Felieton Mirosława Poświatowskiego
”Ojojoj, ale się porobiło! Władzuchna znów nam chce przychylić nieba, zgodnie z odwieczną zasadą „chleba i igrzysk”. Wprawdzie z tym chlebem to tak nie do końca, bo choć go niestrudzenie od lat obiecują, to jednak odbierają, choćby podatkami i zadłużaniem przyszłych pokoleń, ale przynajmniej będziemy mieli igrzyska, czyli wybory parlamentarne. W wyborach, jak wiadomo, zwłaszcza w polskich warunkach, gdzie scena polityczna jest skutecznie zabetonowana od 1989 roku, a parlamentarzyści po ratyfikacji Traktatu z Lizbony mogą głównie zajmować się tylko przekładaniem unijnych dyrektyw na polski – zmagania między poszczególnymi mafiami, poza systematycznym ograniczaniem wolności słowa ze strony wiadomej, dotyczą już tylko obietnic, czyli obiecanek – cacanek: kto kogo na tym odcinku przelicytuje? Przy czym w zakresie deklaratywnego przychylania nam nieba, im obietnica głupsza, ale zachowująca pozór mądrości i realności, albo im bardziej ogólna – tym lepsza, co przy okazji uświadamia nam, kim jesteśmy wybierając różnych miglanców do Pleplementu – czyniąc to oczywiście na obraz i podobieństwo swoje. Cóż, mamy więc to, na co zasługujemy, ale co robić, gdy tak przydatne w ekonomicznym i każdym innym myśleniu matematyka i logika nie są w państwowych systemach edukacyjnych w cenie, a życie publiczne odarte zostało z resztek przyzwoitości?” - pisze w najnowszym felietonie Mirosław Poświatowski. W tekście czytamy także m.in. o lokalnych przedwyborczych skandalach i politycznych procesach sądowych, „prewencyjnej cenzurze” Ministra Skarbu oraz o „cudach nad urną”, uprawianych przez Państwową Komisję Wyborczą jeszcze przed rozpoczęciem wyborów.