To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Felieton Mirosława Poświatowskiego    -   25/2/2012
Zapiski darczyńcobiorcy
„Niech nie wie lewica, co czyni prawica” - słowa te, to wbrew pozorom nie polityczny apel, ale przyczynek do rozważań o „dawaniu”, jałmużnie, o dzieleniu się, pomaganiu bliźnim. Do rozważań tych może nastrajać choćby dopiero co miniona Środa Popielcowa. Bezinteresowne dzielenie się z bliźnim jest cnotą, obowiązkiem i nieodłączną cechą chrześcijanina. Stanowi o naszym człowieczeństwie i jest czymś, co nas – jako darczyńców – wzbogaca. Jest też lekarstwem na nasze egoizmy. A tym samym stanowi coś, co scala społeczeństwo – gdyż społeczeństwo kierujące się skrajnym egoizmem, zatomizowane, rozpada się i społeczeństwem być przestaje; zanikają więzy międzyludzkie i poczucie wspólnoty; zanika zdolność do poświęcenia i ponoszenia ofiar, wypaczają się charaktery i zaczynamy wówczas różnić się od zwierząt jedynie bardziej złożoną zdolnością porozumiewania się, czy potencjalną umiejętnością posługiwania się intelektem; życie staje się czymś, co ma spełniać jedynie wszystkie nasze zachcianki, bez przykrych następstw, bez kary, bez odpowiedzialności za drugiego człowieka i samego siebie, bez zdolność współodczuwania, jako jednego z wyznaczników człowieczeństwa. W takim świecie rozpada się rodzina, zanika instytucja małżeństwa, nikt nie chce wziąć na siebie „jarzma” spłodzenia i wychowania dzieci, w efekcie czego upada cywilizacja.

Ogloszenie

Warto więc pamiętać, że mamy wręcz chrześcijański obowiązek dzielenia się z innymi, potrzebującymi pomocy ludźmi – choćby tym, czego i tak mamy w nadmiarze, czy to będzie pieniądz, czy nasza wiedza.
I bynajmniej nie oznacza to, że mamy dawać się przez każdego wykorzystywać. Musimy też mieć świadomość, że nie zawsze najlepszą pomocą i lekarstwem dla bliźniego będzie akurat to, o co on prosi. Niemniej jednak w przypadku np. ubogiej rodziny, uzyskujemy pewność co do tego, że udzielona pomoc będzie adekwatna do czyichś potrzeb. W przypadku gdy zdajemy się na np. na „pośrednictwo” jakiegoś stowarzyszenia czy fundacji, takiej pewności już nie mamy, co nie znaczy że organizacja ta wykorzysta nasze środki niewłaściwie.

Często przed podzieleniem się, wspomożeniem kogoś, wstrzymuje nas przekonanie, że przecież „państwo” ma się o tego kogoś, „o nich” zatroszczyć. Nie uświadamiamy sobie jednak przy tym, iż „państwo” czyni to z naszych podatków i mało efektywnie. Nie od rzeczy będzie zatem zauważyć przy tej okazji, że „państwo” zawłaszczyło swymi przymusowymi, z ducha socjalistycznymi regulacjami, zbyt wielką przestrzeń naszej wolności - i do czego to prowadzi, widzimy choćby na przykładzie systemu emerytalnego: przymus ubezpieczeń społecznych (no właśnie, czy w ogóle i jaką będziemy mieli emeryturę?) stworzył bombę demograficzną, z malejącą liczbą dzieci – przyszłych i obecnych pracowników, mających utrzymywać niewspółmiernie rosnącą grupę emerytów; a przecież wcześniej to właśnie posiadanie dużej liczby dzieci było zabezpieczeniem na „stare” lata, nie zaś „emerytura” za przymusowo zabierane i rozkradane pieniądze!
W efekcie tego wszystkiego czujemy się „zwolnieni” z obowiązku dawania i pomagania innym – z czego z kolei wysnuć można wniosek, że państwo, z nadmiarem regulacji, przypisujące sobie coraz to nowe prerogatywy „troszczenia się o wszystkich” za nasze, odbierane nam w coraz większej ilości pieniądze (socjalizm) – jest tworem niszczącym tkankę społeczną, rodzinę i zabijającym w nas, chrześcijanach – chrześcijaństwo, z nieodłącznym mu duchem miłosierdzia. Zatem – tak na marginesie – w naszym własnym interesie (i w celu zbawienia) leży doprowadzenie do sytuacji, w której „państwo” jak najmniej wtrącałoby się do naszych wolności i jak najmniej „pomagało” - ograniczając się co najwyżej do tworzenia odpowiednich „warunków” do zachowania tejże wolności, do rozwoju przedsiębiorczości itp. Błędne jest bowiem przekonanie, że „państwo” z całą potworną biurokratyczną machiną zatroszczy się o słabszych lepiej, niż zrobilibyśmy to my sami. Ostatnie stulecie funkcjonowania takich „państw” doprowadziło właśnie do sytuacji, gdy dobroczynność i poczucie współodpowiedzialności za drugiego, konkretnego człowieka, jest systematycznie niszczone.

Często też przed podzieleniem się, wspomożeniem kogoś, wstrzymuje nas przekonanie, że przecież „sami mamy mało”. Tym cenniejsza jest jednak taka jałmużna (przypowieść o „wdowim groszu”), gdyż oznacza prawdziwe, kształtujące nas wyrzeczenie - a poza tym tworzymy sobie przecież w ten sposób niejako „skarb w niebie”. I być może kiedyś na sądzie ostatecznym, właśnie ów grosz będzie tym, co nas ocali.
Przed dzieleniem wstrzymuje nas także często przekonanie, iż nic nie wiemy o osobie, której mamy pomóc; w przypadku żebraka – zakładamy, że to na pewno pijak, albo ktoś, kto ma majątek, a tylko żebraka udaje, żerując na naiwności ludzkiej. Tak „rozgrzeszeni” odchodzimy. Jednak w przypadku pijaka – możemy przecież nie dawać mu pieniędzy, tylko kupić bułkę. Poza tym, o ile cokolwiek uczyniliśmy „najmniejszemu” - Jezusowi uczyniliśmy, o tyle tak samo jest z tym, czego „nie uczyniliśmy”.

Jest jeszcze jeden aspekt dzielenia się i dawania. „Niech nie wie lewica, co czyni prawica”. Jeśli już kogoś wspomagamy – czy to groszem czy inną formą pomocy – żadna w tym nasza zasługa i żaden niebieski skarb, jeśli chwalić się tym będziemy na lewo i prawo. Czyniąc tak, już otrzymujemy swoją zapłatę i nasz gest nie jest gestem miłosierdzia – jest zwykłym handlem. Za dar z tego, czego mamy w nadmiarze – otrzymujemy „towar” sławy, splendoru, chwalby.
Ideałem byłaby więc sytuacja, gdy pozostajemy darczyńcą anonimowym dla beneficjenta pomocy – i tu służyć pomocą może organizacja pożytku publicznego. Tyle że pamiętajmy, iż odpisanie jednego procenta bynajmniej nie jest „jałmużną”, bo dajemy w ten sposób coś, co i tak byłoby nam zabrane; nie zwalnia to nas z obowiązku wspomożenia bliźniego.

„Dając” („rybę”, czy „wędkę”) powinniśmy też pamiętać, aby obdarowanego przy tym nie upokarzać. W wielu wypadkach zapewne i tak człowiek ów czuje się upokorzony, przez konieczność proszenia. Z drugiej strony rzecz biorąc – nie powinniśmy kogoś uzależniań od naszej pomocy, jak od rozwiązania systemowego. Niekiedy formą pomocy, wzmacniającą przy tym poczucie godności obdarowanego, może być jej uzależnienie od wykonania jakiejś prostej czynności. Możemy być hojni, ale zlećmy przystrzyżenie trawnika czy umycie samochodu. Choć z pozoru takie postawienie sprawy wygląda na zwykłą transakcję, w istocie może być jednak aktem miłosierdzia. Jeżeli proszący o pomoc uzna że to „poniżej jego godności” - wówczas, cóż – mamy do czynienia z wałkoniem i istotnie w tym wypadku, wspomożenie go groszem nie będzie czymś dobrym i wzmacniającym, ale czynem ugruntowującym takiego człowieka w jego wałkoństwie.
Ale wspomóc możemy także dobrem niematerialnym, udzieloną w innej formie pomocą, a czasem po prostu skarbem dobrego słowa. To też częstokroć może być bezcenny dar. Liczy się pomoc, wyrzeczenie, bezinteresowność.

Z dawaniem i braniem wiąże się nierozłącznie jeszcze jedno pojęcie – jest nim wdzięczność. Z pewnością każdy z nas, niezależnie od swego statusu materialnego, czy innego, nieraz doświadczył w życiu czyjejś bezinteresownej pomocy, pomocy nie oczekującej zapłaty. I być może w wielu wypadkach nawet tej czyjejś bezinteresowności nie dostrzegliśmy, przyjmując wyświadczone dobro, jako coś oczywistego, jako coś, co nam się należy. Gdy to sobie uświadomimy, może się okazać, że nie potrafimy odczuwać czy okazywać wdzięczności. Nie potrafimy dziękować. A wdzięczność nie musi oznaczać prostego odwzajemnienia się na podobieństwo handlu, bo wzajemność nie musi być handlem. Tu decydującym, rozstrzygającym w sumieniu kryterium - jest intencja.
Nawiasem mówiąc to bodaj Sokrates stwierdził, że otrzymane dobrodziejstwo nakłada na obdarowanego ciężar wdzięczności, stąd też lepiej samemu dobrodziejstwo wyświadczać, niż je otrzymywać.
Z kolei odwdzięczyć się nie zawsze jesteśmy w stanie (choć przynajmniej możemy się pomodlić) i niekoniecznie musi owo odwdzięczenie się być ukierunkowane na darczyńcę – możemy jednak kiedyś komuś innemu wyświadczyć dobro. Dobro potrafi wracać. Jeśli jednak nie wraca do nas tu, na ziemi, to tym większy skarb budujemy sobie w niebie – pamiętajmy wszakże przy tym, że do zbawienia nie wystarczą same dobre uczynki, potrzebna jest przede wszystkim Łaska Boża.

Tak czy owak, wydaje się, że częstokroć nie tylko nie potrafimy „dawać”, dzielić się z innymi, ale też nie potrafimy być wdzięczni. Nie potrafimy wykrzesać z siebie tego bezinteresownego dobra – i nie potrafimy jego okruchów dostrzegać wokół siebie. Nie dostrzegamy tych wszystkich dobrodziejstw wyświadczonych nam przez innych, za które nie raz nawet nie podziękowaliśmy. Tymczasem prawdziwe dobro nie jest tak „efektowne” i krzykliwe jak zło – i o ile wyświadczać je powinniśmy raczej po cichu, o tyle głośno powinniśmy je dostrzegać i – dziękować. Poniekąd jesteśmy tym, czym się karmimy. Więc chyba lepiej karmić się dobrem, zauważać je, cenić (a jego bezcenność polega przecież właśnie na bezinteresowności); powinniśmy dobro, w skromności praktykować i „hodować” w sobie, by czynić świat – swój i bliźnich – lepszym. Tymczasem każdy chciałby zmieniać świat – a nikt nie chce zacząć od siebie...

Mirosław Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 11:47:51
IP          : 34.229.223.223
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html