To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Eurodeputowani pokazują prawdziwe oblicze Unii Europejskiej    -   11/12/2008
Europa patrzy na Czechy
”Wasze poglądy mnie nie interesują. Pytam kiedy wreszcie spełnicie wolę klasy robotniczej i Polska Rzeczpospolita Ludowa przystąpi do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich?” – łatwo sobie wyobrazić taką rozmowę przeprowadzoną między jakimś komisarzem nadesłanym przez ZSRR a polskim I sekretarzem PZPR. Co więcej, rozmowa taka rzeczywiście mogła mieć miejsce w latach 40-tych czy 50-tych. Teraz ta rzeczywistość ku zaskoczeniu wszystkich powróciła: ”Pana pogląd na to (na Traktat Lizboński) mnie nie interesuje, chcę wiedzieć, co pan zrobi, aby zatwierdził go czeski sejm i senat.” - takimi słowy zwrócił się współczesny „komisarz”, wpływowy eurodeputowany Daniel Cohn-Bendit do prezydenta Czech Vaclava Klausa. Dzięki upublicznieniu tej butnej i aroganckiej rozmowy Polacy mogą się wreszcie naocznie przekonać, jaki charakter posiada i ku czemu zmierza Unia Europejska oraz z jakiej perspektywy postrzegane są państwa członkowskie przez unijnych decydentów. Skoro prezydent suwerennego ponoć kraju jest w taki sposób traktowany już teraz, to cóż dopiero gdyby przyjęty został Traktat z Lizbony, do którego tak prą socjalistyczni „Unijczycy”, a który poszczególne państwa – m.in. za sprawą unijnego prezydenta i unijnego ministra spraw zagranicznych - sprowadza do poziomu landów.

Ogloszenie
>

A oto fragmenty tej rozmowy:
Daniel Cohn-Bendit: -Pana pogląd na to mnie nie interesuje, chcę wiedzieć, co pan zrobi, aby zatwierdził go (Traktat Lizboński) czeski sejm i senat. Będzie Pan respektował demokratyczną wolę przedstawicieli narodu? Będzie Pan musiał to podpisać.” W odpowiedzi na to pytanie, dalszej części rozmowy prezydent Czech Vaclav Klaus zauważa, że o ratyfikacji musi najpierw zdecydować czeski parlament. Ale oddajmy głos panu Benditowi: - Co więcej, chcę, aby Pan mi wyjaśnił, jaki jest poziom Pana przyjaźni w panem Declan Ganley-em z Irlandii. Jak może Pan się spotykać z człowiekiem, co do którego nie jest jasne, kto go opłaca? Będąc na swoim stanowisku, nie może się Pan z nim spotykać. To jest człowiek, którego majątek pochodzi z wątpliwych źródeł i chce je teraz wykorzystać na finansowanie swojej kampanii wyborczej do PE.
Vaclav Klaus”Muszę powiedzieć, że tym tonem nikt jeszcze ze mną tutaj nie mówił przez 6 lat mojej prezydentury. Nie jest Pan tutaj na paryskich barykadach. Sądziłem, że taki styl komunikacji wobec nas skończył się 19 lat temu (razem z upadkiem komunizmu - przyp. Fronda.pl). Widzę, że się myliłem. Ja bym sobie nie pozwolił pytać Pana, z czego jest finansowana działalność Zielonych.” Następnie prezydent Czech prosi, aby, jeśli rozmowa ma być konstruktywna, Hans G. Pottering przekazał głos komu innemu. Pottering odmawia. Bendit kontynuuje: ”A co mi Pan powie o swoim stanowisku w sprawie prawa antydyskryminacyjnego? Co do naszych finansów jeszcze będę Pana instruował.”
Głos zabiera także Brian Crowley: ”Ja jestem z Irlandii i jestem członkiem tamtejszej partii rządzącej. Mój ojciec walczył całe życie o niepodległość przeciw brytyjskiej dominacji. Wielu moich krewnych straciło z tego powodu życie. Mogę sobie zatem pozwolić, żeby powiedzieć, że Irlandczycy chcą Traktatu Lizbońskiego. Przez fakt, że po przyjeździe do Irlandii spotkał się Pan z Ganley-em, dopuścił się Pan obrazy irlandzkiego narodu. Ten człowiek nie wykazał, z czego finansował swoją kampanię. Spotkać się z kimś, kto nie posiada mandatu z wyboru jest niebywałą zniewagą narodu irlandzkiego. Chcę Pana po prostu poinformować, jak to odczuwają Irlandczycy.”
I odpowiedź Klausa: Jeżeli pan Crowley mówi o zniewadze irlandzkich wyborców, to muszę z kolei przypomnieć, że największą zniewagą wobec irlandzkiego elektoratu jest nierespektowanie tego, co zostało przegłosowane w czerwcowym referendum ws. Traktatu Lizbońskiego. Ja spotkałem się w Irlandii z kimś, za kim stoi zdanie większości w kraju, a Pan, panie Crowley, jest rzecznikiem poglądów, które w Irlandii są mniejszościowe. To jest namacalny wynik referendum.
Na to Crowley: ”Pan nie będzie mi mówił, jakie poglądy mają Irlandczycy. Jako Irlandczyk wiem to najlepiej.”
Klaus: ”Ja nie spekuluję o poglądach Irlandczyków. Ja tylko stwierdzam, jakie są wymierne dane o ich stanowisku, wynikające z referendum.”
Obruszony poczuł się także Hans G. Pottering: ”Wreszcie chciałbym coś powiedzieć i opuścić ten pokój na dobre. To, żeby Pan nas porównywał do Związku Sowieckiego, jest więcej niż niedopuszczalne. Każdy z nas ma swoje głębokie zakorzenienie w swoim kraju i w naszych okręgach wyborczych. Chodzi nam o wolność i demokrację, o pojednanie w Europie. My popieramy czeskie przewodnictwo (Czesi wkrótce obejmują przewodnictwo UE – przyp. red.), mamy dobrą wolę i nie jesteśmy naiwni.”
Odpowiedź Vaclava Klausa: ”Ja nie porównywałem Was ze Związkiem Sowieckim, słowo Związek Sowiecki nie wypowiedziałem. Powiedziałem natomiast, że takiej atmosfery i stylu negocjacji, jak dzisiejszy, nie doświadczyłem doprawdy przez minionych 19 lat w Republice Czeskiej. Dziękuję Panom za możliwość spotkania z Wami, jako posłami PE. Jest to doświadczenie odmienne od tych, które mam ze spotkań z prezydentami i premierami krajów członkowskich UE.” Nieco wcześniej prezydent Czech zauważa jeszcze m.in.: ” Porozumienie w ramach Unii ma jednak mnóstwo alternatyw. Uznawać jedno z nich za święte, nienaruszalne, w sprawie którego nie wolno zadawać pytań, krytykować go, stoi w sprzeczności z samą istotą Europy. (...) Jeśli chodzi o Traktat Lizboński, chciałbym przypomnieć, że nie jest on jeszcze ratyfikowany nawet w Niemczech. Traktat konstytucyjny, za który uważany jest Lizboński, w referendum odrzucony został wolą dwóch innych krajów. (...) W UE jeszcze obowiązuje zasada jednomyślności, więc trzeba ją respektować. Unia może funkcjonować tylko wtedy, o ile respektowane są jej własne reguły i zasady. Należy wrócić do deklaracji z Laeken i renegocjować Traktat Lizboński. Istnieje potrzeba decentralizacji, rozmów o tym, jak przywrócić władzę na poziomie państw członkowskich, bliżej ich obywateli, jak przejść od poziomu superpaństwa do poziomu międzyrządowego.”

Po opublikowaniu zapisu z tego bezprecedensowego posiedzenia wybuchła, nie tylko medialna burza. "Tym tonem ostatnio rozmawiał nazistowski protektor Reinhard Heydrich z prezydentem Emilem Hachą” - napisał w liście otwartym do szefa Parlamentu Europejskiego Hansa-Gerta Poetteringa eurodeputowany Vladimir Żelezny. „Czerwony” Bendit brnie jednak jeszcze dalej, stwierdzając publicznie m.in. że ”Klaus zachował się jak paranoik” oraz głosząc, że swoje wyczyny jest gotów powtórzyć wobec prezydenta Polski. Zaś w rozmowie z TVN 24 stwierdza: Nie ratyfikując Traktatu Lizbońskiego, prezydent Kaczyński stawia się ponad demokracją i zachowuje się jak w czasach stalinowskich”

Cóż, pan Bendit zapewne wie co mówi. Wprawdzie stalinizmu nie zaznał, ale zawsze wielbił to, co czerwone. W końcu jest jednym z przywódców rewolty 1968 roku – w tym roku jako gościa honorowego obchodów tego „wydarzenia” podejmował go z estymą Adam Michnik – mentalna bliskość obu tych panów jest więc tu bardzo wymowna. „Czerwony” Bendit odwiedzał również w więzieniu Uirikę Meinhof ze słynnej, terroryzującej Europę Frakcji Czerwonej Armii (by sprawdzić czy przetrzymywana jest w „godnych” warunkach), a nawet, jak przypominał swego czasu „Dziennik Polski”, przez kilkanaście lat wraz z Joschka Fischerem chronił jednego z terrorystów z Rote Armee Fraktion. Wreszcie Bendit, wpływowy niemiecki eurodeputowany słynie ze swej walki o „emancypację mniejszości seksualnych” i chce nas powstrzymać przed „wszechwładzą kleru” by w ten sposób „ratować Polskę przed runięciem w kulturową przepaść”. Eurodeputowany Bendit przyznał się też w jednym z wywiadów do pedofiliskich skłonności – jak tłumaczył „starał się (jedynie) odpowiedzieć na potrzeby seksualne dzieci”. I teraz ten człowiek i jemu podobni chcą pouczać i „instruować” głowy suwerennych państw jak mają postępować.
Lewaccy eurodeputowani i inne decydenckie środowiska, pragnące „ulepić nowego człowieka” i tworzący z Europy socjalistyczną komunę z ręcznie sterowaną gospodarką, jak się okazuje w nosie mają reguły demokratyczne, a skala buty i cynizmu jest – co pokazała rozmowa z prezydentem Czech – wręcz porażająca. Przypomnijmy: w większości państw, w tym i w Polsce, nie pozwolono wypowiedzieć się społeczeństwom w referendach na temat „zacieśniania” współpracy za pomocą Traktatu z Lizbony, w większej części będącego odrzuconym wcześniej Traktatem Konstytucyjnym – owym tworem odbierającym suwerenność państwom, pełnym zapisów pozwalających na rozmaite interpretacyjne „szachre machre”. A przecież mamy do czynienia z zasadniczą zmianą formy Unii Europejskiej, równie istotną jak sam fakt przystąpienia doń tego czy innego kraju. Wracając do meritum - zgodnie z prawem w Unii obowiązuje jednomyślność – w sytuacji, w której Irlandczycy odrzucili Traktat, dalsza jego ratyfikacja stała się bezprzedmiotowa i tak pan Bendit, jak i pan Pottering i im podobni dokonują właśnie zamachu na „demokratyczną wolę społeczeństw”, którą tak chętnie wycierają sobie usta, próbując naciskać na prezydentów suwerennych podobno państw, by tą demokratyczną wolę i ustalone reguły gry złamały.
Znamienne jest tu także oskarżenie o spotykanie się panem Ganley-em, który zorganizował przed irlandzkim referendum prawdziwą antytraktatową kampanię. Dla przypomnienia: po klęsce „unijczyków” rozpoczęły się niesłychane naciski na rząd Irlandii, podobne jak w przypadku Czech pouczanie i dyscyplinowanie (nawiasem mówiąc Irlandczycy mają głosować tak długo, aż powiedzą „tak”); następnie obejrzeliśmy spektakl pt. szukanie winnych. Zaczęto rzucać podejrzenia na biznesmena, który śmiał prowadzić eurosceptyczną kampanię, „usłużna” prasa zaczęła podchwytywać sugestie, że biznesmena Ganley-a zapewne finansowało CIA. Rozpoczęło się polowanie na czarownice. Jakże celna jest tu więc riposta prezydenta Czech, który „nie chce pytać” z czego finansowani są „Zieloni”. Odpowiedź na to pytanie byłaby bardzo interesująca, zwłaszcza w kontekście nieprzypadkowych kontaktów pewnych osób z Frakcją Czerwonej Armii. Otóż „Zieloni” to nic innego, jak socjaliści próbujący pod takim właśnie szyldem budować nowy, światowy i oczywiście lepszy ład. „Zieloni” to w znacznej mierze ludzie, którzy w 1968 roku wszczynali zadymy, to wreszcie środowisko obficie w latach 60-tych i 70-tych pobudzane do działania i finansowane przez radzieckie służby bezpieczeństwa, rzecz jasna bez świadomości tego faktu wśród szeregowych członków. Towarzysze z ZSRR uznali, że należy wspomóc towarzyszy z Europy, bo nic tak dobrze nie przybliża komunistycznej krainy szczęśliwości, jak zadyma, chaos i niszczące ideologie z „ekoterroryzmem” włącznie, destabilizujące ten „zgniły, kapitalistyczny zachód” i obnażające jego „prawdziwe” oblicze. Przy czym rzeczą znamienną jest, że wielu tych dzisiejszych eurodeputowanych i decydentów parę dekad temu odbywało czołobitne pielgrzymki do ZSRR, podziwiając „osiągnięcia” socjalizmu, zaś zauroczenie marksizmem – leninizmem, czy wręcz osobą Stalina, tudzież Fidela Castro, Che Guevary itp. zbrodniarzy, wielu z nim nie przeszło do dzisiaj (zainteresowanym polecam książki rosyjskiego dysydenta Władimira Bukowskiego w których poczytać można, z czym w latach 80-tych przybywali do Kraju Rad architekci obecnej Unii i o czym rozmawiali). I takie są właśnie „korzenie” tzw. „Zielonych”, socjalistów o totalitarnym zacięciu, zwolenników demokracji wtedy, gdy ta staje po ich stronie i gdy społeczeństwa da się już odpowiednio zmanipulować i wytresować; socjalistów śmiertelnie wystraszonych, gdy na przekór uprawianej za pieniądze podatników propagandzie, ktoś własnym sumptem potrafi się im przeciwstawić. Stąd ględzenie pana Potteringa. Cohn-Bendita i im podobnych o „zamachu na demokrację” zakrawa na makabryczny żart.

Europa do jakiej prze to lewackie towarzystwo, które zawłaszczyło i zniekształciło ideę projektodawców Unii Europejskiej, to Unia – superpaństwo, z gospodarką ręcznie sterowaną, centralistyczno – etatystycznym, biurokratycznym systemem dopłat z jednej, a limitów z drugiej strony, superpaństwo pogrążające się w nie tylko gospodarczej, ale także demograficznej, kulturowej samozagładzie, Unia stanowiona ponad demokratyczną wolą społeczeństw, narodów, a nawet wbrew tej woli, Unia kontroli totalnej, świat orwellowskiej myślozbrodni, którą jest np. nazywanie homoseksualizmu grzechem, Unia, w której samodzielne myślenie jest podejrzane a więc zakazane, obrzucone anatemą rozmaitych „izmów” i „fobii”, ze wszystkimi tego skutkami karnymi, Unia w której poszczególne kraje są „landami” z marionetkowymi parlamentami i rządami pozbawionymi realnych wpływów, superpaństwo w którym zboczona mniejszość terroryzuje większość, w którym zaimportowani Muzułmanie mają większe prawa niż chrześcijanie, bo to właśnie chrześcijaństwo stanowi największą przeszkodę w wyhodowaniu „nowego człowieka”, wreszcie – superpaństwo zbudowane na fałszywych, antyludzkich wartościach, w których nową religią są odbite w krzywym zwierciadle pojęcia „tolerancji” czy „praw człowieka”.
Zaiste, dobrze się stało że instruktażowa „rozmowa” którą prowadzili eurodeputowani z goszczącym ich Vaclavem Klausem ujrzała światło dzienne. Prezydent Czech pouczany, napominany i chamsko instruowany jak jakiś trzeciorzędny urzędnik przywoływany do porządku przez swego szefa. Polacy, Czesi, obywatele innych państw mogą się dzięki zapisowi tej rozmowy przekonać, jaki rzeczywisty stosunek do demokracji mają unijni decydenci, jaka jest ich mentalność, ku jakiej Unii zmierza ich wizja i jaki już dziś, nawet bez Traktatu z Lizbony, mają stosunek do suwerenności państw członkowskich, do ich rządów czy prezydentów. Warto o tym pamiętać, patrząc na desperackie parcie tych ludzi, wbrew prawu, wbrew społeczeństwom, wbrew organom demokratycznych państw, na ratyfikację Traktatu z Lizbony. Oni nie liczą się z nikim. Już sam fakt, iż w taki sposób próbuje się mieszkańcom Europy na siłę wcisnąć ten dokument, powinien dawać do myślenia.
Mirosław Poświatowski

P.S. Znamienny jest tu również przykład, jak wydarzenie to komentowano podczas „przeglądu prasy” w jednym z porannych programów telewizyjnych – zdaje się że był to TVN. Na żartobliwą uwagę gościa programu w rodzaju „co by to było, gdyby w podobny sposób jak Vaclav Klasu potrafił na takie sytuacje reagować również nasz prezydent” prezenterka pośpiesznie, kilkakrotnie powtórzyła do kamer „oby nie”. Okazuje się że również i dziś osoby prowadzące programy telewizyjne potrafią zachować iście „rewolucyjną czujność”. I słusznie, Wielki Brat patrzy...

Z ostatniej chwili:
Zapadły pierwsze ustalenia szczytu UE. Jak czytamy na portalu onet.pl ” By ułatwić Irlandii powtórzenie referendum, UE zobowiązuje się - jak głosi projekt dokumentu - odpowiedzieć "za pomocą odpowiednich gwarancji prawnych" na obawy wyrażone przez Irlandczyków w pierwszym referendum. Pierwsza obawa to kwestia komisarza. "Rada Europejska stwierdza, że pod warunkiem, iż Traktat z Lizbony wejdzie w życie, zostanie podjęta decyzja, by Komisja Europejska mogła nadal liczyć po przedstawicielu z każdego kraju członkowskiego". (Inne obawy dotyczą m.in. polityki podatkowej i „kwestii etycznych” za którym to określeniem kryje się np. aborcja itp.). Ale idźmy dalej, jak czytamy: jednak oficjalne przyjęcie wniosków ma nastąpić dopiero w piątek. ”Do uściślenia pozostaje to, jak prawnie ująć pewne rozstrzygnięcia”. No, tu towarzysze komisarze będą się musieli namęczyć, bo jakakolwiek zmiana w Traktacie Lizbońskim powinna oznaczać rozpoczęcie procedury ratyfikacyjnej od nowa. Z kolei dodatkowe „gwarancje” dla Irlandii ujęte w jakimś tam porozumieniu będą nic nie warte, jeśli Traktat zacznie obowiązywać, bo stanie się on aktem nadrzędnym w Unii Europejskiej – de facto także wobec np. polskiej konstytucji – dlatego teraz trzeba ją „zmieniać”, bo bez tej zmiany skala oszustwa byłaby zbyt wielka i czytelna. Tak więc za jakiś czas tymi gwarancjami Irlandczycy będą sobie mogli, z przeproszeniem, to i owo „podetrzeć”, tym bardziej że UE już pokazała, jak się „obchodzi” pewne rzeczy i wprowadza rozmaite rozwiązania „kuchennymi drzwiami”.
Najbardziej kuriozalny jest zapis, na który zgodzili się wszyscy, zgodnie z którym irlandzki rząd zobowiązany jest do, uwaga! ”poszukiwania ratyfikacji Traktatu z Lzibony do końca kadencji obecnej Komisji Europejskiej” tak ”by wszedł w życie przed końcem 2009 roku”. Istne kuriozum i rzecz dla normalnego, suwerennego, a przede wszystkim demokratycznego kraju nie do pomyślenia! Innymi słowy „Unijczycy” już wiedzą, że traktat zostanie ratyfikowany i dają do zrozumienia stwierdzeniem o „poszukiwaniu ratyfikacji”, że niekoniecznie musi się to odbyć w drodze referendum, co byłoby złamanie irlandzkiego prawa. Będziemy więc w przyszłym roku obserwatorami – o ile media nas zechcą poinformować – zmasowanego ataku eurosocjalistycznej mniej lub bardziej subtelnej propagandy jaka zaleje Irlandię. Może nawet trzeba będzie aresztować tego Declana Ganleya pod dobrym pretekstem popartym „niezbitymi dowodami” i zamknąć usta paru krzykaczom oskarżeniami o różnie „izmy” i „fobie”. Historia zna zresztą rozmaite przykłady tego, jak komuś zamknąć usta. Ci ludzie nie cofną się przed niczym, o ile tylko będą mogli robić, co robią, w aksamitnych rękawiczkach, strojąc się w piórka obrońców demokracji i praw człowieka. Choć może się mylę. Rozmowa z prezydentem Czech, czy cytowana skandaliczna deklaracja w sprawie ratyfikacji traktatu przez Lizbonę, będąca w istocie niedopuszczalną, sprzeczną z prawem międzynarodowym ingerencją w kompetencje organów innego kraju, a już na pewno w obowiązujące powszechnie standardy prawne wynikające z istoty demokracji, pokazuje, że ludzie ci już się nawet specjalnie nie kryją. Dożyliśmy ciekawych czasów. Na naszych oczach nabiera właśnie kształtów kolejna mutacja systemu totalitarnego – takiego na miarę „praw człowieka”, „demokracji”, „postępu” – słowem, na miarę XXI wieku...
I jeszcze jedna uwaga – zastrzegam, że niniejszy tekst jest przejawem homofobii – albowiem homofobią jest przedstawianie np. Unii Europejskiej w opozycji „my” – „oni”. Tak przynajmniej, wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu, argumentuje pewna grupa polskich naukowców z PAN, która dla jednej z unijnych agend opracowała raport o „fobiach” i „izmach” w polskich mediach...
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 11:51:20
IP          : 44.221.43.208
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html