To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: intarnet.pl
  
  Recenzja „Makbeta” nadesłana na naszą skrzynkę redakcyjną   -   30/12/2011
W menu McBad
Ostatnia premiera stanowi wyjątkowo ważną cezurę w działalności Tarnowskiego Teatru im. L. Solskiego. Od trzech lat, czyli od „Zbrodni i kary” Dostojewskiego, ten teatr nie zdobył się na inscenizację czegoś naprawdę poważnego. Od zakończenia remontu teatru, wszyscy, „jak kania dżdżu”, czekali na prawdziwie artystyczne wydarzenie. A ponadto Tarnów, w kontekście finansowanej przez miasto sceny, miał już dość afer obyczajowych, personalnych rozgrywek i zwolnień z pracy z sądami w tle oraz nade wszystko miał dość trwającego ponad pół roku serialu gabinetowych podchodów z mianowaniem kogoś na wakujące stanowisko szefa teatru. Ludzie czekali na prawdziwy teatr i to miało się spuentować inscenizacją klasycznego szekspirowskiego „Makbeta”.

Ogloszenie

To co nam zaproponował młody reżyser Rafał Matusz jest najzwyklejszym oszustwem. Myślę, że żaden szanujący się szef teatru, do którego obowiązków należy m.in. nadzór artystyczny nad realizacjami, które mają u niego miejsce, nie dopuściłby do premiery w kształcie, który 17-go grudnia obejrzeliśmy. Zastanawiam się zresztą, czy w ogóle tak skomponowana propozycja repertuarowa winna być rozważana poważnie.

Reżyser
Dobrze ponad dwugodzinne przedstawienie, to modelowy przykład wtórności, pretensjonalizmu, ogromnej ignorancji i dezynwoltury w traktowaniu kodów kulturowych i także rynku odbiorców. Innymi słowy: „zaraza dotarła do Grenady” - dewiacje i bylejakość, które degenerują teatry wielkich miast, a w konsekwencji ich publiczność, dotarły także na naszą galicyjską „prowincję”. Goły zadek Papkina z czasów dyrektury w „Solskim” Stanisława Świdra, to przysłowiowy „pikuś” przy tej próbie wmówienia nam, że czarne jest białe. Ponadto cała techniczna konstrukcja tego spektaklu skutecznie uniemożliwia jego pokazywanie w tzw. terenie. Pozostaje więc kolejny „klocek”, na który spędzane będą szkoły, a w efekcie młodzi ludzie nie tylko nie zbliżą się do treści arcydzieła światowej literatury, ale zostaną zainfekowani antyestetyką.
Tarnowska inscenizacja „Makbeta” robi wrażenie wypracowania na temat: „Jak sobie mały Jasio wyobraża teatr awangardowy”. Mamy więc teatralne chwyty, swoją drogą sprzed dziesięcioleci, których użycie przez Matusza w większości się nieuzasadnia (np. nietypowe wprowadzanie publiczności na widownię czy użycie w akcji scenicznej laleczek). Mamy też chwyty i działania po prostu niekonsekwentne, jak np. boleśnie zmarnowany postać śpiewającej kobiety (Ewa Cypcarz-Bogucka), której wokalne etiudy są nielicznymi jasnymi punktami przedstawienia.
Zadziwia odporność reżysera na przesłanie mistrza ze Stratfordu i ignorancja, co do skojarzenia tego przesłania z tym, co w telewizorze i z tym, co w ludziach na ulicy. Zamiast tego mamy jakąś toaletowo-dyskotekową mętną narrację i seksualne rozmemłanie. A wszystko tak nijakie, że w pamięci widza raczej zostaną drugoplanowe epizody i wątki niż główni bohaterowie i właściwy sens dramatu Szekspira. Tym to dziwniejsze, że teatr reklamując ten spektakl, zachęcał nas właśnie tym, czyli możliwością zobaczenia opowieści o chęci zdobycia władzy za wszelką ceną i jej utrzymania wbrew wszystkiemu.

Aktorzy
Tymczasem raczej trudno nam uwierzyć w wyrzuty sumienia tytułowego bohatera i jego żony (Ireneusz Pastuszak i Katarzyna Janekowicz), gdyż wcześniej zupełnie nas ta para nie przekonała, dlaczego tak naprawdę chcą zabić. Ponadto ich psychodrama ani nie wystrasza, ani nie jest nauką. To miotanie się po scenie, popychania, krzyki, padanie i wstawanie tylko śmieszą albo wręcz nudzą. Natomiast nie nudzą, a śmieszą tak jak powinny, zachowania Jerzego Pala (Odźwierny, Hekate), który wyjątkowo poważnie potraktował swoją pracę, choć dwa kreowane przez niego epizody, a szczególnie wcielenie się w żeńską postać wiedźmy „nr 1”, było bardzo trudne. W sumie właśnie on miał niejako z definicji możliwość „odjazdu” w farsę, ale właśnie te role, w odróżnieniu od reszty, farsowymi nie były i zostaną zapamiętane.
Swoją drogą, owe padania i wrzaski to podstawowy repertuar środków ekspresji stosowanych przez początkujące amatorskie teatrzyki, a w tarnowskim „Makbecie”, pokazanym na zawodowej scenie, robią to prawie wszystkie postaci. Dlaczego?
A może aktorzy w „Solskim” tak grając nie-grając po prostu protestują przeciw robieniu z nich pajaców, a z klasycznego dramatu farsy? Bo przecież nie wydaje się możliwym, aby ktoś z takim doświadczeniem, jak np. Tomasz Piasecki (Magduf) mógł być aż tak zły? Bo przecież Mariusz Szaforz (Dunkan) nie mógł w zgodzie z sobą tak zdeformować postaci króla, robiąc z niego drobnego mafiosa z pubu na przedmieściach, aby plany jego uśmiercenia zamiast wywoływać odruch sprzeciwu, sprawiały widzowi ulgę, że świat zostanie uwolniony od takiego dupka? Trzy Wiedźmy (Matylda Baczyńska, Jolanta Januszówna, Monika Wenta-Hudziak), nie tylko nie są żadnymi czarownicami, a tym bardziej – jak zapowiadał reżyser przed premierą – egzemplifikacją ukrytego ego Makbeta. Czyż więc ukazanie tych postaci przez aktorki, jako trzech przygłupich nimfomanek, nie jest raczej formą buntu?
Nie dziwcie się Państwo, ze próbuję jakoś sobie wytłumaczyć to zupełne minięcie się większości aktorów z Szekspirem i z możliwością opowiedzenia ważnej historii. Bo jest czymś „dołującym” skonstatować, że na scenie zamiast mężczyzn walczących rycersko i z bronią w ręku o swoje państwo albo równie poważnie, choć zbrodniczo o władzę, mamy „miękkie kluchy” z atrapami pistolecików i scyzorykami ściskanymi w rączkach. Zamiast zdeterminowanych krwią lub chęcią zemsty facetów, mamy tylko chłopców, co im „nie staje”.
Ale jest i coś, o czym trzeba napisać. W roli Lady Makbet, pomimo prezentowanych przez tę postać wobec męża zachowań rodem z lupanaru, widać jak z anachronizmem tej interpretacji wygrywa tekst Szekspira. Dostrzegamy to też parokrotnie u Pastuszaka, np. w scenie królewskiego przyjęcia. Swoją drogą ta scena, rozgrywana przy stole-podeście otoczonym przez stojących widzów, a na tę okazję zaproszonych do foyer, jest ciekawym pomysłem. Gdyby reżyser, a szczególnie scenograf (Hanna Szymczak) w takim właśnie skromnym anturażu zechcieli rozegrać cały dramat, to może byłby i Szekspir i role na miarę oczekiwań Tarnowa.

Porażka
Niestety, chęć włożenia kopy grzybów w ten barszcz, wonieje kompleksami jakiegoś nuworysza wpuszczonego na pokoje. I mamy „jedzenie ryby nożem”, „białe skarpetki do ciemnego garnituru” i inne gadżety podpatrzone w stolicy (np. klatka łazienki to cytat z „(A)pollonii” Warlikowskiego). Są ponadto: piłeczki pingpongowe, piaskownica, barek, automaty do gry, foliowe kurtyny, dzieci na scenie, policyjne koguty, strzykawki, plastikowe butelki, skórzany płaszcz a’la gestapo, kręcone schody i antresola, lustrzane ściany, wiadro z woda, kwiatki w doniczkach i doniczki bez kwiatków, krzesła obrotowe i krzesła na kółkach, prysznic, peruki, trąbka, karabin, plastikowe lampki do wina, jeden worek marynarski, dwóch morderców jak z Antify, ciemne okulary, fajka, papieros oraz sedes. Jest jeszcze głowa króla Szkocji w plastikowym worku i mały chłopczyk, który namiętnie do nie strzela z odpustowego rewolweru. Tę beztroską zabawę przerywa równie beztroskie wyjście zespołu do oklasków.
I tak, zamiast wytęsknionego dobrego teatru, zaserwowano nam złego fastfooda – takiego McBada.

Jan Kowalski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, December 13, 2024 19:41:43
IP          : 18.97.14.80
Browser     : CCBot/2.0 (https://commoncrawl.org/faq/)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html