To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  Papież unieważnił ekskomuniki, ciążące na biskupach Bractwa św. Piusa X    -   25/1/2009
Zielone światło dla Tradycji
Po 21 latach Papież Benedykt XVI i Kongregacja ds. Biskupów anulowali dekret z lipca 1988r., który ogłaszał, że biskupi wyświęceni (bez zgody Papieża Jana Pawła II) przez założyciela Bractwa św. Piusa X, kontestującego niektóre reformy Soboru Watykańskiego II, arcybiskupa M. Lefebvre`a oraz on sam, popadli w stan ekskomuniki. Tym samym ekskomunika została zdjęta z obecnego przełożonego Bractwa Bernarda Fellaya oraz trzech innych biskupów - Alfonso de Gallarety, Tissier de Mallerais i Richarda Williamsona. Ten ostatni, oskarżany - przez media, lewicowe i liberalne elity oraz Żydów - o antysemityzm i relatywizowanie rozmiarów Holocaustu, poprzez podawanie w wątpliwość istnienia komór gazowych, stał się w ostatnich dniach bohaterem medialnego skandalu, który miał zapobiec historycznej papieskiej decyzji. O tym, co ona oznacza dla całego Kościoła i wiernych przywiązanych do tradycyjnej, przedsoborowej liturgii, których nie brak również w diecezji tarnowskiej, pisze w swoim obszernym komentarzu Piotr Dziża.

Ogloszenie
>

Mój komentarz:
W połowie lat 80-tych, mając 14 lat, wraz z ojcem i bratem oraz grupą Tarnowian – pracowników Zakładów Azotowych i ich rodzin kilkanaście dni spędziłem na wczasach w Saksonii. Nasza grupa, nie zważając na niezbyt nawet kamuflowane próby zastraszania przez enerdowskich gospodarzy i zdziwione miny naszych niemieckich współwczasowiczów, w naturalny dla siebie i naszej religijności sposób, niedziele (dwie albo trzy, które przypadły na okres wczasów) pragnęła przeżyć „po bożemu”, czyli idąc do kościoła. Z powodów, których mogę się tylko domyślać, nie mogliśmy się jednak udać do świątyni rzymskokatolickiej, z których najbliższa znajdowała się prawdopodobnie ponad 100 km od miejsca, w którym przebywaliśmy. Nieopodal nas znajdowało się jednak miasteczko Döschnitz, a w nim był kościół luterański. Nie bez pewnych rozterek, zmuszeni zostaliśmy do wzięcia udziału w niedzielnych nabożeństwach w tym mocno zaniedbanym kościółku. Polska grupa, ku nieskrywanemu zadowoleniu pastora (na co dzień listonosza, pracującego na tamtejszej poczcie) stanowiła na nich zresztą nie lada atrakcję, istotnie zwiększając frekwencję, zwykle ograniczającą się dosłownie do kilku starszych osób.
Mnie, młodego człowieka, pierwszy raz przyglądającego protestanckiemu nabożeństwu, uderzyło wówczas jedno spostrzeżenie. Msza w Döschnitz, poza faktem, że odprawiana była oczywiście po niemiecku i przerywana nieznanymi mi pieśniami, niewiele się różniła od mszy znanej mi z coniedzielnych wizyt w moim rodzinnym kościele parafialnym. Biorąc udział w protestanckim nabożeństwie, miałem poczucie uczestnictwa w „mojej” mszy świętej.
Pamiętam, że ta obserwacja mną wstrząsnęła. Do tego stopnia, że po powrocie do Polski, przez pewien czas stałem się wręcz ekumenistą – neofitą, co przejawiało się bombardowaniem mojego katechety pytaniami o to, dlaczego i po co Kościół utrzymuje wśród chrześcijan „sztuczne podziały”. No, bo – myślałem sobie - skoro wszyscy jesteśmy chrześcijanami, wierzymy w Zmartwychwstanie Chrystusa, czytamy tę samą Ewangelię i nawet w sensie sprawowania Eucharystii tak niewiele nas różni, to po co tak eksponować te „niewielkie” już przecież różnice ...

Gdy po ponad 20 latach, w tuchowskiej kaplicy pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, w której nabożeństwa odprawiają od ponad 3 lat kapłani z Bractwa św. Piusa X, próbowałem uczestniczyć – po raz pierwszy w życiu ! – w „przedsoborowej” mszy katolickiej, która przecież przez wiele stuleci, jeszcze dla moich rodziców, była „normalną”, zwykłą mszą, ogarnęło mnie zdumienie. Okazało się to o wiele trudniejsze niż w przypadku tej protestanckiej mszy, którą pamiętam z późnego dzieciństwa ! Nie chodzi nawet o to, że msza odprawiana jest po łacińsku, bo akurat do łaciny zdążyłem przywyknąć w szkole i żaden wykształcony humanista z percepcją łacińskich modlitw nie powinien mieć większego problemu. Nie chodzi też o kapłana zwróconego przodem do Tabernakulum, do czego przywyknąć nie miałem gdzie, ale znałem ze starych zdjęć czy filmów. Problem takiego, jak ja, wychowanego już w Novus Ordo katolika, to fakt, że cały układ owej „starej” Mszy i jej „duch” jest absolutnie inny od tego, jaki znałem w roli jedynego, obowiązującego wzorca. Po swoim pierwszym kontakcie z Tridentinum nie mogłem nawet powiedzieć, że uczestniczyłem w sprawowaniu Eucharystii, bo ja tej „tuchowskiej” mszy, nawet z modlitewnikiem w ręku, po prostu nie rozumiałem !
Przyznaję, przez moment przebiegła mi nawet przez głowę powierzchowna konstatacja – „no, nic dziwnego, że Kościół z takiej Mszy „zrezygnował”. Zaraz potem jednak, gdy zdałem sobie sprawę, że pierwsze wrażenie jest efektem naturalnego „szoku porównawczego”, przyszła głębsza refleksja. Jakże mam rozumieć tę Mszę, znaczenie jej poszczególnych fragmentów, gestów Kapłana i wypowiadanych przez niego cicho, przed Ołtarzem, słów, skoro nikt, nigdy mnie z tą Mszą nie zapoznał? „Nową”, posoborową mszę tłumaczyli mi katecheci od czasów przedszkola, nawet nie starając się uzmysławiać mi „jak to było przedtem”. Poczułem się, jak ktoś, kto przypadkowo, po blisko 40 latach dowiaduje się, że ma zupełnie innych biologicznych rodziców, niż sądził przez całe życie. Krótko mówiąc, poczułem się oszukany i ... okradziony.

Z życia religijnego mojego pokolenia i pokolenia jeszcze młodszych katolików, Mszę Wszechczasów i całą, kształtowaną przez stulecia wielką kulturę liturgiczną oraz tradycyjną, wielowiekową duchowość związaną z rytem trydenckim, ukradziono. Co szczególnie przykre, to fakt, że zarówno moim rówieśnikom, jak i moim dzieciom trudno już się o tę spuściznę upomnieć, bo nie otrzymaliśmy żadnej szansy, którą przez ostatnie 40 lat, stworzyłaby praktyka Kościoła na wytworzenie z nią jakiejkolwiek więzi. Nawet mimo dużej, religijnej aktywności i najgłębszego uczestnictwa w życiu swoich wspólnot i całego Kościoła, nie mieliśmy szansy na poznanie Mszy Wszechczasów. Co więcej, nawet gdy ktoś był nią zainteresowany, w czysto poznawczym sensie, spotykało go (i nadal spotyka) ze strony wielu księży i biskupów zwykłe oszustwo. Bo przecież „łacińskie” msze, znane mi z kilku poranno-niedzielnych wizyt na Wawelu w latach 90-tych, teraz odprawiane też w tarnowskiej Katedrze, to przecież atrapy, nie mające z mszą w rycie trydenckim nic wspólnego (są to po prostu znane nam posoborowe msze, przetłumaczone – nie wiem po co - na łacinę).
Szansy na autentyczne poznanie spuścizny przedsoborowej liturgii nie dawały i obawiam się, że nadal nie dają, także seminaria. W czasie trwania tego wielkiego, bezprecedensowego w historii Kościoła eksperymentu, dokonywanego na żywej tkance ”Mater Eccclesia”, mury seminariów opuściło już kilkadziesiąt roczników księży, którym wraz z pobieżną wiedzą na temat „starej” liturgii przekazano co najwyżej przekonanie o jej „absolutnej historyczności” (obowiązywała kiedyś) i – stopniowo coraz bardziej powszechne w „posoborowym” duchowieństwie - uprzedzenie do niej, jako kompletnie nie przystającej do potrzeb współczesnego świata. Efekt jest taki, że dziś sprawować mszę w formie nadzwyczajnej klasycznego rytu rzymskiego potrafi zaledwie garstka rzymsko-katolickich księży, kształconych w „posoborowych” seminariach a w ich zasięgu jest już niewielu duchownych - profesorów, którzy mogliby ich tego nauczyć.

Przyznaję, że nie do końca przekonują mnie wszystkie argumenty lefebrystów, dotyczące obrony kluczowej decyzji arcybiskupa Lefebvre z 1988r. o wyświęceniu czterech swoich następców za wszelką cenę. Trudno jednak nie przyznać racji Bractwu św. Piusa X, gdy krytykuje ono praktykę posoborowego Kościoła, praktykę, która wielowiekową Tradycję liturgii i duchowości oraz odnoszoną do niej doktrynę programowo i systematycznie usunęła z życia swoich wiernych, nie dając im ŻADNEGO wyboru.
Nie sposób też, szczególnie komuś, kto miał szansę na porównanie "starej" i "nowej" mszy, nie przyznać racji diagnozie, z której wynika, że Eucharystia sprawowana według Novus Ordo stanowi diametralną zmianę w Liturgii Kościoła i – wbrew deklaracjom Soboru deklarującego ewolucyjny charakter tej i innych reform - okazała się w gruncie rzeczy rewolucją w tej dziedzinie. Na marginesie pisząc, co do konieczności pewnych reform, także w tej materii zgadzał się, nawet abp Lefebvre, z nadzieją oczekując Soboru, co podkreślał zresztą w swoich wspomnieniach. Skala zmian i sposób ich wprowadzenia musiały być jednak ciosem nawet dla więcej niż umiarkowanych zwolenników reformy.
W rezultacie - „zreformowanej” mszy katolickiej znacznie bliżej do mszy protestanckiej niż do swej (przynajmniej teoretycznie) poprzedniczki w Kościele Rzymskim. Rację miał ś.p. Tadeusz Żychiewicz, gdy w roku 1973 w „Tygodniku Powszechnym” pisał o Novus Ordo tak: „Troskliwie oskubany z mięsa katolicki szkielecik, ubrany w protestancki surducik.”

Cieszę się, że nareszcie, po 40 latach ewidentnego sekowania tradycjonalistów, Kościół Hierarchiczny, za sprawą wybitnego, niezłomnego Papieża, który nie boi się pójść pod prąd, docenia starania wiernych i kapłanów, którzy skarb Tradycji, przez te dziesięciolecia zachowywali dla Kościoła, wbrew oficjalnie reprezentowanemu nurtowi i nasilającym się modernistycznym trendom. Historyczną decyzję Benedykta XVI i Kongregacji ds. Biskupów o unieważnieniu ekskomunik 4 hierarchów wyświęconych przez arcybiskupa Lefebvre, należy bowiem rozpatrywać łącznie z dokumentem motu proprio "Summorum Pontificum" z lipca 2007r., uwalniającym mszę trydencką i de facto, po latach, przywracającym ją Kościołowi. Przypomnijmy fragment tego dokumentu: „To, co dla poprzednich pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie. I nie może być nagle całkowicie zakazane lub, tym bardziej, uznane za szkodliwe. Wszystkim wyjdzie na dobre zachowanie bogactw, które wzrastały w wierze i modlitwie Kościoła i przyznanie im należytego miejsca."
Pierwsza decyzja dotyczyła zatem całości Kościoła, obecna adresowana jest przede wszystkim do wiernych, którym – dzięki działalności duszpasterskiej „piusowców” - udało się zachować przywiązanie do Mszy Wszechczasów. Nieliczne grono wiernych – tradycjonalistów, uczestniczących w mszach odprawianych przez księży- lefebrystów, często jedynych mszach trydenckich odprawianych po wielu latach przerwy na terenie ich diecezji, przeżywało w ostatnich szczególnie latach wielkie dylematy, znosząc szykany ze strony „po swojemu” interpretujących ich status biskupów i proboszczów. Ostatnia decyzja Papieża ostatecznie ukróca tę sytuację, przecinając też kanoniczne spory na temat tego, czy uczestnictwo w mszy sprawowanej przez kapłanów Bractwa Św. Piusa X jest ważne, czy ważne są udzielane przez nich sakramenty, itp.
Nie mam jednak złudzeń, że to już koniec tych szykan, bo zawiedzione polityką Papieża środowiska modernistów, przyzwyczajone przez 4 ostatnie dziesięciolecia do roli sprawujących rząd dusz, będą czynić wszystko, aby zrelatywizować znaczenie tej historycznej decyzji Ojca Świętego.
Dowodzą tego już pierwsze głosy oburzenia, z jakim spotyka się ta decyzja w najbardziej rozkrzyczanych mediach, nazywanie jej „skandalem” lub co najmniej określanie jako „kontrowersyjnej”, a także żałosna próba zbiorowego przypięcia Bractwu św. Piusa X etykietki „antysemitów” oraz niczym nieuprawnione próby interwencji lub gróźb pod adresem Papieża podejmowanych przez środowiska żydowskie. Wiadomo: jak zawodzą wszelkie inne argumenty, to łatka antysemityzmu wciąż jeszcze działa ...
Dzieje się to wbrew oczywistej już prawdzie, którą potwierdza papieska decyzja, ogłoszona skądinąd symbolicznie na zakończenie Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan i w 50 rocznicę zainicjowania Soboru Watykańskiego II, że uczestnicy mszy odprawianych przez krnąbrnych księży- lefebrystów byli i są częścią Kościoła Powszechnego. Moderniści doskonale zdają sobie sprawę, że ich liberalne propozycje i kolejne nowinki nie mogą już liczyć na przychylność obecnego Następcy św. Piotra. Nie bez kozery, Krzysztof Gołębiewski, szef Katolickiej Agencji Informacyjnej pisze, że dla liberalnych katolików decyzja Benedykta XVI oznacza powrót do czasów przedsoborowych.

Mimo, że status formalny Bractwa św. Piusa X w łonie struktur Kościoła zapewne długo będzie jeszcze negocjowany (niektórzy obserwatorzy twierdzą, że zaproponowana zostanie w tym przypadku formuła prałatury personalnej, podobnej do tej, jaką posiada Opus Dei), co poprzedzone zostanie niejednym jeszcze sporem doktrynalnym na linii Bractwo - Watykan, unieważnienie ekskomunik ciążących na biskupach- tradycjonalistach, jest dziś rodzajem swoistego parasola ochronnego, który Watykan roztoczył nad wiernymi Tradycji. Ma on chronić ich często przed .... własnymi biskupami i episkopatami.

Słusznie bowiem zauważa Paweł Milcarek, redaktor naczelny „Christianitas” i nieformalny lider środowiska tradycjonalistów katolickich, które – inaczej niż lefebryści - wybrali niekontrontacyjną, pełną pokory, drogę obrony trydenckiej Liturgii i tradycyjnej Doktryny, który, ciesząc się z decyzji Ojca Świętego, pisze, że „dużo zależy od lokalnych biskupów: czy w praktyce potrafią oderwać się od powtarzania kliszy o „złych schizmatykach”, a zauważą szansę wykorzystania dynamizmu gorliwych kapłanów, którzy w niektórych obszarach są ostatnią szansą na katolickie duszpasterstwo”.

Trudno nie odnieść się w tym miejscu i w tym kontekście do konkretnej sytuacji w tarnowskim Kościele. Trudno nie przypomnieć treści listu pasterskiego sprzed ponad 3 lat, w którym Biskup Tarnowski groził uczestnikom mszy w tuchowskiej Kaplicy ekskomuniką, później komunikat, będący odpowiedzią na ogłoszenie prasowe o funkcjonowaniu Kaplicy, w którym Kuria kategorycznie odmawiała jej prawa do nazywania się „Kaplicą Rzymsko-Katolicką”.
Już po Motu Proprio, dosłownie w ostatnich tygodniach, podczas tradycyjnej kolędy w niektórych parafiach doszło do przypadków ostentacyjnego wchodzenia księży do mieszkań uczestników mszy w Tuchowie, skądinąd nie czyniących z tego żadnej tajemnicy, tylko po to, aby oznajmić takiemu lub innemu delikwentowi, że ... zaciągnął na siebie ekskomunikę i jako taki nie jest godzien kolędy ! Prominentny Proboszcz jednej z podtarnowskich parafii otwarcie przyznał, że wypowiadając tak radykalną tezę, posługiwał się "wykładnią" samego Ordynariusza Diecezji.
Wszystkie te działania stały i stoją w sprzeczności z oficjalnymi wypowiedziami Kardynała Dario Castrillon Hoyosa, przewodniczącego Komisji papieskiej "Ecclesia Dei" i stanowiskiem Watykanu, od początku obecnego pontyfikatu szukającego dróg służących zbliżeniu i „pełnej komunii” z tradycjonalistami. W sprzeczności z deklaracjami samego Biskupa Tarnowskiego, zapowiadającego ponad półtora roku temu (tuż po opublikowaniu papieskiego dokumentu uwalniającego możliwość odprawiania mszy trydenckiej spod jurysdykcji Biskupów) podjęcie rozmów z lokalnymi lefebrystami, stały też późniejsze działania Kurii, a raczej ich brak. Mimo upływu osiemnastu miesięcy, Biskup nie spotkał się z przedstawicielami tego środowiska.
Praktyka tych i innych nie-działań oraz swoistej sofistyki uprawianej przez tarnowskiego ordynariusza na treści Motu Proprio i towarzyszącego mu Listu, świadczy o tym, że Kurii Tarnowskiej bardzo trudno przyjąć ducha papieskiego dokumentu z lipca 2007r. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że w żadnym kościele i innym miejscu, pozostającym w obrębie struktur tarnowskiej diecezji, uważanej przecież za najbardziej pobożną w kraju, nadal (ileż to już lat ?) nie odprawiono żadnej mszy w tradycyjnym rycie trydenckim. Nic mi w każdym razie na ten temat nie wiadomo, a przypuszczam, że nadano by takiemu wydarzeniu odpowiednią oprawę medialną.
W sytuacji dwupokoleniowej już wyrwy w możliwościach obcowania z mszą trydencką w kościele parafialnym i odgórnego zahamowania procesu przekazywania wiedzy i duchowości z nią związanej, Biskupowi bardzo łatwo mówić, że „nikt się tym już nie interesuje”. Ale czy Kuria stwarza szansę na pogłębione zapoznanie się przez wiernych z tym tematem, choćby tylko jako fragmentem „żywej” historii Kościoła ? Jeśli by tak było, powinniśmy mieć do czynienia z całymi cyklami rekolekcji przypominających Tridentinum. Tymczasem nie dzieje się nic. Nie odbyło się żadne spotkanie, nie została zainicjowana przez Kurię choćby pojedyncza konferencja na temat liturgii trydenckiej i jej spuścizny, o której upowszechnianie tak gorąco przecież apelował Ojciec Święty w swych dokumentach z 2007 roku, prosząc o „przyznanie należytego miejsca”. Niestety, dla Kurii Tarnowskiej „należyte miejsce” oznacza nadal sytuację całkowitego wyrugowania „starej” Liturgii, przy braku nie tylko gwarancji choćby minimum szans na oficjalne zapoznawanie się z nią i tą niezwykłą duchowością przez wiernych w diecezji, ale też brak tolerancji a nawet podejmowanie działań torpedujących wobec wciąż jedynej szansy, jaką stwarza na tym terenie działalność Bractwa św. Piusa X dla dzieła przywrócenia wiernym Kościoła Tarnowskiego tej wielkiej katolickiej spuścizny.

Czy obecna decyzja Watykanu oznacza zmianę sytuacji w tym zakresie ? Oby.
Na zakończenie, m.in. pod rozwagę Kurii Diecezjalnej w Tarnowie, przywołuję niedawny apel sekretarza Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Jego Ekscelencji abp Alberta Malcolma Ranjitha, który tak pisał na ten temat: ...motu proprio Summorum Pontificum dotyczące liturgii trydenckiej jest owocem głębokich refleksji naszego Papieża na temat misji Kościoła. Nikt nam - obleczonym w kościelne purpury i szkarłaty - nie dał prawa bycia nieposłusznymi oraz pozbawiania motu proprio znaczenia poprzez nasze własne drobne "przepisiki". Nawet, jeśli są one dziełem konferencji episkopatów. Nawet biskupi nie mają takiego prawa. Kościół ma być posłuszny temu, co mówi Ojciec Święty. Jeśli nie stosujemy się do tej zasady, pozwalamy szatanowi stać się jego narzędziami. Narzędziami diabła i nikogo innego. To prowadzi do rozłamu w Kościele i powstrzymuje jego misję. Nie wolno nam tracić i marnować czasu.
Piotr Dziża
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Thu, March 28, 2024 23:07:42
IP          : 44.213.80.203
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html