komandosów.
I co się okazuje – że środki i pieniądze się znajdują, ale są to przede wszystkim pieniądze prywatne. Tymczasem instytucje kulturalne utrzymywane z pieniędzy podatnika występują z apelami do prywatnych przedsiębiorców, żeby dofinansowywali ich działalność. Z grubsza to mnie na to trochę cholera bierze. Nie dość, że płacimy podatki, także ci przedsiębiorcy, do których ten apel jest kierowany, to instytucje wołają o pieniądze, bo im mało. To znaczy, że te instytucje są źle prowadzone, bo jeżeli jakakolwiek władza powołuje do życia jakąś instytucję kultury, to musi mieć na nią pieniądze i ta instytucja powinna umieć sobie radzić na miarę tych pieniędzy. Niestety, jest inaczej, co widać także w przypadku budżetu państwa. Co roku drukuje się kolejne obligacje skarbu państwa i zadłużamy się już u naszych wnuków. Czyli w tej tzw. „dziurze budżetowej” usankcjonowana jest niegospodarność. I to samo dzieje się „na dole”, w owych instytucjach, które nie umieją, nie potrafią albo po prostu nie są w stanie prowadzić swojej działalności i wyciągają rękę po dodatkowe prywatne pieniądze. Dla organizacji pozarządowych to zdecydowanie nieuczciwa konkurencja. Żeby było normalnie na rynku finansowania kultury, to trzeba zmienić. Pamiętam, że chcąc nagłośnić istniejący absurd i niesprawiedliwość, upubliczniłem kiedyś takie hasło, że „prywatny przedsiębiorca sponsoruje tylko prywatne teatry”. Działamy poza systemem stałej dotacji publicznej i w związku z powyższym zwracamy się w sposób naturalny z ofertą o wspomożenie do instytucji prywatnych, do firm, do osób prywatnych. Jeżeli zwracamy się o pieniądze podatnika, to Państwo dokładnie wiecie, jakie schody trzeba pokonać we wnioskach projektowych, aby móc dostać choćby jeden tysiąc złotych w skali roku. Robota jest tak ogromna, że gdyby to robiły służby jakiejś instytucji, to by powiedzieli, że mają to w nosie, ponieważ przygotowanie wniosku kosztuje więcej niż pieniądze, które się dostanie.

Jak słyszymy, stowarzyszenie Teatr Nie Teraz programowo raczej nie korzysta z grantów publicznych, natomiast w przypadku Tarnowskiej Konfraterni jest to chyba ważny kierunek pozyskiwania pieniędzy...

KD: To jeden z kierunków pozyskiwania pieniędzy na realizację określonych projektów, ale to nie są duże pieniądze. Wspomagają nas, o czym powiedziałam wcześniej, prywatni przedsiębiorcy oraz instytucje, których organem założycielskim czy zwierzchnim jest Prezydent Miasta.

A jak wygląda system grantów przyznawanych przez samorządy? Kwestia, o której mówił Tomasz Żak dotyczy przecież każdego. Ilość organizacji pozarządowych, które do grantów startują, rzeczywiście musi przecież powodować, że niekiedy czas poświęcony na przygotowanie wniosku grantowego jest zdecydowanie więcej wart, niż kwota, którą można w taki sposób uzyskać ...

KD: Tak, oczywiście. Przyznane kwoty stanowią około 20 – 25 % wnioskowanej i choć są istotne, to jednak nie najważniejsze.

TŻ: Tak naprawdę, to nie pieniądze decydują o tym, co się zrobi w kulturze. Przede wszystkim decyduje pomysł i energia ludzi. Organizacje czy instytucje nie mogą istnieć tylko dlatego, że są. One muszą tworzyć konkretną wartość dodaną. Jak jest pomysł, to się znajdują pieniądze. Ile lat „robię” teatr, tyle lat zawsze mi się to sprawdzało. Jest ciężko, ale praca trwa. Nasze Stowarzyszenie Teatr Nie Teraz w ciągu roku robi tyle przedsięwzięć, nie tylko spektakli,, że dla wielu ludzi zdaje się to niemożliwe. I to bez stałych dotacji. Znajdujemy jednak pieniądze i na spektakle, i na projekty, i na nasze artystyczne wyjazdy, i jeszcze na wydawanie gazety. Oczywiście, przy tym wszystkim bardzo ważną rzeczą jest dobry kontakt z instytucjami i samorządami.

Wrócimy do tego za chwilę. Ale Tomasz powiedział wcześniej o ważnej sprawie, o problemach stowarzyszeń przy pozyskiwaniu firm - sponsorów. Czy Pani też odczuwa konkurencję publicznych instytucji kulturalnych przy zdobywaniu środków w firmach i czy uważa Pani, że to jest uczciwa konkurencja?

KD: Nie, to nie jest uczciwa konkurencja. Co więcej, uważam, że organizacje zinstytucjonalizowane i publiczne po pieniądz samorządowy tego samego stopnia też nie powinny sięgać.

Czyli dodatkowo jest sytuacja, że stowarzyszenia często starają się o środki publiczne dokładnie w tym samym trybie, w którym startują instytucje publiczne. Te drugie otrzymują pewnie o wiele większe dotacje, bo przecież mają większe koszty. Są w stanie wpisać tam m.in. mnóstwo kadrowych elementów kosztorysu za role, które w przypadku Waszych organizacji zwykle wykonywane są przez jedną osobę, która jest jednocześnie księgową, marketingowcem, kierowcą, magazynierem, inspicjentem itd.

KD: Można się zastanawiać nad sensownością wymogów , ale takie są te przepisy i chcąc aplikować, określone warunki musimy dopełnić. Można się też zadumać nad decyzją przyznania dotacji dla instytucji publicznych czy zinstytucjonalizowanych organizacji będących pośrednikami w wydawaniu publicznych pieniędzy, ale to tylko zaduma… Dotyczy to zresztą nie tylko instytucji. Z pieniędzy publicznych wspierane powinny być projekty ciekawe, ale raczej takie, które są nieobecne w ofertach już istniejących instytucji. Trudno nazwać takim projektem, pomysł jakiejś organizacji, że będzie uczyła śpiewać. Śpiewać można uczyć w każdym domu kultury, w TCK, w MCK ...

Już nie do końca można robić takie rzeczy w instytucjach kultury, dlatego, że te instytucje „profesjonalizując się”, pozbywają się działalności w zakresie edukacji kulturalnej. Instytucje powoli oddają ten obszar niejako walkowerem i do końca nie wiadomo komu. Jeśli już coś się robi w tej sferze, to są to działania powyrywane z podstawowego kontekstu oferty poszczególnych instytucji. Tak naprawdę dziś w Tarnowie systematycznie działa w ten sposób już tylko Pałac Młodzieży.

TŻ: Ale Pałac Młodzieży już nie przyjmuje na przykład osób dorosłych. Jeżeli mamy na przykład zespół muzyczny złożony z osób, które już nie są uczące się, to gdzie one mają się podziać? A grają, chcą gdzieś swoje pasje realizować. Dzisiaj faktycznie nie ma miejsca dla tych ludzi. A przecież instytucje kultury mają w statut wpisaną opiekę nad ruchem kulturalnym.

No właśnie, a jak przebiega Państwa współpraca, bo przecież jest, z instytucjami kultury. Znajdujecie w szefach tych instytucji partnerów dla swoich projektów?

KD: Przykład Konfraterni jest przykładem partnerskich kontaktów z Pałacem Młodzieży, Zespołem Szkół Muzycznych, tarnowskim Muzeum, Zespołem Szkół Plastycznych, ZPAP, TCI , TCK czy Teatrem im. Ludwika Solskiego.

A czy oni nie traktują was jako konkurentów? Wy ich tak przecież traktujecie przy pozyskiwaniu grantów i sponsorów ...

TŻ: Mówimy o zasadzie, a nie o konkretnej sytuacji. Zasada jest taka, że tak nie powinno być, ponieważ ta sytuacja, jeżeli ona taka jest, czyni z nas konkurentów i czasami, jeżeli brakuje wyobraźni, to na rynku pojawiają się nawet wrogowie. To bardzo niehigieniczne.

Dobrze, ale czy nie zdarzają się takie sytuacje, że przychodzicie do instytucji, proponujecie jej szefowi współpracę i po chwili wyraźnie już widzicie, że wisi w powietrzu nieufność, czy wręcz obawa, że to jest właśnie działalność konkurencyjna wobec tej oferty, którą ta instytucja już ma i na którą już posiada lub stara się o fundusze.

TŻ: Powiem tak: jest różnie, ale w dużej mierze zależy to od tego, jak działa „głowa”. Każda instytucji to określona zależność administracyjna. I jeżeli burmistrz, prezydent, wójt, marszałek zachowują się w „brzydki” sposób w stosunku do organizacji pozarządowych działających na ich terenie, to powolutku tak się też będą zachowywać „ich” instytucje. Bywa i tak, że „góra” jest obojętna albo nic nie rozumie, a szef jakiejś instytucji wręcz odwrotnie i bardzo pomaga. W efekcie może to wpłynąć na zmianę opcji władz samorządu.
Ale tak naprawdę, jeżeli organizacje pozarządowe mają służyć społeczeństwu, to muszą być postrzegane w strukturalnym systemie organizacji kultury i jej finansowania. O finansowaniu mówiliśmy, a tą organizacją jest tak, że „pozarządówka” musi być w świadomości urzędników, w świadomości zmieniających się przecież władz samorządowych, jako coś bardzo ważnego dla miasta, wsi, regionu; jako coś, co nie tylko jest kwiatkiem do kożucha, ale konstytuuje obraz kultury na zewnątrz, świadczy o jej sile. Kultury nie można kupić, choć działania impresaryjne wielu samorządów i ich instytucji mówią, że liczni urzędnicy właśnie tak myślą. Na to są wydawane we wszystkich samorządach w całej Polsce ogromne pieniądze i wciąż „artysta z Warszawy” znaczy więcej niż lokalna poetka, czy zespół muzyczny. A o ileż bardziej smakuje, jeżeli takiego artystę - przepraszam za wyrażenie - wyprodukuje się u siebie i będzie się nim można chwalić na zewnątrz. Tej świadomości brakuje bardzo wielu decydentom, również mediom.

No, to mamy już jedną odpowiedź na pytanie, które mieliśmy zamiar zadać później.

TŻ: To jest niezmiernie ważny, mentalny problem, żeby wbudować w świadomość ludzi decydujących o kulturze konieczność pomagania organizacjom pozarządowym i lokalnym inicjatywom. Stoimy teraz w obliczu utraty sceny i jeżeli nam nie pomogą struktury samorządowe, to nie mamy żadnych szans, żeby nasza działalność była wykorzystywana w sposób godziwy. My nawet nie chcemy pieniędzy od samorządu, ale potrzebujemy tego typu pomocy. Także pomocy organizacyjnej, np. żeby o teatrze i naszej działalności można było bez problemu i często przeczytać na stronie internetowej miasta Tarnowa, w informatorach. To są rzeczy, które powinny być robione w stosunku do wszystkich organizacji pozarządowych, które swą działalnością udowodniły, że potrafią coś zrobić, że służą lokalnej społeczności.

Być może nasza świadomość jest większa, bo trzon naszej redakcji stanowią osoby, które czynnie angażują się w działalność organizacji pozarządowych. Uważamy to za dobrą metodę na kanalizowanie sporej energii i naturalnej nadaktywności, wpisanej przecież w nasz zawód. Działając zatem i obserwując to również od środka, zauważamy jednak przy okazji zjawisko pojawiania się coraz większej ilości organizacji, które rozpoczynają osobny byt, a nie mają wiele, albo wręcz nic nowego, nic oryginalnego do powiedzenia ...

KD: Ale też drodzy państwo, Panie Tomaszu, Pan się ze mną w tym przypadku również zgodzi - nie każda organizacja pozarządowa ma na tyle ważne osiągnięcia, by o niej pisano.

TŻ: To właśnie mówię. Nie o każdym trzeba od razu pisać i nie każde zdarzenie nagłaśniać. I to powinno także dotyczyć działań instytucjonalnych. Nie tylko dlatego, że istnieją.

koniec pierwszej części wywiadu (część druga ukaże się w środę 24 września)
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Sat, April 20, 2024 08:23:12
IP          : 3.138.33.178
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html