To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: TEMI
  
   Coraz więcej pytań wokół śmierci strażaków   -   27/10/2004
Do tragedii, która wydarzyła się w nocy z 12 na 13 października na Górze św. Marcina - śmierci dwóch strażaków, biorących udział w gaszeniu restauracji „Podzamcze” - wrócił kilka dni temu Mirosław Poświatowski na łamach "TEMI" w artykule "Druga rota nie wróciła". Jak wykazała sekcja zwłok to nie przygniecenie płonącym dachem, ale zaczadzenie było przyczyną tej tragedii. Obaj strażacy mieli jednak ze sobą tlenowe maski, dlaczego ich nie założyli? Czy dowodzący akcją w ogóle wiedział, że jego podwładni weszli do budynku? Wokół tej tragedii mnoży się coraz więcej pytań..

Ogloszenie

To miała być zwykła akcja…

W nocy, z wtorku na środę (12/13 października), w restauracji „Podzamcze” wybuchł pożar. Była godzina 23.41, gdy u dyżurnego tarnowskiej straży pożarnej odezwał się telefon – dzwonili pracownicy restauracji, którzy sprzątając zamknięty już lokal usłyszeli podejrzane trzaski i zauważyli dym wydobywający się z kominka. Kiedy jedenaście minut później strażacy dotarli na miejsce, płonął już cały dach. Dowodzący akcją zdecydował o wezwaniu posiłków – siły dziewięcioosobowej ekipy (dwa samochody) okazały się zbyt małe. Potrzebny był też podnośnik, by móc prowadzić akcję gaśniczą także z góry. Jednocześnie grupa strażaków wyposażona w odpowiedni sprzęt – ubrania ochronne, maski tlenowe i sygnalizator bezruchu - weszła do środka budynku. Przed godziną 1 dowódca, z uwagi na niebezpieczeństwo, nakazał opuszczenie restauracji. Wkrótce potem zawalił się płonący dach. Ze środka nie wyszło dwóch strażaków...

Mnożą się pytania…

Najpierw mówiło się, iż obaj mężczyźni leżeli w płonącej restauracji przez kilka godzin, przywaleni oberwanymi belkami. Wkrótce potem okazało się, że brak jest potwierdzających taką tezę obrażeń zewnętrznych i wewnętrznych – sekcja zwłok jako przyczynę śmierci wykazała zatrucie tlenkiem węgla. Jednak nie powinno do niego dojść, ponieważ obaj strażacy wyposażeni byli w odpowiedni sprzęt. Tymczasem stwierdzono, że maski tlenowe nie były założone, a obu mężczyzn od życia dzielił tylko jeden krok... Jest też inna wersja, nieoficjalna. Wśród strażaków mówi się, że obydwaj nieżyjący strażacy byli jednak w maskach, ponoć gdy ich znaleziono po kilku godzinach, widać było maski, które wskutek wysokiej temperatury wtopiły się w twarze. Jaka jest prawda…? Która wersja jest prawdziwa…?
Co im przeszkodziło w dotarciu do tylnych drzwi wejściowych, przy których ich znaleziono? Nieoficjalnie mówi się, jakoby ułożenie ciała starszego strażaka wskazywało na fakt, iż starał się młodszego wyciągnąć. Dziwi też, iż mimo „banalnego” w porównaniu z innymi pożaru, do strażaków dotarto dopiero po paru godzinach, o godzinie 3.30. Rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej Piotr Szpunar tłumaczy to ekstremalnymi warunkami nocnymi, dużym zadymieniem i faktem, iż przeszukać trzeba było aż 300 metrów kwadratowych powierzchni. –Zawalenie się dachu spowodowało nagły napływ tlenu i wzmożenie się ognia – mówi. – Trudno było dotrzeć, trudno zlokalizować położenie kolegów.
Sprawę bada prokuratura, trwają przesłuchania, przeglądane są dokumenty. Być może trochę światła na fakty rzucą te ostatnie – w końcu dokładny czas wejścia strażaka do płonącego budynku i jego opuszczenie powinny zostać odnotowane. Podobnie jak liczba osób, które weszły. Piszę o tym dlatego, iż wśród osób związanych z pożarnictwem dywaguje się, że obaj mężczyźni nie powinni się w restauracji w ogóle znaleźć. Ponoć wchodzić oni mieli w skład tzw. „drugiej roty”, czyli ekipy, która podczas akcji nie zajmuje się gaszeniem, ale zabezpieczeniem w wodę, w zasilanie. Tymczasem opowiada się o usłyszanych w eterze słowach „druga rota nie wróciła”. Jeżeli tak było w istocie, to po co tam poszli? Dlaczego nie zostali na swoich stanowiskach? Mówi się także o przesłankach wskazujący na fakt, iż dowódca akcji w ogóle nie wiedział, że dwaj jego podwładni weszli do płonącego obiektu! I że weszli tam „od drugiej strony”, niezależnie od swoich kolegów. Tłumaczyłoby to fakt, iż tak długo trwało ich ratowanie.
Rzecznik prokuratury Bożena Owsiak w rozmowie telefonicznej z TEMI stwierdziła (w końcu ubiegłego tygodnia), iż dowodzący akcją zauważył brak dwóch osób po kilkudziesięciu minutach! A dowódca jest w stanie w takiej sytuacji ogarnąć i kontrolować jedynie tych, którzy biorą bezpośredni udział w akcji, którzy na jego wyraźne polecenie wchodzą do budynku, nie zaś tych, którzy mieli pozostać w oddaleniu i „zabezpieczać”!
Różnie jest także podawana liczba osób biorących udział w akcji – rzecznik straży mówił o dziewięciu, a w prokuraturze usłyszałem: „dwa wozy i dwunastu strażaków”... – W dokumentach można wpisać różne rzeczy – mówi pragnący zachować anonimowość, emerytowany strażak. – Papier papierem, życie życiem. Problemy zaczynają się wtedy, gdy zdarzy się wypadek.

Ratować mienie czy życie

W Tarnowie huczy od plotek, mnożą się kolejne pytania i wersje przebiegu zdarzenia. Na pewno faktem jest, iż akcje gaśniczą prowadzi się także wewnątrz płonącego budynku. W polskich warunkach strażak ryzykuje zdrowiem, życiem, nie tylko w sytuacji zagrożenia życia człowieka; on stara się także uratować mienie. Tak było i w tym wypadku – udało się ocalić niemal całe wyposażenie. – Wiadomo, jest bieda, ludzie się nie ubezpieczają, więc jak komuś płonie domostwo, to człowiek stara się mu uratować jak najwięcej – mówi Stanisław Jachimek, komendant Zakładowej Straży Pożarnej w Zakładach Azotowych, do niedawna szef jednego z tragicznie zmarłych strażaków. – Co innego, gdyby ubezpieczyciele w naszym kraju działali normalnie, wtedy strażak miałby ten komfort psychiczny, że nieszczęśliwy człowiek dostanie chociaż pieniądze. Inaczej wygląda to na Zachodzie – tam zadaniem jest po prostu ugaszenie ognia, zapobieżenie jego dalszemu rozprzestrzenianiu, a nie ratowanie mienia. S. Jachimek ciągle nie może uwierzyć, że zginęli strażacy, w tym jego niedawno podwładny. - To był chłopak nietuzinkowy, doświadczony; był dobrym sportowcem, grał w piłkę, podjął naukę na wyższych studiach….

Śmierć wpisana w zawód

Wszystkie okoliczności zdarzenia są obecnie badane przez biegłych i prokuraturę. Śledztwo prowadzone jest dwutorowo – ustalana jest przyczyna pożaru i badany wypadek przy pracy. Obecnie jako przyczynę pożaru podaje się niezgodne ze sztuką budowlaną wykonanie instalacji kominowej remontowanej niedawno restauracji. Jednak żadne ekspertyzy czy próby szukania winnych strażakom życia nie wrócą i może być tak, że tajemnicę swej śmierci zabiorą do grobu. Można już tylko wyciągać wnioski na przyszłość. Ciężkie chwile przeżywają teraz nie tylko rodziny tragicznie zmarłych strażaków, w szoku są także biorący udział w akcji ich koledzy, w tym dowódca, doświadczony strażak z wieloletnim stażem, który w przyszłym roku miał przejść na emeryturę... –Po co tam było wchodzić? Co tam ratować? – pytają dziś ci, którzy za dzień, za dwa znów wchodzić będą w płomienie. – A niechby się to wszystko spaliło w jasny piorun! Pytania zadaje sobie także rzecznik prasowy straży pożarnej: – Czy można było działać inaczej? – zastanawia się. – Pewnie, znając skutki zdarzenia mogliśmy w ogóle nie wyjechać. Ale śmierć spotyka strażaków na całym świecie – tym razem trafiło na nas...

Mirosław Poświatowski

Pożarnicze statystyki

W ubiegłym roku tarnowska PSP podjęła 2269 interwencji na terenie Tarnowa i całego powiatu. W liczbie tej znalazło się 1058 pożarów i 1168 „miejscowych zagrożeń”, obejmujących takie zdarzenia jak katastrofy budowlane, wypadki samochodowe, ratownictwo chemiczne, wodne, ale też np. usuwanie gniazd os. Zdarzały się też alarmy fałszywe – zanotowano ich 43. W tym roku, do dnia 14 października interwencji było 1660, w tym 522 pożary, 1107 zagrożeń i 31 fałszywych alarmów.
Podczas akcji zdarza się w tarnowskiej straży kilka – kilkanaście urazów rocznie, nie wymagających jednak na ogół hospitalizacji. Ostatni wypadek śmiertelny w rejonie działania jednostki wydarzył się 21 września 2001 w gminie Radłów. Zginął wówczas strażak, przygnieciony belką podczas pożaru stodoły.
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Sat, April 20, 2024 08:35:07
IP          : 3.149.27.202
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html