To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Felieton Mirosława Poświatowskiego    -   02/10/2010
Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica
Powiedzenie to robi u nas, znowu, coraz większą karierę, a to dlatego, że światli władcy nasi platformiani, co i rusz głośno je przypominają. Przysłowia są jak wiadomo mądrością narodów, zwłaszcza jeśli się wie, które przysłowia i których narodów na danym etapie pamiętać trzeba. O tym, że „kurica nie ptica, Polsza nie zagranica” mogliśmy się ostatnio przekonać przy okazji wypowiedzi Edmunda Klicha, akredytowanego przedstawiciela Polski przy mieszanej rosyjskiej komisji cywilno-wojskowej badającej przyczyny katastrofy w Smoleńsku. Pan Klich naświetlił nam mianowicie politykę rządu, dokładającego starań aby matactwa wokół smoleńskiego śledztwa i różne nieprawidłowości ze strony rosyjskiej nie „narażały na szwank” dobrych polsko-rosyjskich relacji, które jak wiadomo gwałtownie się polepszyły, po niespodziewanym zgonie poprzedniego prezydenta RP, poległego w katastrofie, która przebiegła nadspodziewanie dobrze. W eter poszła bowiem taka oto wypowiedź: „Jesteśmy sąsiadem wielkiego kraju, to oni badają ten wypadek. (…) Jeśli sprzeciwimy się konkluzjom rosyjskim zawartym w raporcie, pojawią się opinie, że nie ufamy MAK, a to może się przełożyć na inne problemy o randze państwowej.”

Ogloszenie

A to ci dopiero! Dobre imię rosyjskiego MAK, „międzynarodowego” z nazwy komitetu lotniczego, słynnego rzetelnością, jak rosyjskie sądy i prokuratura razem wzięte, urosło w kraiku nad Wisłą do rangi tubylczej racji stanu! Wychodzi na to, że nasi „śledczy”, czy może raczej – że polski rząd boi się, iż szefowa MAK, jenerałowa Federacji Rosyjskiej, Tatiana Anodina mogłaby się obrazić, gdyby jej powiedzieć, iż ustalenia pani generał w sprawie śmierci polskiego prezydenta, delikatnie mówiąc, „rozmijają się z prawdą”. Wobec tego aż strach pomyśleć, jakież to męki muszą nasi „śledczy”, a i sami ministrowie z premierem na czele przeżywać, zanim zadadzą pytanie, czy leżący pół roku wraku polskiego samolotu został już dostatecznie spenetrowany, „zabezpieczony” i pocięty, by mógł wrócić do kraju. Z pewnością zadanie takiego pytania wymaga skomplikowanych, dwustronnych konsultacji i wskazówek, po które trzeba latać do Moskwy. Doprawdy, widok jak nasi mężykowie stanu wolą stracić twarz przed polskim społeczeństwem i pokazać, gdzie znajduje się prawdziwy ośrodek władzy nad naszą Ojczyzną, niż bronić rzeczywiście polskiej racji stanu, jest wielce wymowny. Ujawniony przez pana Klicha strach rządzących przed nie zgadzaniem się z tym, co twierdzi rosyjska generałowa w imię ochrony „innych problemów o randze państwowej” to jasny komunikat: niech już lepiej polscy prezydenci giną w katastrofach na rosyjskiej, smoleńskiej ziemi, niźli Rosja miałaby nam pogrozić np. odcięciem gazu. Jeżeli tak wygląda suwerenność Polski, jej „mocarstwowość” i polska racja stanu pod rządami Platformy, to i może prezydent Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk są niepotrzebni, bo przecie łatwiej i bezpieczniej byłoby premierowi Putinowi i kanclerz Merkel „polskim interesem narodowym” kierować bez, choćby i aż tak spolegliwych, pośredników.

Oto mamy więc rząd suwerennego (a co najmniej dbającego o "podmiotowość") kraju, jakim jest Polska, dla którego ważniejsze jest nie krytykowanie pełnego fałszu, skandalicznych decyzji i zaniechań śledztwa prowadzonego przez rosyjskie organy, niż rzetelne wyjaśnienie przyczyn katastrofy, w której na obcym, nieprzyjaznym terytorium zginął prezydent Polski! Śledztwa, w którym w dodatku MAK jest sędzią we własnej sprawie! Oto jest skandaliczne śledztwo w sprawie tragicznej śmierci najważniejszych osób w państwie, w którym strona polska pokornie i często bezskutecznie miesiącami czeka np. na dokumenty ze strony rosyjskiej czy też na przekazanie polskich czarnych skrzynek! Oto jest śledztwo w sprawie tragedii, co do której zwykli Rosjanie mawiają w domach i na ulicach, że „nasi zabili waszego prezydenta”! Skoro polski rząd stara się posłusznie odgadywać i realizować to, co mu tam podyktuje Moskwa w tak fundamentalnej sprawie, to nic dziwnego, że i w innych sprawach na arenie międzynarodowej i Donald Premier, i prezydent Bronisław, ksywka „jaki prezydent, taki zamach”, mogą sobie co najwyżej groźnie pokiwać paluszkiem lub pochwalić się poklepywaniem po ramieniu przez przywódców państw poważnych, o ile na taką demonstrację polskiej „mocarstwowości”, wcześniej, na użytek tubylczych Polaczków, kanclerz Aniela i premier Putin pozwolą. Państwa poważne doskonale wiedzą już, że z Polską, owym blisko czterdziestomilionowym „kondominium”, można zrobić wszystko i z jej zdaniem bynajmniej liczyć się nie potrzeba, tym bardziej, że i nawet USA nie potrzebują już „strategicznego sojusznika” do wy......nia, a tutejsi mężykowie stanu w lot odgadują życzenia swoich sąsiadów. Gorzka wypowiedź pana Klicha właśnie kolejny raz narodowi temu tę prawdę unaocznia – jakby przypominając stare powiedzenie, że „kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”....
To, co całej obecnej ekipie rządzącej spędza bowiem sen z powiek, to m.in. strach, że w kwestii katastrofy smoleńskiej mogłoby się okazać coś, co okazać się nie powinno – i coś z tym fantem by należało wówczas począć. Już widzę, jak polskie władze wypowiadają Rosji wojnę, Ministerstwo Obrony Narodowej ściąga z różnych afganistanów jedyne sprawne polskie wojska, chłopaki pożyczają jakąś łajbę od rybaków, najlepiej tych, którym Unia zabroniła łowić dorsza i dokonują nieoczekiwanej inwazji na Kaliningrad; z kolei NATO błyskawicznie przysyła, w ramach demonstracji siły, swoje posiłki - wartość takich międzynarodowych umów mogliśmy zaobserwować historii, również bardzo bliskiej, wiele razy. Jeżeli już ktoś miałby "pomóc" bronić polskich granic – zapewne uczyniłaby to Bundeswehra, by z bratnią pomocą stanąć mężnie na linii Wisły i tam już pozostać...

Tak czy owak – w obecnej sytuacji naszej „mocarstwowości” i wobec działań naszego rządu, nie powinny więc dziwić rosyjskie szantaże gazem, kuriozalne sytuacje, w których to organa Unii Europejskiej przedziwnym zrządzeniem losu stają przeciwko niekorzystnemu dla Polski kontraktowi; nie powinien też dziwić eksterytorialny korytarz w nowej wersji – gazrura pod Bałtykiem, kładziona w sam raz na takiej głębokości, żeby tankowce z paliwami nie mogły wpłynąć do polskiego gazoportu, gdyby jednak naszym mężykom stanu chciałoby się pomarzyć o niezależności energetycznej. Historia lubi się powtarzać, tak jak nieśmiertelny projekt Miteleuropy i strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie, którego pilnuje rząd Platformy Obywatelskiej, dokładając starań, by nic go nie zakłóciło – stąd i różne ciche i głośne syknięcia, mające przeciwdziałać zakłóceniom atmosfery polsko-rosyjskiego pojednania, ku któremu „podwaliny” położyła niespodziewana katastrofa, która przebiegła nadspodziewanie dobrze, czego nie można z pewnością powiedzieć o prowadzonym śledztwie.

Oczywiście historia nigdy nie powtarza się dosłownie i nie ma dziś potrzeby dokonywać aneksji terytorialnej, skoro podboju można dokonywać ekonomicznie, wyzyskując tubylczy i nieświadomy niczego ludek nad Wisłą – o ile tylko pozostawi się mu pozór godła, flagi - i da od czasu do czasu możliwość groźnego pokiwania paluszkiem różnym funkcjonariuszom ustawionym w charakterze mężyków stanu, by dla pozoru mogli się pochwalić, że udało im się coś tam wynegocjować, a przecież mogły się te negocjacje nie udać, bo kraje Unii Europejskiej mogły nie pozwolić na to, na co Polska mogłaby pozwolić sobie sama, gdyby była państwem suwerennym i do UE nie należała. Oczywiście, jakie władze, takie mocarstwo i Donald Premier i Prezydent Bronisław zapewne wkrótce będą mogli pochwalić się jakimś niezaprzeczalnym sukcesem o randze wynegocjowania okresu przejściowego dla dopuszczalnej zawartości tłuszczu w jogurcie light, bo nawet takie kwestie reguluje w Polsce Unia Europejska. Czy na negocjacje w tej sprawie prezydent Komorowski poleci drugim rządowym Tupolewem? Powinien to z pewnością uczynić, najlepiej wraz z całym swoim gabinetem i w towarzystwie premiera Tuska – latanie bowiem innym samolotem, mogłoby obrazić generał Anodinową, szefową MAK, co „ mogłoby się przełożyć na inne problemy o randze państwowej.”

W każdym razie – dziś nie trzeba już zajmować ziem, skoro można je przejąć w imię „prawa własności” pod hasłem powrotu „wypędzonych” na ich ziemie, o ile tylko „zapomni się” o wykluczających taką możliwość umowach międzynarodowych, a przecie takie manewry z zapominaniem już przećwiczono przy okazji katastrofy smoleńskiej. Ale zostawmy w spokoju Erikę Steinbach, która jedynie głośno mówi o tym, co niemieccy politycy szykują po cichu; podobne „zapomnienie” o międzynarodowych umowach pomoże w „oddawaniu” „mienia żydowskiego”, co jest tym łatwiejsze, że opinia międzynarodowa jest już odpowiednio wytresowana w temacie „polskiego antysemityzmu” i polskiej „współodpowiedzialności za holokaust”, bo po wydojeniu odszkodowań od Niemców trzeba znaleźć nowych do dojenia „winowajców” winnych II wojny światowej. Tym razem padło na Polskę, w czym z kolei utwierdza nas wszystkich swoimi publicznymi wypowiedziami i pani Steinbach, i premier Putin, którego Donald Premier, a i Prezydent Bronisław oraz podlegli im, przynajmniej formalnie funkcjonariusze, tak bardzo starają się nie urazić.

Polska jest dziś „bliską zagranicą” i niejeden dziś mężyk stanu pozazdrościwszy poklepywań po ramieniu Donalda Premiera przez przywódców państw poważnych, czyli Niemiec i Rosji, różnymi aktami strzelistymi wyklękuje sobie na grochu właśnie w ten sposób jakąś polisę bezpieczeństwa u tych, którzy rządzą naprawdę, na wypadek gdyby np. w przyszłorocznych wyborach Platforma Obywatelska jednak „zużyła się” społeczeństwu, wobec np. zapaści finansów publicznych, do której doprowadziła. Wydaje się bowiem, że na tę ewentualność nowy podział sceny politycznej już jest szykowany; rozkaz poszedł i z jednej strony możemy mieć skrzydło ugrupowania Palikota, z drugiej zaś „niezłomnych” mężyków PO spoglądających z odrazą na producenta wódek, którzy pełnić będą rolę „konstruktywnej prawicy”. A wszystko dlatego, że nie wiadomo, jak długo jeszcze będzie można fałszować finansowe, budżetowe statystyki poprzez kreatywną księgowość, mającą przykrywać zapaść; co nawiasem mówiąc stanowi taki europejski już trynd, odkąd Komisja Europejska dopiero co zaproponowała, by można było odliczać część kosztów reformy emerytalnej od deficytu sektora finansów publicznych, dzięki czemu uda się oddalić moment, w którym durni podatnicy zorientują się, że oddani zostali w pacht lichwiarskiej międzynarodówce, na którą jak wiadomo już dziś, pracować będą nasze wnuki.

Wracając do Edmunda Klicha – powiedział on z pewnością to, co wiedział. Są jednak też tacy, co to mówią i robią to, co mówić i robić muszą, a raczej co im się nakaże i patrząc chociażby na sposób prowadzenia śledztwa smoleńskiego i zachowywanie się naszych władz, nie sposób nie zauważyć, że co poniektórzy mężykowie stanu, nawet jeśli formalnie nie podpisywali żadnej „lojalki”, to przynajmniej widać, komu służą.
Nie brak też w obecnym rządzie takich, co stosowną lojalkę podpisali już dawno, lub figurują w jakichś tam rozmaitych archiwach w różnym charakterze, najczęściej „bez swojej wiedzy i zgody”, ,albo „pod przymusem”, lub też „dla dobra państwa”. Wyliczać nazwisk nie będę, media już o tym po wielokroć pisały. Nie inaczej jest i z „drugim garniturem” wysokich „funkcyjnych”, którzy mieli lustracyjne problemy, a nawet zdarzało się, że byli uznawani za kłamców lustracyjnych – stąd też i zrozumiała niechęć PO do „upolitycznionego”, „siejącego nienawiść” i „skłócającego Polaków” IPN. Cóż, nic nie gorszy tak jak prawda...
W każdym razie: w tym kontekście nie powinny dziwić nas takie zdarzenia, gdy z gabinetu Ministra Finansów Jacka Rostowskiego zaczynają dobiegać wrzaski, a następnie wychodzi z niego Leszek Balcerowicz z potłuczonymi okularami, z czego można wysnuć wniosek o wyjątkowej pozycji pana Rostowskiego u tych, którzy rządzą naprawdę, skoro nawet sam „guru ekonomii” może mu skoczyć; zapewne, gdy Platforma już się zużyje, pana Rostowskiego akurat nie powinna spotkać krzywda ze strony tych, co rządzą naprawdę, o co chyba dopiero zabiegać muszą, by zasłużyć się, inni mężykowie stanu.

„Żądamy spokojności wewnętrznej, trwałego z sąsiadami pokoju, bo szczęśliwości, bezpieczeństwa własności, nie zamieszania wojen szukamy” - słowa te to wbrew pozorom nie realizowana obecnie przez PO „deklaracja programowa”, tylko fragment aktu założenia Konfederacji Targowickiej. Ówcześni mężykowie stanu pisali wówczas także, pod adresem carycy Katarzyny, w sposób następujący: „Sprawiedliwość próśb naszych, świętość traktatów i sojuszów, które ją łączą z Rzczplitą, a nade wszystko wielkość jej duszy pewną nam dają nadzieję nieinteresownej, wspaniałej, jednym słowem, godnej jej dla nas pomocy. (...)”. Braniccy, Rzewuscy, Potoccy cieszyli się wówczas, że na nieszczęśliwy naród wejrzał „Bóg i Katarzyna”, chroniąc Ojczyznę przed „despotyzmem” który „osiadł na tron polski”. Potem, jak wiemy z historii, Rosja podpisała z Królestwem Prus traktat podziałowy, który oddawał Prusom zachodnią część Rzeczypospolitej. Potem „tej wielkiej monarchini (…) która ozdobą i chlubą wieku naszego będąc, wzgardzając podłą zazdrością i chytremi podstępy”, carycy Katarzynie, „Targowica” przestała już być potrzebna. Potem była jeszcze Insurekcja Kościuszkowska i większość przywódców Konfederacji Targowickiej zostało skazanych na śmierć i powieszonych. Nieco wcześniej jednak lud warszawski dokonał samosądów. Przed kościołem – nomen omen - Świętej Anny przy Krakowskim Przedmieściu straceni zostali nie tylko kasztelanowie, instygatorzy królewscy czy sądów kryminalnych, ale też i biskup wileński Ignacy Massalski, wywleczony z więzienia przez tłum.
Tak, historia lubi się powtarzać, choć nigdy dosłownie. Jak będzie tym razem, panowie? Jak będzie tym razem, panie Komorowski? Jak będzie tym razem, panie Tusk? Jak będzie tym razem, panie...

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 07:03:31
IP          : 54.225.1.66
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html