To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Felieton Mirosława Poświatowskiego    -   05/12/2010
Wieje wiosną ze wschodu...
Od czasu niespodziewanej katastrofy smoleńskiej, która przebiegła "nadspodziewanie dobrze", proces wiernopoddańczego „pojednania” polsko-rosyjskiego przybiera na sile – i to nie tylko na odcinku ofensywy kulturalnej (np. reaktywacja słynnego festiwalu piosenki...), czy symbolicznej (inicjatywa pomnika dla czerwonoarmistów wyzwalających nas od wschodu). Wprawdzie opinię publiczną biją po oczach już nie „nieścisłości”, ale wręcz przeczące prawom fizyki łgarstwa „śledczych” w sprawie smoleńskiej katastrofy, ale od czegóż to nie mamy „niezawisłej” prokuratury. Otwartym pozostaje pytanie, czy kiedy już dojdzie do zmiany władzy w Polsce (o ile służbom nie uda się zmiany tej kontrolować – jak dotąd udaje się to znakomicie) – a zmiana ta jest nieunikniona wobec faktu zniszczenia finansów publicznych, gigantycznego zadłużenia kraju przez obecny rząd i niebezpiecznego zawłaszczenia wszystkie sfer z mediami włącznie – czy przy okazji takiej zmiany władzy pan Prezydent i pan Premier zdążą uciec na jakieś unijne stanowiska, tudzież odnaleźć się jako doradcy w jakimś Gazpromie, jak to swego czasu uczynił kanclerz Niemiec, czy też podwinie się im noga? Nasi światli przywódcy uciekać zaś będą przed Trybunałem Stanu, no bo i czasy nie te, by musieli próbować uciec przed rozwścieczonym tłumem, jak to się przytrafiło paru oligarchom, a nawet hierarchom, po konfederacji targowickiej.

Ogloszenie

A skoro już o Targowicy mowa – dopiero co nasz Trybunał Konstytucyjny, przy powszechnym i wstydliwym milczeniu mediów wydał fundamentalny wyrok stwierdzający, że ratyfikowany przez Polskę Traktat z Lizbony jest zgodny z naszą Konstytucją. Grobową ciszę podczas ogłaszania tego wyroku przerwał tylko jakiś Rejtan, krzycząc „hańba”, za co zaraz został skwapliwie wyprowadzony z sali, by nie gorszyć panów sędziów, reprezentantów środowiska po dziś dzień tak naprawdę nie zlustrowanego. Z tej perspektywy może nieco dziwić zamiar PO, by znowelizować konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej, wpisując do niej zapis o Unii Europejskiej, skoro „nasz” Trybunał Konstytucyjny już klepnął, że wszystko jest „cycuś glancuś”, i to mimo iż już dziś nasi pleplementarzyści nie mogą uchwalić niczego, co nie byłoby zgodne z prawem unijnym. Zdziwienie to rozwiewa się jednak, gdy uświadomimy sobie, że po 2014 roku w UE wchodzi w życie większościowy sposób głosowania w Radzie Unii Europejskiej (kolejna niekorzystna zmiana dokona się w roku 2017), a zatem Polska może zostać przegłosowana wbrew swej woli i własnym interesom. Stąd też i potrzeba zabezpieczenia interesów UE, a raczej Niemiec, w naszej konstytucji jest bardzo paląca i odruchy Platformy w tym kierunku stają się bardziej zrozumiałe, zwłaszcza, że niemiecki trybunał miał inne zdanie w temacie traktatu niż polski i Niemcy są jedynym krajem, który nie musi się stosować do kolejnych unijnych wymysłów, jeśli nie spodobają się tamtejszemu parlamentowi. Zatem Niemcy, realizujący po dziesiątkach lat przerwy swój projekt strategicznego, niemiecko – rosyjskiego partnerstwa, mogą w „Brukseli”, przeforsowywać rozwiązania niekoniecznie korzystne dla nas, do których oni sami wcale stosować się nie muszą. Tak więc wszyscy sympatycy postępu, zwłaszcza „młodzi, wykształceni, z wielkich miast” - zamiarowi wpisania do naszej konstytucji wieczystej przyjaźni ze Związkiem Socjalistycznych... przepraszam: zapisu o Unii Europejskiej, powinni z entuzjazmem przyklasnąć.

Ale powróćmy jeszcze na chwilę do śledztwa smoleńskiego i tragedii, od której zaczęliśmy. Otóż, skala łgarstw w kwestii śledztwa musi wywoływać niebywałą biegunkę i strach u naszych umiłowanych przywódców, skoro fakt, iż poseł PiS Antoni Macierewicz oraz była niesympatyczna szefowa MSZ Anna Fotyga udali się do USA z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu katastrofy, spowodował skowyt rzecznika rządu Pawła Grasia, który nazwał to skandalem „ocierającym się o zdradę”. Wedle tej logiki zdradą niechybnie musiał być udział w międzynarodowej komisji pracującej w 1943 roku w Katyniu, dzięki której prawda o tej zbrodni ludobójstwa mogła ujrzeć światło dzienne. Potem uczestników tej pierwszej ekshumacji zwłok tropiło NKWD. „Niestety”, choć polska polityka dziś jakby cofała się w czasie, to jednak jeszcze nie ten etap i w zakresie tropienia, aresztowania, ewentualnie mordowania czy „wypadkowania” Macierewicza tudzież tych, co coś o całej sprawie wiedzą, rzecznik Graś póki co powinien zwrócić się o pomoc do czekisty Putina, który w tym zakresie ma i większą wiedzę, i większe możliwości, jakoż i potwierdzone mordami dokonanymi przez jego służby niezbędne doświadczenie. Pewne światło na te kwestie być może mogłoby zresztą rzucić zniknięcie szyfranta Zielonki, parę tajemniczych samobójstw i zgonów niedługo przed i niedługo po smoleńskiej tragedii, ale o tym może innym razem. W każdym razie: jeżeli zatem, jak twierdzi Graś, Macierewicz „ociera się o zdradę”, to chciałoby się zapytać, o co ociera się Graś, mówiąc to, co mówi oraz o co ocierał się gdy – o czym pisały ogólnopolskie media – jeszcze jako minister nadzorujący służby specjalne pracował w spółce niemieckiego biznesmena, Paula Roglera, który w dodatku za darmo wynajmował panu Grasiowi swoją willę (przez trzynaście lat) i opłacał rachunki.

Wracając do Katynia: jak było potem – wiemy – „prawdziwi patrioci” wespół z radzieckimi towarzyszami udowadniali, że zbrodnię popełnili Niemcy. A potem jeszcze jacyś „zdrajcy” z Kongresu Polonii Amerykańskiej doprowadzili do sytuacji, w której 22 grudnia 1952 roku komisja Senatu USA, badająca sprawę, rekomendowała rządowi przedstawienie jej Narodom Zjednoczonym oraz oskarżenie ZSRR przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze. W tym porównaniu pan Macierewicz jest więc w doborowym towarzystwie, zaś pan Graś i jego POlityczni pryncypałowie najwyraźniej sytuują się po stronie radzieckich „prawdziwych patriotów”. Całe szczęście dla nich, że „niezawisła” prokuratura w sprawie tragedii smoleńskiej próbuje ratować sprawę jak może, choć wszystko to nićmi jak liny okrętowe grubymi szyte, no i przyjmujemy właśnie oficjalną, rosyjską wersję, podaną do wierzenia zaraz po katastrofie, głoszącą już wtedy, że wszystkiemu winni byli polscy piloci, którzy jak sądzę najpewniej zginęli dlatego, że lądowali, zamiast odlecieć do Mandżurii... Ech, jak ta nasza historia potrafi się powtarzać.

Tak czy owak, po „niespodziewanej katastrofie smoleńskiej, która przebiegła nadspodziewanie dobrze”, naszemu „pojednaniu” z Rosją, które stało się naszą racją stanu, a po którym trzeba rozmasowywać kolana i pośladki, nic już nie zagraża, a odkąd prezydentem został Bronisław Komorowski, broniący niegdyś własną piersią WSI, również i konfidenci odetchnęli z ulgą. Także ci, którzy budowali taką jedną i taką drugą niezależną telewizornię. W nową – starą fazę weszły nawet stosunki z kościołem, o czym zaświadcza fakt przeniesienia księdza pułkownika Sławomira Żarskiego do rezerwy kadrowej, zaraz po „rozmowie dyscyplinującej”, którą odbył z księdzem Bronisław Komorowski, która to rozmowa z kolei była efektem gorszącego dla naszego prezydenta kazania. Na kazaniu owym ksiądz pułkownik musiał straszliwie zgorszyć Prezydenta Bronisława i możemy już tylko gdybać, czy gorszące było stwierdzenie głoszące iż „patriotyzm przestał być dziś w Polsce uważany za konieczny do egzystencji”, czy też może gorszące były słowa: „patriotyzm zastąpiono promowanym kosmopolityzmem, miejsce uczciwości zajęła nieuczciwość, prawdę zastąpiono kłamstwem i pomówieniem, ofiarność i poświęcenie – chciwością i pazernością, miłość nienawiścią”. No, takie kazanie w istocie mogło zgorszyć Bronisława Komorowskiego, oburzonego, że ksiądz pułkownik stwierdza fakt, iż obecna Polska zbudowana jest na antywartościach. Nawiasem mówiąc podobne słowa wygłosił kilka lat temu pastor J. Wright podczas otwarcia stanowej sesji ustawodawczej w Kansas: „Ojcze Niebieski, stajemy dziś przed Tobą prosząc o przebaczenie i szukając Twego przewodnictwa. Znamy Twoje słowa, które mówią: „Biada tym, którzy zło nazywają dobrem”, a właśnie to popełniliśmy. Straciliśmy równowagę duchową i obaliliśmy nasze wartości. Wyznajemy, że: ośmieszyliśmy absolutną prawdę Twojego Syna — i nazwaliśmy to pluralizmem; popieraliśmy perwersję — i nazwaliśmy to alternatywnym stylem życia; premiowaliśmy lenistwo — nazywając to opieką społeczną; mordowaliśmy nienarodzone dzieci — nazywając to wyborem; zaniedbaliśmy dyscyplinę naszych dzieci — i nazwaliśmy to rozwijaniem ambicji oraz poczucia własnej godności; skaziliśmy powietrze bezbożnością i pornografią — nazywając to swobodą wypowiedzi; szydzimy z uświęconych wiekami wartości przodków — i nazywamy to oświeceniem, postępem tudzież nowoczesnym stylem życia”. Jedyna różnica między jednym a drugim kazaniem polegała na tym, że w USA część „zgorszonych” i rozwścieczonych tymi słowy ustawodawców wyszła z sali, tu zaś prezydent Komorowski zdecydował się ze świątyni nie wychodzić - „usunięty” został za to „gorszyciel” ksiądz, przeniesiony za karę do rezerwy kadrowej. Cóż, co kraj to obyczaj. Być może wkrótce Bronisław Komorowski, wzorem chińskiego rządu, mianować będzie biskupów, może nawet niekoniecznie wbrew Watykanowi czy Konferencji Episkopatu Polski, skoro wśród naszych purpuratów nie brak TW. Takie towarzystwo, okraszone osobą generała Wojciecha Jaruzelskiego, naszego prezydenta Bronisława Komorowskiego, miłośnika WSI nie powinno już gorszyć.

Tymczasem w chwili, w której piszę te słowa, trwają gorączkowe przygotowania do poniedziałkowej papieskiej wizyty prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, wizyty przygotowywanej na pewno zupełnie inaczej, niż kwietniowa wizyta jakiegoś tam prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego, paru generałów i zgrai innych funkcjonariuszy państwa, które w ostatnich latach zaczęło wymachiwać szabelką, zbaczając niebezpiecznie z właściwej drogi, którą obrały dla niego 21 lat temu okrągłostołowe, o wiele tęższe głowy.
Przygotowania do tej wizyty coraz bardziej przypominają wizytacje drogich towarzyszy sekretarzy z ZSRR. Przy czym sądzić tak można nie tylko po bezcennych konsultacjach przeprowadzonych z generałem Wojciechem Jaruzelskim, zaproszonym na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, o czym już pisałem, jak i po fakcie, iż Bronisław Komorowski był przeciwny likwidacji WSI, post-radzieckiej ekspozytury obcych służb w naszym kraju, co zresztą spotkało się z należytym uznaniem ze strony szkolonego przez GRU w Moskwie, byłego szefa WSI generała Marka Dukaczewskiego, który swego czasu rzekł, iż „otworzy szampana” gdy Komorowski wygra wybory prezydenckie.

Skoro już sobie te różne sprawy tak symbolicznie wyjaśniliśmy, warto zaznaczyć, iż charakter papieskiej wizyty prezydenta Rosji, tak intensywnie celebrowanej przez polityków PO i „niezależne” media, objawia nam również stan euforii Bronisława Komorowskiego, u którego, jak zawsze, z obfitości serca usta mówią. „Rozpoczął się bardzo ważny proces, to będzie długa droga, ale ruszamy w nią mając za plecami Unię Europejską i NATO” - zagrzmiał nasz prezydent. Cóż, my Polacy mamy za sobą takich „długich dróg” wiele, począwszy od planów sześcioletnich, wiodących ku „drugiej Japonii”, „dziesiątej potędze gospodarczej świata” czy „drugiej Irlandii”, skończywszy na drogach znaczonych trupami wiodącymi aż na Sybir. Przy czym o ile niekoniecznie za plecami mamy UE i NATO, o czym zaświadcza kierunek przemian w tych organach, jak też i nasze doświadczenia wyniesione z wybuchu II wojny światowej w zakresie zachodniej pomocy, o tyle rzeczywiście coś za plecami mamy, coś takiego, co każe nam – a już na pewno Bronisławowi Komorowskiemu i wszystkim „chłopcom z ferajny” - z okrzykiem „ura” w tą długą drogę dokądś tam na oślep co sił pędzić. Co to będzie za droga? To również objawia nam pan prezydent: „Idziemy w trudny marsz, będzie trzeba mieć odwagę maszerować, maszerować do współpracy polsko-rosyjskiej”. No i proszę, miałem rację z tym „ura”. Szkoda tylko, że dziennikarze nie zapytali o „wyrzeczenia” oraz „ofiary” jakie jeszcze trzeba będzie na ofiarę całopalną przy okazji tego marszu ponieść. Bo że będzie to marsz ku świetlanej przyszłości polsko-rosyjskiego braterstwa, owej fundamentalnej racji stanu, to nie mamy już wątpliwości. Nie mam też wątpliwości, że w marszu tym „odwaga” do tego maszerowania będzie niezmiernie potrzebna, o ile tylko uznamy, że słowo „odwaga” jest eufemistycznym określeniem na przeciwieństwo tych wszystkich stwierdzeń i wartości, które tak bardzo „naszego” prezydenta w kazaniu księdza pułkownika Sławomira Żarskiego zgorszyły. Ale prezydent Komorowski na tym nie poprzestaje. Prezydent zauważa otwarcie się Rosji na „tendencje, które zbudowały polski sukces”. No bardzo to ładnie, że Rosja otwiera się na nasz sukces. Niech będzie, tylko co też ta Rosja ma zamiar z tym sukcesem zrobić? Również i tu w kolejnym wypowiedzianym publicznie zdaniu Bronisław Komorowski udziela nam odpowiedzi na to pytanie - w całym tym polsko-rosyjskim kontekście oceniając, iż „jest obecnie szansa „na zagospodarowanie sukcesu Polski”,” który jest „ewidentny”. O słowo ewidentny się spierał nie będę, nie wiem też na czym polega zdaniem prezydenta nasz sukces, faktem jest natomiast, że czymkolwiek by nie był, po wizycie Miedwiediewa zostanie on „zagospodarowany” przez Rosję, która na ten sukces „się otwiera”. Poza tym z innych jeszcze słów B. Komorowskiego można wysnuć wniosek, że takie „zwrócenie się” ku matuszce Rosiji „umacnia pozycję naszego kraju w NATO i UE”. Skoro tak i skoro mamy do czynienia z umocnieniem przez osłabienie, no to chyba naszemu prezydentowi rozmagnesowała się busola i naczelnemu sternikowi Polski o sto osiemdziesiąt stopni pomyliły się kierunki. Ponieważ zaś nie ma szans na to, żeby odciągnąć sternika od koła sterowego zamykając gdzieś pod pokładem i ponieważ w całej tej sytuacji jesteśmy tylko majtkami mogącymi się bezczynnie przyglądać, jak oszalały sternik – kapitan wiedzie okręt ku zagładzie – no to przynajmniej dzięki ostatnim wydarzeniom i wypowiedziom prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, w przerwach między szorowaniem pokładu a uroczystym machaniem chorągiewkami w geście kieszonkowej mocarstwowości – możemy choć czasem unieść głowę by popatrzeć na przybliżającą się coraz bardziej morską kipiel.

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 08:23:41
IP          : 3.239.214.173
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html