To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Rozmowy ze sternikami tarnowskiej kultury - Krystyna Drozd i Tomasz A. Żak (cz.2)    -   24/9/2008
Komandosi kultury
Prezentujemy drugą część wywiadu z twórcami i szefami dwóch działających w Tarnowie i okolicach organizacji pozarządowych, działających w sferze kultury. Z zaproszenia do rozmowy, jednej z ostatnich w naszym cyklu rozmów o ofercie kulturalnej miasta i regionu, skorzystali tym razem Krystyna Drozd - prezes zarządu Tarnowskiej Artystycznej Konfraterni i Tomasz A. Żak - członek zarządu Stowarzyszenia Teatr Nie Teraz, dyrektor teatru, od którego nazwę wzięła jego organizacja. Rozmowę w imieniu redakcji portalu inTARnet.pl prowadzą Agnieszka Setlik i Piotr Dziża.

Ogloszenie

druga część wywiadu

Jak w ogóle oceniacie Państwo ofertę tarnowskich instytucji kulturalnych? Wasze propozycje konkurują z tą ofertą, czy ją uzupełniają ?

KD:
W ofercie tarnowskich instytucji kulturalnych, potencjalny odbiorca znajdzie coś dla siebie. Pytanie – czy chce znaleźć, uczestniczyć czy tylko wyrażać swe krytyczne uwagi. Jeśli osądy formułowane jako wyraz troski, niezadowolenia, akceptacji poprzedzone są skonsumowaniem oferty, to dobrze, gorzej jeśli są tylko wyrazem niespełnienia, frustracji.
Propozycje Konfraterni nigdy nie były i nie są kontrpropozycjami w stosunku do tarnowskich instytucji kulturalnych., one tylko zapełniają wolne, nieobjęte przez nie przestrzenie, bądź przestrzeń z której się wycofano, np. przegląd piosenki żeglarskiej „Bezan”. Ale zauważam również w działaniach niektórych instytucji i organizacji korzystanie z metod naszej pracy, co może cieszyć i smucić zarazem…. Dobre pomysły powinny znaleźć naśladowców, ale nie kosztem spychania tych pierwszych…

TŻ: Był w przeszłości jeden z dyrektorów tarnowskiej sceny miejskiej, który traktował moją działalność jako konkurencję i czynił bardzo wiele, żeby utrącić konkurencję, ale to już na szczęście przeszłość.

KD: .… Marzy mi się bezpłatne użyczanie zaplecza, sali teatralnej, piwnic i strychu biblioteki czy innych miejsc na premierę i spektakle naszego offowego teatru, szopki tarnowskiej, skrzydlatych spotkań…..A przede wszystkim otwarty dialog sztuki i widza….

TŻ: Państwo mnie oczywiście nie namówicie do oceniania kultury tarnowskiej. Wiele lat temu pisywałem recenzje teatralne, nawet do gazet warszawskich. I chociaż robiłem to pod pseudonimem, to dzisiaj uważam, że człowiek, który robi to samo, nie powinien oceniać innych publicznie. Prywatnie, jak najbardziej. Mogę rozmawiać ze swoimi kolegami reżyserami, z wieloma ludźmi teatru, sztuki, działalności artystycznej i mogę im to powiedzieć, natomiast czułbym się nieelegancko, gdybym upubliczniał to i czynił z tego jakiś zabieg oratorski.
A co do konkurencyjności, to chyba nie muszę się wstydzić tych moich 30 lat w kulturze. Większość rzeczy, które dzisiaj są robione, ja, a także mój teatr robiliśmy wcześniej. Pierwsze festiwale teatralne w Tarnowie, pierwszy teatr uliczny, pierwsze tak zwane projekty, które absorbowały w sobie udział warsztatowy, przygotowawczy młodzieży, która coś potem prezentowała. Jakieś poetyckie kawiarnie i piwnice. Było bardzo wiele takich zdarzeń. Tak jak kultura alternatywna, tak i w ostatnim półwieczu teatr poszukujący bardzo zmienił teatr zawodowy i to jest naturalny sposób na przenikanie się.
A kultura? Powiem tak - to czego Tarnowowi przede wszystkim brakuje, to solidnej, fundamentalnej edukacji kulturalno-artystycznej. Uważam, że to jest temat, który jest tu robiony dość przypadkowo i cały czas czeka na realizację przez instytucje, które w obszarze kultury i edukacji kulturalnej funkcjonują w naszym regionie, jak i przez organizacje pozarządowe. To jest robione od przypadku do przypadku i w związku z tym mamy widza i odbiorcę sztuki od przypadku do przypadku.

No właśnie, a nie sądzą Państwo, że tarnowskie instytucje z założenia mające dbać o żywioł i spuściznę kultury, uprawiają i promują bardziej rozrywkę niż kulturę?

TŻ:
To przypadłość nie tylko tarnowska. Taki jest „trend” w telewizji.

KD: Tylko czy koniecznie musimy powielać te talk-showy w tarnowskich wymiarach ?

To też jest efekt braku tej solidnej edukacji kulturalnej. Ludzie są nieprzygotowani do odbioru kultury, więc chętniej konsumują rozrywkę.

TŻ:
Oczywiście, że tak. Jak ja miałem lat 18, 20, to dobrym snobizmem było pójść do kina studyjnego, dobrym snobizmem było pójść do teatru i to było wielkie wydarzenie emocjonalne i intelektualne dla młodego człowieka Dobrym snobizmem było przeczytać książkę i to nie książeczkę, tylko książkę - Witkacy, Joyce itd. To był dobry snobizm.

Ale wciąż są kręgi, które snobują się na dobrą literaturę, teatr...

TŻ:
Ale to już tylko rezerwat. Nawet nie nisza.. Ja mówię o dobrym snobizmie. Niegdyś można było się snobować nie tylko na niepodległość, ale także na bycie mądrzejszym, na bycie człowiekiem, który jest uczestnikiem kultury wyższej i to ludzi ciągnęło do góry. Dzisiaj nie ma tego ciągnika, ponieważ oficjalne struktury zarządzające kulturą nie tworzą takiego systemu snobowania się. Dzisiaj rozrywka się spauperyzowała w najgorszym tego słowa znaczeniu. Rodzinny obiad w McDonaldzie, to jest przykład dzisiejszej, estetyki, dzisiejszej skali wartości. Nie mam nic przeciwko strong-menom, przeciwko festynom i puszczaniu ognia z buzi przez szczudlarza, ale to tylko część kultury i to ta „popular”. Musi być hierarchia wartości i ona musi być wbudowana w edukację.

Dobrze. Mówimy o zaburzeniu proporcji między rozrywką a kulturą w ofercie tarnowskich instytucji. Instytucje kulturalne powinny przecież dbać przede wszystkim o kulturę wyższą a okazuje się, że często tak się nie dzieje. Ale pozostają jeszcze proporcje między promocją własnej, rodzimej, lokalnej twórczości, a prezentacją dorobku twórców z zewnątrz, kultury „z importu”. Tomasz już o tym mówił wcześniej, a Pani też ma poczucie, że w Tarnowie te proporcje są zachwiane?

KD:
Tak, gdyby nie brak równowagi w tych proporcjach, bo są one w przypadku lokalnych twórców na minus, to nie byłoby rodzimego cyklu „Na skrzydłach po drabinie”, a jest on niczym innym, jak właśnie promocją lokalnego, tarnowskiego środowiska kultury. Z powodzeniem to również czyni Andrzej Tylko w swym pubie przy Żydowskiej.

No dobrze, robi to biedna organizacja pozarządowa i całkowicie prywatny podmiot. A czy widzi Pani jakieś przejawy podobnie systematycznej promocji tego rodzaju lokalnej, rodzimej twórczości czy kultury w ofercie kulturalnej instytucji publicznych ?

KD:
Jako organizacja pozarządowa nie jesteśmy organem założycielskim tarnowskich samorządowych instytucji kulturalnych. Mimo zachwianych proporcji BWA, TCK, Centrum Paderewskiego, stowarzyszenie Fermata TTF - promują twórczość rodzimych artystów. Niewykorzystaną szansą są organizowane co dwa lata Dni Tarnowa.

A Wy, czujecie się niedoceniani? Jak ważne jest dla Was tzw. „dobre słowo”? Oczekujecie go np. od samorządowców, takich czy innych włodarzy...?

KD:
To pojęcie bardzo względne, z normalnego ludzkiego punktu widzenia jednak bardzo ważne. Dla mnie o tyle ważniejsze, gdy pochodzi z ust tego, który jest odbiorcą naszych propozycji. Każde dobre słowo motywuje, ale są sowa i słowa….

TŻ: Każdy tworzący potrzebuje oklasków, potrzebuje akceptacji. Pewnie bardziej niż pieniędzy za swoje „wyczyny”. Nie powiem, aby mój teatr i ja sam byliśmy jakoś specjalnie dopieszczani przez władze, tak w III czy IV RP, a także w PRL-u. Ale pomimo tego wciąż ktoś chce nas oglądać, spotykać się z nami, czytać nasze „Intuicje”, ktoś chce z nami współpracować, ktoś nas zaprasza i są wciąż tacy „ktosie”, którzy nam pomagają, również finansowo. To w sumie całkiem spora armia ludzi przez te wszystkie lata. To dla nich się to robi i nikt tak jak oni nie potrafi motywować do dalszej pracy.

Jakie są jeszcze inne problemy organizacji pozarządowych, działających w sferze kultury, o których dotychczas nie powiedzieliśmy?

KD:
Z uwagi na specyfikę tej działalności, praktycznie każda z organizacji chce być taką „Zosią samosią”. A są pola do wspólnego działania. Tylko wcześniej musielibyśmy się wyzbyć partykularyzmów – a nie jest to łatwe. Brak nam niestety umiejętności do wspólnego działania. Każdy z szefów wraz ze swą organizacją chce błyszczeć i małej choćby cząstki swego blasku innym nie podaruje. Może właśnie ten egocentryzm jest miarą sukcesów…..

TŻ: Będę tutaj amerykański i powiem: No problem. A po polsku będzie chyba tak: Obyśmy zdrowi byli i oby Boża opatrzność była nad nami.

Wydział Kultury obecnie wdraża projekt platformy internetowej, która ma pomóc nareszcie w uregulowaniu problemu nachodzących na siebie terminów imprez. Czy dotarło to do Państwa oficjalnie?

KD:
Oficjalnie nie, ale natrafiłam na tę informację w internecie i oczywiście zamówiłam prenumeratę tygodniową.

TŻ: A ja nic o tym nie wiem, ale przecież w naszej organizacji ja „robię za artystę”, więc może ktoś to już wie i się tym zajmie.

To wystarczy, aby dobrze koordynować pracę organizatorów imprez ? Czy nie powinna być stworzona płaszczyzna bezpośrednich kontaktów z innymi instytucjami i organizacjami pozarządowymi ? Czy cykliczna (może cokwartalne spotkanie?) wymiana tych różnych doświadczeń i planów nie powodowałaby innego ważnego efektu – konsolidacji ?

KD:
Nie wiem, bo jej nie koordynuję, niemniej uważam, że żadne wirtualne zapisy nie zastąpią bezpośrednich kontaktów. Pełnomocnika do spraw organizacji pozarządowych mamy, jest nawet strona internetowa. Brakuje jednak systematycznych merytorycznych spotkań. Ale jeśli takiej potrzeby nie zgłaszamy, to prawdopodobnie dlatego wysiłku w umożliwienie nam wymiany poglądów, racji i oczekiwań ze strony pracowników Urzędu Miasta nie ma. Pozostają nam indywidualne kontakty, sympatie, wymiana i sympatie – radzimy sobie niezgorzej.

TŻ: Odkąd pamiętam, to próbowano kulturę w Tarnowie „koordynować” i zawsze z tym samym skutkiem – negatywnym. Być może to można zmienić; być może jest to możliwe. Kultura to żywioł. Kontakty pomiędzy ludźmi i aktywność odbiorców kultury nie zależą od jakiegokolwiek urzędniczego grafika, ale może się mylę.

Proszę powiedzieć, co w ostatnich latach udało wam się zrealizować, w jakie projekty się włączyliście i jakie są plany na najbliższą przyszłość? Czym - jakimi projektami - zamierzacie zaskoczyć swoich widzów?

TŻ:
Uśmiecham się, bo zaczynam mieć wrażenie, że nasza rozmowa, to już prawie materiał na całkiem obszerną książeczkę. Jesteście pewni, że ludzie będą to chcieli czytać? OK – jak mawiali starożytni Rosjanie – cała przyjemność po mojej, po naszej stronie. Dokonajmy jakiejś selekcji naszej pracy i nie cofajmy się zbytnio w czasie, ale jednak trochę trzeba będzie powiedzieć. Zacznijmy więc może od Mistrza Władysława Hasiora, bo to się jakoś tak nawet ładnie domknie. W roku 2004, po wielu miesiącach ciężkiej teatralnej pracy, mieliśmy w Teatrze Witkacego w Zakopanem premierę „Liczby Aniołów”, spektaklu zrealizowanego w 5. rocznicę śmierci Hasiora i jemu dedykowanego. Miesiąc wcześniej, wspólnie z artystami z teatru zakopiańskiego współtworzyliśmy wielkie widowisko uliczne na Krupówkach pt. „Młoda Polska w Zakopanem”. Z początkiem kolejnego roku był projekt „Edukacja przez kreację” z finałem w postaci pasyjnego widowiska teatralnego „Drzewo”. W tym wzięła udział młodzież szkolna z terenu kilku gmin regionu tarnowskiego. Ten projekt zresztą kontynuowaliśmy w kolejnych latach i zawsze prezentacje poprzedzając pracą warsztatową z młodymi ludźmi. ( Była też wersja „Drzewa”, którą zrobiliśmy w 2007 r. z młodzieżą Liceum Katolickiego w Górznie koło Torunia). Tamtego roku był też projekt w „Świniogórze”, gmina Skrzyszów - „Przysiółek to nie koniec świata”. A koniec 2005 r. to premiera spektaklu „Rybowicz, czyli głowa pełna lalek”. Świetny spektakl zrobiony z aktorami trzech teatrów (z Wrocławia, Rzeszowa i z Tarnowa) i spektakularna premiera na dworcu głównym PKP w Tarnowie. Przy kolejnym roku trzeba powiedzieć szczególnie o dwóch zdarzeniach. Najpierw o naszych autorskich warsztatach teatralnych „Teatr dla Tradycji”, które zainicjowaliśmy w przysiółku Polichty koło Gromnika, a wzięła w nich udział grupa ludzi z całej Polski. A druga sprawa to rozpoczęcie projektu artystycznego, który trwa do dzisiaj, czyli „Czytania nocą”. Rok 2007 to chyba przede wszystkim czas premiery naszego spektaklu „Niewierni” (według Calderona de la Barci) i podróży z tym spektaklem po kilku krajach Europy zachodniej. W tym roku były warsztaty z mistrzem butoh, Japończykiem Daisuke Yoshimoto – to w Kąśnej Dolnej, u Paderewskiego, że tak powiem. Bardzo ważne wydarzenie. Także praca nad „Antygoną” Sofoklesa, którą pod tytułem „Kreon” chcemy pokazać widzom jeszcze przed końcem roku. Trwa cykl „Czytanie nocą”; no i są „Intuicje”, nasze czasopismo, od ubiegłego roku w nowej szacie graficznej. A puentą niech będzie informacja, że właśnie wchodzimy w fazę układania wielkiego artystyczno – edukacyjnego projektu „Hasior – Narodziny Aniołów”, który wspólnie z sądeckim „Sokołem” i samorządami Nowego Sącza i Tarnowa oraz kilkoma innymi podmiotami chcemy rozpocząć w przyszłym roku.
Jest jeszcze problem, który niedawno nagłaśnialiśmy – możliwość utraty miejsca naszej pracy i miejsca, do którego od lat przychodzą nasi widzowie. Wierzę jednak w słowa Marcina Sobczyka, dyrektora Wydziału Kultury UM w Tarnowie, że tak się nie stanie, a miasto TNT i jego widzom pomoże.
A co do zaskakiwania owych widzów – ten retoryczny zwrot może mylić. TNT to nie tabliod. My chcemy się z widzem, odbiorcą naszych różnych propozycji po prostu spotykać i rozmawiać. Być może już w przyszłym roku będzie dla wielu zaskoczeniem efekt zamierzonej wspólnie współpracy z miejską sceną. Nowy dyrektor „Solskiego”, pan Edward Żentara, jest prawdziwym człowiekiem teatru, który nie dzieli tego świata według schematów, a chce po prostu robić dobrą robotę. To wyjątkowo dobrze rokuje.

KD: Cykliczne projekty zrealizowane przez Konfraternię zostały już wymienione. Nie chcąc zapeszać, o dwóch nowych projektach na razie nie wspomnę. Ale na pewno, w najbliższym czasie będzie widowisko muzyczne z okazji odzyskania Niepodległości w 1918 r. – wszak przygotowywaliśmy do niego mieszkańców Tarnowa podczas wakacyjnych spacerów szlakiem niepodległości, to przedsięwzięcie realizowane jest wraz z Centrum Animacji Społecznej „Horyzonty”. Będzie też kolejna sceniczna odsłona Tarnowskiej Szopki - w styczniu roku przyszłego i prawdopodobnie z bisem na koniec karnawału.
Przeskoczyłam do nieco dalszej przyszłości i omal bym zapomniała, zresztą nie tylko ja, o październikowym, niezwykłym przedsięwzięciu edukacyjnym ....

No, tak ...

KD:
Bo pod latarnią zawsze najciemniej... Siedzimy przecież akurat w gronie organizatorów sesji popularnonaukowej „Zagłada. Ludobójstwo na polskich kresach 1939-45”, zaplanowanej 21 października br. w auli Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego. Tę niezwykłą sesję wraz z kilkoma towarzyszącymi jej przedsięwzięciami, organizuje Konfraternia, Teatr Nie Teraz i Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, przy współpracy z IPN i Samorządowym Centrum Edukacji.

Już prawie na koniec chcieliśmy zapytać, o to czy zdarza się Panu zwątpić w sens teatru, a Pani w sens własnej działalności?

TŻ:
Nigdy. Teatr, to kawałek mnie, całkiem spory kawałek. Musiałbym zwątpić w siebie. A jakoś sobie tego nie wyobrażam. A ponadto, teatr jest tak jak góry – ponad dobrem i złem (jak ktoś kiedyś powiedział). Istniał przed nami i będzie, kiedy my się miniemy.

KD: To normalne, że człowiek ma chwile zwątpień. Gdyby ich nie było, prawdopodobnie nie powstałyby alternatywne projekty Konfraterni.

A myślą państwo, że te wasze działania mają moc kształtowania mentalności widzów?

TŻ:
To oni odpowiadają na to sami; czasami można to zauważyć w ich życiu, w doborze lektur, znajomych, celów życiowych. Ale to po ich stronie jest decyzja. My możemy tego chcieć, nawet bardzo, ale od chcenia niewiele zależy. To zależy od siły owej oferty. A zresztą – czy warto robić teatr, który nie ma ambicji zmieniania świata?

KD: Nie mając takiej świadomości nie podejmowałabym się tego, co wraz z wieloma, jak to określił Tomek „komandosami” czynimy.

Grupka offowych twórców ukuła kiedyś definicję: „Teatr niezależny, to taki, na którym nikomu nie zależy”. Wy też tworzycie w kręgu niezależnej kultury, czy w związku z tym zgodzicie się z tymi słowami? To pytanie także do pani Krystyny, bo zdanie można sparafrazować i słowo teatr zastąpić pojęciem kultura.

KD:
To przewrotne, ale nieprawdziwe stwierdzenie. Odpowiem Sartre’m - człowiek jest tylko tym, czym sam siebie uczyni. A od siebie dodam - nie ma niezależnej kultury, to tylko gra zbliżeń.

TŻ: Jak cytować i parafrazować to niech będzie. Redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego, Jerzy Turowicz, pytany w roku 1981 (jeszcze przed „stanem wojennym”) o kulturę niezależną, odpowiedział: „Jaka kultura? Niezależna? A czy istnieje inna kultura niż niezależna?”. A czy istnieje inny teatr niż niezależny?

Dziękujemy za długą, ale też bardzo ciekawą rozmowę.

Tu możesz przeczytać pierwszą część tej rozmowy: KLIKNIJ TUTAJ
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, April 26, 2024 23:01:36
IP          : 3.145.178.240
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html