To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   „S”: Kierownictwo tarnowskiego MPK ryzykowało życiem pasażerów i kierowców    -   10/9/2009
Jeździliśmy „tykającymi” bombami ? (1)
Czy przez co najmniej rok zarząd tarnowskiego MPK narażał życie pasażerów podróżujących autobusami zasilanymi gazem ziemnym? Zakładowa „Solidarność” twierdzi, że tak, a na dowód przedstawia zdjęcia i dokumenty mające dowieść, że na polecenie kierownictwa pracownik spółki zakleił silikonem otwory, pełniące zdaniem związkowców funkcję wentylacyjną i pozwalające butlom z gazem „oddychać” - miał to być sposób na rozwiązanie problemu „cieknących dachów”. W jednym z autobusów spięto także „na sztywno” instalację gazową, z pominięciem uszkodzonego czujnika. Zarząd MPK odpiera jednak zarzuty, twierdząc że nie było żadnego zagrożenia dla zdrowia i życia pasażerów. W sprawie pojawiają się podejrzenia o fałszowanie dokumentów w spółce oraz wątpliwości, dotyczące decyzji tarnowskiej Prokuratury, na których Sąd nie pozostawia suchej nitki. Pytań jest zresztą w tej bulwersującej sprawie więcej. Zapraszamy do przeczytania pierwszej części obszernego artykułu...

Ogloszenie

O tym, jak pasażerów uszkodzone autobusy woziły
-Niewątpliwie restrukturyzacja w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym była potrzebna, mieliśmy przerosty zatrudnienia. Jednak w ocenie naszego związku przeprowadzone przez prezesa Jerzego Wiatra działania były chaotyczne, nadmierną liczbę osób zwolniono, a przy starym taborze potrzeby ze strony zaplecza technicznego były duże. Na efekty nie trzeba było długo czekać...- mówi Jan Guty, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność, od ponad roku pełniący te obowiązki jako ... zwolniony pracownik MPK. W sprawie tego zwolnienia, jak i zarzutów zarządu firmy pod jego adresem o działanie na szkodę spółki (jego przejawem miało być m.in. złożenie zawiadomienia do prokuratora o podejrzeniach nieprawidłowości w MPK) od wielu miesięcy toczą się postępowania prokuratorskie i sądowe, w tym również przed Sądem Pracy.

Zakładowa “Solidarność” dowodzi, że na przełomie roku 2007 i 2008 bywały dni, w które część autobusów w ogóle nie wyjechała na trasy – w jeden tylko zimowy dzień nie wykonano ponad 600 kilometrów kursów określonych w umowie z Zarządem Komunikacji Miejskiej. Z powodu już tylko niewielkiego mrozu awaria goniła awarię... -Dochodziły do mnie informacje, że mechanicy, których było za mało, nie nadążali z usuwaniem usterek – zatem pojazdy, które, jak sądzę miały mniejsze uszkodzenia, były wycofywane z warsztatu i przekazywane do ruchu - mówi przewodniczący „Solidarności”. Jego obawy potwierdziły się w lutym 2008 roku, kiedy będąc na urlopie otrzymał telefoniczną informację od pracownika zakładu, mówiącą o tym, że dwa autobusy wyjechały na trasę zanim je naprawiono – bo MPK nie miało innych pojazdów, które mogłyby trafić na linię. Następnego dnia J. Guty zwrócił się do zakładowego inspektora BHP o wyjaśnienie wyjazdów tych autobusów, przed dokonaniem napraw, podając konkretne numery zleceń: -Mam nawet ich kserokopie - mówi. -Jednak ze względu na interes firmy nie chciałem tego zdarzenia nagłaśniać, bo nie jest ono chlubne dla MPK. Otrzymałem na swoje pismo odpowiedź, w którym kierownik Sekcji BHP pisze, iż uważa, że „pozostali adresaci (pisma interwencyjnego – przyp. red.) tj. Rada Nadzorcza, Zarząd i Społeczny Inspektor Pracy, podejmą czynności niezbędne do wyjaśnienia zasygnalizowanych przez Pana Przewodniczącego zdarzeń, jak również uruchomią niezbędne procedury, które uniemożliwią zarówno nienależyte wykonanie napraw z jednej strony jak też nie pozwolą dopuścić do przewozów pojazdów, których sprawność została zakwestionowana.” Co więcej, podczas spotkania w zakładzie, usłyszałem zapewnienie, że więcej się taka sytuacja nie powtórzy. Jednak kilka dni później wezwał mnie dyrektor operacyjny i chciał mnie ukarać dyscyplinarnie za to, że „odważyłem się w trakcie urlopu przebywać na terenie zakładu”.

Kilka dni temu, podczas pracy nad niniejszym tekstem zapytaliśmy prezesa MPK Jerzego Wiatra, czy potwierdza, iż na przełomie 2007 i 2008 roku dopuszczone do ruchu były autobusy, w których nie usunięto wykrytych usterek. W odpowiedzi prezes stwierdził, iż „nie jest to prawdą” – tym bardziej, że stale utrzymywana jest nadwyżka taborowa dziesięciu – piętnastu autobusów. Z kolei dyrektor Robert Grela dodaje, że w lutym 2008 roku jednego dnia temperatura spadła „bodaj poniżej 25 stopni” i prawdopodobnie „nie zostało wykonane około 30 kilometrów”.
Tyle że w Tarnowie w roku 2008 nie było temperatury poniżej 25 stopni, a - jak dowodzą związkowcy z „S” - wcześniej rekordowe w tym roku niewykonanie przewozów wynosiło ponad 600 km. Uściślając: był to dzień 4 stycznia 2008, temperatura wynosiła wówczas minus 12 stopni.
Do oskarżeń „Solidarności” o wypuszczanie w trasę niesprawnych autobusów, również takich, które nie przeszły przeglądu technicznego oraz do podejrzeń o fałszowanie dokumentów wrócimy jeszcze w dalszej części tekstu.
O tym, z jakim taborem dopuszczanym do ruchu w Tarnowie mamy do czynienia, świadczyć mają natomiast inne dokumenty przedłożone przez „Solidarność”. Obsługa techniczna autobusów powinna być dokonywana co 5 tysięcy kilometrów – tymczasem w lutym 2008 r. niektóre samochody miały ów limit przekroczony o ponad 3 a nawet 4 tysiące kilometrów – eksploatowane były zatem bez przeglądu po niemal stuprocentowym przekroczeniu limitu!


Czujniki gazu w zaworze bezpieczeństwa są w autobusach MPK niepotrzebne?
W maju 2008 roku Związek Zawodowy „Solidarność” otrzymał od pracownika służb technicznych oświadczenie, z którego wynika, że został dopuszczony do ruchu autobus zasilany sprężonym gazem ziemnym, z niesprawnym czujnikiem w zaworze bezpieczeństwa – odcinającym dopływ gazu w razie awarii. Z oświadczenia pracownika wynika, zdaniem związkowców , iż pan dyrektor Robert Grela sugerował usunięcie usterki autobusu, poprzez spięcie obwodu “na krótko” z pominięciem czujnika. (Jak się dowiedzieliśmy, inny pracownik odpowiedzialny za stan techniczny taboru, zeznając w Sądzie Pracy stwierdził, że skoro autobusy innego typu nie posiadają takiego zabezpieczenia, to w tym wypadku nie jest ono niezbędne.) Również podpisana notatka urzędowa z przeprowadzonej rozmowy zawiera stwierdzenia w rodzaju: ”Dyrektor (Robert Grela) powiedział wtedy, że ten czujnik można ominąć ponieważ w naszych autobusach PR-110 BERIET nie ma takich czujników. Powiedziałem mu, że skoro Szwedzi to założyli – to jakiś wpływ to ma na bezpieczeństwo. Dyrektor mi odpowiedział, że musiałby być pech, gdyby się coś stało”.
Według pracownika technicznego „mogło dojść do tragedii”. Jednak autobus w takim stanie został dopuszczony do ruchu. Gdy przewodniczący Solidarności zwrócił się do kierownictwa służb technicznych z prośbą o wyjaśnienie, zamiast wyjaśnień usłyszał - jak twierdzi - groźby pod adresem swoim i osoby, która złożyła wspomniane oświadczenie. W związku z tym 17 czerwca 2008 „Solidarność” wystosowała pismo do prezydenta Tarnowa w tej sprawie (z powiadomieniem organów spółki – Rady Nadzorczej i Zarządu). Jednocześnie komisja zakładowa podjęła uchwałę, według której - jeśli organy powiadomione nie zadziałają w sposób przewidziany prawem, sprawa zostanie skierowana do prokuratury. Przez miesiąc na pismo to „Solidarność” nie otrzymała żadnej odpowiedzi i 17 lipca 2008 do prokuratury trafiło zawiadomienie z apelem: „o wszczęcie na podstawie artykułu 303 kpk oraz art. 25 ust 1 ustawy z dnia 20 czerwca 1985 o prokuraturze postępowania przygotowawczego przeciwko zarządowi spółki w osobach Jerzego Wiatra oraz dyrektora operacyjnego prokurenta spółki Roberta Greli w związku z popełnieniem przestępstwa art. 179 kk polegającego na dopuszczeniu do niebezpieczeństwa w ruchu lądowym (...)”. W zawiadomieniu tym czytamy także o utrudnianiu wykonywania działalności związkowej i „rozpowszechnianiu fałszywych informacji dotyczących osoby prawnej jaką jest Komisja Zakładowa NSZZ Solidarność reprezentowana przez przewodniczącego Jana Guty”.
-To była kampania oszczerstw prowadzona w zakładzie przeciwko mojej osobie - publicznie, przez pracodawcę i przedstawicieli pozostałych związków zawodowych wieszano informacje z oskarżeniami o rzeczy, których nigdy się nie dopuściłem. Wkrótce potem opluwający mnie działacze, otrzymali awanse zawodowe
- mówi Guty.

”Testowany autobus można było puścić bez pasażerów, ale firmy na to ... nie stać"
Zapytany o ów nieszczęsny czujnik prezes Wiatr stwierdza, iż „nie jest on wymagany przepisami homologacyjnymi” i większość autobusów czujnika takowego nie posiada, a poza tym w toku postępowania toczącego się w prokuraturze, gdzie powołano biegłego, nie stwierdzono zagrożenia dla pasażerów. Ot, jeden producent taki czujnik sobie wprowadza, inny nie. Jak dodaje dyrektor Grela, w autobusie tym gaz raz się włączał, raz wyłączał i podczas testów na placu pracownicy nie wiedzieli co powoduje tego typu usterkę, więc kierownik podjął decyzję o ominięciu czujnika i autobus celem testów trafił na ... trasę (z pasażerami).
Z wypowiedzi prezesa Wiatra wynika więc, że jeśli producent wprowadza do wyposażenia samochodu przewożącego ludzi jakiś element, którego nie ma w innych samochodach, to jego obecność nie jest tam niezbędna. Słowem, nie wiadomo po co czujnik ten został tam zainstalowany (czytaj - jest to tylko fanaberia producenta)...
Przy okazji wizyty w siedzibie zarządu MPK dowiedzieliśmy się też, że po Tarnowie jeżdżą autobusy zasilane gazem ziemnym starszej generacji, z gorszymi zabezpieczeniami, które nie podlegają przepisom Europejskiej Komisji Gospodarczej ONZ z 18 czerwca 2007, uzupełnienie nr 109 Regulamin nr 110, albowiem wyprodukowane zostały przed wejściem w życie tych przepisów, więc nie należy ich do nich dostosowywać. Rodzi się pytanie, jaki diagnosta wystawiłby pozytywne badania techniczne w przypadku stwierdzenia uszkodzenia lub braku choćby jednego elementu zabezpieczenia przed skutkami awarii w pojeździe, nawet gdyby były sprawne dodatkowe zabezpieczenia i dotyczyły najbardziej niezawodnych rozwiązań? To tyle w temacie „homologacji” i dopuszczenia do ruchu.
Dotarliśmy również do zeznań złożonych w Sądzie Pracy przez kierownika odpowiedzialnego za stan techniczny autobusów, który kazał wymontować ów czujnik. Czytamy tam, że przecież „przewód gazowy nigdy jeszcze w żadnym autobusie nie uległ uszkodzeniu”. Dalej pracownik ów zeznaje, że gdyby przewód pękł, należało wyłączyć kluczyk, co odcina dopływ gazu, jednak w innych autobusach, które nie mają tego zaworu (jak twierdzi szefostwo MPK - „niepotrzebnego”) „nawet przekręcenie kluczyka nie odcina dopływu gazu”. Te autobusy, które nie mają tego „zabezpieczenia dodatkowego” to starsze Jelcze, zabezpieczone „pokrętłem przy butli”. Jednak autobus przewożący ludzi nie jest „butlą turystyczną z pokrętłem” i w przypadku braku czujnika, w razie awarii, w niektórych modelach kierowca mógłby „nie zdążyć” zakręcić butlę.
Ale wróćmy do zeznań. Zdaniem pracownika ”trudno ocenić, czy było jakieś zagrożenie i czy równo zagrażałoby to pasażerom i kierowcy” I jeszcze jedno zdanie: ów „testowany” autobus ”można było puścić bez pasażerów, ale firmy na to nie stać”.

Prokurator prezesowi „wierzy na słowo”
Powróćmy zatem do złożonego przez Związek do Prokuratury zawiadomienia. W sierpniu 2008 r. Prokuratura Rejonowa wydaje postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia, uzasadniając swoją decyzję faktem, iż, po pierwsze: „pan prezes Jerzy Wiatr zaprzeczył kategorycznie jakoby miało miejsce utrudnienie wykonywania czynności związkowych” a po drugie: ”analiza materiałów nie daje podstaw do wszczęcia postępowania w zakresie dopuszczenia autobusu do ruchu w stanie bezpośrednio zagrażającym bezpieczeństwu pojazdów”. Dalej prokuratura przyjmuje wyjaśnienia pana Greli, że tego rodzaju czujnik jest zabezpieczeniem dodatkowym oraz na wiarę przyjmuje zapewnienia, że autobus w opisanym stanie „nie jeździł” (jak już wiemy, autobus w takim stanie jeździł – tak też później zezna zresztą w Sądzie Pracy sam prezes Wiatr, odpowiadający na pytanie sędziemu, że pojazd był „testowany” z ludźmi.)
Innymi słowy tarnowska prokuratura uznała, że już na etapie ewentualności wszczęcia postępowania, słowa przedstawicieli władz spółki MPK są bardziej wiarygodne od słów związkowca.
Żeby było ciekawiej, przewodniczący związku zwraca uwagę na fakt, iż zarząd spółki złożył w Prokuraturze fałszywy dokument. Zarząd przedłożył bowiem duplikat zlecenia napraw autobusu z uszkodzonym czujnikiem indukcyjnym, który zdecydowanie różni się od kserokopii oryginalnego zlecenia pozyskanej przez związek po odmowie wszczęcia dochodzenia przez Prokuraturę. Czy zarząd spółki okazał zatem spreparowany dokument ?

Fałszywe oskarżenie, czy nieznane wcześniej fakty ?
Dziwnym zbiegiem okoliczności, dokładnie tego samego dnia, w którym Prokuratura wydała decyzję o odmowie wszczęcia postępowania, Jan Guty otrzymał zwolnienie dyscyplinarne, uzasadniane m.in. „pomówieniem” zarządu MPK w piśmie dotyczącym mobbingu stosowanym wobec członków Solidarności oraz lekceważenia zasad bezpieczeństwa pracowników i bezpieczeństwa publicznego, popełnieniem przestępstwa polegającego na złożeniu zeznań, jakoby na jednego z pracowników wywierana była presja ”w celu podbijania badań technicznych autobusów bez ich zbadania”. Kolejnym przestępstwem miało być „fałszywe oskarżenie” prezesa zarządu Jerzego Wiatra o ”stworzenie dużego zagrożenia w ruchu publicznym poprzez dopuszczenie do ruchu niesprawnego autobusu”. W jednym i tym samym piśmie pan prezes, stwierdzając, że oskarżenie o dopuszczenie do ruchu niesprawnego autobusu jest „fałszywym oskarżeniem” jednocześnie oskarża J. Gutego, o ”nie poinformowanie przełożonych o praktyce fałszowania dokumentów stacji diagnostycznej”. Uzasadnienie to, w formie zarzutów, powtórzone zostało w złożonym 14 sierpnia 2008 zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa, skierowanym przez prezesa Wiatra do Prokuratury przeciwko J. Gutemu.

W MPK fałszowano dokumenty?
Jednocześnie w sprawie J. Gutego toczy się postępowanie w Sądzie Pracy. Po kilkunastu rozprawach sąd decyduje się zawiesić ogłoszenie wyroku do czasu ... wyjaśnienia spraw znajdujących się w Prokuraturze – dla związkowca postępowanie prokuratury ma więc dodatkowe znaczenie.
Z kolei w zakresie zawiadomienia złożonego do Prokuratury przez prezesa Wiatra, jego wniosek w I instancji został oddalony. Decyzja ta została przez prezesa zaskarżona, a sąd uznał skargę, sprawa jest w toku.
-Byłem u pani Prokurator, wyraziłem chęć złożenia dodatkowych zeznań w tej sprawie, bowiem pojawiły się nowe okoliczności - mówi J. Guty: -W trakcie postępowania przed Sądem Pracy uzyskałem nowe materiały, wyraźnie wskazujące na duże prawdopodobieństwo, iż w MPK dokonywano fałszerstwa dokumentów rejestracyjnych, a jeśli tak, to musiał w tym uczestniczyć ktoś z kierownictwa spółki. Najprawdopodobniej dokonywano badań technicznych autobusów, które w tym czasie nie były nawet obecne w Tarnowie. Wcześniej takiej wiedzy nie miałem.” J. Guty oczekuje, że będzie miał możliwość złożenia zeznań i przekazania Prokuraturze pozyskanych materiałów.

Prezes MPK zapytany, czy znane są mu sytuacje, w których, aby autobusy mogły wyjechać, fałszowana była dokumentacja techniczna i dokumenty rejestracyjne, wymijająco, za to „kategorycznie” stwierdza, że ”sytuacji takiej, w której do przewozu osób używalibyśmy autobusów, które nie mają podbitego dowodu rejestracyjnego absolutnie nie było” (patrz plik mp3). Warto w tym miejscu przypomnieć jedną z przyczyn zwolnienia dyscyplinarnego pana Gutego, jaką miało być ”nie poinformowanie przełożonych o praktyce fałszowania dokumentów stacji diagnostycznej”. Być może pan prezes również nie wie o pewnym zakończonym postępowaniu toczącym się przed Sądem Pracy - z powództwa jednego z pracowników, inny pracownik MPK zeznał, iż miały miejsce sytuacje, w których podbijano badania techniczne autobusów bez ich oględzin. Dysponujemy zeznaniami osób, z których to zeznań wynika, iż na stacji diagnostycznej MPK podbijano badania techniczne bez dokonania odpowiednich oględzin. Wśród nich jest zeznanie jednego z pracowników tego przedsiębiorstwa, oto jego fragmenty: ”pojazdy MPK miały podbijane badania techniczne w taki sposób, że dostarczano same dokumenty. (...) Jak pojazd był na dole, to był sprawdzany, a jak był potrzebny do wyjazdu, to go nie sprawdzano. (...) Kierownictwo sporadycznie zdawało sobie sprawę, że podbijanie pojazdów następuje bez badań”.
Co więcej, z porównania dat pewnych przedłożonych mi dokumentów z dokumentami skopiowanymi w Wydziale Komunikacji wynika, iż mogło dojść do fałszowania dokumentacji. Jak stwierdza Jan Guty, porównując daty dokonywania badań technicznych pewnych autobusów i dat remontów tych autobusów z datami na nowych dowodach rejestracyjnych można zauważyć, iż ”dokumenty te wskazują, w odniesieniu do procedur jakie stosuje wydział komunikacji, że jest wielce prawdopodobne, iż badania techniczne tych autobusów były wykonywane w czasie, kiedy przebywały one w remoncie”.

Sąd na decyzji prokuratury nie zostawia suchej nitki
Ale cofnijmy się w czasie. Po tym, jak po zawiadomieniu złożonym przez związek zawodowy, Prokuratura postanowiła odmówić wszczęcia postępowania, Solidarność złożyła na decyzję tę zażalenie (do sądu, za pośrednictwem prokuratury). Był 3 września 2008 roku. Wobec braku odpowiedzi, zażalenie zostało złożone powtórnie – w dniu 4 listopada 2008 roku. W międzyczasie, między zażaleniem a jego ponowieniem, nie wiedzieć czemu z Prokuratury nadeszło, wysłane raz jeszcze, zawiadomienie o odmowie wszczęcia postępowania – dokładnie to samo, co we wrześniu. Dla przeciętnego Kowalskiego taka „pomyłka” Prokuratury z pewnością byłaby dezinformująca. Takich dziwnych przypadków jest jednak w tej sprawie - zdaniem związkowców „S” - więcej.
Wreszcie z Sądu Rejonowego napływa informacja, że 10 grudnia 2008 r. odbędzie się posiedzenie w tej sprawie. Wcześniej “Solidarność” składa do sądu pismo uzupełniające. Ostatecznie Sąd postanawia część zarzutów oddalić, wskazując, które z nich powinny być rozpatrywane w innym trybie, natomiast kwestię narażenia pasażerów i kierowców na niebezpieczeństwo nakazuje Prokuraturze ponownie rozpatrzyć.

Uzasadnienie decyzji Sądu, przytoczone poniżej we fragmentach, jest konsekwentnie bezpardonową krytyką decyzji tarnowskiej Prokuratury:
„(...) Zgromadzony w sprawie materiał dowodowy wskazuje wszak w sposób nie budzący zasadniczych wątpliwości że faktycznie w maju 2008 przez kilka dni w komunikacji zbiorowej dokonywanej przez MPK Tarnów był eksploatowany autobus marki Volvo (...) w stanie niepełnej sprawności technicznej a mianowicie z uszkodzonym indukcyjnym czujnikiem odcinającym dopływ gazu ziemnego zasilającego ten pojazd, który to czujnik w związku z oczekiwaniem na dostarczenie prawidłowo funkcjonującego zamiennika został spięty na krótko przez pracownika warsztatów naprawczych MPK.
Niewątpliwie więc kluczową kwestią z punktu widzenia konkretyzacji znamion przestępstwa (...) było przesądzenie, czy wspomniana eksploatacja autobusu stwarzała zagrożenie dla bezpieczeństwa osób podróżujących tym pojazdem.
Tymczasem w okolicznościach niniejszej sprawy należy zgodzić się ze skarżącym, iż stwierdzenie przez prokuratora w oparciu jedynie o same zapewnienia pochodzące od osobowych źródeł dowodowych a to pracowników MPK i to w dodatku poddanych rozpytaniu, nie przesłuchanych w charakterze świadków”
Sąd zauważa, iż rozpytywane osoby przedstawiają odmienne wersje, co w sytuacji ”związanej z wydaniem polecenia o dopuszczeniu autobusu we wskazanym stanie do ruchu jest niewystarczające.”
Rzetelne wyjaśnienie całokształtu okoliczności istotnych dla sprawy niewątpliwie wymagało starannego przesłuchania tychże pracowników w procesowej roli świadków po udzieleniu im stosownych pouczeń.
I najlepszy moim zdaniem fragment: ”Co się zaś tyczy zasadniczego zagadnienia istnienia związku przyczynowego pomiędzy dopuszczeniem do ruchu autobusu z niesprawnym czujnikiem odcinającym dopływ gazu, a kwestią bezpieczeństwa dla podróżujących nim osób, nie sposób uznać za właściwe poprzestania w tym względzie na obiektywnie niemiarodajnym stwierdzeniu samego Roberta Greli iż skoro wspomniany powyżej czujnik odcinający dopływ gazu nie jest fabrycznie montowany w autobusach marki Jelcz, które to również są eksploatowane przez MPK Tarnów w wersji z napędem gazowym, to dopuszczenie do ruchu pojazdu marki Volvo z zepsutym czujnikiem nie stwarzało żadnego niebezpieczeństwa..
Powtórzmy raz jeszcze - czujnik zapobiegający wysadzeniu pasażerów autobusu w powietrze montowany przez producenta jest niepotrzebny, skoro w innych autobusach innej marki takowego nie ma. Taka jest argumentacja osób odpowiedzialnych za zaistniałą sytuację w MPK, bezpośrednio podległych prezesowi Jerzemu Wiatrowi a także argumentacja samego prezesa. Zauważmy jednak, że dopiero co prezes oskarżał tego, kto wskazał powyższe zagrożenie, o popełnienie przestępstwa polegającego na szkalowaniu i działaniu na szkodę firmy. Czy zatem wskazanie na zaistnienie możliwości zagrożenia życia pasażerów jest w MPK przestępstwem ? Czy tarnowska prokuratura jest w stanie - bez jakichkolwiek wątpliwości- stwierdzić niemożliwość zaistnienia takiego zagrożenia, nawet nie siląc się na przesłuchanie stron w charakterze świadków? Przecież to, jak zabezpieczona powinna być taka instalacja gazowa, regulują przepisy Europejskiej Komisji Gospodarczej Organizacji Narodów Zjednoczonych ...(szerzej na ten temat w drugiej części artykułu).
Ale idźmy dalej – jak pisze Sąd: ”Wypada także zauważyć, iż zaskarżona decyzja procesowa nie odnosi się w jakimkolwiek zakresie do podnoszonej w pisemnym zawiadomieniu o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa pochodzącym od skarżącej strony kwestii dopuszczenia do transportu pasażerów wykonywanego przez MPK w Tarnowie również dwóch innych niesprawnych technicznie autobusów (...)”...

Przez rok MPK narażało życie swoich pasażerów?
Najstraszniejsze, że ów nieszczęsny zawór bezpieczeństwa faktycznie wydaje się błahostką przy innym jeszcze procederze uprawianym na wielką skalę w MPK. Procederze, który - zdaniem związkowców z "S" - stanowił realne i długotrwałe zagrożenie dla życia i zdrowia osób jeżdżących autobusami miejskiej spółki.
Otóż, w niektórych autobusach otwory znajdujące się w komorach zwierających butle ze sprężonym gazem ziemnym zostały ... zaklejone silikonem. Zdaniem związkowców z „Solidarności” otwory te umożliwiały swobodne wydostanie się gazu na zewnątrz w razie rozszczelnienia. Zdaniem zarządu spółki – otwory te nie mają nic wspólnego z wentylacją, a zaklejono je, bo... do autobusów przeciekała woda. Jednak zaraz po interwencji Związku silikon, który zdaniem zarządu MPK nie stanowił jakiegokolwiek zagrożenia, zdarto. Czy zatem przez co najmniej rok pasażerowie tarnowskiego MPK jeździli na potencjalnych zegarowych bombach? O tym wszystkim – w drugim odcinku naszego artykułu.


M. Poświatowski


Posłuchaj fragmentu nagrania ze spotkania związkowców (wiosna 2009r.) z kierownictwem tarnowskiego MPK - nagranie przekazane przez Jana Gutego :



Posłuchaj rozmowy z prezesem Jerzym Wiatrem i dyrektorem Robertem Grelą, podczas których ustosunkowują się do zarzutów związkowców z zakładowej "Solidarności" :



Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, March 29, 2024 10:52:51
IP          : 3.236.171.68
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html