To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Recenzja najnowszego spektaklu w Teatrze Solskiego    -   06/1/2009
Sztuka wielka jak Liz Taylor
Premierowy spektakl, lampka szampana i poczęstunek to niekonwencjonalna propozycja Teatru Solskiego na artystyczne spędzenie ostatniej nocy 2008 roku. Na tę niezwykłą okazję przygotowano sztukę „Kaczo, byczo, indyczo” Bogusława Schaeffera w reżyserii Tomasza Piaseckiego. I trzeba przyznać, że był to trafny wybór. Dobrze napisana i świetnie skonstruowana sztuka, kręci się jak szwajcarski zegarek; błyskotliwie igra z czystą formą i pysznie bawi się teatralnością, mieszając lekki, finezyjny dowcip z rubasznym humorem. Wprawdzie „nie ze***łam się ze śmiechu” (irytowało mnie mizdrzenie się aktorów do publiczności), niemniej zgadzam się, że sylwestrowy wieczór w Solskim rzeczywiście był kaczy, byczy, indyczy.

Ogloszenie

Prościutka scenografia:kilka krzeseł, ławeczka, stolik nakryty szkarłatnym obrusem. A w tej scenografii: showman (Edward Żentara), Ona (Anna Lenczewska) i On (Tomasz Piasecki). Nie jest łatwo streścić spektakl, bo jak to u Schaeffera, nie ma w nim banalnej fabuły, tylko wyjściowy pomysł. Na sztukę składa się kilkanaście luźno powiązanych ze sobą scen, które łączy motyw przewodni: teatr. Humorystyczne sytuacje, wyraźnie zarysowane postaci, a także dobra obsada, powodowały, że widzowie żywym i spontanicznym śmiechem reagowali na sceniczne wydarzenia. A jest się z czego śmiać. Teatr, który oglądamy w teatrze, obfituje w przezabawne sceny z życia artysty. Aktor, zamiast odprawić swoje „one man show”, co rusz zmaga się z kochanką i nie wiadomo przez kogo nasłanym tajniakiem, którzy skutecznie fragmentaryzują jego wystąpienia. Oboje potrafią przejść błyskawiczną transformację, przyjmują różne role, sprawnie zmieniają konwencje, gesty, mimikę, kreując wciąż nową sceniczną rzeczywistość. Stawiają tym samym showmana w niecodziennych, a czasem w całkiem zwyczajnych sytuacjach, próbując obnażyć jego prawdziwe oblicze. Między całą trójką trwa nieustanna zaczepna walka na różnych (artystycznych i prywatnych) niby improwizowanych poziomach. I tak Ona mówi do Niego: „W Kartotece byłeś dobry”, On do Showmana: „Dlaczego pan tak wszystko upraszcza? Aktor, reżyser, dyrektor, powołany przez pana prezydenta...”, On do Showmana: „Chce pan świat naprawiać zaczynając od teatru, a jak pójdzie do remontu i braknie panu środków na artystyczną produkcję, to co?” itp. Jednak bohaterowie nie zamykają się wyłącznie na rozmowy o teatrze, aktorstwie, kulturze, pseudowidzach, czy sensie sztuki. Sporo debatują też o naturze kontaktów międzyludzkich, na przykład o zdradzie i jej konsekwencjach. I to właśnie w sposobie dyskutowania, w wariackich wątkach pobocznych, w ironicznym gadulstwie postaci kryje się największa wartość sztuki. Najbardziej interesujący w „Kaczo, byczo, indyczo” jest język. Większość zdań to perełki, z których można by poskładać osobną książeczkę zabawnych i błyskotliwych cytatów na różne okazje, jak choćby: „Nie wiadomo dlaczego drogie restauracje robią z chamów dżentelmenów. Pewnie dlatego, że potrawy są tam równie drogie jak uprzejmość” albo „Mój tato był wzorowym ekonomistą: jak wydajesz na baby – powiadał - to patrz, żebyś po tygodniu mógł od niej pożyczać” itd. Te zabawne, nierzadko dopieszczone zdanka, dygresje, aforyzmy i bon mociki, mogłyby śmiało posłużyć za scenariusz skeczy najlepszych kabareciarzy. Owszem, nadmiar rozmaitych rzeczywistości scenicznych i bogactwo wątków może przeszkadzać w odbiorze spektaklu i na pewno nie służy smakowi (przesyt nie pozwala przejść widzowi ze stadium oglądu do stadium smakowania). Swoim rozbuchaniem przypomina nawet trochę... Liz Taylor. O aktorce mówiono, że budzi fascynację, bo wygląda jak pięciolitrowy worek, który wypełniono dziesięcioma litrami. „Kaczo, byczo, indyczo” ma podobną budowę, ale fascynacji nie budzi – choć na szczęście nie wywołuje także znużenia. Mimo tych drobnych, subiektywnych zastrzeżeń „Kaczo, byczo, indyczo” to jednak kawał dobrego teatru. Rozrywka nie dość, że na niezłym poziomie, to jeszcze dająca do myślenia. W sam raz na miły - nie tylko sylwestrowy - wieczór.
AS

W najbliższym czasie "Kaczo, byczo i indyczo" będzie można w Teatrze Solskiego oglądać 24 i 25 stycznia (premiera prasowa i studencka z koncertem grupy wokalnej MONK) oraz 1 lutego. Wszystkie spektakle o godzinie 18:00.
Ceny biletów: 25 i 15 zł.


fot. P.Topolski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Thu, April 18, 2024 14:28:18
IP          : 18.226.185.207
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html