
Leżymy tu...
„LEŻYMY tu, gdzie LEŻYMY i będziemy LEŻEĆ w tym miejscu Europy” - mówił Donald Tusk podczas konferencji prasowej, odnosząc się do stosunków z Niemcami i Rosją oraz do Jarosława Kaczyńskiego. Słowa te, jakże prorocze, traktuję jako prognostyk dalszego pogłębiania „leżącej” przyjaźni z naszymi wschodnimi i zachodnimi sąsiadami podczas kolejnej kadencji rządów PO, niezależnie od tego ile by ta kadencja nie trwała. Tradycja „leżenia” Polski ma bogatą historię, choć wolałbym, aby premier kreśląc wizje naszej polityki zagranicznej, nawiązywał do innych polskich tradycji, zwycięstw i osiągnięć. Póki co, okazuje się jednak, że leżenie naszej Ojczyzny na arenie międzynarodowej ma przed sobą jeszcze niemałą przyszłość, zatem przed nami niejeden sukces, polegający na tryumfalnym obwieszczeniu, że nasi sąsiedzi, zza parawanu Unii Europejskiej, w jakiejś kwestii wspaniałomyślnie pozwolili nam współdecydować o własnym państwie, częściowo przychylając się do jakichś tam kieszonkowych inicjatyw, pozwalających rządowi prężyć muskuły i mnożyć sukcesy mierzone ilością pochwalnych klepnięć po ramieniu i pełnych uznania westchnień prasy zagranicznej, przedrukowującej po swojemu to, co napisała nad Wisłą „GW”, wzdychająca po wyborach z ulgą, że jednak towarzyszom i towarzyszkom nie grozi ciemnogród i katolicki fundamentalizm.