To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Refleksja Jana Maniaka po obejrzeniu spektaku "Wyklęci" Teatru Nie Teraz    -   05/5/2012
Racja Wyklętych racją Rejtana
27 kwietnia na Małej Scenie Tarnowskiego Teatru im. L.Solskiego swoją najnowszą sztukę zatytułowana "Wyklęci" zaprezentowali artyści Teatru Nie Teraz. Spektakl w reżyserii Tomasza Żaka, który po raz pierwszy pokazano w Tarnowie, miał swoją premierę tydzień wcześniej w Warszawie, w miejscu szczególnym (również dla snutej przez TNT opowieści), bo w mokotowskim więzieniu na Rakowieckiej. Jak wynikało z rozmów, prowadzonych we foyer po tarnowskim pokazie, ta kolejna pionierska próba zmierzenia się na scenie teatralnej - przez coraz głośniejszy w kraju, w Tarnowie bezdomny wciąż zespół alternatywnych twórców - z tematem skrzętnie omijanym dotychczas przez inne teatry, wywołała wśród rodzimych odbiorców duże, pozytywne wrażenie ale tez wzbudziła żywe emocje. Prezentujemy refleksję na temat najnowszego spektaklu TNT, którą napisał jeden z widzów specjalnego tarnowskiego pokazu, znany w Tarnowie erudyta Jan Maniak. Do tego ważnego przedstawienia obiecujemy wracać w najbliższych dniach, publikując kolejne recenzje.

Ogloszenie
>

Raz jeszcze, przy okazji prezentacji najnowszego spektaklu Teatru Nie Teraz (TNT) zatytułowanego „Wyklęci”, mogliśmy się przekonać, że jest to teatr – można powiedzieć, programowo - z „nie teraz”. Nie chciałbym przy tej sposobności uprawiać intelektualnej gry językowej, zabawiając się nazwą teatru, ale zamierzam – sądząc, że to istotne spostrzeżenie - wyłuskać raczej z tego przysłówka czasu „teraz”, poprzedzonego partykułą „nie”, charakterystyczny aspekt, który wyróżnia ten „ubogi” teatr od innych, chciałoby się rzecz mainstrimowych, wyznaczających współczesne trendy i narzucających obecnie ton w tej dziedzinie sztuki.

Ten zaprzeczony przysłówek, „nie - teraz” (notabene zrodzony w jeszcze czasach „komuny”), narzucił mi się z całą oczywistością podczas prezentacji ostatniego spektaklu TNT. Nie tylko znalazłem się duchowo w czasie, który adekwatnie – z braku lepszego określenia - mógłbym nazwać „nie teraz”, ale i w sensie przestrzennym w jakiejś innej Polsce. Ona jest tu, ale nie teraz; jest tu, ale gdzie indziej, chociaż wciąż - tu i teraz, o czym świadczą dobitnie przywoływane znaki czasu. Słuchając i patrząc na grę aktorów odnalazłem siebie, jako kogoś z „nie teraz”, zakorzenionego w przeszłości, w tym, co się nazywa Polskość, i kogoś komu Polskość pojawia się, jako cel na horyzoncie. Gdybym chciał znaleźć symboliczny ekwiwalent tego stanu rozdarcia, w którym się znalazłem, wskazałbym na pierś Tadeusza Rejtana, tak sugestywnie przedstawioną na obrazie Jana Matejki zatytułowanym „Upadek Polski”. Gdzieś w głębi piersi tego posła z Nowogródka jest ta Polska, która nie zginęła, mimo, że ginie na jego oczach. Jest to „teraz”, gdy Nią kramarzą i kupczą i to teraz, gdy się podnosi z niewoli. W tym samym skurczu serca schodzi w katakumby i błyszczy w pełnym majestacie swej potęgi. I w tej chwili – teraz, kładą Ją do grobu i w tym samym mgnieniu oka widzimy Ją powstałą z martwych. I gdy tak trwałem w tym rozdarciu, mając przed oczami to widmo Polski, której nie ma, ale jest - tu i teraz, zacząłem uświadamiać sobie, że ta naga pierś Rejtana w progu do sali obrad jest tą granicą, za którą zaczyna się ta obłędna wiara w Polactwo, czyli w Polskę, ale bez Polskości, bez Boga i historii, bez dumy i honoru. I również istota pojęcia „wyklęci” leży na progu do różnych sal obrad, których jest coraz więcej. I nie miejmy złudzeń, dziś też Polska traktowana jest w tych gremiach, jako towar i interes. Ale jest coś w przesłaniu „Wyklętych”, co utwierdza widzów spektaklu w przekonaniu, a nawet pewności podobnej tej, jaką cechowało się serce i pióro Jana Lechonia:

Kiedy wszystko struchlało z obawy Moskali,
On na progu się sali jako kłoda wali
Z tą jedną myślą w głowie: "Ja wszystko ocalam",
Rozdziera swoje szaty, krzycząc: "Nie pozwalam!"
Sto ramion niezlękłego uchwyciło męża,
I oszalał, i umarł. Lecz to on zwycięża.

Ten może zbyt osobisty ton – nie da się ukryć – jest wyrazem podziękowania dla reżysera i aktorów za podjęty temat, tak niezwykle istotny dla Polaków i – co nie mniej ważne – za jego przekonywujące i sugestywne przedstawienie. Gra aktorów uwypukla fakt, można to fizycznie wprost odczuć, że ten spektakl został zbudowany właśnie na historycznej opozycji, która ujawnia się z całą siłą i dziś, bo jest wciąż blizną dla jednych, a dla innych raną, która się nie potrafi zasklepić, tworząc niezrozumiały dla obcokrajowców polski stygmat, widzialny znak rozdarcia Ojczyzny na wciąż nowe konfederacje spod znaku Baru i Targowicy.
Pierwsza znamienna scena przedstawia symbolicznie spuszczenie kurtyny milczenia na heroiczne bohaterstwo Żołnierzy Wyklętych, których propaganda peerelowska, oparta na dezinformacji, nazywająca czarne białym i odwrotnie, określiła mianem „zaplutych karłów reakcji”. Jeden z bohaterów spektaklu, który miał być wymazany z pamięci Polaków, rozwiesza firankę na małym oknie, które stanowi centralny element skromnej dekoracji. Okno, z rozbitą przez pocisk szybą, jest szare, bez perspektywy. Za nim tylko ciemność. Można dodać, że wciąż ciemna noc konspiracji, chociaż inni Polacy cieszą się iluzoryczną wolnością. Paradoks, który udało się reżyserowi przedstawić polega na tym, że ci wolni żyją w niewoli, a ci drudzy żyją wolni w zniewolonym kraju; wolni, choć represjonowani. Dialog, który prowadzą Konrad i Janek wskazuje, że należą do oddziału „Łupaszki” - V Wileńskiej Brygady AK. Wileńska Brygada, ale bez Wileńszczyzny. Symboliczna korrida ma uzmysłowić nam z pewnością istotę tej walki, kończącej się „rytualnym” mordem.
Przejmującym elementem gry aktorskiej jest bezpośrednie zwracanie się do widza (matki czy ojca) z prośbą o zezwolenie na podjecie walki konspiracyjnej i rodzicielskie błogosławieństwo. W tej roli bardzo przekonywujące są Magdalena Zbylut jako Danusia i Agnieszka Rodzik w roli Lilki. Nie chcę wymieniać tu kolejnych scen, które toczyły się wartko - raz w rytm walca, innym razem z synkopowym tętentem kawalerii, przywołując to rycerskiego ducha Polski, to - przez tęskny kresowy modlitewny zaśpiew, czy przez polskie credo i polskie Ojcze Nasz - polskiego ducha zrodzonego z katolicyzmu. Oczywiście, Konrad, w tej roli Łukasz Krzemiński, jako reprezentant Polaków noszących w sercu Polskę - tę z „nie teraz”, wyidealizowaną, ale równie realną, bo zrodzoną z krwi jej bohaterów - musiał przejść przez noc Dziadów. Ma to głęboki sens, bo odwołuje się do najlepszych tradycji Polskości, tej z „nie teraz”. Reżyser przywołując „Dziady” z rozmysłem, wydaje mi się jakby „manipuluje” widzem, grając tzw. martyrologią i nienormalnością. Czyżby polemizował z Janem Klatą i jego parodią Trylogii Sienkiewicza, który ukazuje nam Polskę, jako szpital psychiatryczny, ulokowany w kaplicy (twierdzy) z Matką Boską Częstochowską i słomą w kącie? Czyżby ku pokrzepieniu serc? Konrad wie, że jako Polak nie zostaje sam, choćby był sam, jak ks. Piotr w swojej celi, bowiem ma za sobą wiarę i nadzieję tych, którzy za Polskę ginęli. Czy warto?
I tutaj chciałbym się pokłonić Przemysławowi Sejmickiemu za jego rolę Janka, a szczególnie za scenę apologii sprzeniewierzenia się duchowi Polskości w imię mniejszego zła: bo tak „teraz” trzeba, by uchronić substancję narodu, by jakoś to przeżyć, przeczekać w imię nieokreślonej lepszej przyszłości itp. Argumentacja jak najbardziej poprawna, logiczna. Wszystko się niby zgadza, ale jest jeszcze ta gra ciałem, która wszystkiemu przeczy, która się kłóci z tym, co wypowiadają usta. Jaskrawy zgrzyt sumienia w zderzeniu z wygłaszanym peanem poddaństwa. Jak przy tym cudownie grają rekwizyty typowo polskie z tego czasu: walizka, butelka wódki, łamanie się chlebem. Słowo za dużo i kieliszek wódki wolno przelewa się z powrotem do butelki. Judaszowe srebrniki nie cieszą, ciążą i stają się przekleństwem. I ten brak możliwości odwrotu, pułapka współpracy, więc trzeba brnąć dalej i głębiej w to bagno upodlenia. I by móc rano spojrzeć w lustro trzeba powtarzać sobie, że „Polska to fikcja” lub „Polska to nienormalność”, to oszołomstwo, istny wampiryzm. Albo – albo. Słowa nie mogą przeczyć czynom, bo któż potrafi żyć w permanentnym dysonansie poznawczym. Sejmicki nie tyle wcielił się w rolę, co zagrał dwie role w jednej - jakby unisono - rolę patriotycznego sprzedawczyka, bo on wie, co znaczy być Polakiem, wie, czego żąda Ojczyzna od kogoś, kto mieni siebie mianem Polaka. Dlatego jego apologia współpracy wywołuje u widza katharsis - wzbudza litość i trwogę. Ale przede wszystkim jest przestrogą, dla tych, którzy łudzą się nadzieją, że można coś zyskać uciekając od swego przeznaczenia, od Ojczyzny, języka i historii swojego Narodu. Kto porzuca swoją Polskość dla Polactwa, że jeszcze raz przywołam termin Rafała Ziemkiewicza - zostaje tubylcem w skolonizowanym kraju, politycznym kaleką, duchowym outsiderem, człowiekiem znikąd.
I dla niektórych Polaków wymiana Polskości na pieniądze czy pośrednio na stanowisko, etat czy synekurę, to czysty zysk. I w tej roli Ewa Tomasik – Helena sprawdziła się niezawodnie. Polska dla niej jest „tu i teraz”. Nie ma jakieś Polski honoru, polskiego ducha, polskiej kobiecej duszy, którą podziwiała Europa, matki Polki opłakującej męża, modlącej się na różańcu za syna wysłanego na Sybir. Przerwany został historyczny łańcuch łączący ją z tą Polską z „nie teraz”. Polska – twierdzi - stała nierządem, więc rządzą nią persony z nadania Kremla. Trzeba walić po łbie tępych Polaczków - choćby gazetą Wyborczą, korzystać z uciech stołu i łoża, jeśli można. Świat należy do sprytniejszych i silniejszych, a nie ludzi naiwnych, ludzi honoru, który nic tu i teraz nie znaczy. Kłamstwo i propaganda, makiawelizm, sądy, prawo są w służbie władzy. Kogo władza wyklnie jest wyklęty. Oto jej program.
I dzisiaj – historia się powtarza, co suponuje nam tragedia „Wyklętych”. Spotykają się Polacy na progu sali obrad. Jedni by rozdzierać szaty i bronić resztek niezawisłości, drudzy z piórami gotowymi do podpisu kolejnych traktatów. I tak ci drudzy przechodzą po raz kolejny nad głowami tych pierwszych, jak nad ciałem Rejtana. Ta dziwna Polska była – tak dla Kresowian, dla swych najwierniejszych dzieci, jak i dla Polaków, którzy Polskę noszą w sercu, niejednokrotnie macochą. Spektakl „Wyklęci” ustami aktorów zadaje nam pytanie o prawdziwą Polskę z „Nie – Teraz”, wieczną. Zadaje pytanie o Polskę, która potrafi zmieniać Polaków w prawdziwych ludzi. Ktoś, kto stawia pytanie:, „Co z ta Polską?”, otrzymuje odpowiedź godną pytania. Jest chora i nienormalna. Zapytaj siebie: Co z Tobą Polaku? Albo Ty masz rację albo Rejtan i Ci Wyklęci.
I jeszcze raz Jan Lechoń:

"Dziś kiedy na świat cały grzmią moskiewskie spiże,
Gdy niejedno poselstwo stopy w Moskwie liże
A oklask dla przemocy brzmi na wszystkie strony
Ten Rejtan znów podnosi nań łeb podgolony, (...)
I gdy wszystko przemocy gotuje owację
On woła: "Nie pozwalam!" I to on ma rację." ?

Jan Maniak

Tytuł pochodzi od redakcji.
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, April 26, 2024 20:31:51
IP          : 18.191.211.66
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html