To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Felieton Mirosława Poświatowskiego    -   07/1/2012
Mój ukochany wróg
Kiedy wskutek szarpaniny pęknie ucho od dzbana, naczynie to traci swoją funkcjonalność, służebność, a więc i sens istnienia. Dzban taki w najlepszym przypadku staje się mało użyteczny, niewiele nim można zdziałać, zrobić – ot, można go co najwyżej popacykować farbami i postawić ku ozdobie, jako wspomnienie „starych, dobrych czasów”. Raczej nie nabierzemy nim wody, a jeśli już, to łatwo możemy go upuścić i potłuc w drobny mak, tracąc nie tylko naczynie, ale i życiodajną wodę. Nie napełnimy nim stągwi z wodą dla spragnionego, ni weselnym winem, nie napoimy inwentarza, nie pójdziemy z nim do źródełka. Takim pękniętym dzbanem jest dziś Polska.

Ogloszenie

Kiedy to się stało? Rysa dawno już była widoczna i można było coś z tym zrobić. Jednak dzban szarpany przez Polaków, za nic nie pragnących usiąść przy wspólnym stole, w końcu nie wytrzymał. Jakże urosły podziały między nami – nawet nie te, ekonomiczne, ale kulturowe... Każdego dnia pogłębiamy te przepaście, kopiemy szańce okopów, zza których obrzucamy się petardami wyzwisk, przesądów, stereotypów i etykiet. I muszę przyznać, że sam niejeden raz machnąłem łopatą, strzeliłem z procy słów.
W efekcie z Polaków wydzieliły się dwa, wrogie sobie plemiona. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że na gruncie partyjnym noszą one nazwy: PO i PiS, z krążącymi wokół nich satelitami pozostałych sejmowych ugrupowań. Wystarczyło parę, czy dwadzieścia parę lat (zależnie jak liczymy), by przeszło tysiąc lat państwowości polskiej legło w gruzach i byśmy wrócili do ery plemiennej, ery permanentnego, nieraz sztucznie podsycanego konfliktu, do którego próbuje się wciąż i wciąż wciągnąć połowę obywateli – tych zniechęconych, nie biorących udziału w wyborach, tych z obrzydzeniem i niechęcią, lub też obojętnością przyglądających się plemiennym rytuałom połajanek.

Smutne jest to, że obie strony konfliktu wydają się być „zaczadzone”. Sami siebie nawzajem zaszufladkowaliśmy, słusznie czy niesłusznie – i już nawet mniejsza o to, czy wszystkich tych, którym nie podobają się poczynania Platformy, nazywa się sympatykami PiS i odwrotnie; chodzi o podział na „ciemnogród” i „światłych ludzi postępu”. W efekcie cokolwiek „wychodzi” z jednego z plemion, dla drugiego plemienia jest czymś z góry złym, przez sam fakt swego pochodzenia, czymś nie wartym poparcia, o cieniu refleksji nie wspominając. Po jednej stronie są sami „dobrzy” - po drugiej ci „źli”. Taki podział uniemożliwia jakikolwiek dialog. Jesteśmy więc my – i oni. My – szeroko pojęta „prawica”, choć każdy rozumie pod tym pojęciem co innego, my czyli „obóz patriotyczny”, „zaściankowy”, „klerykalny” – i oni, „liberałowie”, niewiele z liberalizmem mający wspólnego, „łże-elity”, „zdrajcy”, „zaprzańcy” etc. itp. Generalizując można powiedzieć że w naszych oczach Wy, sympatycy Platformy, w istocie jesteście postrzegani jak renegaci i kolaboranci, w dodatku „nieprzemakalni”, impregnowani na fakty, zwłaszcza jeżeli podawane są przez „oszołomów”, którzy nie wiedzą, jak na salonach należy jeść bezę; i jeśli prawda, praktyka, fakty – przeczą teorii, to tym gorzej dla faktów! Tymczasem również i my nie jesteśmy wolni od pewnych schematów, nakazujących nam odrzucać dobre, czy idące w dobrym kierunku inicjatywy, nawet jeżeli nie jest to cyniczna reakcja znana pewnym posłom i marszałkom sejmu, ubrana kiedyś w stwierdzenie: „dobry pomysł, szkoda że nie mój. I do szuflady”... Ten samonapędzający się mechanizm działa w obie strony.
Z kolei w Waszych oczach my jesteśmy oszołomami, nasyconymi spiskową teorią dziejów, ciemnogrodem, tępym ludem, słabo wykształconym, słowem plebsem, niezależnie od tego, ilu by wśród nas było ludzi wykształconych i inteligentnych. Ale wróg, zredukowany do „podludzi” łatwiej gnoić, bo przecież takie „toto”, choć może i ma jakiś rozumek, to przecie nie może mieć nic mądrego czy dobrego do powiedzenia. Można więc „gnoić” z czystym sumieniem, niezmąconym cieniem refleksji; prawdę tę pojęli dobrze hitlerowscy propagandyści, stosując ją choćby wobec Żydów, by łatwiej Niemcom było ich „holokaustować”.

Stoimy więc, dobrowolnie zamknięci coraz bardziej w swoich gettach, ku uciesze tych, którzy życzą nam jak najgorzej, bo przecież zawsze tacy są i naiwnością byłoby sądzić, że Polska nie ma wrogów i tych zainteresowanych tym, by się jej nie powiodło, skoro wrogów ma lub miał w życiu każdy z nas; stoimy więc tak, otoczeni niebotycznym murem wzajemnej pogardy, zwieńczonej drutem kolczastym nienawiści. I o ile Wy pogardzacie nami, o tyle my – w wielu przypadkach to samo uczucie żywimy względem Was. Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić, że wstydzimy się was co najmniej w takim samym stopniu, jak wy nas? Nic więc dziwnego że w tej sytuacji jakikolwiek prawdziwy dialog nie jest możliwy; każda nasza inicjatywa jest zła, bo od nas pochodzi, każda z waszych inicjatyw musi być zła, bo wyście ją urodzili.

Oczywiście, są kwestie, w których nie zgodzimy się nigdy. Są ludzie i postawy, które z naszej strony nigdy nie znajdą akceptacji, a raczej potępienie - i zapewne vice-versa. Chciałbym jednak dożyć chwili (i sam życzyłbym sobie tego samego), w której uda się odrzucić niewolące was i nas kajdany złych emocji - i wówczas zwyczajnie porozmawiamy, jak człowiek z człowiekiem; może na początek obopólnie zechcemy dojrzeć, że to, co widzimy jako złowrogi, obcy las po drugiej stronie rzeki, składa się jednak z drzew i rozmaitych roślin, bogatych w swej różnorodności – nie zaś z samych chwastów. I wtedy porozmawiamy jak Polak z Polakiem, jak chrześcijanin z chrześcijaninem, z taktem i pełnym poszanowaniem drugiej osoby.
A chrześcijaństwo nakazuje nam rozpoczynać zmienianie świata od siebie – więc sobie i prawicowym publicystom życzyłbym – ale także i Waszym „grasantom”, byśmy częściej potrafili, w toku dyskusji, nie zostawiać naszego rozmówcy z szyderstwem, poniżeniem; byśmy niekiedy potrafili powstrzymać się przed jaskrawym obnażeniem głupoty wywodu interlokutora, dając mu szansę cofnięcia się, zachowania twarzy. Więcej kultury, mniej agresji. Nie musimy od razu przekonywać siebie nawzajem do czegokolwiek. Zacznijmy szukać tego, co wspólne, co nas łączy. Mówimy wszyscy, póki co, polskim językiem. Zacznijmy więc od kwestii fundamentalnych: może to, co nas jeszcze łączy – to po prostu Ojczyzna, Polska. Różnie jej dobro postrzegamy. I zanim jeszcze wymienimy się tym naszym „patrzeniem” na przyszłość wspólnego domu, opowiedzmy sobie nawzajem, czego się boimy. I z jakich powodów. Opowiedzmy o swoich lękach. Skąd wynikają Twoje i moje obawy, zastrzeżenia, obiekcje, przekonania; skąd się biorą? Nie musimy przy tym przekonywać do własnych racji. Jak brat z bratem, wsłuchajmy się w siebie nawzajem z uwagą i odrobiną życzliwości i ufności. Nie odrzucajmy i nie potępiajmy z góry cudzej narracji; pozostając przy własnych przekonaniach, nie kontrujmy jej tak od razu – po prostu posłuchajmy i spróbujmy zrozumieć. Licząc, że druga strona spróbuje w podobny sposób zrozumieć nas. Dyskusja niekoniecznie musi polegać na efektownym „szczekaniu na siebie”, efektownych figurach retorycznych czy zagraniach rodem z rynsztoka. Taka dyskusja niczemu nie służy. Ani wy nie przekonacie nas, ani my – was.

Dziś my jesteśmy zamknięci w medialnych gettach niezależnych, niszowych mediów „przekonujących przekonanych”; wy również dusicie się we własnym getcie, w którym pewną niechlubną w naszych oczach funkcję pełni „GW”; getcie może trochę większym, głównego nurtu, który tak chętnie przedstawiałby się jako „offowy” i „niezależny”; getcie, podobnie jak u nas – o „szeroko zamkniętych” drzwiach. A przecie „otwarcie drzwi”, czyli dialog, nie musi oznaczać, że my „przyjmiemy” wizję świata serwowaną przez wasze media i odwrotnie. Chodzi mi w tej kwestii tylko o to, że póki co każdy z nas jedynie „przekonuje przekonanych” i pogłębia podziały. A nie ulega wątpliwości że istnieją ci, którzy tym pogłębianiem i konserwowaniem podziałów, podsycaniem tej swoistej „wojny domowej”, „kłótni w rodzinie” - są żywotnie zainteresowani.
Póki co, jak pisałem, nie musimy jednak nawet się do czegokolwiek przekonywać. Po prostu spróbujmy zrozumieć siebie nawzajem, odnajdując fundamentalne punkty wspólne i dzieląc się, przy milczeniu drugiej strony, własnymi obawami i przekonaniami. Z odrobiną zaufania. Czasem jeden czy drugi rozmówca rzuci jakieś pytanie. Czasem takie życzliwie podane pytanie, niekoniecznie oczekujące odpowiedzi, może okazać się drogą do wyjścia z błędnego koła, pozwalając do jakichś wniosków dojść komuś samodzielnie, bez „blokującej” przyjęcie czegokolwiek presji „oponenta” w dyskusji, której jedynym celem tak naprawdę bywa obrażenie drugiej strony i pogłębienie podziałów, nie zaś zrozumienie czyjejś racji i argumentów. I na tym „odcinku”, choćby „na wszelki wypadek” również i ja gotów jestem uderzyć się w piersi. I takie „mea culpa” nie musi być zaraz tożsame z rezygnacją z własnych, zwykle ewoluujących (oby na gruncie logiki) poglądów. Jest tylko gotowością do przyznania się do jakiegoś błędu, do przyznania się do przyjęcia pochopnego założenia, do potraktowania jakiegoś problemu w sposób zbyt powierzchowny i generalizujący. Naprawdę, od tego korona z głowy nikomu jeszcze nie spadła, a rozwijamy się wszyscy jedynie do momentu, do którego jesteśmy w stanie jeszcze cokolwiek „z zewnątrz” przyjąć, choćby to miało być jedynie intelektualne ćwiczenie, polegające na umysłowym, logicznym, podważeniu na chwilę jakiegoś wyznawanego przez nas poglądu czy przekonania. Po to, by stać się bogatszym, by się w czymś wzmocnić, utwierdzić, lub porzucić błędny przesąd; by zachowując wyznawany system wartości, dokonać korekt tam, gdzie od prawdy odwodzi nas „wdrukowany”, emocjonalny przesąd.

Wierzę jednak, że prawda jest jedna. Bywają tylko różne racje. I różne mogą być sposoby tej prawdy podania, czy docierania do niej. Naprawdę, czasem dobrze jest pozwolić, dać szansę komuś dojść do niej samodzielnie, pokazując jedynie drogowskazy, przeoczony milowy kamień, punkt odniesienia.
Tak, czasem dobrze jest także uczciwie wystawić własne racje na wiatr (nie ostrzał) kontrargumentów, bo w jakichś kwestiach również i my możemy się mylić. A poza tym taka rozmowa nas wzbogaca. Rozmowa... No właśnie. My nie umiemy ani dyskutować, ani rozmawiać. A w rozmowie medialne fajerwerki nie są potrzebne.
Dlatego uważam, że jeżeli tylko istnieje jakieś wspólne dobro, które nas łączy – to naprawdę, siądźmy i porozmawiajmy, bo w wielu sprawach możemy się porozumieć. I wzajemnie wzbogacić. Nie tylko dla nas samych. Ale przede wszystkim dla większego, wspólnego dobra. Dla Polaków. Dla Polski.
Czego sobie i Państwu w Nowym Roku życzę...

Mirosław Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 10:17:16
IP          : 23.20.220.59
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html