To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Buntownicy z Anacondy cz.II    -   04/3/2005
Kilka dni temu opublikowaliśmy pierwszą część wywiadu, jakiego udzielili nam dwaj Rafałowie - Rzeźnikiewicz (gitara, teksty, kompozycje, produkcja) i Huszno (wokal) z rockowej grupy Anaconda. Kilka miesięcy temu zespół wydał drugi album zatytułowany "Buntownik" a już przymierza się do kolejnego - "Podróż z echem", na który materiał jest już przygotowany. Nasz współpracownik, Bartek Biga, rozmawiał z muzykami nie tylko o ich obecnej twórczości, ale też o historii (R.Rzeźnikiewicz tworzył legendarny zespół AKRON), na tematy okołomuzyczne, społeczne a nawet ... obyczajowe.

Ogloszenie
>

Oto druga część tego wywiadu - rzeki.

Barłomiej Biga: Ale wróćmy do czasów, kiedy to Akron był młodym tarnowskim zespołem.

Rafał Rzeźnikiewicz: Start wtedy wyglądał o wiele lepiej niż dziś. Choć czasy były o wiele cięższe. Była jednak większa możliwość zaprezentowania własnej twórczości. Nasz zespół w latach 80-tych wystąpił m.in. w Turnieju Młodych Talentów - byliśmy tam w „Złotej dziesiątce”. To był ten sam turniej, z którego w latach 60-tych wypłynął Czesław Niemen.

Rafał Huszno : Generalnie było więcej imprez. Nikt nie pytał, co grasz? Występowało 40 zespołów - to był maraton – każdy po trzy, cztery numery. Ja wtedy grałem z kolegami w piwnicy. Usłyszał nas jeden człowiek i powiedział: „gracie tak fajnie, tylko szkoda, że w piwnicy – może chcielibyście spróbować u nas w domu kultury?”. I z Tarnowa, do Żabna jeździliśmy dwa, trzy razy w tygodniu, bo to nam stwarzało możliwości zaprezentowania się. Może to śmiesznie zabrzmi – okazje były często polityczne – 1 maja, 22 lipca... z byle okazji organizowało się przegląd i koncerty zespołów. A teraz – Dni Tarnowa? Grały dwie, czy trzy kapele.

RZ: Bo to są już komercyjne imprezy. Dawniej były imprezy programowe – był Jarocin, gdzie graliśmy dwukrotnie, był Open Rock, którego laureatami jesteśmy. Na komercyjnych też bywaliśmy – chociażby w Sopocie, ale to już było w latach 90-tych. Jednak sensem były imprezy, które miały łączność z terenem. Przychodziło na nie 10 tysięcy ludzi i oni mieli możliwość wyboru, bo słyszeli zespół na żywo - to jak on brzmi w swoim materiale. My graliśmy wtedy głównie własne rzeczy – nie było żadnego ukierunkowania na covery. Chcieliśmy wykreować własny wizerunek. I to była zaleta tamtej rzeczywistości - była większa możliwość grania na żywo, robienia własnych rzeczy i promowania ich. Natomiast dzisiaj rynek jest taki dziwnie skomercjalizowany...

RH: i hermetyczny.

RZ: Trudno na imprezy, które są komercyjne, zaprosić zespoły poszukujące, czy awangardowe. Nie ma dla nich miejsca na festynie, gdzie się je kiełbaski, bo nikt nie będzie chciał słuchać takiej muzyki i w rezultacie muzyka zjada własny ogon.

RH: Chociaż 15 lat temu byłoby to możliwe.

BB: Czyli zgadzacie się z tezą, że lata 80-te były dla rocka w Polsce najlepsze, bo zachodnie wzorce dopiero wtedy w pełni do nas dotarły, a władza wolała, żeby młodzież traciła energię na koncertach, a nie na demonstracjach?

RZ: W pewnym sensie tak. To miało pozytywny wydźwięk i wbrew pozorom dawało dużo dobra dla muzyki.

RH: To się w ogóle miło wspomina. Także ówczesne koleżeństwo, pomoc wzajemną. To może są drobiazgi, ale „pożycz mi gitarę, pożycz mi kabel, nie mam werbla...”. Kapele żyły jakby w rodzince.

BB: Wspomnieliście o Jarocinie, który z czasem obrósł w legendę. Jakie macie wspomnienia związane z atmosferę, jaka panowała na tym najważniejszym w historii polskiego rocka festiwalu?

RZ: Byliśmy dwa razy w Jarocinie. Tamtejsza atmosfera nie ma sobie równych. Może ma to trochę odniesienie teraz w tym co robi Jurek Owsiak. Choć skala Jarocina była na pewno mniejsza – wtedy było 20 tysięcy ludzi na widowni. Ale to jest legenda, coś co zostanie. Jednak należałoby zaczerpnąć z tamtych dobrych wzorców i budować coś na tym -szczególnie, że żyjemy w nowej rzeczywistości, która jest dużo bardziej korzystna pod wieloma względami. Zupełnie nie wiem, dlaczego tak się nie dzieje.

BB: A jak odnosicie to do Przystanku Woodstock, który w dużej mierze jest spadkobiercą Jarocina?

RZ: W Polsce jest też kilka innych, wartych uwagi imprez, jak choćby Węgorzewo. Ale Woodstock – faktycznie najbardziej nawiązuje do Jarocina.

RH: I podobną atmosferą.

RZ: Ale czasy inne. Atmosfera jest zbliżona dlatego, że gra się tam muzykę niekomercyjną i rockową.

RH: I widownia jest zróżnicowana. To też upodabnia te dwie imprezy.

BB: Gdyby była taka możliwość, chcielibyście wystąpić na Przystanku Woodstock?

RZ: Oczywiście. Bo przecież my gramy na różnych imprezach, choć nie tak dużych. A tam przychodzi kilkaset tysięcy ludzi. Sądzę, że nasza muzyka nadawałaby się na ten festiwal.

BB: Wysyłaliście swoje zgłoszenie?

RZ: My jesteśmy niejako zawieszeni, bo często nakłada się jedna impreza na drugą, a jeśli coś mieliśmy zarezerwowane już od pół roku, to nie możemy tego porzucić. Ale chcielibyśmy wystąpić i myślę, że kiedyś jeszcze tam zagramy, jako gwiazdy. W końcu poziom, który prezentujemy jest, taki jak trzeba.

BB: W Twojej karierze pojawił się, mówiąc delikatnie – mało rockowy epizod – współpraca z Janem Wojdakiem i zespołem Wawele. Czym była ona podyktowana?

RZ: To było doświadczenie moje jako gitarzysty i jako człowieka. Janek zaproponował mi współpracę 8 lat temu. Podjąłem to jako ciekawe wyzwanie. Bo ja lubię różne gatunki muzyki. Słucham wszystkich konwencji, jakie tylko istnieją. Jednych jako gitarzysta, innych jako słuchacz, innych jako producent, innych jako meloman. Praktycznie słucham wszystkiego i lubię każdy gatunek muzyczny. Ja już kończę - bo Rafała nie mogę do głosu dopuścić (śmiech) Więc na tę propozycję zareagowałem pozytywnie i ona przebiegała harmonijnie – nagraliśmy kilka płyt, zagraliśmy mnóstwo koncertów w kraju i zagranicą. Zakończyliśmy współpracę pół roku temu. Wybrałem jednak Anacondę, bo jest to nasz zespół, coś co czujemy, lubimy i możemy się w tym wypowiadać swobodnie. A to jest najważniejsze.

BB: Ostatnio sukcesami, przynajmniej komercyjnymi, okazują się duety artystów z Krzysztofem Krawczykiem. Ale śmiem twierdzić, że nie byłoby to dla Ciebie szczytem marzeń. Wobec tego, z kim najbardziej chciałbyś wystąpić?

RZ: Z Rafałem Huszno (śmiech). A Rafał z Krzysztofem Krawczykiem.

BB: Czyli wszystkie drogi prowadzą do Krzysztofa Krawczyka?

RH: (śmiech) Ja sam nie wiem... może z Agnieszką Chylińską? Mocny, żeński głos. Ta dziewczyna wie o co chodzi. Myślę, że razem moglibyśmy dobrze brzmieć. Albo Grzegorz Markowski – facet, którego bardzo szanuję.

BB: Gdy formowałeś Anacondę w 95 roku, to jakie aspiracje temu towarzyszyły?

RZ: Nie ukrywam, że chciałem, aby to była najlepsza kapela rockowa w tym kraju. Cały czas dążymy do celu i nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.

BB: Opowiedzcie o tym, jak powstają utwory Anacondy?

RZ: Utwory powstają w różny sposób – czasem na próbach, czasem nawet w studiu. Dla przykładu, ja na obniżonym stroju gitary zagrałem jakiś motyw, a Rafał coś tam dośpiewał.

RH: To powstało w przerwie na papierosa. Zacząłem nucić coś do tego, co on gra. Wróciłem do sali i powiedziałem, żeby zagrali to jeszcze raz. Potem taki kawałek się rozwija. Musi być zarejestrowany na jakimkolwiek sprzęcie, żeby go pamiętać, bo czasem na jednej próbie powstaje kilka numerów. Czekają one na swoją kolej i ich ostateczne obrobienie. Ja komponuję też na ulicy – wychodzę, coś zanucę i jest.

BB: Nie zdarza się tak, że któryś z Was przychodzi z gotową piosenką i każdemu mówi, co ma grać?

RH: Bywa i tak. Jak to Rafał mówił, czasem powstało coś w studiu na bazie jakiegoś riffu, który ktoś przyniósł - „Medialna wojna”, czy „Ściek”. My mówimy cały czas o nowym materiale, za który 20 lat temu trafilibyśmy prawdopodobnie do Milicji (śmiech).

BB: Skąd czerpiecie inspirację do pracy twórczej?

RZ: Ze swojej natury, z życia, z tego, kim jestem, co czuję, co myślę... Ja mam naturę filozofa. Urodziłem się w tym dniu, w którym się rodzą filozofowie (śmiech). I szereg rzeczy w warstwie tekstowej jest nawiązaniem do moich przemyśleń filozoficznych. W muzyce również jest to nawet w pewnym stopniu rodzaj mistycyzmu. Jestem spod znaku węża, a one maja trochę takiej tajemniczości. Czerpię też ze swoich doświadczeń. Przykładowo – utwór „Ściek”. Tekst rozpoczyna się: „Strefy wpływów korporacji odkrywają twarz ,ciężkie tony informacji obiegają świat, era stali i atomu odpłynęła w dal, tak być miało, lecz inaczej znów się stało, dookoła tylko stal; dookoła tylko plastik, nawet nie wiesz ile tracisz, bez powietrznej wentylacji, takie życie to jak koncert bez muzyki, chyba wiesz, musisz wstać od komputera, żeby nie zjadł cię...”

RH: Nawet przesadzone są pewne wersy – „zatrute wszystkie rzeki jeziora i wody”.

RZ: Tak, „musimy wstać od komputera, żeby nie zjadł nas”. Dzisiejsza rzeczywistość jest komputerowa i musimy określić, czy to ona nam służy, czy my służymy jej. To jest poważne zagadnienie, że ludzie zamiast grać w piłkę, zamiast jeździć na ryby, siedzą przy komputerze i dostają schorzeń kręgosłupa. Inny utwór – „Medialna wojna” ; „medialny szum, medialna wojna, gęstnieje tłum i rosną konta”. Czyż tak nie jest? Albo z „Buntownika” – „niewolnicy atomu ery, zapatrzeni w marzeń ekrany, od wiosny aż do sennej jesieni, całkowicie skorumpowani”. To było napisane już 5 lat temu. Wydaje mi się, że teksty są odniesieniem do tego co czujemy i myślimy o rzeczywistości, a mamy dużo przemyśleń.

RH: Jeśli zaś chodzi o inspiracje muzyczne, to jest to generalnie ciężka muzyka: Rammstein, Rob Zombie.

RZ: W moim przypadku: Slipknot, Machine Head, rzeczy, które są nawet bardziej ekstremalne od tego co my gramy. Ale inspiruje nas wszystko, nawet folklor. Dla przykładu – stworzyliśmy kawałek, nie umieszczony jeszcze na żadnej płycie – „Taniec z procą”, w którym są wplecione elementy Polki, czy Oberka.

BB: Z nowej płyty mnie osobiście muzycznie najbardziej przypadł do gustu, otwierający ją utwór „Niewolnicy”. Jednak nie mam pewności, o jakich to niewolnikach jest tu mowa?

RZ: Tu chodzi o to, że ja napisałem ten tekst w kontekście ludzi, którzy są zniewoleni przez pieniądz. Miałem na myśli „niewolnicy biali, niewolnicy źli” – czyli niewolnicy w białych kołnierzykach, bo ładnie to wygląda z pozoru, ale w rezultacie ich świat nie jest prawdziwy. To są ludzie, którzy żyją w biznesie, który choć sam w sobie nie jest niczym złym, to w praktyce jest to tylko darcie szmalu. Podobny kontekst, jak w „Medialnej wojnie”. Jak się zaczyna ten tekst?

RH: „informacja goni nas...

RZ: ...zabija tępym wzrokiem, niepoprawny błogi stan, co wieje starym chłodem, nie ma rzeczy, nie ma spraw, co przejdą mimochodem, zakłamany wielki świat, ze swoim starym smrodem”. Tak dość wywrotowo się zaczyna... Ale to jest ten kontekst – zakłamany i zniewolony człowiek w białym kołnierzyku.

BB: „Jesteś mym słońcem” to nie dość, że najbardziej przebojowy utwór z płyty, to także wyróżniający się tym, że przedstawia świat w jasnych barwach. Jednak reszta płyty to przemyślenia, z których płyną mało optymistyczne wnioski.

RZ: Wydaje mi się, że nasze utwory nie są dołujące i pesymistyczne, tylko dotykają tematów negatywnych. Wiele rzeczy jest pozytywnych – przynajmniej w zamyśle, bo mówienie o tych sprawach które są wokół nas to wielki przywilej demokracji nawet jeśli ktoś stwierdzi że jest ona sterowana . Do tej muzyki, którą wykonujemy, sądzę, że teksty są odpowiednie. Ale nie uważam ich za dołujące i defetystyczne. Natomiast do utworu „Jesteś mym słońcem”, w którym Rafał zaśpiewał bardzo pogodnie, nagraliśmy teledysk na Górze św. Marcina w Tarnowie. Jako ciekawostkę można powiedzieć, że był nagrywany w najcieplejszym dniu w roku. I to było dla nas optymistyczne, bo po tym upale przez parę dni nie mogliśmy dojść do siebie (śmiech). Teledysk był już emitowany parokrotnie. Zaś teraz na ekrany wchodzi klip do utworu „We wszechświecie”.

BB: Podstawę „Buntownika” stanowią mocne riffy i ściana gitarowego dźwięku. Tylko czasem pozwalasz sobie na solówki, jak np. w „Korkociągu”, a i tak nie są one długie. Czyżbyście doszli do takiego wniosku jak Metallica na „St. Anger”, że zespół to zespół i nie ma miejsca na solowe popisy?

RZ: W pewnym sensie tak. Jest to nawet rzecz, o której z Rafałem przedwczoraj dyskutowaliśmy.

RH: I doszliśmy do takiego wniosku, że kolejny materiał po „Podróży z echem” będzie zawierał więcej indywidualnych prezentacji muzyków. Mnie w okresie, kiedy powstawał „Buntownik” jeszcze nie było w zespole – doszedłem w trakcie, więc też nie mogę się wypowiadać.Płytę zaśpiewał Piotrek Pastuszak.Ja zaśpiewałem tylko w „Jesteś mym słońcem”, ale już miałem swój udział w całym kolejnym materiale – „Podróż z echem”. Tam muzyka jest inaczej zaaranżowana jest więcej przestrzeni , nie ma w niej miejsca na rozwijanie solówek(oprócz może jednego utworu), czy popisów perkusyjnych.Ale jest za to mocna sekcja rytmiczna ,przecież mamy znakomitego bębniarza (Wojciecha Paska – przyp. BB). Jednak na kolejnej płycie będziemy chcieli pokazać,to w czym czujemy się najlepiej - czyli improwizacje.

RZ: Tak i Wojtek i ja gramy od dłuższego czasu razem i doskonale się rozumiemy. Możemy zatem grać długie epickie formy, solówki – zarówno na gitarze, jak i na perkusji. Nawet takie formy, jak Dream Theater.

RH: Na to jest miejsce na koncertach, którego jakby nie ma na płycie.

RZ: Myślimy o zrobieniu materiału, na którym można pokazać swoje umiejętności improwizowania. Mamy już nawet parę utworów. Jeden z nich o tytule „Zdrajcy” jest już grany na naszych koncertach. Bardzo fajny kawałek – ma fajny „drive” – coś jak Metallica z pierwszego okresu.

BB: A skąd pomysł na „Awarię” w środku płyty?

RZ: To był pomysł, który zrodził się w mojej głowie, tępej skądinąd... (śmiech) Wychodząc z bloku, w którym jeszcze wtedy mieszkałem – na Osiedlu XXV-lecia, zobaczyłem białą, gęstą mgłę, która nas otaczała. I to widziałem co poniedziałek. Postanowiłem zrobić utwór o czymś takim – o Zakładach Azotowych. Jest to piosenka o naszym mieście. W tej chwili oczywiście zanieczyszczenia się zmniejszyły, niemniej jednak temat pozostał. Jest to utwór troszkę humorystycznie podchodzący do sprawy, w powiązaniu z hipermarketami.

BB: Jeśli nie jest to ściśle tajne, to powiedzcie, jak uzyskaliście takie brzmienie jak w „Oceanach wokół mnie” i „Kosmicznym rodeo”?

RZ: Ja lubię eksperymentować, jako gitarzysta, jako producent i akustyk. Na „Buntowniku” i „Podróży z echem” pełniłem te trzy role. Gdybym był Amerykaninem, to powiedziałbym, że jestem z siebie dumny (śmiech). Ale jestem Polakiem, więc co mogę powiedzieć?

BB: że odwaliłeś kawał dobrej roboty?

RZ: Kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej, roboty (śmiech). Moim idolem, był Jimmy Page, który eksperymentował z gitarą.

RH: To jest chyba normalny objaw u każdego muzyka. Wiele z tych naszych eksperymentów nie zostało jeszcze wydanych. Kiedyś przyszedł do mnie Rafał i zagrał na gitarze parę dźwięków, które były przetworzone przez kilka zespolonych efektów. W rezultacie nie przypominało to zupełnie gitary. Żeby zespół był dobry, musi mieć w sobie coś oryginalnego.

RZ: Wydaje mi się, że stać nas na jeszcze więcej. Bo mamy duże możliwości – potencjał energetyczny, i jeśli chodzi o umiejętności. Bo w końcu są to lata pracy. Ja mam 12 płyt na koncie, chłopaki niewiele mniej. Więc jest to bardzo duże doświadczenie. I dlatego naszym celem jest to, aby nasze eksperymenty były wyrafinowane, ze smakiem. Tego trzymaliśmy się przy tych utworach, o których wspomniałeś. Utwór „Oceany wokół mnie” powstał o 1:30 w nocy. Siedziałem wtedy w studiu i usłyszałem temacik, który nagrałem wcześniej. Skojarzyło mi się to z potężną przestrzenią, z oceanem. I później doszły te klimaty, które tam są – czyli melotron, mandoliny. W „Kosmicznym rodeo” zaś grałem monetą po strunach.

BB: Stale zachwycacie publiczność energią na koncertach. Co poza nią stanowi dla Was kwintesencję grania na żywo?

RZ: Na pewno w naszym przypadku jest to szczerość i wyrazistość. My do dziś nie gramy dla kasy.

RH: Bierzemy gaże za koncert – nie gramy za darmo, ale my po prostu lubimy muzykę.

RZ: Tak jak Roger Glover – basita Deep Purple, kiedyś powiedział – „my gramy za darmo, a organizator jednie zwracam nam za przeloty”. I cos w tym jest. Ta energia, choćby u perkusisty. Kiedyś po koncercie podszedł ktoś do Wojtka i powiedział: „stary, ty grałeś, jakby było dwóch perkusistów!” (śmiech).

RH: On tym żyje. Z resztą, jak każdy z nas. Mnie zaś po jednym z ostatnich koncertów zdarzyło się zasłabnąć. Pierwszy raz w życiu, zszedłem ze sceny, zbladłem i faktycznie zasłabłem.

RZ: Ale koncert był potężny.

RH: Spadło mi prawdopodobnie ciśnienie. A nie zdarza mi się to, bo nie jestem jakimś tam „łosiem”, który nie ma siły po schodach wyjść. Ale to była niesamowita jazda.

RZ: Być może dlatego, że graliśmy na dużej wysokości, bo w Meksyku (śmiech).

RH: Po piętnastu minutach doszedłem do siebie. Co to serducho już mi siada?

RZ: To była naprawdę duża energia i pasja. Cenię w muzyce brak pretensjonalności. Bo jest ona najgorszą rzeczą, jaka może być – podobnie rutyniarstwo. My gramy na każdym koncercie inaczej. Bardzo się cieszę, że o to zapytałeś – bo to jest niezwykle ważny czynnik – ta energia młodzieńcza, którą posiadamy. Ja nawet sam jestem często zdziwiony, skąd my jej tyle mamy?

BB: Na ile Wasz tryb życia można byłoby nazwać rock’n’rollowym?

RH: uuu – można jak nie wiem co! (śmiech)

BB: Sex, drugs & rock’n’roll? RZ: Zgadza się.

RH: Z tym, że raczej bez dragów.

RZ: Zdarzały się różne rzeczy. Była duża niefrasobliwość w zespole. Często przez to przestawał on w ogóle istnieć.

BB: Wasze problemy kadrowe w latach 80-tych wynikały właśnie z takiego trybu życia?

RZ: Między innymi tak. Wiesz trasy, hotele, libacje praktycznie na okrągło, bo imprezowe składy były – nie da się ukryć. Nasz basista, który teraz jest we Włoszech, Janek Kadula, to bynajmniej za kołnierz nie wylewał. Zdarzało mu się – dosłownie – połknąć szklankę! (śmiech). Nie wiem, czy mogę o tym powiedzieć? Ale może mogę... kiedyś ktoś mówi do mnie: „Rafał, tam twój basista jest!”. Ja się pytam: „gdzie?” -„przy szybie sklepowej”. Okazało się, że leży przyłożony do szyby i wszyscy, którzy na zewnątrz spacerowali, jeździli autobusami, patrzyli jak Johny eksponuje całemu miastu d.. (śmiech) Tego typu zdarzeń było mnóstwo. Gdybym tutaj zaczął o wszystkich opowiadać, to trzy godziny na pewno by tylko na tym minęły.

BB: Z czasem się to jakoś zmieniało?

RH: Tak człowiek z czasem spokojnieje, bo niekoniecznie dorośleje. Ja chyba nigdy nie dorosnę.

RZ: Ale mały nie jesteś! (śmiech)

RH: Z czasem człowiek robi się bardziej zdystansowany. Już w tej chwili mamy tę świadomość, że nie zawsze wypada z siebie robić idiotę. Może w prywatnym gronie tak, ale są miejsca, gdzie ktoś może tego nie zrozumieć.

RZ: A ja uważam, że zawsze wypada z siebie robić idiotę. (śmiech) I do dziś taki jestem . Lubię imprezy i czerpię z tego inspirację.

BB: W Anacondzie panuje demokracja, czy też Rafał jest typem despotycznego lidera?

RH: Bardzo różnie. Ale nie ma u nas despotyzmu . Bo gdyby on był, to nie byłaby to Anaconda.

RZ: U nas jest raczej zrozumienie. Są oczywiście różnice w poglądach na kształt muzyki w danym utworze, ale nie ma jakiegoś chamskiego narzucania, despotycznego tyranizowania innych w imię swojej pseudo-wielkości.

RH: Wydaje mi się, że w ogóle nie ma kapel demokratycznych. Ja w poprzednich swoich zespołach też czegoś takiego nie doświadczyłem. Zawsze jest ktoś, kto bardziej napędza temat – jest kreatywniejszy, bardziej twórczy.

RZ: Ja lubię traktować ludzi z którymi współpracuję, jako kolegów, przyjaciół i partnerów. Nie lubię zaś stawiania się wyżej. Choć czasem trzeba pewne rzeczy oddzielić, gdy ktoś pyta, kto jest liderem? Bo jest tak, jak jest. Chamskie narzucanie i forsowanie swoich racji zdarza się i to w wielkich zespołach – wiem o tym. Ale może my po prostu nie jesteśmy wielkim zespołem? (śmiech)

BB: Płyta „Podróż z echem” jest już gotowa. Kiedy będzie można ją nabyć?

RZ: Chcemy ją wydać jeszcze w tym roku. Może nawet gdzieś koło jego połowy.

BB: Czy jako muzycy, czujecie się osobami spełnionymi?

RH: Jeszcze nie. To jeszcze nie jest to, co chciałbym osiągnąć.

RZ: Dużo zagraliśmy, dużo zrobiliśmy, ale mamy też duże możliwości i pewną siłę, która nie jest jeszcze ujawniona. I stać nas na znacznie więcej – ja to widzę, ja to czuję. Na pewno żaden polski wykonawca nie jest spełniony na tyle, jakby mógł być muzyk sławy światowej. Jak to powiedział Robert Plant z Led Zeppelin: „sława to jest słowo, w którym każdy się kiedyś zakochał”.

BB: Dzięki wielkie za rozmowę i życzę powodzenia!

RZ i RH: Dzięki!

Zapraszamy do przeczytania pierwszej części wywiadu kliknij oraz wysłuchania fragmentów wywiadu i fragmentów kilku najnowszych utworów grupy (((mp3)))
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, April 19, 2024 01:14:18
IP          : 18.225.255.134
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html