To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Multimedialne relacje i refleksje po obchodach 2. rocznicy tragedii Smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie (film)    -   11/4/2012
Czas pamięci, czas gniewu
Zapraszamy do obejrzenia filmów i wysłuchania nagrań dźwiękowych z wtorkowych obchodów drugiej rocznicy tragedii smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Uczestnikiem tych wydarzeń był - wśród innych tarnowian obecnych wówczas na ulicach stolicy - m.in. Piotr Dziża, który dzieli się z inTARnautami również swoimi refleksjami, dotyczącymi tego uczestnictwa - ocenami tego, co usłyszał, zobaczył i przeżył.

Ogloszenie
>

Już dawno postanowiłem, że drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej - najbardziej tragicznego i najważniejszego wydarzenia polskiej historii ostatnich lat, spędzę w Warszawie. Nie mogłem tam pojechać w pamiętne kwietniowe dni, dwa lata temu. Żałuję do dziś. W tym roku jechałem, licząc po cichu, że poczuję choć trochę z tej niezwykłej atmosfery. Tej zrodzonej w długiej kolejce do Pałacu Prezydenckiego, gdy najgłębsza trauma obudziła w Polakach - przez tydzień nie indoktrynowanych przez media i polityków - naturalny, czysty instynkt przedstawicieli dumnego narodu o tysiącletniej tradycji, przywiązanego do najbardziej konstruktywnych, najszlachetniejszych wartości chrześcijańskiej cywilizacji.
Minęły jednak dwa lata, które nie mogły pozostać bez wpływu na postawę ówczesnych żałobników.
Ludźmi, którzy przyjechali i przyszli na Krakowskie Przedmieście w poświąteczny wtorek, nie kieruje już tylko szlachetny impuls cichego oddania hołdu lżonemu wcześniej Prezydentowi i Jego Małżonce, okazania solidarności rodzinom pozostałych 94 innych ofiar... Po dwóch latach "smoleńskich" matactw oraz innych kłamstw, oszustw i manipulacji, którymi jesteśmy karmieni przez rząd i większość najbardziej dostępnych mediów, po dwóch latach budowania przez nich jeszcze bardziej skutecznego i jeszcze bardziej powszechnego przemysłu pogardy, przemysłu, który ma na swoim koncie nowe, również śmiertelne, ofiary oraz uderzenie w najświętsze i dotąd nietykalne w Polsce symbole; po tych wszystkich doświadczeniach 24 ostatnich miesięcy (minus dziewięć dni żałoby) podstawowym motywem przyjścia pod Prezydencki Pałac stał się gniew.

To nie oznacza, że gniew nie był obecny na Krakowskim Przedmieściu już 2 lata temu.
Nie był być może uczuciem dominującym, ale najlepszym dowodem na to, że go tu nie brakowało jest fakt, że jedyny film, jaki powstał z tym nieprzebranym tłumem w roli głównej, był słynny film Ewy Stankiewicz i Janka Pospieszalskiego. Polsat, czy TVN prawdopodobnie nawet nie próbowały.
Dziennikarze tych stacji dobrze wiedzieli, że pod macierzystymi szyldami "normalna" praca podczas realizacji takiego dokumentu nie byłaby możliwa. Nikt z nich w każdym razie nie zaryzykował. I nawet nie robili sprawy z inwektyw i innych przykrości, jakie spotykały wówczas reporterów ich stacji. Ba, kilku z nich zdarzyło się nawet uderzyć w piersi, próbowali zrozumieć emocje, które kazały jakiemuś panu czy pani zwrócić się do nich w sposób wulgarny, per "ty k*****" . Wszak jeszcze kilka dni wcześniej oni sami lub ich redakcje uczestniczyły w swoistych wyścigach na głośniejszą lub bardziej przerysowaną demonstrację niechęci do "Kaczora", obrzydzenia okazywanego Kaczyńskim i wszystkim "głupkom" z ich otoczenia, czy szerzej - całego pożałowania godnego pisowskiego elektoratu.
Wtedy, przez tych kilka dni, rozumieli prawo ludzi do okazywania im wrogości.
Dziś udają, że nie rozumieją dlaczego spotykają ich te wszystkie wyzwiska, nawet jeśli osobiście nie zasłużyli sobie na nie.
Dziwią się tym werbalnym atakom i oburzają nimi, tak jakby relacje z listopadowego Marszu Niepodległości odzwierciedlały istotę tego zdarzenia, jakby wzorcowo obiektywne lub w ogóle obecne były na antenach ogólnopolskich telewizji relacje z dziesiątków innych antyrządowych manifestacji, jakby dociekliwe i krytyczne wobec działań rządzących i pozbawione codziennych ataków na opozycję były codzienne programy informacyjne i seanse "satyry" w stylu "Szkła Kontaktowego". O reprezentatywnym doborze gości i problematyki, którą ponoć żyje kraj, w programach publicystycznych nadawanych w porach największych oglądalności, nie wspominając.

Jak widać, wciąż można udawać, że powodu do okazywania mediom swego oburzenia nie ma, że mamy do czynienia z "normalnym" rynkiem medialnym, "normalną" działalnością największych redakcji. Można więc czynić z siebie męczenników, jak dziennikarz TVP INFO, który chciał "nadać lajfa" dokładnie z epicentrum wtorkowych wydarzeń, dosłownie spod sceny, która stanowiła punkt , na którym skupiała się uwaga wszystkich zgromadzonych.

Dziennikarze Polsatu, których obserwowałem podczas wejścia na żywo do wieczornych "Wydarzeń" umieli zrobić to spokojnie i skutecznie, nie ingerując w tłum i nadając relację z pewnego dystansu, z pokazaniem szerokiego planu kłębiącego się na placu Zamkowym tłumu, przybywającego na Mszę, celebrowaną w Archikatedrze Św. Jana.
Ale TVP INFO wybrało sobie sam środek "akcji", pod "mocnym" transparentem z napisem "Oto głowa zdrajcy" i rysunkiem popularnego Donalda z niezapomnianej kreskówki Disneya.
Żeby było jasne - nie pochwalam żadnego przeszkadzania i ataków - choćby tylko werbalnych - na jakichkolwiek dziennikarzy, ale też dobrze wiem, że w wielotysięcznym tłumie i w atmosferze manifestacji nie sposób uniknąć podobnych sytuacji.
Jeśli zatem - miejsce ustawienia się kolegów z TVP INFO nie było prowokacją - to było po prostu dowodem braku umiejętności przewidywania, utraty kontaktu dziennikarzy z rzeczywistością. Żadnego profesjonalizmu w takim zachowaniu nie dostrzegam. Powiedzmy sobie szczerze: nie ma tu też żadnej odwagi. Skoro reporter zdecydował się bowiem na próbę nadawania ze ścisłego centrum wydarzeń, to widocznie nie przyszło mu do głowy, że cokolwiek mu grozi. Bo i - poza dokuczliwym sąsiedztwem, które sam sobie wybrał - nic mu nie groziło. Dziennikarzowi jednak za to nieudane i bezmyślne "wejście na żywo" przyprawiana jest teraz aureola. Ewidentnie zapunktował u odpowiednich odbiorców i decydentów. A może taki był cel ?

A pro pos "zagrożenia", jakie stwarzali uczestnicy wtorkowego marszu i demonstracji, to najlepszą oceną jego stopnia ze strony odpowiednich służb był - inaczej niż przed rokiem i podczas haniebnej akcji usuwania Krzyża - brak gąszcza metalowych barierek. Nieliczne barierki odgradzały we wtorek wyłącznie pole ze zniczami i kwiatami. Uczestnicy wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu nie nastręczali bowiem służbom porządkowym jakichkolwiek poważniejszych problemów. Podkreślam - działo się to wszystko tak sprawnie i z zachowaniem dyscypliny, mimo wielkich ludzkich mas, mimo dziesiątków tysięcy osób, które przewijały się od rana do wieczora przez tę najważniejszą w tym dniu ulicę Polski.
Podkreślam te liczby, bo ja widziałem popołudniu, jeszcze przed wieczorną kulminacją, już wiele, wiele tysięcy ludzi z całego kraju. Z trudem przedzierałem się przez gęstniejący z każdą chwilą tłum, gdy żona zadzwoniła do mnie, pytając, czy faktycznie jest pod Pałacem Namiestnikowskim tylko garstka ludzi, kilkaset osób, jak informował w tym samym czasie jakiś "korespondent" którejś z wiodących stacji informacyjnych.
Wieczorem, informowano z kolei o 2-3 tysiącach, gdy po podniosłej Mszy w Archikatedrze cała przestrzeń szerokich chodników i ulicy od placu Zamkowego aż do placu przed kościołem Wizytek wypełniła się szczelnie uczestnikami Marszu Pamięci, tłumami przynajmniej dziesięciokrotnie większymi od podawanych "na bieżąco" szacunków...

Jak już napisałem - gniew, który niekiedy znajdował ujście w indywidualnych wybuchach wiązanek epitetów wykrzykiwanych pod adresem przedstawicieli niektórych mediów, stał się głównym spoiwem łączącym tych, którzy chcieli TU być 10 kwietnia 2012 roku.
Wszystkie osoby, które tak licznie przyszły pod Pałac Prezydencki i dla których pamięć o tragedii z 10 kwietnia jest wciąż autentycznym, codziennym zadaniem, połączyła bowiem diagnoza fatalnego stanu państwa, stanu życia publicznego w ogóle.

Dla uczestników manifestacji Jarosław Kaczyński był niekwestionowanym i naturalnie oczekiwanym liderem, bo też jest personifikacją krytyki obecnego, najgorszego po 89 roku rządu. Po raz kolejny przekonałem się o żywej charyzmie tego polityka, z którego wieloma politycznymi zachowaniami i poglądami bywam niekiedy w sporze.
Wciąż wielka charyzma nie oznacza jednak dziś - i to także jest zasadnicza zmiana w stosunku do kwietnia 2010 - bezgranicznego zawierzenia prezesowi. To już jest charyzma dojrzała, zracjonalizowana, można by powiedzieć: charyzma po przejściach.

Zawirowania personalne i konflikty w PiSie, a przede wszystkim kolejne trzy przegrane po 10 kwietnia wybory, pozbawiły Kaczyńskiego aury nieomylnego proroka. Na Krakowskim Przedmieściu, powszechna była zgoda na tezy wygłaszane przez prezesa PIS, który wciąż znakomicie artykułuje - w imieniu całego zgromadzenia - najważniejsze błędy i zaniechania obecnego rządu i wciąż świetnie puentuje rzeczywistość. Mam jednak wrażenie, że choć ogólne recepty, które przedstawiał, też spotykały się z entuzjazmem, to ich interpretacja nie była już tak jednoznaczna i powszechna jak prezentowana diagnoza.

Na Krakowskim Przedmieściu spotkałem osoby, o których wiem, że z pewnymi oporami zgadzają się z liderem PiS w sprawie metod dochodzenia do prawdy o Smoleńsku, a całkiem często i otwarcie spierają się z nim o sposoby odzyskania władzy. Również wczorajsze rozmowy w Warszawie z przypadkowymi osobami, utwierdziły mnie w przekonaniu, że prawie każdy z nich trochę inaczej rozumie wezwania Kaczyńskiego.
Bo i z obłych figur retorycznych o jedności prawicy, niewiele przecież wynika wprost.
Wszyscy przy tym doskonale sobie zdają sprawę, że prawica ma tylko jednego lidera a partia, na czele której stoi, jest tu najważniejszą, dominującą siłą. Nikt tego przed Pałacem Prezydenckim nie kwestionował, choć wnioski już wyciągał własne.

Nie stanowimy zatem monolitu, niektórzy z nas nie ponieśliby w Marszu Pamięci niektórych transparentów, choć rozumiemy z czego wynikają nawet te najbardziej jaskrawe hasła. Różnimy się też w szczegółach projektów na przyszłość, ale wszystkich nas łączy gniew. Gniew rozumiany jako aktywny, permanentny protest, żywą niezgodę na to, co dzieje się z Polską obecnie, na załgane do szpiku kości życie publiczne. Łączy Nas, czyli w przeważającej większości wrażliwych, wolnych i myślących ludzi, wyzwolonych spod klosza wygody i konformizmu.
Wbrew temu, co nam wmawiają, nasz gniew nie jest ślepy i destrukcyjny. Nie wynika z żadnego zacietrzewienia, ale z analizy faktów, na których przyjmowanie - w przeciwieństwie do wciąż wielu rodaków - jesteśmy otwarci. To nie jest gniew "rewolucyjnej chwili", to systematyczny gniew konserwatystów, którzy odkładają w czasie reakcję na prowokacje (takie np., jak usuwanie w kilka godzin po naszym czuwaniu palących się jeszcze na chodniku zniczy), choć niczego nie zapominają.
I nie jest to już gniew wynikający z bezsilności. Nikt z nas oczywiście nie wie ile będzie trzeba czekać na postulowane zmiany, ale też nie spodziewa się ich już za chwilę. Działamy w swoich społecznościach codziennie, konsekwentnie i metodycznie. Mamy też coraz więcej okazji, by się policzyć.
Na Krakowskim Przedmieściu we wtorek poczuliśmy, że nasz wspólny gniew jest potężną siłą i rozszerza się z każdym dniem, w którym władza bagatelizuje protest w sprawie obrony historii w szkołach, z każdą audycją, w której milczeniem pomija się miliony podpisów zebrane za telewizją Trwam lub takie informacje jak ta o umytym dokładnie wraku Tupolewa. Nasz gniew rośnie też z każdym ponownym wybuchem salonowej histerii wokół skandowanych na manifestacji haseł i wypowiedzianych publicznie słów, których przecież nie ukrywamy przed nikim.
Wiemy już bowiem, że ta histeria oznacza po prostu trafność naszych ocen.
Odnosząc się do poruszającego kazania biskupa Dydycza, to nie my musimy się martwić wyborem Barabasza, tylko ci, którzy go wybierali ...

Jechałem poczuć we wtorek podniosłą atmosferę Krakowskiego Przedmieścia z połowy kwietnia 2010 roku, ale to już nie jest czas żałoby. Pamięć tamtych dni jest w nas ciągle żywa, ale kwiecień roku 2012 to już inny moment. To czas otwartego, w pełni uzasadnionego gniewu.

Piotr Dziża

Zobacz/posłuchaj fragmentu programu przygotowanego przez organizatorów obchodów - wykonania jednej z pieśni Jana Pietrzaka :

Pobierz wtyczkę Flash Player

Zobacz/posłuchaj innego fragmentu programu - wykonania pieśni "Żeby Polska była Polską" Jana Pietrzaka :

Pobierz wtyczkę Flash Player

Zobacz/posłuchaj zapisu popołudniowego wystąpienia prezesa Prawa i Sprawiedliwości, Jarosława Kaczyńskiego :

Pobierz wtyczkę Flash Player

Zobacz/posłuchaj fragmentu wieczornego Marszu Pamięci na Krakowskim Przedmieściu :

Pobierz wtyczkę Flash Player

Zachęcam też do wysłuchania poruszającej homilii, wygłoszonej podczas uroczystej Mszy Świętej w Archikatedrze św. Jana przez JE Biskupa drohiczyńskiego Antoniego Dydycza (zapis audio dokonany na Placu Zamkowym, kilkaset metrów od miejsca celebry, bo do Katedry nie sposób było się już wtedy dostać ...) :



W tym miejscu wysłuchasz wieczornego przemówienia prezesa Kaczyńskiego pod Pałacem Prezydenckim :



Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 04:13:38
IP          : 3.236.111.234
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html