To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Felieton Mirosława Poświatowskiego    -   14/10/2011
Leżymy tu...
„LEŻYMY tu, gdzie LEŻYMY i będziemy LEŻEĆ w tym miejscu Europy” - mówił Donald Tusk podczas konferencji prasowej, odnosząc się do stosunków z Niemcami i Rosją oraz do Jarosława Kaczyńskiego. Słowa te, jakże prorocze, traktuję jako prognostyk dalszego pogłębiania „leżącej” przyjaźni z naszymi wschodnimi i zachodnimi sąsiadami podczas kolejnej kadencji rządów PO, niezależnie od tego ile by ta kadencja nie trwała. Tradycja „leżenia” Polski ma bogatą historię, choć wolałbym, aby premier kreśląc wizje naszej polityki zagranicznej, nawiązywał do innych polskich tradycji, zwycięstw i osiągnięć. Póki co, okazuje się jednak, że leżenie naszej Ojczyzny na arenie międzynarodowej ma przed sobą jeszcze niemałą przyszłość, zatem przed nami niejeden sukces, polegający na tryumfalnym obwieszczeniu, że nasi sąsiedzi, zza parawanu Unii Europejskiej, w jakiejś kwestii wspaniałomyślnie pozwolili nam współdecydować o własnym państwie, częściowo przychylając się do jakichś tam kieszonkowych inicjatyw, pozwalających rządowi prężyć muskuły i mnożyć sukcesy mierzone ilością pochwalnych klepnięć po ramieniu i pełnych uznania westchnień prasy zagranicznej, przedrukowującej po swojemu to, co napisała nad Wisłą „GW”, wzdychająca po wyborach z ulgą, że jednak towarzyszom i towarzyszkom nie grozi ciemnogród i katolicki fundamentalizm.

Ogloszenie

Oznaką naszego „leżenia tu, gdzie leżymy”, może być satysfakcja mediów niemieckich i rosyjskich, zadowolonych z wyników wyborów w Polsce – widocznie w ich ocenie trudno sobie wyobrazić polski rząd lepszy od dotychczasowego; satysfakcja ta zaś może wynikać z faktu, iż trudno sobie wyobrazić polski rząd lepszy od dotychczasowego, zwłaszcza w realizacji interesów rządów rosyjskich i niemieckich. Przez analogię - podobną satysfakcję wyrażałbym i ja, gdyby jakimś cudem w Rosji czy w Niemczech władzę pełnił rząd, pozwalający realizować swobodnie interesy polskie, nawet kosztem ichnich interesów.

Leżenie na arenie międzynarodowej, ściśle związane jest wszakże z leżeniem również w polityce wewnętrznej, bo widzimy już, że nasza nieszczęsna Ojczyzna - przepraszam za wyrażenie – zmuszana będzie do rozkładania nóg przed fundamentalistami od Palikota, zagospodarowującego elektorat betonowego lewactwa umysłowego, które wszystkich nieszczęść upatruje w fakcie istnienia Kościoła Katolickiego. Cóż, okazuje się, że również i „inteligencja” ma swoją „Samoobronę”. W palikotowym sukcesie mają zresztą swój udział te same indywidua, które wykreowały Leppera (vide Tymochowicz). Wynik wyborów pokazuje, że SLD – o ile nie zostanie zmuszone do połączenia wprost sił z Palikotem – licytować się będzie z nim na odcinku lewoskrętnego totalniactwa, zaś Platforma Obywatelska, prócz PSL, na wszelki wypadek (a i też po to, aby sprawniej wdrażać aktualne „europejskie” wzorce kulturowe) koptować będzie sobie musiała poparcie jeszcze jednego ugrupowania, co oznacza dalszy, stopniowy dryf PO na lewo i przechodzenie z pozycji „postępowego” jak śmiertelny paraliż katolicyzmu, w stronę mniej zakamuflowanej walki z wartościami chrześcijańskimi. Pierwiosnkiem tego co nas może czekać, są postulaty by Ministrem Edukacji została prof. Magdalena Środa, przez postępaków określana jako „etyk”, dzięki czemu moglibyśmy wreszcie przyjąć standardy prawdziwie europejskie, rodem z krajów, w których za niezgodę na homoindoktrynację w szkołach, odbiera się rodzicom dzieci.
Na świecie zaś „pochodnia postępu” podpala coraz to nowe dziedziny życia - okazuje się np., że kościoły nie mogą odmawiać zatrudniania osób homoseksualnych w swoich, także edukacyjnych instytucjach, za odmowę dokonywania aborcji zamyka się katolickie kliniki, a za nazwanie homoseksualizmu grzechem – karze wyrokami sądowymi. Kolejnym, naturalnym krokiem ku temu zbawianiu świata i oczyszczaniu go z zabobonów będzie rzecz jasna karanie wyrokami sądowymi za „homofobiczne” nie udzielanie Komunii Świętej niektórym osobom i nie udzielanie sakramentu małżeństwa osobom tej samej płci.

Walka z Chrystusem urosła dziś w świecie do rangi najważniejszego cywilizacyjnego problemu, wobec którego wszystkie inne schodzą na dalszy plan. Dobry wynik ugrupowania Palikota pokazuje, że Polska również śmiało zmierza w tym kierunku – no ale czegóż spodziewać się wypada, gdy profanacje są dla sądów aktem twórczości artystycznej, a telewizja publiczna promuje satanistę? Czegóż spodziewać się można, gdy katolickie „autorytety”, gdy duchowni, gdy biskupi (poza nielicznymi wyjątkami) - nie reagują na akty profanacji, występując – wprost, lub swym milczącym przyzwoleniem - po jednej stronie razem z tymi, co to krzyż z puszek po piwie stawiali? Potem hierarchowie ci mają jeszcze czelność żalić się, że świeccy nie dość głośno opowiadają się za Kościołem... Jakże często przychodzi nam odnosić wrażenie, że większość purpuratów wyznaje inny system wartości, niż wielu zwyczajnych księży, zakonników i świeckich wiernych, oczekujących od swych hierarchów nie pełnych relatywizmu tyrad i ucieczek od istoty problemu, ale wierności ewangelicznej zasadzie: Tak- Tak, Nie - Nie.

W sumie jednak, zachodzące na świecie i u nas procesy to nic nowego, zwłaszcza odkąd masoneria przestała być tylko cechowym zrzeszeniem i odkąd istnieją socjaliści, czyli ludzie – w określonych przypadkach – pozbawieni moim zdaniem zdolności logicznego myślenia, wyciągania wniosków. Jeśli fakty przeczą ideologii – tym gorzej dla faktów! O tym, że wszystko powyższe to nic nowego – przypomina nam tekst Grzegorza Kucharczyka zamieszczony w „Miłujcie się” z marca 2003 roku, a przypomniany dopiero co przez „Frondę”. Oto cytat: „Od początku lat 80. XIX wieku liberalna i socjalistyczna większość we francuskim parlamencie przeforsowała cały szereg ustaw, które odsunęły Kościół katolicki od szkolnictwa publicznego. Oficjalnie nazywano to „wolnością szkolnictwa”. Co ona w rzeczywistości oznaczała, jak ją rozumiał rząd, bez żadnych wątpliwości wyjaśniają słowa ministra oświaty, Aristidea Brianda (socjalisty, który po I wojnie światowej, jako francuski minister spraw zagranicznych, zostanie laureatem Pokojowej Nagrody Nobla), który w 1912 roku w okólniku skierowanym do nauczycieli pisał: „Wyrzućcie Chrystusa ze szkół. Wyrzuciliśmy go już z wojska, marynarki, ze szpitali i ochronek, wyrzućcie go więc i wy z serc dzieci. Musimy wyrzucić Chrystusa z całego państwa”.”
Przypomina nam to o tym, że nic nie jest dane raz na zawsze – i o takie wartości jak wolność, wiara, Ojczyzna, walkę trzeba toczyć zawsze, bo nie znamy dnia ani godziny, a wróg przychodzi jak złodziej, nocą, posiłkując się podstępem i przywdziewając owczą skórę.

Tak więc nadchodząca kadencja zapowiada się bardzo barwnie, a w cieniu sporów o fundamentalne wartości będziemy my, Polacy, łupieni jak dawniej, a raczej jeszcze bardziej, bo zwycięstwo uderza do głowy, a władza, której po 4 latach nie trzeba nawet specjalnie przegrupowywać, deprawuje. Spotkamy się z jeszcze większymi niż dotąd przejawami pychy i arogancji rządzących; dotychczasowa postawa wielu członków PO pokazuje nam, iż grozi Polsce i Polakom kompletna demoralizacja elit, żyjących w poczuciu absolutnej bezkarności – a to zagraża państwu jako takiemu. Zapewne coraz więcej afer coraz śmielej będzie zamiatanych pod dywan i coraz śmielsze będą wyroki sądów skazujące „nieprawomyślnych”, z pomocą już istniejących oraz nowych ustaw ograniczających np. wolność słowa, możliwość wychowywania dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami, czy ograniczających dostęp do informacji publicznej. Przy czym taki np. Niesiołowski Stefan - zwany już przez niektórych „Palikotem pobożnym” - mógłby tu spokojnie zostać mianowany Naczelnym Inkwizytorem. Pan Poseł dopiero co przyznał, że nie uważa, iż coś takiego jak „prawicowi dziennikarze” istnieje (prawo istnienia mają tylko lewicowi?) – to są po prostu „pisowskie lizusy”; niektórzy z nich powinni teraz, po wyborach, „stracić pracę” i znaleźć ją „w przemyśle pornograficznym”. No, co innego wysokie standardy d...włazstwa i dziennikarskiego obiektywizmu gwiazd pokroju Moniki Olejnik, Tomasza Lisa, Jarosława Gugały itp. Pan poseł Niesiołowski jest żywym przykładem na to, jak władza lub jej pozór, uderza do głowy i rzuca się na te części mózgu, które odpowiadają za trzeźwość oceny rzeczywistości, za moralność, etykę, zdolność odróżniania dobra i zła, zgoła odmienną od prezentowanej mentalności Kalego. No, ale do tego, że prawda pozamieniana została miejscami z kłamstwem, już się powoli przyzwyczajamy. Tytuł Naczelnego Inkwizytora pan Niesiołowski musiałby wszakże dzielić z jakimiś Biedroniami, Środzinami, Jerzym Urbanem a przede wszystkim z największym Autorytetem Moralnym (inicjały nieprzypadkowe), który musi się teraz cieszyć najbardziej, widząc, jak spora część „pokolenia wolnej Polski”, wychowanego na uprzywilejowanej medialnie ideologii, sączonej mu subtelnie, acz konsekwentnie od 22 lat w największych krajowych publikatorach – wybiera lewacki nihilizm.

W ślad za tymi wszystkimi przemianami pójdzie oczywiście dalszy „podział łupów”, choć wydawałoby się, że już wszystko co można, politycznym łupem padło. Nic bardziej mylnego! Liberalny ponoć rząd, wychodząc zapewne naprzeciw „zapotrzebowaniu społecznemu”, zamierza z MSWiA uczynić ministerstwa dwa. Powstać ma również „Ministerstwo Cyfryzacji”, choć wydawałoby się, że żonglerką cyframi zajmuje się już wystarczająca liczba osób, od Ministerstwa Finansów po Główny Urząd Statystyczny. Ale żarty (?) na bok! Mamy być społeczeństwem „cyfrowym” i choć prawie każdy z nas posiada w domu komputer, zapewne nie jesteśmy jeszcze dostatecznie ucyfrowieni, bo w interesie naszym i państwa polskiego leży to, aby np. wszyscy mogli sobie kupić bilet autobusowy na komórkę, a nie zawracać fujarę kierowcy czy sprzedawcy w kiosku. Czymkolwiek Ministerstwo Cyfryzacji miałoby się nie zajmować, oprócz innych ministerstw, których powstania „niecierpliwie” czekamy - finał tego oczywiście może być tylko jeden : poza rozrostem biurokracji na koszt gnębionych podatników – docelowe powstanie systemu totalnej kontroli, gdzie zawsze będzie można sprawdzić, że o 14:59 Kowalski jechał autobusem, a o 15:30 korzystał z publicznej toalety, a potem z drugim Kowalskim podejrzanie długo rozmawiał na przystanku.
Póki co, musimy się zadowalać nieformalnym, orwellowskim Ministerstwem Prawdy, z ekspozyturami rozsianymi po sądach, prokuraturach, redakcjach i pompowanych unijnymi środkami organizacjach pozarządowych, kolaborujących z Agencją Praw Praw Podstawowych; w dalszej perspektywie należałoby tylko zalecić Panu Prezydentowi i Panu Premierowi, by również i to ministerstwo podzielić, wydzielając zeń, w duchu platformianego przekazu – Ministerstwo Miłości, a następnie Ministerstwo Głupich Kroków, zajmujące się koordynacją błazeństw uprawianych przez ministerstwa pozostałe, dzięki czemu b...del będziemy mieli jeszcze większy, ku uciesze obywateli, których nic tak nie cieszy, jak walka poszczególnych frakcji i ministerstw ze sobą nawzajem, uprawiana na koszt podatnika oraz – jak to w socjalizmie – rozwiązywanie przez organa rządowe problemów, przez nie same stworzonych...
Summa summarum - realizacja pomysłu mnożenia ministerstw – obojętnie jakby się nie nazywały – godna jest przyznawania specjalnego, dożywotniego tytułu Wielkiego Cymbała Rzeczypospolitej z Wielką Wstęgą, co nawiasem mówiąc miałoby i ten walor, że w niektórych przypadkach o wiele lepiej jest przejść do historii jako Wielki Cymbał, niż Wielki Szkodnik, którym zajmują się później już to przeróżne trybunały, już to przynajmniej uczniowie w szkołach czytający o nowożytnej Targowicy.

Ale to wszystko przyszłość. Póki co – leżymy. Jak mówi premier, leżymy tu, gdzie leżymy – i będziemy leżeć dalej. Oczywiście, nie wszyscy są w stanie zauważyć ową leżąco-klęczącą pozycję  kraju, bo trudno polegać na zmysłach, gdy te non stop odurzane są telewizorniami, pozwalającymi podtrzymywać życie w Matrixie i podpowiadać odpowiednie odruchy, postawy i zachowania, zwłaszcza gdy przychodzi „pora karmienia”.
I dopiero gdy się to wszystko weźmie pod uwagę, nie sposób nie odnieść wrażenia, że o ile formalnie PO wygrała, a np. ugrupowanie Janusza Korwina Mikke poniosło porażkę, o tyle faktycznym, choć na razie tylko potencjalnie, zwycięzcą tych wyborów może okazać się PiS. Mniej więcej utrzymało stan posiadania. Nie musi wikłać się we współodpowiedzialność za władzę w okresie, gdy sytuacja geopolityczna i sytuacja makroekonomiczna Polski staje się coraz gorsza.
Jestem przekonany, że stanu iluzji i kreatywnej księgowości, przykrywanej świadomie wywoływanymi raz po raz konfliktami światopoglądowymi, nie da się podtrzymywać w nieskończoność. PiS czeka. Na drugi „Budapeszt”, na to, co stało się na Węgrzech po rządach socjalistów. Być może PiS nie będzie musiało nawet czekać do końca tej kadencji, by przejąć pełnię władzy, bez żadnych koalicjantów. O ile będzie potrafiło zogniskować wokół siebie społeczny protest, gdy ten już wybuchnie – a wybuchnąć może nawet nie tyle z przyczyn światopoglądowych, ile ekonomicznych. Pusty portfel najlepiej przemawia do rozumu. No chyba, że np. ciągoty PO i „razwiedki” uczynią już z Polski państwo de facto totalitarne. Lub podstawiony zostanie kolejny „awatar”, mający rozładować społeczne napięcia, jak to miało już miejsce w przeszłości.
Tak czy owak, w przypadku PiS otwartym pozostaje pytanie o kadry i konieczny wówczas program zaradczy. Co się jednak w tym czasie stanie z naszą Ojczyzną? O to martwię się najbardziej. Dla mnie bowiem jest tylko jedna partia – Polska.

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 05:29:21
IP          : 34.204.181.19
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html