To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Czy rzeczywiście tarnowskie „Azoty” są największym pracodawcą w regionie?    -   30/9/2008
Wieści dziwnej treści
„Kto jest największym pracodawcą w regionie? Jaka grupa zawodowa jest najliczniejsza? Odpowiedź na to pytanie jest prosta: w naszym mieście, podobnie jak w innych, największą grupę zawodową stanowią ludzie utrzymywani z naszych podatków. Oznacza to, że każdy przedsiębiorca czy pracownik sektora prywatnego, utrzymujący tym samym urzędników (i nie tylko urzędników), wstępując w progi magistratu, PUP, ZUS, KRUS i całego tabunu innych instytucji, powinien czuć się szefem i pracodawcą.” – pisze Mirosław Poświatowski w felietonie, do powstanie którego inspiracją był raport o spółkach miejskich.

Ogloszenie
>

Kto jest największym pracodawcą w Tarnowie?
Liczba 906 osób zatrudnionych na koniec 2007 roku w miejskich spółkach oznacza, po doliczeniu pracowników tarnowskiego magistratu, iż Urząd Miasta Tarnowa jest jednym z największych pracodawców w regionie. Gdyby zaś spróbować dodać do tej liczby pracowników instytucji kultury oraz innych instytucji, takich jak GUS, Państwowa Inspekcja Pracy, oddział Urzędu Wojewódzkiego, Konserwator Zabytków, MOPS, PUP, Starostwo Powiatowe, Policja, Urząd Skarbowy, NIK, Urząd Kontroli Skarbowej, Służba Legalności Zatrudnienia, ZUS, KRUS i wiele, wiele innych, z istnienia których statystyczny Kowalski na co dzień nie zdaje sobie nawet sprawy, być może okazałoby się, że mimo istnienia Zakładów Azotowych, to właśnie rzesza urzędników stanowi najliczniejszą w Tarnowie – i nie tylko w Tarnowie - pracowniczą kastę, zaś najpotężniejszym pracodawcą jest, hmm... Pani Biurokracja. O Pani Budżetówce, nie wiedzieć czemu nie zwanej Panią Podatkówką, nie wspominając. A jako że biurokracja niczego nie produkuje, oprócz przepisów, papierów, klonując przy tym samą siebie, mogłoby się okazać, że być może jeden Kowalski prowadzący prywatny biznesik, zarządzający warzywniakiem, bazarowymi „szczękami” lub zatrudniony na umowę o pracę, utrzymuje np. dwóch rozmaitych urzędników i funkcjonariuszy. Oznacza to że, że szewc, sklepikarz, przedstawiciel handlowy i ja, piszący właśnie te słowa, właśnie w tej chwili utrzymujemy jakąś tam, niemałą część biurokracji i np. idąc do urzędu po jakieś tam dokumenty, niechby i niezbędne do uzyskania świadczenia rodzinnego, po które mało kto by chodził, gdyby biurokracja nie pożerała większości zarobionych przez nas pieniędzy – tak więc przestępując progi dowolnego urzędu, ja, ty i ty Czytelniku, możemy się czuć bez mała jak pracodawcy. Co polecam uwadze pracującym „na swoim” lub „u prywaciarza” tarnowianom.

Partie polityczne, czyli władza plemiennych „kacyków”
Co więcej, do wspomnianych i nie wspomnianych wcześniej instytucji, w tym także tych, o których Kowalski nie wie że istnieją, należałoby jeszcze, gwoli sprawiedliwości dodać Zakłady Azotowe, które nadal są i będą państwowe, jak to bywa ze spółkami, w których najwięcej do powiedzenia ma Skarb Państwa, łupiący podatnika aż miło. Czego przykładem może być chociażby trwające dekadami dotowanie niektórych branż (np. górnictwo, przemysł stoczniowy), odbywające się naszym kosztem, pod osłoną i szantażem związków zawodowych. Żaden Grad ani inny kacyk w Ministerstwie Skarbu tego nie zmienił i nie zmieni. Przecież trzeba się jakoś odwdzięczyć jakiemuś Zenkowi, że przed wyborami pracownikom kierowanej przez siebie instytucji zapowiedział, że jak nie zagłosują na Iksińskiego, to przyjdzie nowa miotła i ich wymiecie i „zrestrukturyzuje”.
Obecne elity polityczne się zużyły i nie ma nadziei, że kolejne będą lepsze, albowiem deprawowane są kolejne generacje ludzi, mamionych zawsze tymi samymi iluzjami ubranymi w nowe szaty, przez ludzi zmieniających barwy jak kameleon, ludzi zainteresowanych jedynie zabezpieczeniem bytu siebie i swoich partii, za pomocą podatkowych haraczy oraz ordynacji wyborczej skonstruowanej w ten sposób, by żadna siła, żadna społeczna inicjatywa nie mogła zagrozić obecnym na scenie politycznej „utrwalaczom władzy (ludowej)”, utrzymywanym przez nas tylko dlatego, że przekroczyli pewien próg wyborczy. Dzieje się tak i dziać się będzie niezależnie od opcji, niezależnie od walczących ze sobą wciąż tych samych koterii, posiadający „swoje” media”, urzędy, sądy, „swoich” dziennikarzy, „dziennikarzy – pożytecznych idiotów”, swoje służby specjalne, których kliki, jak pokazał czas, zawsze są gotowe skompromitować kogo trzeba i we właściwym czasie wypuścić właściwy, wonny odchodami „przeciek”. I w stwierdzeniach tych nie ma żadnej spiskowej teorii dziejów – taka jest przecież, nie tylko nasza - polityka i historia. Jak to ktoś, bodajże Waldemar Łysiak zauważył – nie ma źle udokumentowanych spisków, są tylko spiski zbyt dobrze udokumentowane.

Nie kradnij! Rząd nie znosi konkurencji!
Ale idźmy dalej: do wspomnianych wcześniej urzędników i rozmaitych instytucji, należałoby także dodać Pogotowie Ratunkowe, wszystkie szpitale, przychodnie, całą służbę zdrowia, wszystkie tarnowskie szkoły i inne instytucje edukacyjne, wraz z tysiącami nauczycieli i pracowników – a to z tego powodu, że placówki te utrzymywane są z naszych podatków, zaś za usługi z tego sektora częstokroć płacimy podwójnie – już to w formie „składki na komitet rodzicielski”, korepetycji, już to za „niestandardową” usługę typu znieczulenie zęba, już to (płatność potrójna) w formie, jak się wydaje, mniej dziś powszechnej łapówki. Może więc okazać, że z naszych podatków utrzymywana jest więcej niż połowa ludności czynnej zawodowo.
Nie wiem doprawdy, skąd się bierze w społeczeństwie przekonanie, że „państwo” lepiej będzie gospodarzyć pieniędzmi Kowalskiego. Które to państwo, w podatkach, parapodatkach, rozmaitych opłatach i daninach, w podatku VAT, w obowiązkowych ubezpieczeniach itp. wedle szacunków odbiera nam około 80 procent dochodu. Z istnienia znacznej części tego dochodu nawet nie zdajemy sobie sprawy, bo np. nie widzimy tego, co odprowadza do „państwa” nasz pracodawca. Tymczasem każde przykładowe wypracowane przez nas 1000 zł, a którego jesteśmy pozbawiani – zanim do nas w cząstkowej, pośredniej formie wróci, musi przejść długą drogę – do góry, przez „skarbówkę”, ZUS i różne takie tam, utrzymując przy tym armię urzędników, a potem w dół, do nas, za pośrednictwem tych samych urzędników; pieniądze te, odpowiednio pomniejszone i częstokroć wirtualne, powracają zaś do Kowalskiego w formie „dopłat” czy „programów pomocowych” i szkoleń organizowanych, dajmy na to, przez Powiatowy Urząd Pracy – szkoleń, których głównym beneficjentem są „szkolący”, którzy dzięki temu mają pracę. Siłą rzeczy z każdego takiego tysiąca złotych, poddanego redystrybucji przez państwo, które „lepiej” wie jak te pieniądze wykorzystać, do Kowalskiego wraca ułamek tej kwoty. Reszta, wraz z ludzką energią, zostaje zmarnotrawiona.
Nie inaczej rzecz się ma z bankrutującym systemem emerytalnym. Wiadomo, że przymusowo zabierane pieniądze na emerytury starszych dziś osób już dawno zostały zjedzone. Teraz pracują na nich tak naprawdę „młodzi”, których wobec spadku przyrostu naturalnego, jest coraz mniej. Emerytów zaś przybywa. Zaiste, genialnie w tym kontekście brzmią koncepcje, by Kowalski, w chwili śmierci, zgromadzonego przez całe życie kapitału nie mógł przekazać jako spadek swojemu dziecku. A przecież emerytury to nie jedyny przymus ubezpieczeniowy i nie jedyny przymusowy haracz – przecie za budowę autostrad już po wielokroć zapłaciliśmy przepłacając za benzynę, gdzie większość ceny stanowi to, co zabiera nam państwo. Tak czy owak, czy Kowalski nie potrafiłby lepiej zarządzać własnymi pieniędzmi, które niby w trosce o niego są mu kradzione i które „państwo” już dawno roztrwoniło? Przecież emeryta Kowalskiego krew powinna zalewać na wieść, że „utrzymują go młodzi”, albo że „nie ma kto na niego pracować”. Za jakiś czas na emerytury przejdziemy także i my. Usłyszymy wówczas, że dla dobra przyszłych pokoleń musimy znów „zacisnąć pasa”. Wielu przyjdzie zdychać pod mostem, szczególnie wobec faktu, że przecież nasi „ubezpieczyciele” inwestują także w szukającej swego dna giełdzie, a ogólnoświatowy kryzys, czy może wręcz krach stulecia, jak twierdzą niektórzy ważniejsi ekonomiści, zdaje się dopiero rozpędzać. A wszystko to po to, by kolejna grupa politycznych sk...synów mogła bujać się naszym kosztem...
Zaiste, jedynym chyba ugrupowaniem które od lat zwraca na te zjawiska uwagę jest marginalizowana dziś Unia Polityki Realnej – w moim domu wisi nawet taka sygnowana przez nich nalepka „Nie kradnij! Rząd nie znosi konkurencji”....

Socjalistyczna redystrybucja dóbr
Od lat liczba urzędników w Polsce rośnie i ma to związek m.in. z naszym członkostwem w Unii Europejskiej. I „pozyskiwaniem środków zewnętrznych”. Dlatego, wobec takiej biurokratycznej „czapy” wybudowanie czegokolwiek w Polsce nie jest problemem - problemem jest przygotowanie dokumentacji, spełnienie „warunków...” itp., co trwa kilka razy dłużej niż sama budowa, do której nierzadko w ogóle nie dochodzi, mimo potężnych środków zaangażowanych w napisanie tych stert papierów i utrzymanie urzędników, którzy opatrywać je będą swoimi parafkami i słać kolejne pisma. Co się zaś tyczy samego „pozyskiwania środków wewnętrznych”, co rzecz jasna wymaga nowych etatów, „odpowiednio przygotowanych kadr specjalistów” – mamy tu do czynienia z klasycznym, znanym z socjalizmu przykładem „redystrybucji dóbr”. Redystrybucji, która zawsze demoralizuje. Oto bowiem, narodził się nam „wtórny” wobec rzeczywistego i nadrzędny wobec niego „rynek” „pozyskiwaczy środków zewnętrznych”, „fachowców”, którzy są dziś w cenie. To taki nowy zawód. Specjalista od tego, jak tu wyciągnąć od Unii Europejskiej jak najwięcej pieniędzy, które Unia ta ukradła podatnikom w europejskich krajach, przy wydatnej pomocy swoich rządów. Przecież te pieniądze nie biorą się znikąd. Gro z nich zostanie zmarnotrawione – na biurokrację właśnie, na biurokrację kontrolującą biurokrację i na biurokrację kontrolującą biurokrację kontrolującą biurokrację, itd. Tak bowiem bywa zawsze, gdy ktoś gospodaruje „nie swoimi” pieniędzmi. Tak marnotrawione są ogromne zasoby ludzkiej energii, marnotrawione na szkodliwe, nikomu nie potrzebne działania; tak marnotrawione są nasze pieniądze, z ochoczym udziałem polityków, zawsze gotowych „walczyć” z biurokracją i „poprawiać” zepsute przez innych prawo.
Mamy też urzędników od „kreowania rozwoju”, „budowania strategii” oraz „promocji”, różne komórki, inicjatywy, działania wchodzące w tą przestrzeń, która jest zastrzeżona dla „wolnego rynku” i wytwarzające niezdrową, bo dotowaną przez podatnika konkurencję. Dobrym przykładem „kreacji” mogą być rozmaite „targi”, „zagraniczne wizyty” i „rewizyty”, „kreujące rozwój”, nikomu niepotrzebne konferencje – a przecież „rozwój” tak naprawdę kreują przedsiębiorcy i oni sami najlepiej wiedzą, w jaki sposób to czynić, co im się opłaca i czy nie warto czasem założyć jakiegoś zrzeszenia. To oni „promować” i „kreować” będą lepiej, niż urzędnicy, wystarczy im nie przeszkadzać. Tymczasem już nawet same „urzędasy” narzekają na przerost biurokratycznych obciążeń, wobec których z kolei dystansują się... urzędnicy ministerialni, zwalając winę na ustawodawcę, który dystansuje się, zwalając winę na... urzędników. W świecie, w którym tylu ludzi odpowiada za wszystko, odpowiedzialności za nic nie ponosi nikt...

Demoralizacja, czyli pijawki „organizacji pozarządowych” i pijawki „opieki społecznej”
W pewnym sensie darmozjadami są również demoralizowane państwowymi czy samorządowymi dotacjami niektóre organizacje pozarządowe (a sam jestem członkiem kilku) – taka jest skala degrengolady. Twierdzenie to oczywiście jest nie do końca prawdzie, bo o ile wiele organizacji po prostu trzepie kasę, o tyle inne zwyczajnie wykonują lepiej i taniej to, co drożej i gorzej zrobiłby sektor, przepraszam za wyrażenie – publiczny, państwowy, samorządowy. Nie brak jednak organizacji, które utrzymują się i prowadzą normalny biznes w przeważającej mierze dzięki środkom pochodzącym z naszych podatków. Czy działalność taką można nazwać normalną? W normalnych warunkach, tak jak to było np. w „ciemnym” średniowieczu i później, inicjatywy użyteczności publicznej, mecenat, działalność charytatywną uprawialiby przede wszystkim przedsiębiorcy, wspierając dzisiejsze, wybrane przez siebie organizacje i uprawiając w ten sposób dobroczynność, pozostawiając przy tym po sobie pamiątkę dla przyszłych pokoleń. Niemało tarnowskich przedsiębiorców, często bez rozgłosu tak czyni i mogłoby to czynić na większą skalę, gdyby nie wydzierający im kasę złodziej największy – państwo.
Jest tu jeszcze jeden, wskazywany przez innych wymiar – otóż państwowy monopol na „pomoc”, przekonanie że pomoc ta „należy się”, niszczy do cna altruizm, działalność społeczną, dobroczynność – i nie chodzi tu bynajmniej tylko o przykład piekarza, który decyzją „skarbówki” zbankrutował, bo nie odprowadzał podatku od darowanego ubogim chleba. W każdym razie, w ten sposób demoralizuje się i niszczy ludzką inicjatywę w ogóle.
Oczywiście być może przeceniam chęć niesienia pomocy innym przez bogatszych o tysiąc, dwa, trzy tysiące złotych miesięcznie Kowalskich i ich pracodawców, po ewentualnym rozwaleniu złodziejskiego, socjalistycznego systemu redystrybucji dóbr w Polsce i w całej UE. Być może, jak chce wycierająca sobie usta solidarnością i sprawiedliwością społeczną lewica spod znaku SLD, PIS i pseudoliberałowie z PO, część przedsiębiorców, uwolniona od obciążeń, po prostu przesiadłaby się na lepsze samochody lub wybudowała większe pałace. Osobiście uważam jednak, że nie przesiedliby się wszyscy. Na razie, póki co, to przesiadają się nasi „rządzący” – do coraz lepszych rządowych limuzyn chociażby, do „przetrwalnikowych” spółek skarbu państwa, instytucji, w których można bezpiecznie poczekać by po lifitingu znów wrócić na scenę polityczną. W dosłownym zakresie „przesiadek” czynił tak wieki temu Waldemar Pawlak, jeżdżąc Polonezem – hybrydą, która w utrzymaniu kosztowała więcej niż „zachodni” samochód, czynił tak pokazowo Donald Tusk przeleciawszy się parę razy ze swą świtą rejsowym samolotem, podczas gdy koszty utrzymania rządowego samolotu przecież pozostały te same, bo i tak trzeba płacić za osoby utrzymujące ten lotniczy tabor, no i samolot taki i tak określoną liczbę godzin wylatać musi. No, ale przecież liczy się dobre wrażenie. Ciemny i głupi lud kupi wszystko...

Krach systemu, czyli rozwiązywanie problemów powstałych wskutek rozwiązywania innych problemów
A tymczasem liczba urzędników, nie tylko samorządowych – rośnie. Prywatyzacyjne młyny jakoś wciąż nie chcą przemielić tego co „państwowe” – mamy oto kolejną prywatyzację bez prywatyzacji sektora chemicznego, mamy prywatyzację bez prywatyzacji sektora energetycznego. Mamy kolejne „strategie” i „zadania”. Również przed „brukselskimi” urzędnikami pojawiają się kolejne „problemy”, możliwe do pokonania tylko przez specjalnie w tym celu powołane „zespoły”. W pewnym momencie jednak prywatni przedsiębiorcy nie będą w stanie utrzymywać rosnących zastępów biurokracji. Upadną, legną pod naporem konkurencji rynków, na których o naszych „wysokich standardach daleko zdemokratyzowanej demokracji” mało kto słyszał, padną pod naporem gospodarek, gdzie na słowa o równouprawnieniu i tolerancji w unijnym wydaniu pukają się w czoło; konając także wskutek problemów demograficznych, starzejących się społeczeństw i wykulturowieniu przez nie integrujących się z europejskimi społeczeństwami emigrantów, zwłaszcza tych z krajów islamskich – a padając, będą kolejnymi, którzy wyciągną rękę po państwowy garnuszek.

Cywilizacyjna dzicz
Generalnie nie mam nic przeciwko ludziom, pracującym jako urzędnicy, czy w sferze utrzymywanej z naszych podatków - i to mimo samonapędzającej się biurokracji. Sam kiedyś byłem urzędnikiem. To dobra, stabilizująca praca, będąca wciąż marzenie wielu Polaków, co jest zresztą bardzo wymowne samo w sobie. Z perspektywy czasu oceniam, że to co robiłem było bezwartościowe, jako że zajmowałem się tym, czym w normalnej gospodarce wolnorynkowej zajmowaliby się przedsiębiorcy... Wielu urzędników z pewnością ciężko pracuje. Ale przeważająca część tej pracy jest bezużyteczna, a wręcz szkodliwa i realnie zagrażająca podstawom funkcjonowania gospodarek państw i społeczeństw. Oczywiście, dziś pewien administracyjny nawis jest niezbędny. Niezbędna jest policja, niezawisłe sądy, prokuratura. Niemniej jednak, gdy słyszę argumentu uzasadniając sens istnienia tej czy innej państwowej czy samorządowej komórki, nie mogę się nadziwić, jak jakiś czas temu ludzie mogli sobie bez tych urzędników radzić, jak mogli rozwijać biznes, pracować, żyć, wychowywać dzieci, bez lęku, że urzędnik zaglądał im będzie pod pierzynę, pouczał jak mają wychowywać dzieci i sprawdzał, czy dziecko nie dostało klapsa, grożąc wyrzuceniem z domu właściciela mieszkania, bo taki projekt ustawy jest obecnie przygotowywany. Jak oni mogli bez tego żyć? Bez norm, inspektora BHP i różnych takich. No jednym słowem: cywilizacyjna dzicz.

Obywatel specjalnej troski
To błędne przekonanie, konserwujące pogląd, że „mi się od państwa należy”, że „państwo powinno zadbać”, to przekonanie, zgodnie z którym pozwalamy na ingerencję państwa w coraz bardziej prywatne i intymne sfery, jednocześnie dając się łupić za iluzje „bezpieczeństwa”, „godziwej emerytury”, „bezpłatnej służby zdrowia” czy edukacji - to samonakręcająca się maszyna odbierająca ludziom wolność, samodzielność, inicjatywę; to ubezwłasnowolniający system traktujący obywateli jak dzieci, w dodatku dzieci umysłowo chore, lub takie, które wcale nie chcą dorosnąć. Osobiście wolałby zarabiać niewspółmiernie więcej, kosztem radykalnie mniejszych podatkowych obciążeń i sam płacić za konkurujące ze sobą placówki edukacyjne, za służbę zdrowia itp. Wolałbym sam zadbać o swoją emeryturę, nie przekazując pod przymusem swoich pieniędzy do państwowego złodzieja. Wolałbym raz zapłacić za konkretną usługę, wybierając usługodawcę w warunkach rzeczywistej konkurencji niż płacić dwu-, czy trzykrotnie... Tak samo chciałbym móc wybrać dostawcę gazu, prądu, wiedząc, że podobnie jak w przypadku telefonu czy Internetu, wybieram między konkurującymi ze sobą przedsiębiorstwami, których wiodącym właścicielem nie jest Skarb Państwa... Zadziwiająca chcę regulowania już to ze strony państwa, już to ze strony UE, wszystkich dziedzin życia, wynika z przekonania, a raczej „wmówienia”, czy „wmuszenia”, że człowiek sam sobie nie poradzi, że nie wie on co jest dla niego najlepsze, w odróżnieniu od polityków, którzy wiedzą lepiej i dlatego powołują kolejne „zespoły” do rozwiązywania sprowokowanych przez siebie problemów, będących wynikiem powołania jeszcze innych „zespołów”, „komisji”, walczących z jeszcze innymi problemami. Ten mit jest zarazem przejawem skrajnej niewiary w media (czwarta władza), w sądy, przed którymi np. człowiek poszkodowany na przykład niezdrową żywnością może dochodzić swoich praw, niewiary w prawdziwie wolny rynek, na którym nikt przy zdrowych zmysłach nie kupuje po raz kolejny raz nabytego chłamu danego producenta. Ten mit i ta niewiara - czy może raczej w niektórych przypadkach - cyniczne założenie polityków, to przekonanie, którym zarażeni jesteśmy wszyscy, jednocześnie podważa zaufanie obywateli do „państwa”, które w rezultacie będąc źródłem oczekiwań i roszczeń, staje się przy tym wrogiem, tworem do którego obywatele nie mają zaufania, z którym się nie identyfikują, o włodarzach którego mówią – „to nie my, to Oni”. Nic więc dziwnego, że jak zauważył to jeden z zagranicznych publicystów (choć tu spłaszczam problem) – jesteśmy wprawdzie narodem, ale już nie społeczeństwem...

Nie zmieni się nic
Z całą pewnością w cały ten, opisany powyżej, deprawujący szlam wszyscy jesteśmy umaczani. Z całą pewnością, wobec skali fiskalnych obciążeń i związanej z tym biurokracji – mamy dziś do czynienia ze stosunkami dziwnie przypominającymi stosunki feudalne, tym bardziej że tak pod względem dziwacznej ordynacji wyborczej, jak i biorąc pod uwagę np. poczynania organów UE, demokracja u nas staje się coraz bardziej fasadowa. Teoretycznie więc, nie dostrzegając możliwości wyjścia z sytuacji, powinienem, jak każdy miłujący wolność człowiek, o wszystkim powyższym nie pisać, entuzjastycznie wspierając za to wszystkie kolejne socnierealistyczne koncepcje, niezależnie od tego czy ich autorami będzie SLD, PO czy PiS, niezależnie od tego czy będzie to produktu rodzimy czy unijny; słowem, powinienem być entuzjastą każdego absurdu i czynnie ten absurd wspierać, bo tylko w ten sposób można przyśpieszyć nieuchronny proces upadku całego systemu, aby upadając, gruzami swymi przygniótł jak najmniejszą liczę ludzi, których nieprzebrana masa, jak to w historii bywało, stanie się wkrótce ofiarą kolejnych eksperymentów i procesów społecznych...
I takie to, szeroko, ale nie daleko idące konkluzje nasuwają mi się w związku ze wspomnianym na wstępie „Raportem o spółkach miejskich”. Daleko od niego odszedłem... Ale zacząłem przecie od biurokracji, od obciążeń podatkowych, od tego, jak wiele osób utrzymywanych jest z podatków znacznie mniejszej jak sądzę grupy przedsiębiorców, pracowników prywatnego sektora. I mimo różnych tematycznych rozgałęzień, cały czas jednak pisałem o tym samym – o oczywistych oczywistościach, które są tak bardzo oczywiste, że dla wielu niedostrzegalne. Proszę mi to wszystko wybaczyć. Proszę mi wybaczyć rozwlekłość. I proszę też nie brać na serio napisanej ileś tam zdań wcześniej uwagi, że wstępując do jakiegokolwiek urzędu możemy w jego progi wstępować w poczuciu bycia pracodawcą, i że poddaję to pod rozwagę Tarnowianom. Proszę o tym szybciutko zapomnieć. W końcu, przecież każdy z nas ma w rodzinie już to pracownika bardzo ważnej instytucji, już to spółki skarbu państwa, już to spółki miejskiej lub po prostu – urzędnika. Dlaczegóż więc ktokolwiek miałby chęć próbować zmieniać cokolwiek?...

M. Poświatowski

Foto: Teresa Bancewicz
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 09:39:12
IP          : 44.213.99.37
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html