To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Felieton Mirosława Poświatowskiego    -   17/7/2010
Nie kradnij! Rząd nie znosi konkurencji!
”Do Kowalskiego podszedł gangster z bejsbolem: „przyszedłem się tobą zaopiekować, bo to ja zaopiekuję się tobą lepiej niż ty sam” - powiedział. „Od dziś będziesz co miesiąc odprowadzał składkę za moją opiekę, a ja na stare lata, będę ci pieniądze co miesiąc wypłacał.” Kowalski nie miał wyjścia, bo też nie znalazł się pod słońcem nikt, kto by go przed gangsterem ochronił i odtąd przez całe lata przynosił mu swój wymuszony haracz. Kiedy jednak wiek pochylił mu kręgosłup, dziadunio dowiedział się, że z pieniędzy zabranych mu „na opiekę”, która miała być lepsza, niżby sam mógł ją sobie zapewnić, otrzymywać będzie nawet nie trzy czwarte czy połowę tego, co ostatnio zarabiał, ale w najlepszym razie jedną trzecią. Co więcej, dziadunio dowiedział się, że po drugie tych pieniędzy i tak już dawno nie ma, a po trzecie – to nie należą do niego. (…) Kradzież zalegalizowana nie przestaje być kradzieżą, tylko dlatego że „państwo” ją zalegalizuje i ubierze w uwznioślające hasła np. troski o najbiedniejszych, o „nasze dobro” o „emerytury” czy o cokolwiek innego” – pisze Mirosław Poświatowski.

Ogloszenie
>

W owej krótkiej historyjce gangsterem jest oczywiście państwo, a opisana sytuacja dotyczy obowiązującego u nas systemu emerytalnego, w którym przymusowo odprowadzana składka jest tylko kolejnym haraczem, daniną, podatkiem. O nieuchronnym upadku systemu emerytalnego pisałem nie raz i nie będę się powtarzał, dość przypomnieć że państwo z pieniędzy podatnika nieustannie do tego systemu musi pompować pieniądze, bo inaczej by ich zabrakło, ponieważ składki zostały dawno przez państwo – złodzieja przejedzone; pompować zaś trzeba coraz więcej, ponieważ społeczeństwo się starzeje i coraz więcej jest emerytów, a coraz mniej dzieci, które mogłyby swoimi z kolei składkami emerytów tych utrzymywać. Mniej dzieci jest zaś m.in. dlatego, że panujący w Polsce system wyzysku nie sprzyja masowemu rozmnażaniu się. Innymi słowy: z punktu widzenia matki natury, my, Polacy (i nie tylko) żyjemy w sztucznie stworzonym, złodziejskim ekosystemie, który nam nie sprzyja i wprost prowadzi do wyginięcia cywilizacji białego człowieka...

Wasze ulice, nasze kamienice
O tym, że przyszły emeryt dostawać będzie 30-40 procent tego, co zarabiał przed emeryturą, od jakiegoś czasu ostrożnie mówią na łamach mediów eksperci, „oswajając” opinię publiczną z tym, że części społeczeństwa przyjdzie żyć pod mostem. Z pewnym rozbawieniem przeczytałem więc niedawno w „Rzeczpospolitej”, że Business Centre Club zorganizowało debatę o wdzięcznym tytule „III filar czy ubóstwo”. Sam tytuł debaty zdradza, że ani przymusowy I filar, ani przymusowy II filar nie jest w stanie zagwarantować nam emerytury, choć przecie po to został utworzony, a jedynym ratunkiem jest dodatkowe odkładanie pieniędzy w III filarze, o ile się je ma. Oznacza to przyznanie, że system „państwowej” opieki jest niewydolny i dwa pierwsze filary są kompletnie niepotrzebne, bo Kowalski nie potrzebuje okradającego go gangstera; Kowalski wie, jak zadbać samemu o siebie. Jednak wobec nieuchronności upadku systemu emerytalnego i emerytur wypłacanych w wysokości, która nie pozwoli nawet na zrobienie podstawowych opłat, znaleziono rozwiązanie – jest nim odwrócony kredyt hipoteczny. Jak Kowalski praw do swego mieszkania się zrzeknie, to do śmierci otrzymywał będzie parę stówek więcej, a potem jego lokum zabierze bank – co niewątpliwie, poprzez rozstrzygnięcie kwestii majątkowych, walnie przyczyni się do ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej na polskojęzycznych terytoriach zależnych, lub wręcz „polskojęzycznych terytoriach okupowanych”, jeśli wziąć pod uwagę, że nasza elita polityczna to okupanci, utrzymujący jedynie „zewnętrzne znamiona władzy” (choćby wobec faktu że 80 procent naszego prawa to prawo unijne), a wykonujący w podskokach polecenia tych, którzy umocowani poza konstytucyjnymi organami naszego „państwa” rządzą naprawdę.

Twoje pieniądze nie należą do ciebie
W kontekście emerytur i opowieści o gangsterze i Kowalskim, który dowiaduje się, że jego pieniądze nie są jego, warto przypomnieć wyrok Sądu Najwyższego który zapadł w roku 2008 w sprawie pana Adama Mielczarka. Pan Mielczarek domagał się uznania, że państwo nie może go zmuszać do odkładania środków do Otwartych Funduszy Emerytalnych, gdyż oznaczałoby to zmuszenie go do „niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem”, a Konstytucja RP przewiduje poszanowanie własności prywatnej. SN orzekł jednak, że odprowadzane pod przymusem składki do OFE, nie są własnością pana Mielczarka, bo obowiązek odprowadzania składek wynika nie z woli ubezpieczonego ale z przepisów ustawy, no a poza tym co stałoby się z biedakami, którzy będą żyli dłużej i zabraknie środków zgromadzonych na ich kontach? Wówczas „państwo” uratuje ich, kradnąc pieniądze z konta pana Mielczarka, urzeczywistniając w ten sposób nieśmiertelne zdobycze „sprawiedliwości społecznej”. Taki był mniej więcej sens, bardzo pouczającego dla nas wyroku. Pan Mielczarek nie krył wówczas rozczarowania, stwierdzając, że skoro jego pieniądze nie są jego własnością, bo świadczenia „są gwarantowane przez państwo”, to co z środkami w bankach? Przecież one też są gwarantowane przez państwo, a nikt nie mówi, że są to środki publiczne!
W ten sposób otrzymaliśmy uwznioślenie i uzasadnienie zalegalizowanej kradzieży dokonywanej przez państwo, w imię oczywiście ochrony Kowalskich, z której to ochrony jak wiemy owo państwo się nie wywiązuje, no bo jest to dokładnie taka sama „ochrona”, jaką zapewnia, pobierając haracz, gangster od – dajmy na to – restauratora. Oczywiste jest, że Kowalski sam najlepiej by wiedział, jak z pożytkiem wykorzystać własne pieniądze, gdyby mu tyle ich pod różnymi przymusami nie odbierano i nie marnotrawiono, przepuszczając przez urzędniczą maszynkę (a jest tego w sumie tak naprawdę około 80 procent tego co zarabiamy). Rzecz jasna, najgłośniej przeciwko umożliwieniu pełnego korzystania z owoców pracy własnych rąk milionów Kowalskich, gardłować będą rozmaici obrońcy zalegalizowanej kradzieży, którzy przecież z tej kradzieży żyją – a więc np. ludzie mniej lub bardziej bezpośrednio utrzymujący się „z ochrony praw” najbiedniejszych i „wykluczonych”, włączając w to polityków.

Kradzież zalegalizowana
Kradzieżą jest każda forma redystrybucji dóbr. Kradzież demoralizuje, zaś gospodarka oparta na kradzieży – niszczy samą siebie i niszczycielski wpływ ma na stosunki społeczne. W uproszczeniu: oto gdzieś tam w Brukseli, Berlinie czy gdziekolwiek indziej, niekontrolowany przez nikogo urzędnik, pod naciskiem jakiegoś lobby decyduje, ile nad Wisłą wolno nam czego wyprodukować, a ile nie. Centralistyczne decyzje rzecz jasna mają mało lub nie mają nic wspólnego, a nawet wprost przeciwnie – z rzeczywistym zapotrzebowaniem społecznym, którego wyrazem byłby prawdziwy wolny rynek. Jest popyt – jest i podaż. Tymczasem obecnie w Polsce, w Europie mamy do czynienia z sytuacją gospodarki ręcznie sterowanej, sytuacją w której i popyt i podaż generowane są sztucznie (np. poprzez limity CO2, przymus by część energii wytwarzana była metodami „ekologicznymi” itp.). Dochodzi do produkcji dóbr i do tworzenia stanowisk, które w normalnych warunkach nigdy by nie powstały. Marnotrawi się tak ogromne zasoby i siły wytwórcze społeczeństw. I tak na przykład: firmy i stanowiska dla osób zajmujących się „pozyskiwaniem” środków unijnych również nigdy by nie powstały, gdyby najpierw pieniędzy podatnikom nie ukradziono, a potem nie wymyślono jakiegoś algorytmu, wedle którego, część tych pieniędzy, po przepuszczeniu przez gigantyczny biurokratyczny aparat rozdzielczo-nakazowo-kontrolny, do tego podatnika trafi, by zostać skonsumowana na niekoniecznie pożyteczne cele. Z tej perspektywy ludzie zajmujący się „środkami unijnymi” są pasożytami i współsprawcami kradzieży, albowiem niczego tak naprawdę nie produkują i niczego nie przysparzają – biorą jedynie udział w długim łańcuchu kradzieży. W kradzieży tej uczestniczymy również my, przyzwalając na nią, przy czym jednocześnie to my jesteśmy najbardziej okradani. Zaawansowana redystrybucja dóbr sprawia, że w niektórych przypadkach trafia na powrót do nas część tego, co wcześniej nam ukradziono. Formą kradzieży są przy tym zarówno wszelakie „limity”, jak i – z drugiej strony - „dopłaty”. One nigdy nie biorą się z powietrza i na co dzień zapominamy, że „państwo” zanim nam coś „da”, najpierw musi to nam, lub naszemu sąsiadowi, pod przymusem „zabrać”.

Za skandaliczne uważam też „ratowanie” banków. W imię ochrony oczywiście naszych interesów – i za nasze pieniądze. Kowalskiego prowadzącego np. zakład szewski nikt przed upadłością nie uratuje. Tymczasem rządowe interwencje w całe sektory, nie tylko bankowe, w czasie kryzysu, dają owym sektorom sygnał, że mogą one dalej „kreować” na różne sposoby pieniądz i przekraczać dopuszczalne granice ryzyka oraz podejmować rozrzutne niegospodarne decyzje – bo w ostateczności, są to sektory na tyle duże, że przecież jakby co, to „państwo” „i tak nas uratuje”. Długofalowo przynosi to o wiele większe straty, niż gdyby parę banków upadło, a część osób straciła część oszczędności – pod warunkiem oczywiście, że doszłoby wówczas do paru spektakularnych linczów ze strony klientów, a najwięksi macherzy potraciliby majątki i resztę swoich dni spędzili za kratkami. Dałoby to do myślenia ich następcom.

GUS-ła, czyli cuda nad budżetem
Kradzież zalegalizowana nie przestaje być kradzieżą, tylko dlatego że się ją zalegalizuje i ubierze w uwznioślające hasła np. troski o najbiedniejszych, o „nasze dobro” o „emerytury” czy o cokolwiek innego. Nasze dobro zależy od tego, czy możemy swobodnie dysponować owocami pracy własnych rąk. W tym miejscu przypomina mi się hasło UPR „nie kradnij – rząd nie znosi konkurencji”. O ile bowiem państwo, z pomocą polityków okrada nas ile wlezie – o tyle wszystkie podejmowane przez nas działania, mające na celu ochronę własnego majątku, czyli np. ukrywania go przed złodziejem – bandytą uzbrojonym w bejsbol – wszystkie te działania podejmowane we własnej obronie nazywane są „kradzieżą” i za „oszukiwanie” fiskusa grożą nam wysokie kary a nawet trafienie za kratki. Żyjemy więc w czasach, w których złodziejem jest nie ten, co kradnie, ale ten, co chowa przed złodziejem swój w pocie czoła wypracowany majątek. To znaczy, że ten majątek nie jest nasz (jak składki w OFE) tylko należy do złodzieja. Zważywszy na fakt, iż oficjalne „wakacje podatkowe” czyli czas, w którym przestajemy pracować na „państwo”, a pracujemy na siebie, przypadają w Polsce mniej więcej w połowie roku – jako żywo przypomina to stosunki feudalne. Uznanie zaś, w majestacie prawa, że to co nasze, jednak do nas nie należy – przypomina stosunki niewolnicze.

O ukrywaniu własnego majątku przed złodziejem napisałem na koniec nie bez powodu. Rzecz dotyczy bowiem m.in. szarej strefy. Tą zaś głębiej zainteresował się właśnie Główny Urząd Statystyczny. Kiedy jakiś czas temu pisałem, że finanse państwa są w opłakanym stanie, że mamy gigantyczny deficyt finansów publicznych, gdy pisałem o sztuczkach rządu PO polegających na wypychaniu niektórych pozycji poza budżet, choć gdyby coś takiego działo się w normalnym przedsiębiorstwie, ten kto dokonuje takiej kreatywnej księgowości trafiłby za kratki – gdy wreszcie pisałem, że z pewnością na jesieni lub na wiosnę przyszłego roku zobaczymy niejedno hokus-pokus mające na celu pokazanie, że jednak deficyt jest mniejszy niż w rzeczywistości – nie spodziewałem się, że moje prognozy tak szybko znajdą swe odzwierciedlenie w rzeczywistości. Oto jak podały media, GUS chce do Produktu Krajowego Brutto doliczać wartość „nielegalnej” produkcji, czyli szarej strefy, a więc tego, co powstaje w ukryciu przed państwowym złodziejem. Dzięki temu PKB kraju okaże się wyższe, a deficyt procentowo niższy, co umożliwi dalsze dolce vita i bujanie się polityków naszym kosztem, dając szansę rządowi na dalsze bezkarne łupienie podatnika i utrzymywanie iluzji „zielonej wyspy” w okresie sięgającym poza niebezpieczny okres wyborów parlamentarnych. Oczywiście, trochę satyrą trąci sytuacja, gdy rząd chce oprzeć kształt swojego budżet i deficytu po części na tym, co zdaniem tego rządu mu ukradziono, ale jeszcze dziwniejsze jest co innego: otóż wartość PKB powstająca w szarej strefie jest wartością nie policzalną, bo na tym właśnie polega szara strefa. GUS może tu dokonywać jedynie szacunków, najlepiej wróżąc z fusów lub rzucając kościami do góry. Ten zakamuflowany rodzaj współudziału GUS w państwowym złodziejstwie wydaje się być bardzo obiecujący i prorozwojowy – w razie potrzeby, z roku na rok szacunkowe PKB powstające w szarej strefie będzie rosnąc, umożliwiając rządowi kolejne zadłużanie się u zagranicznych lichwiarzy. Niewiele to będzie miał wspólnego z rzeczywistością, bo w tym sensie cyferki będą coraz bardziej wirtualne, ale przepadające pieniądze – jak najbardziej realne. Jednak istnieje pewna skończona liczba dóbr, które – niechby i w majestacie prawa – można ukraść. Ile razy złodziej może przejść przez wieś (ach te wybory) i kiedy okradany Kowalski wreszcie się obudzi i kartką wyborczą, lub też, w ekstremalnej sytuacji - płonącą oponą i strykiem pogoni tych wszystkich złodziei – tego jednak nie śmiem prorokować. Ta moja niepewność wynika z faktu, że zalegalizowana kradzież ma bardzo istotny walor demoralizujący i ubezwłasnowolniający: buduje w Kowalskim przekonanie, że to państwo ma mu wszystko zapewnić, stwarza iluzję że służba zdrowia czy edukacja jest bezpłatna, a bez „opieki” państwa Kowalski sobie nie poradzi. Dlatego też żyjemy w niewoli kolejnej formy socjalizmu i co cztery lata wciąż przekazujemy „mandat społecznego zaufania” tym samym okupantom. Przy czym nazwa ugrupowania nie ma tu znaczenia. Złodziejstwo niejedno ma imię. Jednak kradzież ta ma jeszcze jeden wymiar – to my pozwalamy się im okradać, ich wybierając; oni jedynie starali się odgadywać nasze życzenia, obiecywać i część z nich próbowali realizować – oczywiście za nasze pieniądze, w imię naszego głupiego przekonania, że coś „bierze się z niczego”, że „coś się należy” i - „że można za darmo”...

M.Poświatowski

P.S. Tak na marginesie, w obecny systemie żaden złodziej nie odpowiada za nic. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że (póki co) żaden sąd nie skazałby mnie chyba za nazwanie rządu oraz parlamentu – złodziejami, póki żadnego z imienia i nazwiska nie wymienię. Oznacza to, że żaden z członków rządu czy parlamentarzystów, nie identyfikuje się z rządem lub parlamentem, lub też że zwyczajnie nie poczuwa się do współudziału w złodziejstwie. O nie, oni przecież tylko „pełnią ważną służbę społeczną”. Na tym polega demokracja. Ale to już inna historia...
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 04:31:11
IP          : 44.197.113.64
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html