To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Felieton Mirosława Poświatowskiego    -   19/8/2011
Lepperiada
Ajajajaj, ileż to radochy człowiekowi sprawia obserwowanie obiektywizmu „wolnych mediów” w „wolnej” Polsce! Ostatnio bacznych obserwatorów tego medialnego lupanarium udelektowano informacjami związanymi ze śmiercią Andrzeja Leppera. Najsampierw gruchnęła wieść, że na jego telewizorze zatrzymał się obraz. Trzeba wykazać się odrobiną cierpliwości i inwencji, by dowiedzieć się z Internetu, jaki to był obraz, albowiem większość mediów i „śledczych” dziennikarzy starannie tę informację pomija. Na ekranie tym widniał bowiem Donald Tusk. Gdyby widniał tam Jarosław Kaczyński – aaa, to co innego, nie byłoby końca spekulacjom, jakież to przesłanie Andrzej Lepper chciał nam pozostawić; „Gadzina Wyrodna” zamieściłaby typowe dla siebie paszkwilanckie teksty pełne insynuacji, wzmocnionych dociekaniami „ekspertów”, z ekranów trysnąłby jadem Niesiołowski Stefan i dowiedzielibyśmy się, kto to też ma „krew na rękach”. Jednak prawdziwie satyryczny wydźwięk mają dopiero zdjęcia, zamieszczone na portalach jako ilustracja do wiadomości o zatrzymanym „obrazie”. Na większości z nich, w tym m.in. na stronach programu pierwszego Polskiego Radia, widzimy, nie wiedzieć czemu, jedynie lewą połowę zatrzymanego kadru. Tymczasem Donald Tusk widnieje na połowie prawej...

Ogloszenie

Lepperiada, czyli ”błąd pilota”
...Prawdziwie satyryczny wydźwięk mają dopiero zdjęcia, zamieszczone na portalach jako ilustracja do wiadomości o zatrzymanym „obrazie”. Na większości z nich, w tym m.in. na stronach programu pierwszego Polskiego Radia, widzimy, nie wiedzieć czemu, jedynie lewą połowę zatrzymanego kadru. Tymczasem Donald Tusk widnieje na połowie prawej... Kiedy się o tym wie, taka ostentacja ze strony żarliwych w swym obiektywiźmie mediów, podjęta celem ocenzurowania zdjęcia, musi budzić pusty śmiech, potwierdzając zasadę, że najważniejsze jest to, czego nie widać. Analizując, które redakcje nie podały (lub przestały podawać) informację o obrazie Donalda Tuska w pokoju denata oraz które (bardzo nieliczne) zdecydowały się zamieścić zdjęcie całego kadru, uzyskujemy „obraz” skali medialnej degenery; możemy wręcz uzyskać w ten sposób zwrotną informację na temat tego, w których to mediach zawiodła koordynacja „służb”, tudzież które to spośród nich nie posiadają jeszcze swojego „oficera prowadzącego”, lub też w których „redaktor” odpowiedzialny za cenzurę, przebywał akurat na urlopie.
No, ale mleko się rozlało i coś trzeba było z tym zrobić. Sytuację częściowo uratowała na szczęście wiadomość, że był to „błąd pilota” - to znaczy, pardon, jakiego znowu pilota, po prostu oprócz Andrzej Leppera, powiesił się również dekoder. Nawiasem mówiąc od czasów tragedii smoleńskiej, wyrażenie „błąd pilota” wpisało się już do annałów polskich powiedzonek, oscylując bliskoznacznie wokół starszego powiedzonka „Kowal zawinił, Cygana powiesili”. Po powieszeniu Cygana – pardon, jakiego znowu Cygana, oczywiście po powieszeniu „się” Andrzeja Leppera, „błąd pilota” nabrał jeszcze dodatkowego wyrazu, ironicznie odmieniany na różne sposoby przez tych publicystów, co to stronią od pańskiego żłobu. Żeby nie było wątpliwości, ustalono też ponad wszelką wątpliwość, że A. Lepper zawisł w nieco innym momencie, niż sam dekoder, co przy okazji potwierdziło niechcący i tę zasadę, że ostatnio w Polsce kluczowi świadkowie wieszają się równie często, jak dekodery telewizji cyfrowej, przynajmniej jeśli chodzi o Polsat. Jednak, jako rzekłem, mleko się rozlało i wredni niezależni publicyści, których jeszcze nie udało się przymknąć – i to mimo pokazowych procesów w których za wyrażenie opinii skazuje się poetów (Rymkiewicz) – jęli sypać piach w tryby dobrze naoliwionej maszyny, na przekór twardym ustaleniom niezależnej Prokuratury dywagując, że ów zatrzymany kadr z Donaldem Tuskiem w tle, tak pięknie ocenzurowany przez media, to jednak swoisty „list pożegnalny” Andrzeja Leppera. Ja pozwolę sobie na inną dywagację – teoretycznie uzasadnioną nawet w sytuacji, w której dekoder powiesił się później niż sam Lepper: otóż być może ów swoisty „list pożegnalny” bynajmniej nie pozostawiony został przez lidera Samoobrony, ale przez kogoś innego? Czy odpowiedź na pytanie, do kogo był adresowany, kryje się w ocenzurowanym fragmencie kadru? Czy stanowi swoiste ostrzeżenie dla tych, którzy – jak pisze S. Michalkiewicz „sprawują zewnętrzne znamiona władzy w Polsce”, by pamiętali przed wyborami, skąd im wyrastają nogi?

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że po „błędzie pilota”, czyli po tragedii smoleńskiej, a raczej po towarzyszącemu jej „śledztwu”, przytomnie rozumujący ludzie w samobójstwo Leppera nie uwierzą, nawet gdyby ustalenia prowadzącej śledztwo Prokuratury były w tym akurat przypadku prawdziwe. Taka jest bowiem dziś miara społecznego zaufania Polaków do „bezmiaru (nie)sprawiedliwości” w republice bananowej, którą stała się Polska. Taka niewiara jest tym bardziej uzasadniona, że zwykle nie popełnia samobójstwa „fighter”, który z wieloma kłopotami już się zmagał; nie czyni tego twardy człowiek, który walczy o życie chorego dziecka, snuje plany i na kilka dni do przodu umawia się z różnymi ludźmi. Człowiek, który jak się okazuje, w ostatnim czasie obawiał się o swoje życie. Pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że pod koniec czerwca tego roku samobójstwo popełnił także doradca A. Leppera, Wiesław Podgórski...
A swoją drogą ciekawe, czy zanim rozpoczynająca się kampania wyborcza się zakończy, kampania w której dla niektórych środowisk odpowiedni wynik to nie tylko „być albo nie być” polityczne, ale wręcz kryminalne – czy zobaczymy jeszcze jakieś inne „błędy pilota”, „wypadki”, „katastrofy”, zniknięcia i czy znów ktoś lub coś się „zawiesi”? I czy w razie czego, przycisk „uchod” zadziała? Tak czy owak, będziemy mieli nie lada igrzyska i doskonałą okazję obserwacji tego, jak służby specjalne przechodzą na ręczne sterowanie; jako że sytuacja jest potencjalnie groźna, następuje pełna mobilizacja i zwłaszcza na odcinku mediów warto poobserwować sobie, kto, gdzie i jak bardzo na zadaną melodię pląsa.

Koziołek Matołek a sprawa polska
Tymczasem okazało się, że choć Donald Premier tak lubi zagrać sobie w „gałę”, to jednak jego sympatia do piłki nożnej jakoś nie chce się przekładać na sympatię kibiców. Platforma zabezpiecza więc sobie tyły – to znaczy, pardon, jaka znowu Platforma; chciałem oczywiście powiedzieć że funkcjonariusze, co to stoją na straży... i tak dalej. Skoro kibice (pardon, jacy znowu kibice: kibole) dali najwyraźniej obecnej ekipie „stadionowy zakaz”, żartując sobie z Koziołka Matołka i różnych takich, organy ścigania i niezawisły wymiar sprawiedliwości wypowiedział wojnę kibicom. Kolejnym aktem tej wojny była pokazówka w postaci aresztowania Piotra Staruchowicza, autora hasła „Donald matole, twój rząd obalą kibole”. Aresztowano go gdy wracał z obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego, w których wzięły udział tysiące kibiców Legii. „Kibole” zawiedli jednak oczekiwania „Tego, Którego Imienia w Tym Kontekście Wymieniać Nie Wolno” - i nie doszło do rozruchów, które tak pięknie posłużyłyby do uzasadnienia poważniejszych represji wobec „kiboli”, stanowiących dla władzy wielkie zagrożenie, albowiem są oni władzy tej nieprzychylni i o zgrozo – zorganizowani. Aresztowanie nastąpiło wskutek doniesienia kibica „K”; „Staruchowi” postawiono zarzut rozboju, bo postawienie zarzutu udziału w bójce, nie pozwalałoby przymknąć go na trzy miechy. Jak podały niezależne media, aresztowany kibic został po zatrzymaniu pobity przez policjantów. Żeby było ciekawiej (za: Fronda.pl), składający doniesienie kibic „K” może mieć związek z głośną sprawą pobicia przez „antyfaszystów” pasażerów pociągu relacji Bydgoszcz – Białystok jadących do Warszawy na Marsz Niepodległości 11 listopada 2010. W tym wypadku z informacji wynika, że prokuratura zrobiła wiele, by nie ustalić sprawców, mimo iż pozostawili oni swoje wpisy w sieci. Jeden z nich wydaje się wskazywać właśnie na „K”... Suma sumarum – i nie jest to mój wniosek – wiele wskazuje na to, że ów „K” może być konfidentem Policji, w której ktoś dostał „polityczne” zadanie unieszkodliwienia kibiców za wszelką cenę. „Kibole” bowiem, jak pokazała praktyka ostatnich miesięcy, najbardziej zagrażają nie nam, a obecnej władzy. Niepokojący jest zatem ten powrót do standardów rodem z PRL, lub może – sięgając w głąb historii – do prowokacji uprawianych przez carską „Ochranę”.
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od stadionowych transparentów wymierzonych w Adama Michnika i jego środowisko – i od „Koziołka Matołka”, od którego na wszelki wypadek, w tych niebezpiecznych czasach, władze Pacanowa powinny się stanowczo odciąć, najlepiej takim odcięciem, jakim odcina się wisielca...

Kto pyta, ten błądzi
Zaiste, czasy są niebezpieczne: można zostać na przykład otoczonym przez oficerów BOR za próbę zadania pytania Bronisławowi Komorowskiemu podczas spotkania z sympatykami. Przekonał się o tym w Bielsku Białej Rajmund Pollak, były radny Sejmiku Województwa Śląskiego. Program spotkania nie przewidywał możliwości zadawania pytań (no bo po co, pytania są niebezpieczne, zwłaszcza jeśli nie ma się mądrych odpowiedzi). Zadanie pytania prezydentowi RP na spotkaniu z wyborcami stanowi jak widać zagrożenie dla Rządu, stąd też i interwencja Biura Ochrony Rządu. Zapewne kolejne spotkania, w zakresie „pytaczy”, będą już odpowiednio wyreżyserowane. W otoczeniu B. Komorowskiego zapewne nie brak ludzi, którzy zgodnie z zapowiedzią, po poprzednim zwycięstwie PO „otworzyły szampana” (WSI) i którzy jeszcze z PRL pamiętają, jak się takie rzeczy robi...

”Księża patrioci”: reaktywacja
Tak tedy gdy jedni milczą, a drudzy za dużo mówią. Także na odcinku frontu ideologicznego – to znaczy jakiego tam znowu ideologicznego, chodzi po prostu o reaktywację postępowych „księży patriotów”, jak nazywało się w głębokim PRL kapłanów, którzy szli na współpracę z reżimem i potrafili w odpowiednim momencie „odciąć się” od księży reprezentujących wrogie siły ciemności, by postępowi katolicy mogli publikować głosy potępienia na podobieństwo płomiennych artykułów Tadeusza Mazowieckiego, gdy potępiał piórem, torturowanego biskupa Kaczmarka.
Ale do rzeczy: znakomita koordynacja działań, porównywalna chyba tylko z tą zaistniałą w mediach w przypadku Andrzeja Leppera i innych „błędów pilota” zaistniała w przypadku księdza Natanka, którego kazania najwyraźniej tak mocno uwierały i polityków Platformy Obywatelskiej, i polityka Platformy Obywatelskiej – to znaczy, pardon, jakiego tam polityka, tylko kardynała Dziwisza. Ledwie ksiądz Natanek zlekceważył suspensę nałożoną nań przez kardynała (co jest jednak karygodnym nieposłuszeństwem), a zaraz okazało się, jak pisze S. Michalkiewicz, że ”jego „pustelnia” w Grzechyni jest samowolą budowlaną, że obozy, jakie pod pretekstem gospodarstwa agroturystycznego przewielebny ksiądz Natanek tam urządzał, nie mają pozwoleń sanepidu i straży pożarnej, no i wreszcie - że działalność przewielebnego ks. Natanka sponsorowana jest przez „nacjonalistyczną” organizację polonijną (...)”. Taka koordynacja wszystkich służb musi zaiste dziwić podziw, w tym swoistym sojuszu tronu z ołtarzem zabrakło tylko antyterrorystów, których uwiecznić mogłaby TVN48, czy też uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy Urzędu Kontroli Skarbowej i Izby Celnej, jak to się stało niedawno na „Warmińskiej Uczcie Pierogowej” (patrz: wpolityce.pl), na którą to ucztę służby owe w pełnym rynsztunku zrobiły nalot, nie bacząc na dostojne grono marszałka Senatu, województwa itp., którzy w tę śmiałą akcję nie zostali wtajemniczeni. Pod obecnymi rządami doprawdy niedługo strach będzie zorganizować „Dożynki”. Póki co jednak napawajmy się siłą organów naszego państwa, w którym najwyraźniej tak wielki wpływ na treść niezatwierdzonych przez politpoprawną jaczejkę kazań, mają służby w rodzaju sanepidu czy straży pożarnej.

W szponach „polityki miłości”
Niebezpieczna jest zatem wszelka krytyka pod adresem zaplecza obecnego rządu, zwłaszcza gdy są to takie klejnoty rodowe jak „Gazeta Wyborcza”. Tym razem skazany został profesor J. M. Rymkiewicz, za jakże prawdziwe stwierdzenie – opinię, głoszącą że „redaktorzy tej gazety nienawidzą Polski i chrześcijaństwa jako duchowi spadkobiercy Komunistycznej Partii Polski”. Przed wydaniem wyroku sąd pozwolił na publiczne poniżenie poety, kiedy to adwokat „GW” w iście ubeckim stylu dopytywał się o jego pochodzenie. Takich „pokazówek” w których wymiar sprawiedliwości występuje w roli cenzora, gwałcąc wolność słowa w Polsce - jest coraz więcej. Zaś „Koziołek Matołek” i inne tego rodzaju przykłady pokazują, że niebezpieczna jest również satyra. Panu Górskiemu z Kabaretu Moralnego Niepokoju w naszej telewizorni publicznej w pewnym momencie nakazano przedkładać scenariusze jego skeczy – rzecz jasna tych będących parodią „posiedzeń rządu”. Pyszny jest zwłaszcza ten, w którym „rząd” dochodzi do wniosku, że przed wyborami, wobec braku realnych osiągnięć, pozostaje tylko znów „straszyć PiS-em”. „Kiedy PiS dojdzie do władzy, Saska Kępa zmieni nazwę na Beata Kempa...” - brzmi fragment skeczu.
Jest coś w tym wszystkim na rzeczy, bo PO pozostaje już tylko sięgnąć po ten sprawdzony repertuar straszenia PiS-em – w ramach „walki z mową nienawiści”, ziać mową nienawiści i strachu, nazywaną nie wiedzieć czemu „polityką miłości”, bo dziś w Polsce nic nie jest tym, czym być się wydaje, a każde pojęcie staje się swoją odwrotnością. Platforma, choć oficjalnie otrzymująca wysokie notowania, rozpaczliwie sięga też po sojuszników od sasa do lasa – a to szukając ich w środowiskach homoseksualnych, a to w Ruchu Autonomii Śląska, wszędzie tam, gdzie nie uczyniłby tego normalny Polak. Dlatego boję się tych wyborów i ja, bo wojna z Polakami toczy się dziś na wielu frontach, nie tylko na froncie propagandowym; biorąc dodatkowo pod uwagę stan finansów państwa i zadłużanie przyszłych pokoleń, jest to wojna z własnymi obywatelami, nawet jeśli są to – także byli – wyborcy PO. Dlatego pytam się sam siebie – nim te wybory się skończą, czy ktoś się powiesi? Zginie w wypadku? Zostanie zastrzelony w biurze poselskim PiS lub innym? Będą zapadały kolejne wyroki na publicystów i satyryków? Pod pretekstem, dajmy na to, „antysemityzmu”, zamykane będą internetowe portale? Czy może wystarczą odpowiednio przeszkoleni wewnętrzni cenzorzy? Albo naciski na reklamodawców? Czy „GW” już całkiem formalnie stanie się „Ministerstwem Prawdy”, wyręczając wymiar sprawiedliwości, by wyroki zapadały szybciej? Jakie pojawią się prowokacje? Czy poseł Raś, z pomocą brata księdza Rasia i błogosławieństwem kardynała Dziwisza posunie się dalej, niż wówczas, gdy rozsyłał listy do proboszczów, zaś kardynał organizował rekolekcje tylko dla parlamentarzystów PO? Czym podczas tej kampanii będą karmić nas media? Z pewnością wszystko toczyć się będzie coraz bardziej nerwowo i ostrzej. Biorąc zaś pod uwagę fakt, iż już teraz mamy do czynienia z sytuacjami takimi, jak z „ocenzurowanym” zdjęciem telewizora w pokoju Leppera – z pewnością będzie i straszno, i śmieszno...

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 11:35:00
IP          : 54.84.65.73
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html