To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  Ostatnie Święto Niepodległości w niepodległej Polsce    -   12/11/2009
Lepiej nam nawet teraz, jak było w Polsce
Gdy piszemy te słowa, dobiega właśnie końca dzień 11 listopada 2009 roku. Dzień, który powinien być radosnym świętem jest w istocie wielką narodową stypą, w której większość Polaków uczestniczy jednak nieświadomie. Nasza redakcja i wielu naszych współpracowników należy do tych 35% polskich obywateli (jak dowodzą ostatnie sondaże), którzy nie oparli się hurraoptymistycznej propagandzie unijnej i nie mają wątpliwości - za 19 dni Polska traci najważniejsze z atrybutów suwerenności. Znów po zaledwie dwóch dziesięcioleciach, choć w okolicznościach nie tak dramatycznych jak we wrześniu 1939 roku ... Prezydent Kaczyński, który kilka tygodni temu podpisał dokument pozbawiający nasze państwo suwerenności próbował nam co prawda wmówić dziś, że mylimy zagrożenie z faktem, ale już w drugim zdaniu wypowiedzianym pod Grobem Nieznanego Żołnierza dodał, że Traktat Lizboński "musi być właściwie interpretowany". Jak zamierza teraz sprawić, aby zawiły, opasły Traktat był rozumiany zgodnie akurat z naszym interesem państwowym i jak nas zabezpieczył (on i inni rządzący) przed "niewłaściwą interpretacją" już jednak nie powiedział. Pewnie nie było o czym mówić.

Ogloszenie
>
„Było głosem powszechnym: lepiej nam nawet teraz, jak było w Polsce; mamy to wszystko, co nam ojczyzna dawała, a nie mamy ciężarów i niebezpieczeństw rzezi humańskiej; chociaż bez Polski, jesteśmy w Polsce i jesteśmy Polakami” - ten fragment wspomnień Kajetana Koźmiana z roku 1795, „po ostatecznym rozwiązaniu kwestii polskiej w Europie”, cytuje w swoim najnowszym felietonie Stanisław Michalkiewicz. Jako, że z pamiętników, choć subiektywnych, zawsze jakieś płyną pożytki – tak jak i zaszkodzić nie może znajomość własnej historii - warto przy okazji pamiętników tych pokusić się o garść refleksji. Zwłaszcza, że w kontekście wchodzącego w życie 1 grudnia Traktatu z Lizbony, dzisiejsze Święto Niepodległości jest ostatnim takim świętem w pełni niepodległej ojczyźnie. Albowiem wszystkie kolejne, przyszłe obchody 11 listopada, będą już obchodami czegoś, co mieliśmy, ale czego już nie ma, tubylczym folklorem, takim samym, jak „tożsamościowe” obrzędy, które pozwala się odtwarzać niedobitkom amerykańskich Indian, gdy zabrało się im już ziemię i zamknęło w rezerwatach. Ot, taki folklor dla turystów i iluzja dla „tuziemców”. A niech tam sobie...

Niestety, kolejny raz okazało się, że Polacy bardziej cenią sobie iluzję i zewnętrzne znamiona władzy niż władzę rzeczywistą. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, ale przypomnijmy: Traktat z Lizbony z dziwacznego tworu o nazwie Unia Europejska, nadając mu osobowość prawną czyni państwo. Przemawia za tym już sam fakt utworzenia urzędu prezydenta UE, Ministra Spraw Zagranicznych oraz dawno już wyartykułowany zamiar utworzenia placówek dyplomatycznych Unii Europejskiej. Placówki dyplomatyczne i polityka zagraniczna to jak wiadomo domeny właściwe państwom, a nie organizacjom. Stąd też po 1 grudnia utrzymywanie polskich, francuskich czy innych placówek dyplomatycznych jest tylko zwykłym mydleniem oczu i marnotrawstwem pieniędzy podatnika – no chyba że zależy Im na podtrzymywaniu iluzji na użytek tubylczych plemion i synekur dla tych, którzy zasłużyli się dla „integracji europejskiej”. Otwartym pozostaje pytanie, jaką politykę zagraniczną chce prowadzić samodzielnie Polska, w sytuacji gdy prowadzić ją ma Unia Europejska i co, gdy cele Polski i UE staną się sprzeczne. Odpowiedź na to pytanie uzyskamy, gdy uświadomimy sobie fakt, iż już dziś polscy parlamentarzyści nie są w stanie uchwalić czegokolwiek, co byłoby niezgodne z prawem unijnym, choć wydawałoby się, że wciąż nadrzędnym aktem jest konstytucja RP. Na straży której rzekomo stoi nasz Trybunał Konstytucyjny, wsławiony sprawdzaniem zgodności polskiego prawodawstwa z unijnym, zamiast z najwyższym w Polsce źródłem prawa, jakim winna być konstytucja właśnie. Nie wiemy, jak poszczególni sędziowie TK radzą sobie z tym dyskomfortem, jednak kolejna zagadka – dlaczego Trybunał Konstytucyjny nazywa się Trybunałem Konstytucyjnym, znajduje rozwiązanie, gdy uświadomimy z kolei sobie, że obecny Traktat z Lizbony to nic innego, jak w większej części Traktat Konstytucyjny, odrzucony wcześniej w kilku referendach, których teraz, m.in. dzięki zmianie nazwy tego dokumentu, udało się szczęśliwie uniknąć. Tak więc kiedy już o tym wiemy, lepiej możemy rozumieć, dlaczego Trybunał Konstytucyjny ma w nazwie nadal „Konstytucyjny” i dlaczego swojej nazwy po 1 grudnia 2009 zmieniać nie musi...

Traktat z Lizbony przekazuje resztki suwerenności do – nazwijmy to umownie – „Brukseli”. Piszemy umownie, albowiem jedynym krajem w Unii, który mogąc określać jakie skutki pociągnie za sobą Traktat dla wszystkich „państw” członkowskich, a jednocześnie mogąc się do wynikających z niego ustaleń nie stosować – są Niemcy, a to za sprawą przyjętych w ostatniej chwili stosownych ustaw „zabezpieczających”. Jako że Niemcy są w UE największym płatnikiem, i wreszcie chcą coś z tego dotowania mieć, możemy się domyślać, jakież to kolejne regulacje zostaną przyjęte, a które obowiązywać będą wszystkich, tylko nie naszego zachodniego sąsiada. W tym kontekście wszelkie głaskania i poklepywania po ramieniu uprawiane, dosłownie i w przenośni, przez panią Kanclerz Niemiec na ramieniu pan premiera Donalda Tuska, nabierają nowego znaczenia.

Co więcej, w Traktacie z Lizbony znajduje się zapis, który głosi mniej więcej tyle, że „kraj” członkowski cieszy się wprawdzie pewną autonomią, ale nie może uczynić niczego, co stałoby na przeszkodzie urzeczywistnianiu „celów” Unii Europejskiej. Jakie są to cele – tu również możemy się jedynie domyślać, jako że cały ten rozwlekły i niezrozumiały dokument został skonstruowany celowo tak, że dopiero po 1 grudnia zaczniemy być świadkami kolejnych „dookreśleń” jego zapisów i dopiero wówczas, na przestrzeni kolejnych lat, co i rusz będziemy się dowiadywali o jakichś nowościach, które „przecież zaakceptowaliśmy”, przyjmując traktat „będący naturalną konsekwencją” naszej akcesji do Unii. Jednak cele te możemy obserwować już teraz, na przykładzie pewnych przesłanek, widocznych w tej zawłaszczonej przez lewaków Europie. Jednym z nich jest kulturowy marksizm – wielu decydentów UE, nawiasem mówiąc, do dziś się nie wyleczyło z zafascynowania komunizmem, czego wyrazem jest powszechna aprobata dla tępienia symboli faszystowskich i powszechny sprzeciw wobec prób podobnego traktowania symboli innej totalitarnej idei – komunizmu. UE niesiona Traktatem, to Unia z gruntu wymierzona w moralność, chrześcijaństwo i prawo własności. I to nawet, jeśli nie zaakceptowało się dołączonej do Traktatu Karty Praw Podstawowych. Wiele rozwiązań wprowadza się przecież bocznymi drzwiami - istnieje na przykład Agencja Praw Podstawowych, której kompetencje miały być (o ile już nie są, bo Unią rządzi przecież od dawna antydemokratyczna eurokracja, nie poddana żadnej kontroli, która wiele ze swoich pomysłów obwieszcza w dniu wprowadzenia tychże pomysłów w życie ) poszerzone o uprawnienia dochodzeniowo – śledcze. To na zlecenie tego typu agend powstał przygotowany pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk raport, uznający wszystkie wolnościowe pisma i portale za ksenofobiczne, antysemickie, szerzące nietolerancję, homofobię itp. Zdaniem jednego pana profesora już sam fakt stawiania w opozycji pojęć Polska – UE, „my” – „oni” jest przejawem „ksenofobii”. No skoro jest, a w prawodawstwie mamy zapisaną walkę z takimi „fobiami” i innymi „izmami”, to tylko czekać, jak po 1 grudnia istniejące już narzędzia „monitoringu” i „przymusu” zostaną użyte. Z pewnością pomoże w tym nowa ustawa zgodnie z którą Policja mogłaby bez zgody sądu, tylko kierując się „podejrzeniem popełnienia przestępstwa”, podsłuchiwać nas, szpiegować to, co robimy na komputerze, blokować strony internetowe, których treści uzna za „niebezpieczne”. Kolaborantów nie brak – w tropieniu antysemityzmu z pewnością pomogą dziennikarze „Gazety Wyborczej”, zaprawieni w takich bojach, zaś na odcinku „tolerancji” walczyć będą ludzie pokroju pani Senyszyn, Magdaleny Środy czy pana Biedronia z Kampanii Przeciw Homofobii.

Oczywiście nic nie stanie się od razu, ale w jakiś czas po 1 grudnia 2009 r. Unia Europejska będzie państwem, w którym pod przymusem i groźbą pozbawienia praw rodzicielskich uczyć się będzie w szkołach kilkuletnie dzieci, że rodzina złożona z dwóch tatusiów to dobra rodzinka (jak to ma miejsce w Wielkiej Brytanii); to państwo, w którym „niezbywalnym prawem człowieka” będzie prawo do eutanazji – z krajów, gdzie już jest to standardem obecnie wyprowadzają się ze strachem ci staruszkowie, których na to stać – w końcu mamy za dużo emerytów; po 1 grudnia UE to wreszcie państwo, w którym „prawem człowieka” jest zabijanie nienarodzonych dzieci, to państwo, w którym zamyka się kliniki, w których lekarze odmawiają dokonania aborcji i odbiera się takim lekarzom prawo do wykonywania zawodu, to wreszcie kraj małżeństw zawieranych przez zboczeńców i zgoda na adopcję dzieci przez pary homoseksualne. To wreszcie państwo, w którym będzie się prześladowało, karało i zamyka chrześcijan, zabraniając im głoszenia swoich poglądów. Mamy już do czynienia nawet nie z preludium tego scenariusza - dopiero co Trybunał Praw Człowieka nakazał wypłacić odszkodowanie osobie, która poskarżyła się, iż wiszący w szkole krzyż ją dyskryminuje (Włochy).
Czekamy zatem na rodzimych „piewców tolerancji”, aby i w Polsce Trybunał Praw Człowieka nakazał usuwanie z publicznych miejsc tego symbolu ciemnoty i nietolerancji, jakim jest krzyż.

W zakresie gospodarczym zaś – UE to coraz bardziej przerośnięty, biurokratyczny i coraz bardziej totalitarny twór, już dziś będący tworem w istocie socjalistycznym, z wieloma elementami gospodarki ręcznie sterowanej i nieodłącznym dla niej systemem redystrybucji dóbr, dopłat i limitów.

Pewnym pocieszeniem może być pewność co do tego, że państwo zbudowane na takich podstawach musi się załamać w ciągu nie więcej niż dwóch - góra trzech pokoleń, prawdopodobnie jeszcze wcześniej. Niestety, nie ma pewności, że w wyniku nieuniknionego konfliktu jaki wybuchnie na gruzach UE, rozbite wcześniej społeczności "krajów członkowskich", będą w stanie wybijać się jeszcze na niepodległość, przeciwstawiając się np. żywiołowi islamskiemu, który do tego czasu ma wszelkie szanse na opanowanie naszego kontynentu, pozbawionego już wtedy skutecznie swej historycznej tożsamości i demograficznego potencjału.

Kończy się 11 listopada. Święto Niepodległości. Zastanawiamy się, co czuli przemawiając i składając kwiaty pod Grobem Nieznanego Żołnierza (człowieka, który oddał życie za urzeczywistnienie idei niepodległości Polski), Ci, którzy wzorem Targowiczan zaprzedali swoją Ojczyznę w – cóż, że póki co „aksamitną” – ale przecież: niewolę. Co będą czuli 1 grudnia zdrajcy - naiwni, zakompleksieni głupcy z jednej strony i łajdacy z drugiej, którzy sprzedali polską państwowość za obietnicę lub samą iluzję obietnicy srebrników i stanowisk? Jak mogliście przyjmować w parlamencie coś, czego nawet nie czytaliście, bo nie mogliście (nie było jeszcze wówczas przetłumaczonego na język polski tekstu jednolitego) ?
Wciąż mamy w pamięci wypowiedź posłanki Urszuli Augustyn z PO, która bez cienia wstydu stwierdziła, że Traktatu z Lizbony wprawdzie nie czytała, ale czytała „opracowanie ekspertów”. My też czytaliśmy opracowania ekspertów, tylko widocznie innych, bo konstytucjonalistów, którzy na traktacie i sposobie jego przyjęcia nie zostawili suchej nitki.
Niestety, nazwiska nie wszystkich z was, niesławnie powtarzane będą kiedyś w podręcznikach szkolnych, bo jest was za dużo. Natomiast w gronie "wyróżnionych" w ten sposób z pewnością znajdzie się prezydent Kaczyński, skądinąd do końca - jak widać po dzisiejszym wystąpieniu - targany wątpliwościami i mający poczucie zagrożenia. Cóż z tego, jeśli ostatecznie złożył swój podpis pod Traktatem, nie odstraszony nawet znakiem, jakiego udzieliło mu jego własne pióro. To on rozpoczynać będzie listę nazwisk osób odpowiedzialnych za to, że ratyfikując Traktat z Lizbony – dokument zmieniający charakter Unii Europejskiej, czyniący go państwem, złamano najświętszą konstytucyjną zasadę, pozbawiającą możliwości wypowiedzenia się w tak fundamentalnej sprawie w drodze referendum prawdziwemu suwerenowi – narodowi.

Dlatego możemy teraz już tylko pytać: jak macie czelność hańbić swoją obecnością święto Odzyskania Niepodległości pod Grobami Żołnierzy, którzy zginęli za Niepodległą ? Ponad rok temu, 3 maja 2008 roku, w kilka tygodni po przyjęciu przez Sejm i Senat Traktatu, zadaliśmy te pytania tarnowskim parlamentarzystom, wypowiadając legitymację do reprezentowania nas w tym miejscu przez tych, których głosy przyczyniły się do uchwalenia zgody na europejski eksperyment, ostatecznie pozbawiający Polskę suwerenności. Od tego czasu nie możemy obchodzić narodowych świąt, szczególnie tych związanych z odzyskaniem niepodległości, razem z nimi.
Napoleon o osobach zdradzających swój kraj wyraził się per „łajno w jedwabnych pończochach”. Marszałek Piłsudski z pewnością użyłby innych, bardziej niecenzuralnych słów. Jakie to szczęście dla nich, że nie żyje. Ironia historii, napędzana cynizmem sprzedajnych elit, sprawia, że dziś współcześni Targowiczanie przemawiają i składają wiązanki kwiatów świętując rocznicę czegoś, co Legiony Piłsudskiego wywalczyły, a oni pogrzebali ...

Historia lubi się powtarzać. Ale nigdy dosłownie. Rozbiory dokonywały się za pomocą „wybrańców” i agentów. Rzecz jasna - w obronie swobód, czy czegoś tam. Nie inaczej jest i dzisiaj. Jakże znajomo i dziwnie podobnie brzmią też argumenty i konkluzje: te artykułowane obecnie i te padłe przed ponad dwustu laty... „Było głosem powszechnym: lepiej nam nawet teraz, jak było w Polsce; mamy to wszystko, co nam ojczyzna dawała, a nie mamy ciężarów i niebezpieczeństw rzezi humańskiej; chociaż bez Polski, jesteśmy w Polsce i jesteśmy Polakami” - pisał w swoim pamiętniku w roku 1795 Kajetan Koźmian.

123 lata później, w Tarnowie, w cieszącej się dużą autonomią Galicji - gdzie bez skrępowania obchodzono wszelkie narodowe rocznice, czczono polskich bohaterów, kultywowano polskie tradycje, wydawano polskie gazety, otwierano polskie teatry i uczono się w polskich szkołach, a także w wolny i demokratyczny sposób wybierano Polaków do władz samorządowych i państwowych, posiadano również pełną wolność gospodarczą i poczucie bezpieczeństwa obywatelskiego, zapewnianego przez struktury silnego państwa prawa - pokolenie niepoprawnych marzycieli, oderwanych przez fatalny w skutki polski romantyzm od pragmatycznego sposobu spostrzegania świata, wymówiło posłuszeństwo Austryi - Cesarzowi i pragnąc niepodległości ... wprowadziło tę mrzonkę w życie.
Po co ? Przecież "lepiej nam było, jak było w Polsce" ...

Czy kiedyś jeszcze przydarzy się naszej ojczyźnie takie głupie, "romantyczne" pokolenie ?


M. Poświatowski
P.Dziża

***


A oto i wybór fragmentów przywołanych wspomnień Koźmiana (strony 242-269). Cały pamiętnik, zdigitalizowany przez Google, można znaleźć w sieci:

Autor o Hieronimie Sanguszce: ”Wziętość i uszanowanie jakie odbierał od dowódzców rossyjskich, cześć dla jego sposobu myślenia, powiększały uwielbienie i wdzięczność dla cesarza, który dozwalał Polakom czuć po polsku(...).

Dodajmy do tego umysłowego stanu byt materjalny najszczęśliwszy, mnóstwo pieniędzy; otwarte zawsze dla kredytu kassy publicznych instytutów i banki, i ztąd dostatek tak pożądany marnotrastwu młodzieży polskiej, a łatwo wystawiemy sobie pomyślność tej części Polski, która się objawiła szczególniej w stolicy przez zabawy, uczty, wesołość i nadawały wszelki pozór szczęścia u tych, u których tam ojczyzna gdzie dobrze.

(...) Niższa biurokracja rozpostarła się po składach, sądach i cyrkułach, i rządzić zaczęła w sposób najdokuczliwszy; składała się ona bowiem z, samych ubogich, zgłodniałych, chciwych, przekupnych cudzoziemców, i wyznajmy na nasz wstyd i ze zniemczonych Polaków; bo się do niej w pierwotnych wyborach podłością, intrygami powciskało wielu Targowiczanów, nawet w grono sędziów i komissarzów cyrkularnych, lub też anty-Polaków w Galicyi wschodniej znanych rodakom z mniej chlubnego postępowama. Ta biurokracja panująca zawikłanemi formami systematu rządowego wówczas przyjętego, w te formy samych zwierzchników wikłała i trętwiła ich dobre chęci, była zaś czasem szczęściem, czasem nieszczęściem tak przekupną i łakomą, że samych zwierzchników sprzedawała, i że czego doprosić się trudno było, nie trudno było kupić. Używali tych środków źli na ucisk dobrych, dobrzy ze wstrętem na swoją obronę lub ocalenie. Wylęgła się tóż nowa temu krajowi nieznana, a z Galicyi wschodniej przeniesiona arystokratyczna potęga adwokatów, która za wzorem Józefa Dierzkowskiego i Węgleńskiego we Lwowie uorganizowała między sobą dyktatorjalne biórą pieniactwa i przekupstwa sądów, z czego w dostatki, przewagę i znaczenie rość zaczęła. Zachwiały się fortuny prywatne, otworzyły się targi na nie w biórach pysznych adwokatów, kto więcej ofiarował adwokatowi nagrody i przez niego jurgleltowanym sędziom. Zaczęły się więc gorszące sprawy dzieci przeciw rodzicom; dochodzenia synostwa u matek, wpieranie się w synostwa u bogatych ojców. Tak pieniactwo polskie dawne zostało karłem przy ówczesnym olbrzymie austryjackim. W Polsce jawność obron w sądownictwie hamowała bezwstyd i bezczelność i pieniaczów i ich obrońców.; tu skrytość i sekret referatów skutecznie usługiwały wszystkim najwystępniejszym nadużyciom. (...)

(...)Wyjąwszy pierwszego kreiskapitana Sierakowskiego, zniemczonego Polaka, i do tego stopnia napojonego przesadami i uprzedzeniami przeciw własnemu rodowi, iż mawiał: „gdybym „wiedział, że mam w sobie jedną żyłę polską, tobym ją „sobie wypruć kazał," - taka nienawiść rodowa obudzała pogardę ziomków, nie jednała szacunku obcych.

(...) Z początku jak grad leciały z biór urządzenia, przepisy, zjeżdżały ledwie nie co dzień komissye dla wybadywania włościan, a często dla burzenia ich przeciw panom. Co rok następowały konskrypcye wojskowe, co rok zmiana w podatkach, od których usuwania się, sami oficialiści mający je wybierać uczyli kontrybuentów i skuteczne przedstawiali środki. Na przełożenie biskupa krakowskiego Gawrońskiego, wydano patent wracający dziesięciny wytyczne, mimo praw polskich i nastąpionych układów; sami się utworzyciele tego patentu przelękli zapaloną wojną i nienawiścią, nie tylko między szlachtą, lecz całą ludnością wiejską, a jej duchownymi pasterzami, i wkrótce odwołać go musiano; to samo działo się z wielu innemi tego rodzaju rozporządzeniami, które acz po polsku tłómaczone, były równie w tłómaczeniu jak w oryginale tak ciemne, tak zawikłanie pisane, że ich nietylko Polacy, lecz sami wykonawcy Niemcy zrozumieć nie mogli. Szły więc koleją objaśnienia ciemniejsze od samych urządzeń. Dodajmy do tego, iż żadnej gazety w kraju nie było prócz niemieckich,

(...) Tak w tych początkowch trzech latach, w których w sąsiednich państwach współubiegano się jakby zatrzeć pamięć surowości i prześladowania, i jakby ująć sobie i przejednać serca Polaków, tu przesadzone dokuczania winą niższych urzędników aż do smieszności wzrastały. Nietylko z akt, z pism, z kalendarzów, z gazet wymazywano imie Polski i wszelkie o niej wspomnienia, ale wydano urządzenie zakazujące Najświętszą Pannę mianować królową polską, i grożące karą tym którzyby się do niej pod tem godłem modlili.


(...)Niemcy przekonali się, że Polacy nie mogą przestać być Polakami. (...) Nieraz ja zapytywałem się dziejów narodowych i zastanawiałem się nad badaniem, dla czego u nas między szlachtą tak wyższa jak niższą, jest tyle herbów obcych, tyle nazwisk, z których etymologii mimo zakończeń polskich cudzoziemski początek przeziera. Czasem i między pospólstwem można znaleść obce niektórych rodzin pochodzenie. Dla czego w naszym kraju, miasta ledwie nie wszystkie są osiadłe cudzoziemcami, którzy acz odróżniali się strojem, językiem, religią, wszyscy obyczaje polskie przejmowali. Łatwą znajduję odpowiedź. Od początku usadowienia się na tej ziemi sarmackiego rodu, zaraz ten kraj wystawiony był na napady barbarzyńców.(...)
Jedna więc część ludności ciągle na koniach sposobem wojowania owego czasu siedzieć i bronić go, druga orać i siać dla wyżywienia siebie i rycerstwa musiała; nie mógł się więc kraj zamagać w kunszta rzemiosła i oświatę, bo pierwej żyć trzeba jako tako, jak wygodnie. Ztąd książęta i królowie polscy przywilejami, swobodami, ręczonem i dotrzymanem bezpieczeństwem osobistem i majątkowem, szanowaniem narodowości, zwyczajów, religii, wolności handlu przyciągali cudzoziemców; a ci raz osiadłszy już więcej tego kraju nie porzucali. (...) Ale tu się nawija ważniejsze pytanie, dla czego ci cudzoziemcy dopiąwszy swego zamiaru bądź w sławie, bądź w majątku, owiani że tak powiem powietrzem tego kraju, mimo jego ubóstwa, nieprzyjaznego klimatu, nie wracali jak to czynili z innych krajów do swoich szczęśliwych, bogatszych, więcej ucywilizowanych rządnych siedzib, ale tu chętnie bez musu na tej ziemi nierządnej anarchicznej i tak niemiłosiernie przez ich pisarzów, filozofów, historyków, osobliwie w bliskim pamięci naszej wieku oszkalowanej osiadali.

Co jest prawdą przyznać trzeba, Polska była po wieku jagiellońskim anarchiczna, nierządna piła z kielicha wyuzdanej wolności odurzający trunek aż do upojenia się, aż do stracenia rozumu w polityce; lecz to przyznawszy pytam, dla czego ci cudzoziemcy przenosili ją nad swoją ojczyznę i w niej się rozkochali i w niej się na Polaków przerabiali. Otóż się wyjawia, że to jest zasługą charakteru narodowego, którego żaden rząd, żadne instytucje, oświecenie nawet nie nadaje, kształcić miarkować go tylko może, lecz go nie zmiema, natura jest jego tworczynią; co od natury bierzemy jest wieczne niezmienne, mimo przelotnych i chwilowych wyobrażeń. Polacy z natury wzięli, ludzkość, łagodność, gościnność, uprzejmość, serca litościwe i miłosierne, wstręt do przelewania krwi l prześladowania, wiarę, religijność w dotrzymaniu słowa, szlachetność, skłonność do przebaczenia uraz, żadnej nienawiści do ludzi, chyba do nieprzyjaciół kraju, nakoniec miłość ojczyzny i swego rodu aż do zupełnego zapomnienia o sobie. Takim cnót zbiorem mało się narodów poszczycić może. Takimi byli nasi ojcowie, póki ich nieprzyjaciele nasi, nie mogąc pokonać, psuć i kazić nie zaczęli - póki cudzoziemskiego wychowania zaraza, pod pozorem wykształcenia przyniesiona, ich czysto narodowego życia nie zatruła, i zagłady nie sprowadziła. Ta to powyżej przytoczona przyczyna, ściągała do nas cudzoziemców. Kto tylko z nich cenił te przymioty, te zalety, cisnął się do niej, i przybywszy pozostawał. Otwieram konstytucje polskie, ileż znajduję indygenatów poszukiwanych i danych najznakomitszym cudzoziemskim rodzinom. Gdyby akta konfederacji z r. 1812 wynalezione być mogły, ileż byśmy w nich znaleźli akcessów zagranicznych, a nawet panujących książąt, którzy temiż akcessami lub prośbami o indygenaty przychylność swoją zaświadczali. Hrabia Senft-Pilsach minister interessów zagranicznych króla saskiego, gdy z własnego tej konfederacji popfdu, za życzliwość i przysługi księstwu warszawskiemu oddane otrzymał indygenat polski, nie umiał znaleść wyrazów na chlubienie się nim i na dzięki. Musiały więc być jakieś zalety, w tym tak okrzyczanym na teraz stanie szlacheckim, kiedy panujący książęta uznawali w nim to godło, jakiem go oznaczył Jan Zamojski, podpisując się Joannes de Zamoscii Egues polonus, his omnibus par. Nie będę przeczył wad naszej natury obok tylu zalet; w szlachcie szczególniej burzliwość charakteru, panującą jest skłonnością, może winą instytucyi anarchicznych. Bunt Zebrzydowskiego i Lubomirskiego, i liczne związki wojskowe rzuciły tę ochydę na nas. Lecz jakiemu bądź narodowi nadajmy tak anarchiczne instytucye, wśród których się nasze obyczyje kształciły, odejmy mu wykonawców praw, policyą wewnętrzną, wojsko stałe, sądy nieustanne, i wspomnijmy na Francją i Niemcy, a dziwić się nie będziem, że w pomiar obecnych wypadków *) tak umiarkowanie używali przodkowie nasi swego samowolnego położenia, owszem ze zdumieniem przypomnimy sobie, jak mało było buntów zbrodni, występków, i jak bezpieczeństwo i tolerancya były zupełne. Teraz więcej jest wszędzie występków i zbrodni, więcej na jeden rok, niż u nas bywało przez pół wieku; i u nas teraz mnożą się z nauk i z zarazy obcej, nie z naszej natury. (...)”
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 09:45:08
IP          : 54.242.75.224
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html