To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Dlaczego magistrat boi się kamer ?    -   17/9/2010
Folwark dziewczęcy czyli obsesje rzecznika
Historia prób cenzurowania, kneblowania i dyscyplinowania mediów w Tarnowie jest stosunkowo krótka, jeśli nie liczyć okresu PRL. Ich ostatnia, w skali kraju najgroźniejsza dotychczas fala, trwa i związana jest z rządami Platformy Obywatelskiej, zaś na szczeblu lokalnym – datuje się od czasu objęcia urzędu prezydenta Tarnowa przez Ryszarda Ścigałę. Zarówno PO, jak i Prezydent uczynili z dbałości o własny wizerunek (nie może powstać na nim choćby najmniejsza plamka) rodzaj religii. Między tarnowskimi dziennikarzami krąży mnóstwo anegdot związanych z licznymi „interwencjami” podejmowanymi w poszczególnych redakcjach przez poprzednich dwóch, a zwłaszcza przez aktualną rzecznik prezydenta Miasta, Dorotę Kunc -Pławecką, byłą dziennikarkę Radia MAKS i „Eski” (skądinąd już kiedyś koleżankę z pracy obecnej zastępczyni prezydenta Doroty Skrzyniarz). Znany mi jest pojedynczy przypadek, gdy taka „interwencja” w samej „centrali” pewnego medium, o ironio, stała się przyczyną ... awansu dla dziennikarza. Jednak anegdoty anegdotami, ale w medialnym światku zaczyna narastać coraz większa irytacja i opór. Ostatni akord tych magistrackich interwencji miał miejsce podczas czwartkowej (16 września) sesji Rady Miasta Tarnowa, kiedy próbowano mnie usunąć z sali obrad. „Corpus delicti” - dowód winy i narzędzie zbrodni stanowiła ... kamera filmowa, którą – wobec braku bezpośredniej transmisji – moja redakcja starała się zarejestrować przynajmniej część obrad.

Ogloszenie
>

Na wstępie aż chciałoby się napisać szerzej o postępujących w ostatnim czasie, począwszy od szczytów ogólnokrajowych władz, naciskach, szykanach i rozmaitych działaniach ubezwłasnowalniających dziennikarską (lub naukową, jak w przypadku badaczy dziejów najnowszych) niezależność, której rzeczywisty obraz możemy obserwować na ekranach telewizorów czy na szpaltach gazet, pod warunkiem oczywiście że korzystamy również z „niszowych”, niezależnych mediów, póki te jeszcze istnieją. Ale o tym może innym razem.
Nie pamiętam od kiedy zawodowo param się dziennikarstwem, ale zdaje się, że niedługo minie dekada. Pracowałem w różnych mediach i w różnych województwach. Niekiedy po moich publikacjach zdarzały się polemiki, pozwy sądowe, czy – w mojej ocenie - zwykle bezzasadne sprostowania, które zamieszczała redakcja, dla której pracowałem. Doskonale to rozumiem - w przypadku urzędów czy instytucji oraz firm należy to do obowiązków rzecznika, który ma bronić swojego pracodawcy, choć nie jestem pewien, czy akurat za cenę dowodzenia, że czarne jest białe.
Żaden człowiek nie jest nieomylny, ja też popełniam błędy i zdarza mi się je poprawiać, gdy ktoś zwróci mi na nie uwagę. Nie przypominam sobie jednak, aby to (w przypadku tarnowskiego magistratu) działało w drugą stronę. Nie przypominam sobie choćby jednego słowa „przepraszam” pod adresem Krzysztofa Horbacewicza, niedoszłego wciąż – wyłącznie z powodu intryg knutych w Urzędzie – dyrektora I LO, o którego dobre imię i miejsce pracy w najstarszej tarnowskiej szkole musiały zadbać dopiero sądy. Wyżyny arogancji, na które wznieśli się przy okazji „promocji” tej kwestii prezydent Ryszard Ścigała, ówczesny dyrektor Wydziału Edukacji Stanisław Świerczek i ... Pani Rzecznik, wydawały się szczytami tejże arogancji i cynizmu. Słabość i niekonsekwencja tarnowskich mediów, wyrażona brakiem stanowczej reakcji na to postępowanie władzy wówczas, rozzuchwaliła magistrat do tego stopnia, że dziś idzie on jeszcze dalej - nawet zamieszczenie relacji z konferencji radnych PiS, bez biegnięcia zaraz po „imprimatur” Urzędu Miasta Tarnowa, budzi oburzenie, telefony, zarzuty rażących błędów warsztatu czy braku dziennikarskiego obiektywizmu (gdy ktoś zdecyduje się na odautorski komentarz). Zarzutów takich nie powoduje jednak relacjonowanie czy podawanie informacji z magistrackich konferencji lub nadsyłanych materiałów prasowych, zamieszczanie wiadomości o „boomie inwestycyjnym” itp. - i to w sytuacji, w której dziennikarz zamieszczając taką informację – relację przecież z wydarzenia, jakim jest konferencja prasowa sama w sobie - wcale nie biegnie do opozycji, by wysłuchać, czy hurraoptymistyczna propaganda sukcesu magistratu ma zdaniem oponentów pokrycie w rzeczywistości. W takich akurat wypadkach jakoś nie spotkaliśmy się z zarzutami „dziennikarskiej nierzetelności” ze strony magistratu.
Rozmaitymi tego rodzaju przykładami interwencji można by sypać jak z rękawa. Znana mi sytuacja dziennikarza, który wkraczając na teren magistratu najpierw „melduje” swoją obecność rzecznikowi prasowemu – jest przykładem najdrobniejszym. Ale po kolei...

„Dziwne” zachowania wobec dziennikarzy, w tym mojej osoby, przydarzały się już wcześniej, choć osobiście nie jestem w stanie przypomnieć sobie choćby jednej interwencji w naszej redakcji ze strony prezydenta Mieczysława Bienia – i to nawet wówczas, gdy pozostaliśmy jedynym medium w Tarnowie zamieszczającym „napaści” na prezydenta dokonywane przez radnego Marka Ciesielczyka. Nie wiem jakie wówczas były doświadczenia innych dziennikarzy, ale w mojej ocenie prezydent Bień doskonale rozumiał, że zadając mu choćby najbardziej niegrzeczne lub „głupie” pytania, tak naprawdę w znacznej mierze powtarzałem to, co i tak mówi się „na mieście” - a więc tym samym daję mu sposobność potencjalnego zdementowania pogłoski czy odniesienia się do zarzutów. Konfrontacji i trudnych pytań nie powinien bowiem chyba obawiać się ten, co niczego złego nie zrobił.
Mocno w pamięci utkwiła mi natomiast sytuacja, gdy w Sali Lustrzanej gościł jeden z braci Kaczyńskich. Wbrew wcześniejszym ustaleniom – poczynionym z organizatorami tej wizyty w Tarnowie – nie pozwolono mi zadać ani jednego pytania; byłem „niewidzialny”.
Mocno w pamięci utkwiła nam sytuacja, gdy tarnowski PiS zapomniał jaki jest nasz redakcyjny adres mailowy i numery telefonów - i nie dostąpiliśmy zaszczytu zaproszenia na konferencję prasową z Zbigniewem Ziobro. Na kolejnej konferencji już byliśmy, a za poprzedni incydent z klasą nas przeproszono.
Pamiętam też walne zgromadzenie „Azotów”, gdy we władzach tej spółki skarbu państwa trwała urządzona przez PiS karuzela stanowisk, wykpiona później w jednej z naszych satyrycznych szopek. Z walnego tego zostałem wyrzucony, za co przepraszał mnie potem – do przenośnej internetowej kamery (nomen omen) – przedstawiciel Nafty Polskiej. To nagranie znajduje się w archiwum naszego portalu i wtedy nie słyszałem, żeby wobec faktu posiadania przez dziennikarza elektronicznego medium kamery, jakieś zastrzeżenia zgłaszał pan Ryszard Ścigała, poseł Aleksander Grad czy ich otoczenie.
Znacznie później był jeszcze incydent z wręczeniem w kuluarach pewnego forum posłowi PO Januszowi Palikotowi różowego nocnika z napisem „pamiętaj o wypróżnianiu się przed wejściem na antenę” (niestety, Poseł z naszej rady i nocnika nadal nie korzysta; dziś zresztą potrzebowałby już chyba ponadstandardowych rozmiarów latryny). Janusz Palikot przyjął wtedy jednak nocnik ze spokojem, czego nie można powiedzieć o ministrze Aleksandrze Gradzie i jego najbliższym otoczeniu – rozpoczęła się seria telefonów, interwencji, pouczeń i zawoalowanych gróźb po redakcjach, a nawet tych nieszczęśnikach, którzy mieli pecha fakt wręczenia naszego upominku uwiecznić za pomocą aparatu fotograficznego.
Ukoronowaniem tej sytuacji była scena w restauracji Pasaż na zaimprowizowanej kilka tygodni potem konferencji prasowej - minister Grad wskazując palcem na dziennikarzy oświadczył: „Eska tak, Temi tak, ale portalowi wywiadów nie udzielam”.
Podobnie zaczęli reagować prominentni pracownicy Urzędu Miasta Tarnowa już na początku kadencji obecnego włodarza Tarnowa. Ostre symptomy tej choroby nasiliły się natomiast po nastaniu trzeciego już rzecznika prasowego Ryszarda Ścigały. Ostatni akord tych magistrackich interwencji miał miejsce podczas czwartkowej (16 września) sesji Rady Miasta Tarnowa...

W środę po południu otrzymaliśmy wiadomość, że czwartkowa sesja nie będzie transmitowana przez „naszą” kablówkę. Z nieoficjalnych źródeł, ku naszemu zdumieniu, dowiedzieliśmy się też, że wbrew obiegowym opiniom, wszystkie dotychczasowe transmisje z sesji to efekt dobrej woli TTK – która nigdy za transmisje te nie miała płacone. W tej sytuacji nie dziwi więc decyzja, że telewizja, w przedwyborczym okresie, nie będzie nikomu za darmo robić reklamy, a jest rzeczą naturalną, iż przedwyborcze sesje obfitować będą w różne, obliczone pod wyborcę „spicze” zarówno radnych, jak i prezydenta. Nasza kablówka jaka jest, taka jest, ale cześć jej i chwała za te dotychczasowe transmisje i retransmisje, bo sam znam osobiście parę osób, które po nocach je oglądały. Sam też czasami, przyznaję się bez bicia, korzystałem z tych przekazów, relacjonując jakąś część obrad, w której nie mogłem uczestniczyć osobiście.
Wobec faktu, że tarnowski magistrat stać na różnego rodzaju kosztowne działania „promocyjne” i „informacyjne” - że wymienię tylko przepięknie wydawany miejski miesięcznik, w przypadku, którego np. w miesiącu czerwcu w majowym numerze czytamy o tym, co Pan Prezydent powiedział lub zrobił w kwietniu – a magistratu tegoż nie stać na opłacenie transmisji z sesji obrad Rady Miasta Tarnowa, podjęliśmy próbę zorganizowania internetowej transmisji on-line z czwartkowej sesji. Uznaliśmy, że radni mają prawo do upubliczniania swoich wypowiedzi, jakie by one nie były, w stopniu nie mniejszym niż również demokratycznie wybrany prezydent. Tym bardziej, iż prezydent ma daleko większe możliwości rozpowszechniania swoich „przesłań” niż radni, którzy niemal ostatecznie takich możliwości zostali pozbawieni, poprzez brak platformy, jaką stanowiły transmisje z sesji.
Przeprowadzeniem zastępczej transmisji byliśmy zainteresowani również z tego powodu, że sondażowo z różnymi podmiotami przeprowadzamy właśnie wstępne rozmowy pod kątem przygotowania takiej transmisji z planowanej przez inTARnet.pl debaty kandydatów na prezydenta miasta. Niestety zbyt krótki czas – kilkanaście godzin – nam to uniemożliwił, więc zdecydowaliśmy się wynająć na kilka godzin operatora, celem sfilmowania przynajmniej tej najbardziej nas interesującej części sesji, dotyczącej miejskich spółek, ze szczególnym uwzględnieniem MPK, jak też celem przeprowadzenia kilku rozmów. Nagrania te i rozmowy różniły się od dotychczas przeprowadzanych tym jedynie, że zamiast „nagrywacza audio”, użyta została półprofesjonalna kamera. Jak wkrótce Państwo się przekonają, na nagraniach tych nie ma nic szokującego, co odbiegałoby poziomem emocji od dotychczasowych sesji, jak też, co odbiegałoby od dotychczasowego sposobu relacjonowania przez nas fragmentów sesji. Użyciem kamery chcieliśmy też zasygnalizować potrzebę transmitowania obrad demokratycznie wybranych radnych z udziałem demokratycznie wybranego prezydenta - reprezentantów niemałej przecież, bo liczącej 120 tysięcy osób społeczności – a z naszej perspektywy jest kwestią drugorzędną, czy będzie to robić tarnowska telewizja kablowa, jakiś inny podmiot, czy sam magistrat. Jednak okazało się, nie wiedzieć czemu, że niespodziewana obecność kamery w sytuacji, w której miało jej nie być, wzbudziła ze strony magistrackich służb niemały popłoch, serię gorączkowych telefonów jak i interwencje „bezpośrednie”...

W przerwie między kolejnymi nagraniami, rzecznik prasowy magistratu pani Dorota Kunc-Pławecka dwukrotnie przeprowadziła ze mną rozmowę „dyscyplinującą”. Podczas pierwszej z nich usłyszałem, m.in. iż ona „nie wie, czy nie powinna mnie wyprosić z sali, ponieważ pani Maria Zawada-Bilik wyraziła wątpliwość, czy nie powinienem mieć koncesji na filmowanie”( sic!). Zarzucono mi również brak bezstronności, ponieważ śmiem zamieszczać pod niektórymi „magistrackimi” wiadomościami swoje komentarze. Usłyszałem też, iż wprowadziłem w błąd swoich rozmówców, gdyż myśleli oni, że udzielają wywiadu dla ... telewizji kablowej (przy tej okazji przypomniał mi się stary skecz kabaretu TEY, gdy przebrany za Babę Smoleń pyta Laskowika „A dla kogo ten wywiad ?”).
Zapytano się mnie również, czy to prawda, że to „telewizja Czechowej ?”.
No, cóż. Nie jestem specjalistą od analizy czyichś obsesji, ale znów muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Otóż - nagrywałem rozmowy z następującymi osobami: radnymi PiS Grzegorzem Kądzielawskim i Jackiem Łabno, radnym SLD Jakubem Kwaśnym, a także ze skarbnikiem miasta oraz panią sekretarz. Jeżeli rozmawianie – zwłaszcza z panem skarbnikiem lub panią sekretarz - oznacza bycie „telewizją Czechowej” (a nie np. „telewizją Kwaśnego) – to być może mamy do czynienia z tajemniczą prognozą dokonywaną przez obecnych pracowników Urzędu Miasta, że ... prezydentem na następną kadencję zostanie pani Anna Czech, z podwładnymi w postaci pani sekretarz i pana skarbnika. Idąc dalej tym tropem, w sytuacji w której parę miesięcy temu dla tarnowskiej naszej „kablówki” nagrywany był program, w którym wraz z przewodniczącym rady osiedla Jasna nr 12 panem Janem Niedojadło chwaliłem inwestycje poczynione na naszym osiedlu, podkreślając, iż poczynił je tarnowski magistrat, a nawet wymieniając z nazwiska niektórych jego urzędników – nie ulega wątpliwości, iż mieliśmy wówczas do czynienia z „telewizją Ścigały”. Jednak bycie „telewizją Ścigały” samo w sobie stanowi niepodważalną wartość, podczas gdy „bycie telewizją” - niechby i „Czechowej”, „Kwaśnego” czy „Łabno” - już jest be, tak jak „be” oraz szczytem nietaktu i stronniczości jest podstawienie mikrofonu i szkiełka kamery komuś, kto krytykuje niektóre poczynania miłościwie nam panującego prezydenta; „be” jest również zadawanie „trudnych pytań” podległym mu urzędnikom czy opisywanie „kontrowersyjnych działań” obecnej ekipy rządzącej lub jej koalicjanta.
A tak na marginesie - gdyby ktoś był zainteresowany – chętnie podam numer telefonu do wynajętego przez nas, profesjonalnego operatora kamery. W ten sposób każdy z Państwa będzie mógł mieć „swoją” telewizję...

Biorąc pod uwagę zaawansowaną troskę Pani Rzecznik, która najpełniej wyraziła się podczas minionej sesji oraz biorąc pod uwagę moją „nierzetelność”, pozostaje mi już tylko zwrotnie, wyrazić żal, że pani Dorota Kunc Pławecka nie podyktowała wcześniej pytań, które ja zadawałem. Tak byłoby bezpieczniej.
Z czymś takim nie spotkałem się dotąd, nawet w małych gminach wiejskich – a tam dopiero pojawienie się dziennikarza podczas sesji staje się nie lada sensacją i wodą na młyn oponentów i innych „warchołów”!
W Tarnowie na wszystkich sesjach dziennikarze są obecni przynajmniej do południa – potem każdy gna do swojej redakcji. Zatem reakcje pani rzecznik pokazują, że najwyraźniej pod tym względem w tarnowskim magistracie zagościł poziom sołecki – i to ten doby PRL i propagandy sukcesu, gdy towarzysz Wiesław odwiedzał kolejny PGR.
Nie wiem, czego obawiała się, w związku z naszym niespodziewanym filmowaniem, którego miało nie być, Pani Rzecznik. Pytań opozycyjnych radnych? Odpowiedzi udzielanych przez prezydenta i podległe mu służby? Strach doprawdy pomyśleć, co się stanie w sytuacji, w której prezydent Ryszard Ścigała zostanie wybrany na drugą kadencję.
Skali możliwej arogancji nawet ja nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Czy wejście na sesje wymagać będzie okazania dyplomu ukończenia studiów dziennikarskich? Musi być magisterium, czy wystarczy licencjat? Czy pani Dorota Kunc-Pławecka (wsparta przez dyrektor Zawadę – Bilik) sprawdzać będzie datę ważności pieczęci na legitymacji dziennikarskiej? Czy każdy dziennikarski sprzęt nagrywający, będzie musiał posiadać stosowny certyfikat wydany przez magistrat, dopuszczający go do użycia, czy też może obejdzie się bez tego, bo w co bardziej „kontrowersyjnych” momentach sprzęt nagrywający doznawał będzie awarii prądu tudzież innych „bezprzewodowych” zakłóceń? A może wypowiedzi radnych podlegać będą autoryzacji dokonywanej przez magistrackie służby prasowe? Może trzeba będzie wprowadzić jakąś selekcję pośród mediów, dzieląc je na te godne – i niegodne dostąpienia zaszczytu rozmowy z prezydentem Ryszardem Ścigałą, podległymi mu urzędnikami, czy brania udziału w otwartych dla wszystkich tarnowian sesjach? Może trzeba będzie zwrócić się do reklamodawców – by nie ogłaszali się tam, gdzie nie trzeba, jeśli chcą np. wygrywać przetargi lub w jakikolwiek sposób kooperować z Urzędem?
Bez większego przekonania zakładam, że tak się nie stanie.
Jednak dotychczasowe działania magistratu, których ledwie ułamek opisałem i których ostatnia reakcja pani Doroty Kunc-Pławeckiej jest tylko przykładem – wydają się wpisywać w tę poetykę, żywcem przeniesioną z PRL (lub może już stanowiącej istotny składnik PO-nowoczesnej Polski ?).

Jest jeszcze jedna kwestia: co będzie, gdy w końcu poirytowani, wiecznie pouczani i strofowani dziennikarze, czy wręcz całe tarnowskie redakcje w toku kampanii wyborczej „zbiesią się”? I nie będą chciały dość gorliwie relacjonować poczynań i serii zaplanowanych przecież uroczystych przecięć wstęg w wykonaniu pana Prezydenta? Nie będą chciały czekać na autoryzację każdego wywiadu i każdej wypowiedzi? Uzgadniać treści pytań, jakie mają być zadane, by Pan Prezydent mógł się wcześniej do odpowiedzi na nie przygotować? Brrr...

Nie sposób uciec od konkluzji, że największym wrogiem obecnego, generalnie - nie najgorszego chyba, prezydenta Tarnowa nie są jego polityczni konkurenci – ani nawet ktoś taki jak ja, rozszyfrowany jako reporter „telewizji Czechowej” – ale najbliższe otoczenie Ryszarda Ścigały.
Nie wiem, jak to się dzieje, ale praca w służbach informacyjnych i promocyjnych Urzędu Miasta w ostatnich latach zmieniła już niejedną moją koleżankę i kolegę po fachu. I oceniam, że to nie były przemiany na lepsze, a już na pewno nie były to, eufemistycznie rzecz ujmując, przemiany wzmacniąjące indywidualność moich kolegów w nowych, urzędniczych rolach.
Mogę się tylko domyślać demiurgicznej roli jaką odgrywa w tym procederze „przetrącania dziennikarskich kręgosłupów” ktoś z najbliższego otoczenia prezydenta. Osoba ta lub teraz już co najmniej kilka osób, uważa(ją) się za wybitnych fachowców w wielu dziedzinach, z dziennikarstwem i „pijarem” na czele. Osoby te, twórczo rozwijające pojęcie lojalności wobec Szefa, zdają się roztaczać przed swoim pryncypałem wizję funkcjonowania w mediach co najmniej kilku rzekomo programowo nieprzychylnych mu lub potencjalnie groźnych dziennikarzy (oczywiście, bo jakżeby inaczej, „kupowanych” przez oponentów) lub dziennikarzy po prostu niedouczonych, głupich, niegodnych miana żurnalisty... Czasem wydaje mi się, że wśród ważnych zadań Biura Prasowego i Wydziału Marki znajduje się także tropienie nas, „antyścigałowych” zbrodniarzy i naszych pismackich występków. Rewolucyjnej czujności w tym względzie, jak wskazują moje doświadczenia, wymaga się w każdym razie od każdego pracownika tych służb.

P.S. Zachęcam tych tarnowian, którzy dysponują kilkunastoma godzinami czasu, by ochoczo brali udział w kolejnych sesjach Rady Miasta Tarnowa, przyglądając się, zgodnie z przysługującymi nam wszystkim prawami, jak działają wybrani przez nas reprezentanci. Możecie Państwo, jeśli wola, zabrać ze sobą długopisy, dyktafony, aparaty fotograficzne, a nawet kamery. W imię obrony Waszych praw i obrony wolności słowa. W imię tego, że zwyczajnie, zgodnie z prawem, wolno wam. Możecie to zrobić, póki „jeszcze można”, bo może „już niedługo”...

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, April 26, 2024 17:21:48
IP          : 18.119.139.50
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html