To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Co media czy „Media Co.”?   -   03/10/2005
Sala Lustrzana pękała w szwach podczas dzisiejszego spotkania z luminarzami świata mediów i teatru; w samo południe stawili się goście – i po trosze gospodarze – tegorocznej Talii: Olga Lipińska, Anna Burzyńska (UJ), dr Edward Chudziński (Akademia Pedagogiczna Kraków), Bogusław Nowak (dyrektor TVP3), reżyser Artur Ilgner, „nasz” Łukasz Maciejewski, Andrzej Matul (PR1), reżyser i krytyk Józef Opalski, nieodzowny w takich razach Paweł Głowacki oraz Wojciech Markiewicz i Mieczysław Bień. Temat dyskusji był zagadkowy: „Co media”.

Ogloszenie
>

Rzecz jest świeża, bo ledwo co obiadem zakończona, wybaczyć zatem proszę wszelkie ralacji tej niedostatki.
Z kronikarskiego obowiązku wypunktować muszę, aże głos wpierw sam dyrektor Wojciech Markiewicz zabrać raczył, najbardziej charakterystyczne zjawiska medialne punktując; pośród nich zaś jedno niezwykle w dziennikarskim świecie, w wywiadach pospolite, a w takim to zdaniu się wyrażające: „no niech no pan coś powie.” Owo święcące tryumfy powodzenia pytanie dyrektor określił jako „rezygnację z tożsamości” i wyraz niedouczenia. Poza tym słów było niemało o anonimowości, o instrumentalnym traktowaniu odbiorcy jedynie jako konsumenta.
Z tych to spostrzeżeń tylko krok był do pytania tak postawionego: „czy warto i czego warto uczyć na dziennikarskich studiach”? „Ci, co w światku teatralnej krytyki brylują żadnych dziennikarskich nauk zwykle nie pobierali” – konkludował dr Edward Chudziński z krakowskiej Akademii Pedagogicznej. Dalej było coś o mediach, które kreując rzeczywistość o wybitnych aktorach zapominają, przez co wybitni aktorzy pojawiać się muszą w serialach, bo tak tylko zaistnieć mogą w Zbiorowej Wyobraźni Narodu. A media – zamiast wydobyć z zalewu informacji artystyczne perły złote, same wydarzenia „kulturalne” kreują, niezależnie od tego, czy wydarzenie takie na to zasługuje, czy nie (pod czym podpisać się trzeba). Wobec czego Twórcy są wobec decydujących o wszystkim dziennikarzy bezradni. Tak komercjalizacja mediów kulturę wyjaławia.

My oglądamy telewizję, telewizja ogląda nas
Od ogółu do szczegółu rzecz tą sprowadzić raczyła pani dr Anna Burzyńska, która wspomniała o nowych formach, takich jak chociażby reality show, stwarzające wrażenie „luźnego strumienia wydarzeń”, które same się toczą. Tymczasem prawdziwej rzeczywistości nie da się pokazać taką, jaką jest, mamy więc do czynienia z manipulacją rzeczywistością, a tym samym z manipulacją widzem – zatem: „my oglądamy telewizję, ale też telewizja ogląda nas”, sterując naszymi potrzebami. Z „kultury przedstawienia”, spektaklu, zeszliśmy do „kultury symulacji” i obsceniczności. Dlaczego więc „kręci to nas”? Dlaczego choć wiemy, że to okropne, to jednak małpio się w telewizor patrzymy? Dlatego że jesteśmy już wychowani w takiej właśnie rzeczywistości hiperrealnej, że od dziecka pieści nas kultura określana z braku lepszego słowa mianem postmodernizmu. I dlatego młody człowiek, widzący samochodowy wypadek i lejącą się krew mógł ze spokojem stwierdzić: „to nieprawda, bo w telewizji wygląda to inaczej.”
Poruszony takim postawieniem sprawy, prowadzący spotkanie dyrektor Markiewicz użył wręcz określenia „pokolenie porno”: -pokazujemy tylko te strony życia, które są najatrakcyjniejsze, czego najlepszym dowodem są tytuły dramatów mojej przedmówczyni” – stwierdził prowokacyjnie.

Telewizja p***liczna
Temat „misji” telewizji - przepraszam za wyrażenie: „publicznej”, narzucił się więc samoistnie i ze swadą podjęła go pani Olga Lipińska dowodząc, że póki nasza reżymowa tivi ścigać się będzie z tą komercyjną, póty nie mamy co liczyć na większą obecność w mediach kultury przez duże K., a telewizja „p..czna”, staczać się będzie po równi pochyłej, zmierzając raźno ku jutrzence swobody, gdy na szklanych ekranach oglądać będziemy zabijanie na żywo. Zatem trzeba nam zmiany tej formuły, by TVP stała się nie spółką skarbu państwa, a instytucją użyteczności publicznej (najlepiej tej „wyższej”). Pani Olga Lipińska odniosła się także do problemu nauki dziennikarstwa, którego nauczyć się nie można, tak, jak nie można nauczyć się talentu. Słowa te zadały kłam wpajanej mi w redakcji regule, że gazeta jest jak fabryka gwoździ. –Dziś młodych najbardziej interesuje dziennikarstwo śledcze. To przerażające – stwierdziła mówczyni. –Jako jedyni w Europie mamy Teatr Telewizji, który na naszych oczach upada; robimy z niego takie gorsze kino, wychodzimy w plener – a przecież dawniej liczył się aktor, twarz aktora i jego emocje...
Stąd znów jeno krok dzielił nas od konkluzji, że owe 2-3 % widzów TT, to publiczność opiniotwórcza, z którą trzeba się liczyć. Ważniejsze jednak pozostają pseudorozrywkowe programy, trelenowele i „realityszoł”, a dobry program artystyczny w telewizji nie ma szans. (Nota bene zdjęty z anteny, słynny acz kontrowersyjny niekiedy Kabaret Olgi Lipińskiej miał, mimo późnej pory, 3 –milionową widownię).

Na linii frontu ideologicznego
Temat zmienił Artur Ingler, który podniósł larum, zwracając – nie bez racji – uwagę na problem etyki dziennikarskiej: -Dziennikarze (w recenzjach) popisują się swoją elokwencją nie interesując się autorem, tylko pokazując siebie – zagrzmiał reżyser. –Utarło się, że dobry dziennikarz to taki, który potrafi komuś dopieprzyć. Potem było znów coś o realityshow – że w naturze człowieka leży podglądactwo, że dyktat oglądalności, że byle widza ściągnąć, żeby się „snikersy” lepiej sprzedawały; wreszcie nastąpił płomienny apel do młodzieży: „To od was zależy, jak długo takie rzeczy będą propagowane w mediach. To od was zależy, czy Wielki Brat będzie wam mówił, kim macie być, czy też powiedziecie sobie w końcu: stop, teraz chcę napisać wiersz.”
W tym miejscu pałeczkę zgrabnie przejął znów dyrketor Markiewicz („liczy się oglądalność i nie ma dziś programu, który adresowany byłby gdzieś poza, czy ponad „grupą docelową”), dopuszczając do głosu dyrektora TV3, Bogusława Nowaka. Ten zaś wspomniał stare czasy, w których od swego szefa usłyszał słowa „my nie potrzebujemy dziennikarzy, my nie potrzebujemy operatorów, my potrzebujmy pracowników frontu ideologicznego”. Były to czasy, gdy w naszej tivi prezentowano wszystko, z filharmonią włącznie. Jednak wraz z rozwojem technologii zmieniały się sposoby komunikacji i Teatr Telewizji, którego śmierć odtrąbiono, padł właśnie ofiarą owej zmiany. Z kolei sama telewizja jest ofiarą braku własnej inicjatywy – każdy program stał się pogonią za reklamą. Znaleziono także ofiary telewizji – są nimi Kino i Teatr.
Przy okazji padły też, w obliczu samego prezydenta Tarnowa Mieczysława Bienia, obustronne deklaracje, że w najbliższym czasie TV Regionalna, która przygotowuje po latach przerwy Teatr Telewizji, zrealizuje także „jeden – dwa spektakle” Teatru im. L. Solskiego. Trzymamy za słowo!

Róbmy swoje!
Dyrektor Bogusław Nowak zostawił nas ze słowami „róbmy swoje”. „Swoje zrobić” obiecał prezydent Tarnowa Mieczysław Bień, który opowiedział o problemach z promocją choćby i najlepszych, kulturalnych przedsięwzięć, jako że te same z siebie się nie wypromują. Miasto może zaistnieć szerzej na mapie Polski właśnie poprzez sztukę. Prezydent ze zrozumienim pochylił się nad problemami „pracowników pionu ideologicznego” – czyli nad naszymi: „jak tu, nawet lokalnie kulturę zapowiadać i klimat wokół niej stworzyć, gdy w gazecie na zapowiedź ledwie parę linijek się przeznacza?”
Do hasła „róbmy swoje” nawiązał także Łukasz Maciejewski, który przewrotnie zaczął od pytania: „co ja tutaj robię?” „Nasz” Łukasz M. starał się młodzieży w kilku słowach przybliżyć drogę, jaką się w dziennikarstwie przebywa – przy okazji wspominając o drodze własnej, która zawiodła go do „tego sławnego gniazda os”, czyli TV Kultura. –Próba oceny dzieła sztuki to nie tylko wrażliwość, to także praca, oczytanie, wiedza – stwierdził. –I właśnie o ile chętnych do pisania nie brakuje, gorzej jest z chętnymi do wiedzy. (...) Innym problemem jest pewne uwikłanie z aktorami, reżyserami z którymi przecież się znamy; pojawia się dwuznaczność takiego kontaktu i nie ma nic gorszego, niż brak odwagi, kłamstwo czy hipokryzja. Trzeba wiedzieć czego się chce, mieć wiarę we własne możliwości, odwagę i niezależność – to one w końcu procentują, nie zaś jeżdżenie do „kogoś tam” na kawę. Nie bójmy się mieć własnego zdania!

Między lunchem, drzemką a teatrem
Rozprawiwszy się w ten sposób z koniunkturalizmem Łukasz Maciejewski przekazał głos Andrzejowi Matuli (PR 1), który wprawdzie „chciał sobie spokojnie podrzemać”, ale raz wyrwany do odpowiedzie zganił telewizję za jej nadobecność w dyskusji, wobec nieobecności radia, które jest najpiękniejszym medium (pod czym się obiema rękami podpisuję). A w radiu brakuje pieniędzy – przede wszystkim na prawa autorskie, co sprawia, że sięga się do rzeczy sprzed 70 lat tropiąc tych twórców, którzy odpowiednio wcześnie umarli. Z kolei w szkołach nie ma chętnych do pracowni radiowych; wszyscy uparcie pchają się do tivi.
Twierdzeniu temu kłam zadał reżyser i krytyk Józef Opalski, który „telewizji nie ogląda”. Józef Opalski zaapelował także do siedzącego obok Pawła Głowackiego, by ten mu nie przeszkadzał – „bo inaczej wyjdę, tak jak ty wczoraj wyszedłeś z teatru”. –I wszyscy mu wtedy zazdrościli – rzucił ktoś z tłumu. W każdym razie okazało się, że „puszczenie w radiu czy w telewizji programu kulturalnego jest wysiłkiem nadludzkim”.
Z całego spotkania najmniej do powiedzenia tym razem miał Paweł Głowacki, który ujął wszystkich swoją skromnością, rzeczowością i ludzkim podejściem do obiektywnej rzeczywistości, wyrażającym się stwierdzeniem: „No co ja mogę, chyb tylko życzyć Państwu miłego dnia”.
Na echo tego śmiałego zawołania nie trzeba było długo czekać i czem prędzej udaliśmy się najsampierw do Cafe Galeria, by pokrzepiwszy się nieco, kroki swe skierować ku restauracji „Pasaż”. Tamże, przez prezydenta miasta zaproszeni, pośród boczków staropolskich pieczonych z musem chrzanowym, kremów sycylijskich z groszkiem ptysiowym, wieprzowych medalionów z grilowanym jabłkiem na żurawinie i sorbetów „Tequila Sunrise” w sosie malinowym, przez mistrza kuchni Wojciecha Wołosowskiego podanych – sączyły się dalsze, kuluarowe dyskusje. Powrócą jeszcze wieczorem, po kolejnych spektaklach; o tym jednak źródła pisane milczą.

Taka też była pierwsza połowa kolejnego dnia „Talii”. Samo spotkanie w Sali Lustrzanej wypełniły przygotowane wcześniej wystąpienia, okraszone paroma zgrabnymi monologami, garścią słownych utarczek i jedną bitwą o dogorywający mikrofon. Zdominowała je telewizja i wszechwładny „dyktat oglądalności.” Chcąc się pokusić o zdanie podsumowania, chciałoby się stwierdzić dwie rzeczy – po pierwsze: tematu „wychowania przez media” jakby tu trochę zabrakło, a po drugie: nie ma już dziś „rzeczywistych zdarzeń”. Są tylko „fakty medialne”...

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, March 29, 2024 10:43:35
IP          : 54.87.90.21
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html