
Po raz kolejny przekonaliśmy się z Pegazem, że w naszym małym pomimo wielkiego lodowiska na Rynku, galicyjskim miasteczku tak na prawdę liczy się tylko polityczno-towarzyska poprawność i PO PiS- owa w gruncie rzeczy dziennikarska rzeczywistość. Te popisy, będące niekiedy kontrolowaną pozoracją /a może prowokacją?/ wolności mediów mają, jak się okazuje swoje granice nie tyle przyzwoitości, ile konieczności wynikających ze związaniem dziennikarskiego końca z końcem. Co odważniejsi z naszych lokalnych dziennikarskich harcowników jeszcze próbują walczyć o przysłowiowy „rząd dusz”, traktując swoją pracę jak misję i powołanie, ale coraz ich mniej, i często kończą jako majordomusi w tarnowskich „hiltonach”, taksówkarze lub sklepikarze...