To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  XLIV sesja czyli figle radnych - cz.2    -   31/1/2006
Wracamy do wydarzeń na Sali Lustrzanej z ostatniego czwartku, gdzie miała miejsce najważniejsza w roku – bo budżetowa – sesja Rady Miejskiej. Sesja, tradycyjnie już, miała burzliwy przebieg. Wystąpienia wielu radnych nie pozwalały zapomnieć, że właśnie rozpoczął się rok wyborczy. Szkoda tylko, że wnikliwość analizy budżetu dokonana przez niektórych rajców wyraźnie nacechowana była nie merytoryczną, konstruktywną krytyką, a „szukaniem haka” na prezydenta Miasta Tarnowa – nawet za cenę logiki poszczególnych wywodów. Radni najwyraźniej zapomnieli, że to nie prezydent uchwala budżet, tylko oni sami. Gdyby z biegiem miesięcy figle i igraszki radnych miały ulegać eskalacji, kolejna sesja, prócz obiadowej, powinna mieć także przerwę kolacyjną i śniadaniową.

Ogloszenie
>

Rozgrzewką do debaty budżetowej był już punkt ”zapytania i oświadczenia” a potem dyskusja na temat propozycji nowych taryf, zgłoszonych przez Tarnowskie Wodociągi. O przebiegu pierwszej części Sesji RMT pisaliśmy wczoraj tutaj.

Najzajadlejsza batalia stoczona została o budżet, choć, jako rzekłem, w przypadku niektórych radnych postronny obserwator mógł odnieść wrażenie, iż ich wnikliwość i staranność w analizie wybranych budżetowych pozycji wynikała li tylko z chęci znalezienia „haka” na przeciwnika (najczęściej Mieczysława Bienia) i przypodobania się wyborcom. Jako, że na paru sesjach nie byłem obecny, przeto tym mocniej uderzyła mnie zajadłość i nienawiść, jaką darzą się niektórzy panowie; w ich rękach tak ważny dla naszego miasta dokument, jakim jest budżet, stał się tylko jeszcze jednym narzędziem do rozprawienia się z wrogiem i skupienia na sobie uwagi mediów (w moim przypadku – skutecznym) oraz wyborców (to czas pokaże). Ale to takie moje, subiektywne odczucia i własne zdanie wyrobić mogli sobie ci, którzy odważyli się obejrzeć, za pośrednictwem MTK, wielkie show pod tytułem „XLIV Sesja Rady Miejskiej”.

Najbarwniejsze, jak zawsze, były wystąpienia „specjalisty od socjotechniki”, czyli sztuki manipulacji pana Marka Ciesielczyka. Określenia owego używam oczywiście w dobrej wierze, albowiem to sam radny raczył był tak w rozmowie ze mną określić swoją osobę, życzliwie doradzając, jak należy prowadzić portal. Pan Marek Ciesielczyk wyraził swój żal, że media pytają o ważne sprawy akurat panów prezydentów, nie zwracając się w tej kwestii również do niego („Białoruś medialna”), co też staramy się naprawić: (((mp3)))

Podczas sesji Sala Lustrzana usłyszała, że prezydent Mieczysław Bień coraz bardziej zadłuża miasto, wbrew swoim wyborczym obietnicom; zadłużenie jest dziś najwyższe w historii Tarnowa, budżet – budżetem wyborczym i hamującym rozwój, a jego skutki będą negatywne przez długie lata. Prezydent Bień nie dba o dochody, sięga tylko po „prawie gierkowskie” kredyty i możemy tu mówić „o odpowiedzialności indywidualnej”, bo to prezydent jest głównym konstruktorem budżetu; w dodatku jest człowiekiem aroganckim i nie prowadzi żadnego dialogu. „Pamiętam, co mówił w kampanii wyborczej o ograniczeniu zadłużenia i to jest piękne, że teraz go można schwycić za gardło” – cieszył się radny, prorokując przy okazji prowadzącemu obrady Henrykowi Słomce Narożańskiemu, że jest to jego „łabędzi śpiew na tym miejscu”. Nie zabrakło krytyki pod adresem „Plastikowej Doliny”, posła Aleksandra Grada i znów Mieczysława Bienia. Usłyszałem m.in., że „ludzie są w tym mieście oszukiwani, że nie ma problemu budżetu” (cóż, są ludzie, co problem znajdą, choćby nie wiem jak się przed nimi schował). Usłyszałem też o „latynoliberalnej polityce Bienia”, który – gdyby istniał jakiś ranking „latynoliberalności” – znalazłby się w owym rankingu na pierwszym miejscu.

Cóż, z nikim nie sympatyzuję, korumpować mnie nikt nie chce, wszystkie stanowiska rzeczników prasowych póki co są zajęte – ale ciśnie mi się na usta kilka konkluzji: po pierwsze, gdyby (dla niektórych - nie daj Boże!) okazało się, że realizowane za tej kadencji inwestycje przyniosą miastu korzyści, to chciałbym, by mieszkańcy miasta dobrze pamiętali, że ojcem tego sukcesu w żadnej mierze nie jest pan Marek C. Po drugie – zawsze myślałem, że za uchwalenie budżetu odpowiadają panowie radni, prezydent zaś za jego realizację. Wypowiedzi pana radnego wyprowadziły mnie na szczęście z tego błędu i teraz już wiem, że jest odwrotnie – to prezydent głosuje nad budżetem, wobec czego realizować go muszą radni, których wszystkich bez wyjątku z tego „wdrażania” chętnie rozliczymy. I wreszcie po trzecie: skoro za część obecnego zadłużenia odpowiedzialne jest zadłużenie z poprzedniej kadencji, tym samym za zadłużenie w przyszłej kadencji odpowiadać będzie prezydent obecnej kadencji. Wobec czego nasuwa się spostrzeżenie, że obecny prezydent Bień jest tylko figurantem, a de facto miastem rządzi wciąż Józef Rojek (wskutek podjętych przez siebie lata temu decyzji, których następstwa trwają do dzisiaj). Tym samym obecny prezydent Bień tak naprawdę porządzi sobie miastem dopiero wtedy, kiedy prezydentem zostanie ktoś inny, np. Marek Ciesielczyk, który swobodnie tłumaczyć się będzie mógł zadłużeniem odziedziczonym po prezydencie Bieniu. Pozostaje mi żywić nadzieję, że prezydent Marek Ciesielczyk, gdy już osiągnie swój wymarzony sukces, potrafił będzie przyznać, że autorem tego sukcesu jest prezydent Mieczysław Bień. Bo jak dotąd, jak Polska długa i szeroka – za porażki odpowiadają jeno poprzednicy („po których odziedziczyliśmy bałagan”), zaś za sukces… - hm, sukces – ten wciąż ma wielu ojców…

W podobne sprzeczności logiczne uwikłał się pan Jacek Łabno – najpierw tokujący, że miasto się nadmiernie zadłuża (w znacznej mierze by móc sięgać po unijne środki), a następnie atakujący i biadający, że środki unijne są w niedostatecznym stopniu wykorzystywane. Cóż, przypomina się tu opowiastka o tym, jak to niektórzy chcieliby jednocześnie „mieć ciastko i zjeść ciastko”. A przecież o panu Jacku Łabno mówi się – z całym szacunkiem – że jest jedynym radnym, który dokładnie czyta wszystko to, nad czym będzie głosował, podobnie jak pan Marek Ciesielczyk, o którym z kolei mówi się, że jest jedynym radnym, który dokładnie studiuje nagrania wideo z kolejnych sesji.
Ja frustrację niektórych panów radnych jestem nawet w stanie zrozumieć.
Rozumiem, że ich zdaniem demokracja ma miejsce wtedy, kiedy dyktat nad większością sprawuje mniejszość. Rozumiem więc, że demokratyczny wybór to taki, kiedy o wszystkim decydują panowie X i Y. Europa zresztą, z całą swą walką o „prawa mniejszości” i tzw. „dyskryminacją pozytywną”, zdaje się ku temu ideałowi zmierzać, więc i do nas w końcu ten model „demokracji” w pełni trafić powinien. Właściwie to już po trosze jest obecny. Dlatego gdyby np. pan radny X bardzo chciał zostać posłem, to kto wie - być może w przyszłych wyborach wystarczy, że startować będzie jako mniejszość – narodowa lub inna, dyskryminowana ze względu na przekonania religijne, poglądy, niepełnosprawność czy orientację seksualną.
Dzięki forsowanej dziś (także w polskim prawodawstwie i orzecznictwie) „dyskryminacji pozytywnej”, pan X może mieć bardzo duże szanse. A kto wie, jakie jeszcze powstaną mniejszości!
Dlatego też ja mogę nawet przyjąć, że np. pan Marek C. jest najmądrzejszy i jego recepty są najlepsze. Tak się jednak składa, że demokracja polega na tym, że decyduje większość. A większość ma to do siebie, że jest doskonale przeciętną bylejakością. Zatem pan Marek C. jako mniejszość ma szansę być jednostką nieprzeciętną. Ale jako że swoich reprezentantów lud wybiera na swoją miarę i podobieństwo swoje, tako i cała rada miejska, statystycznie jest doskonale przeciętna i bylejaka. Razem z panem Markiem C. I mam nadzieję, że niniejsze słowa nie skończą się dla mnie wyrokiem skazującym. Ani sądem nawet. Bo pan Marek jest dla mnie wzorem. Mistrzem socjotechniki i manipulacji. I balansować na granicy prawa, uczę się od niego…

Ale wróćmy do sesji. Atakowany co chwilę Mieczysław Bień wyjaśniał, że część kredytów to kredyty na spłatę kredytów z poprzedniej kadencji, a inna część kredytów nie jest przejadana, tylko inwestowana. Zaś miasto inwestuje więcej środków, niż tylko te pochodzące z kredytów. Dzięki temu można korzystać ze środków pomocowych. –My zostawiamy mieszkańcom dar – mówił prezydent. –Po waszej działalności panowie nie pozostał ani jeden projekt, z którym moglibyśmy na początku kadencji wystartować. (…) Patrząc na katastroficzne wizje pana Ciesielczyka to cud, że miasto jeszcze istnieje. Przeciw takim twierdzeniom zaprotestował Jacek Łabno, który stwierdził, że takie projekty istniały. –Ktoś patrzący z zewnątrz mógłby odnieść wrażenie, że mówi pan prawdę, całą prawdę i tylko prawdę – stwierdził radny. –Ale gdy ktoś się przyjrzy bliżej, to zobaczy, że czasami mija się pan z prawdą - dodawał Łabno.
–Ja mam dokładnie takie samo wrażenie w pana przypadku – odciął się prezydent.
Dalej mieliśmy argumentację, że wtedy też spłacano nie swoje kredyty, panowały inne warunki i mieć o to pretensje, to jakby „mieć pretensje, że ktoś poszedł zimą do lasu i nie przyniósł grzybów.” A poza tym wtedy to decydowała o wszystkim Rada Gminy. Zaiste, pomyślałby kto, że teraz to nie rada podejmuje decyzje!

Nie brakowało oskarżeń pod adresem wiceprezydenta Wojciecha Magdonia, oskarżanego o to – o ile dobrze zrozumiałem - że subwencja jest większa niż dawniej, a przecież uczniów jakby mniej.
Mniej więcej w tym miejscu nie wytrzymała radna Anna Mach, która poprosiła, by „niektórzy z radnych nie mówili: mieszkańcy to my”.

Poza tym radny Jacek Łabno poddał pod głosowanie Rady swoje poprawki, które nie zostały uwzględnione na etapie prac nad budżetem. Dotyczyły one kilku przesunięć środków w budżecie; Jacek Łabno sprzeciwiał się m.in. podwyższeniu udziałów miasta w MPEC, proponując wspomożenie MPK. Uwzględniono jego poprawkę by więcej przeznaczyć na profilaktykę raka piersi u kobiet. Z kolei radna Anna Czech tradycyjnie już pytała o hospicjum domowe, radny Marek Ciesielczyk o zaległości względem miasta przedsiębiorstw takich jak np. Zakłady Azotowe .

Sensowne pytanie miał Krzysztof Bazuła, który prosił o wyjaśnienie „czego się wyzbywamy” podnosząc swoje udziały w spółkach miejskich i dlaczego. W nieco późniejszym wystąpieniu radny wyraził też zadowolenie z faktu, że więcej pieniędzy wyrzucimy w tym roku na tak zwaną pomoc społeczną. Gdyby pójść dalej tym tropem myślenia pana Bazuły, można by dojść do wniosku, że wydatki na pomoc społeczną powinny rosnąć procentowo, corocznie, tak by wreszcie któregoś roku sięgnąć tak pożądanego przez SLD ideału – gdy miejski budżet zawierać będzie jedną tylko pozycję: „pomoc społeczną”.
-Proszę państwa, wybory są w październiku– zauważył w pewnym momencie jeden z radnych. –Pan dobrze wie, że ja zawsze zachowuję się tak samo, i dla mnie nie ma znaczenia, kiedy są wybory – z rozbrajającą szczerością stwierdził Marek Ciesielczyk.
Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że radny Ciesielczyk jest etatowym kandydatem we wszelkich możliwych wyborach, nie tylko samorządowych, a te zdarzają się ostatnio co rok, a nawet kilka razy w roku.

Kolejnym punktem wokółbudżetowych obrad było zamieszanie wokółproceduralne. Nie pierwsze zresztą. Panu Henrykowi Słomce – Narożańskiemu wyszło, że prawdopodobnie źle policzył radnych (podczas głosowania poprawek), bo wyszło mu ich mniej niż jego koledze, czyli mniej, niż powinno ich być na sali. Najbardziej usatysfakcjonowany tym stanem rzeczy wydawał się być pan Jacek Łabno, który odczekał, aż radni zagłosują raz jeszcze, po czym wytknął prowadzącemu obrady, iż powinien najpierw przeprowadzić głosowanie nad ponownym głosowaniem. Ucieszył się również Marek Ciesielczyk, który zapowiedział, iż wobec takiego zamachu na demokrację skieruje sprawę do wojewody. W dodatku okazało się, że trzy osoby najwyraźniej w ciągu kilku minut zmieniły zdanie. Radny Zbigniew Martyka poprosił, by ci, którzy zmienili zdanie, ujawnili się. Ujawnił się jeden radny. W końcu, w tak zrodzonym tumulcie, zarządzono przerwę techniczną. W ciągu bodaj 30 minut tych przerw było trzy. Nie licząc innych. Sprawa ta miała potem swoje następstwa. Niektórzy radni głosując, tylko tak sobie machali ręką, utrudniając w ten sposób liczenie głosów prowadzącemu obrady. Małym – dużym chłopcom wyraźnie spodobała się zabawa w podpowiadanie panu Narożańskiemu, ile osób jest za, a ile przeciw – ot, takie sobie figle – migle i płynąca z nich satysfakcja, że raz jeszcze udało się kogoś wyprowadzić w pole. Najwyraźniej z Sejmu nadchodzą coraz to nowe wzorce zachowań, rodem z bajki „O dwóch takich, co ukradli księżyc”…
W ten oto sposób, coraz bardziej zbliżała się godzina 15-ta – godzina, o której budżet zostanie uchwalony. Radni obradowali tak już od godziny 9-tej. Wszystkich punktów obrad było 27. Uchwała budżetowa nosiła numer 7… Na dziennikarskim zapleczu, gdzie całą sesję nagrywano, ktoś rozpaczliwie dzwonił po nowe taśmy…

W międzyczasie, na wniosek pana Łabno prezydent wniósł autopoprawkę, przesuwającą 300 tysięcy złotych z rezerwy budżetowej na wykonanie sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu Jana Pawła II z ulicą Długą. Wreszcie nadszedł też prawdziwy gwóźdź programu… Ponownie głos zabrał radny Marek C., któremu nie podobał się stan dróg i nadmiar ścieżek rowerowych, które nie dość że są, to jeszcze są wykładane kostką. –Czy aby na pewno chodzi o rowerzystów? – pytał. –Za tym coś stoi, a co, to wiedzą panowie Bień i Sasak. O tym wiedzą też wszyscy tarnowscy taksówkarze…
-Skoro pan wie, to proszę nam wszystkim powiedzieć
– zaapelował prowadzący obrady. Dowiedzieć się tego chciał też wiceprezydent Andrzej Jeleń. –Pan nic nie wie, bo pan tu nie mieszka – skwitował prośbę radny Ciesielczyk . –Ja też mogę powiedzieć o panu różne rzeczy, jak traktuje pan żonę, a przecież wiemy, że to nieprawda. Proszę więc powiedzieć, co pan ma na myśli – poprosił Mieczysław Bień. Zapanował tumult i mniej więcej w tym momencie ogłoszono przerwę techniczną.

Po przerwie Marek Ciesielczyk zdecydował się wreszcie ujawnić wstrząsającą prawdę, którą znali tarnowscy taksówkarze, a której nie znali radni. Prawdę o rowerowych ścieżkach i brukowej kostce… W oczekiwaniu na tą chwilę na sali zapadła cisza. W owo nabrzmiałe napięciem milczenie wpadły znamienne słowa: „Mówi się, że hierarchia celów jest niewłaściwa, bo najpierw robi się drogi, a nie chodniki…”

Potem były kolejne głosowania, wnioski i poprawki, między którymi ponownie dowiedzieliśmy się, że polityka pana Bienia jest antykulturalna, antyspołeczna i w ogóle anty. Wreszcie przyszedł czas na punkt obrad oznaczony numerem 12 – „Uzgodnienie wartości jednego punktu w celu ustalenia tabeli miesięcznych stawek wynagrodzenia zasadniczego pracowników szkół i placówek oświatowych”; wobec takiej to przerażającej perspektywy, że ów pojedynczy punkt, złożony z 83 projektów uchwał, nawet bez żadnej dyskusji radni głosować będą kolejne dwie godziny, radca prawny zaproponował, by głosować nad całością. Tak też się stało.
Budżet głosowano imiennie. Przyjęto go głosami radnych Naszego Domu Tarnów, SLD, SDPL, przeciw byli rajcy z Uczciwości, LPR i Prawego Tarnowa, radna Czech wstrzymała się od głosu.

Różne emocje wzbudzało „Przyjęcie regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie Miasta Tarnowa”. W związku z tym informuję, że na terenie miasta nie wolno trzymać żadnych zwierząt gospodarskich, w tym gołębi. Co więcej – osoby dokarmiające ptactwo mogą zostać ukarane.
Potem była kwestia Młodzieżowej Rady Miasta. O którą walczył niegdyś Marek Ciesielczyk. Tym razem jednak radny miał mnóstwo wątpliwości, a to za sprawą „politycznie zmanipulowanego wyboru” poprzedniej rady i „ekscesów ze strony SLD”. W tym miejscu zaatakowana poczuła się pani Stanisława Czernik – Adamczyk, która „żadnych ekscesów sobie nie przypomina” i „prosi o branie odpowiedzialności za słowa”. –Jeżeli to robił jeden człowiek, to ma on swoje imię i nazwisko – stwierdziła radna. –A czy pan wywiązał się ze swego obowiązku patrona rady?
–Mimo wielokrotnych próśb nie otrzymywałem zawiadomień o posiedzeniach rady
– stwierdził Marek Ciesielczyk. –Podejrzewam, że zaraz na początku została ona zbolszewizowana.
Nie była to jedyna wątpliwość związana z sensem istnienia Młodzieżowej Rady Miasta, w mieście, w którym uczelni mnogo, studentów także, a żadnego życia studenckiego (pozakawiarnianego) ani juwenaliów żadnych nie znajdziesz ... Nową Radą opiekować się ma Pałac Młodzieży.

W ten sposób nastał nam punkt 19 – czyli sporządzenie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego w rejonie Krakowskiej i ulicy ks. Skorupki. –Ta sprawa dotyczy kolejnego obiektu wielkopowierzchniowego – stwierdził Jacek Łabno, który odczytał radnym list prezydenta Rzeszowa adresowany do szefów hipermarketów. W liście tym stwierdza się, iż wpływ z podatków jest znikomy, zdumiewająco niewielki w stosunku do obrotów, że niejednokrotnie „mniejsi” odprowadzają do miejskiej kasy więcej, że warunki stawiane dostawcom są drapieżne, a decyzje o wyborze dostawcy zapadają w centrali, skutkiem czego producenci w regionie nie mają szans i że wszystko to prowadzi do wzrostu bezrobocia i może zahamować rozwój gospodarczy regionu. Radny Jacek Łabno apelował, by w Tarnowie nie przybywało hipermarketów oraz by prezydent Mieczysław Bień, wzorem prezydenta Rzeszowa, wystosował do wielkich sieci apel o przygotowanie „Kodeksu Dobrych Praktyk Handlowych”. Cóż, mój stosunek do hipermarketów jest dokładnie taki sam, jak pana Łabno i zarazem dokładnie taki sam, jak mieszkańców Tarnowa, którzy z nich chętnie korzystają. Dlatego natchniony przykładem prezydenta Rzeszowa, apeluję do tarnowskich radnych, o przygotowanie „Kodeksu Nie Ubliżania Inteligencji Potencjalnym Wyborców”; sądzę, że skutek tego apelu będzie dokładnie taki sam, jak skutek apelu prezydenta Rzeszowa.
Prezydenci Andrzej Sasak i Mieczysław Bień bronili się, że o sporządzenie planu wystąpili właściciele gruntów. –Osobiście nie znoszę hipermarketów i źle się w nich czuję – stwierdził Mieczysław Bień. –Ale mieszkańcy Tarnowa wyraźnie je lubią.
Przy okazji dowiedziałem się, że na świecie nawet ponad 80% zakupów dokonywanych jest w hipermarketach; na Słowacji – około 60%, a u nas ledwie 25 %.

Podczas sesji przyznano także pierwszeństwo w nabyciu lokali zajmowanych przez ZOZ-y i przyjęto Program Współpracy Gminy Miasta Tarnowa z organizacjami pozarządowymi oraz podmiotami prowadzącymi działalność pożytku publicznego (radna Czernik i Łabno, pytali dlaczego tak późno, prezydent odpowiadał, że nie ma sensu głosować go przed uchwaleniem budżetu) a także plan rewitalizacji Tarnowa na lata 2005-2013 (jednogłośnie).

Ostatnim punktem obrad, do którego to dotrwali radni już w składzie mocno zdekompletowanym były ”odpowiedzi na zapytania”. Prezydent Bień wyraźnie ucieszył się, że nie będzie musiał udzielać odpowiedzi ustnej nieobecnemu już wówczas na Sali radnemu Ciesielczykowi. Po czym zaczął odpowiadać na pytania (głównie zarzuty) innych radnych. O niszczenie płyty Rynku przez lodowisko oskarżali magistrat m.in. radni Sypek i Łabno. Prezydent nie wierzył w znaczące uszkodzenia (z tego powodu) płyty Rynku, ale jeśli istotnie z powodu ślizgawki doszłoby do faktycznego zniszczenia deklarował zastanowienie się, czy lodowisko działać będzie na Starówce w roku przyszłym. Powtarzał przy tym znaną już tezę o kolosalnym znaczeniu promocyjnym przedsięwzięcia. W sukurs przyszła mu radna Mach, zapraszająca radnych do odwiedzenia lodowiska w ciągu dnia i zwrócenie uwagi ”na pełne radości i szczęścia buzie naszych najmilszych”.
Prezydent odpowiadał też Antoniemu Sypkowi, który przed południem pytał o projekt fuzji sekcji piłkarskich Unii i Tarnovii, co zdaniem popularnego historyka jest ”jakimś koszmarnym snem”. Prezydent informował, że rzeczywiście na spotkaniu szefów klubów sportowych w mieście rozważano ogólnie podobny projekt, który miałby na celu zbudowanie choć jednej drużyny zdolnej do walki o III a potem II ligę piłkarską, ale narosłe emocje i animozje zatrzymały sprawy. W tym sezonie - zdaniem prezydenta - nie należy się spodziewać podjęcia podobnej decyzji przez zarządy tarnowskich klubów.
Nie będzie też tablicy upamiętniającej pobyt w roku 1864 Mariana Langiewicza, dyktatora powstania styczniowego, w kamienicy (wówczas hotelu) przy ulicy Wałowej 2. Na wmurowanie takiej tablicy - zdaniem prezydenta - nie wyraża zgody właściciel obiektu, ks. Sanguszko. Nie będzie także m.in. gminnego ”becikowego”; wypłacaniu matkom przez Miasto pieniędzy z tytułu urodzenia dziecka Prezydent się stanowczo sprzeciwia, uważając w ogóle pomysł ”becikowgo” za nieskuteczną metodę pomocy rodzinie. Wspominał jednak o przygotowywaniu przez magistrat pewnego (niepieniężnego) projektu w tym zakresie. O samym pomyśle wypowiadał się jednak tajemniczo, dając do zrozumienia, że coś konkretnego w tej sprawie radnym i mieszkańcom będzie miał do zakomunikowania na następnej sesji, w marcu.

I tak to mniej więcej było. Chwilami nudno (co, w zależności od punktu widzenia, może świadczyć na korzyść kompetencji obecnej rady) – a chwilami barwnie, gwarno, śmieszno – i jakby… straszno. A przecie mogło być jeszcze lepiej – gdyby na obrady wybrało się pospolite ruszenie naszych parlamentarzystów… Niniejszą, dość pobieżną i stronniczą relację potraktować można w różny sposób, dlatego z góry przepraszam tych, których pominąłem, a zainteresowanych tym, kto, co i na jaki temat powiedział – odsyłam do archiwalnych już zapisów z sesji. Zastrzegam się również, iż z nikim się nie utożsamiam i szczerze mówiąc mało mnie obchodzi, kto będzie prezydentem a kto radnym nowej kadencji. Choć pewnie obchodzić mnie to powinno. Ale z mojej perspektywy nawet byłoby lepiej, by nowa rada jak najbardziej podobna była do zoo – wtedy mieć będę darmową rozrywkę i używanie, a i będzie o czym w sezonie ogórkowym pisać…

Do niektórych tematów poruszonych na sesji będzie starali się wracać. Posłuchaj co o budżecie mówi Marek Ciesielczyk (((mp3))) oraz prezydent Mieczysław Bień (((mp3))) . Z panem prezydentem rozmawialiśmy ponadto o obejmowaniu udziałów w miejskich spółkach – może prywatyzacja byłaby lepszym rozwiązaniem, niż ciągłe dotowanie „Wodociągów”, MPEC, MPK i MPGK, za usługi których płacimy podwójnie?

A oto powiedzonka radnych, które nie znalazły się w niniejszej relacji: Marek Ciesielczyk o wiceprezydencie Jeleniu „możemy się założyć, że za 276 dni pana tu nie będzie”. Warte odnotowania jest także znane już określenie radnych, którzy głosują „po myśli” pana prezydenta: „wierni pretorianie SLD”. Mi osobiście jednak najbardziej przypadło do gustu rzucone ni stąd ni zowąd stwierdzenie, bodajże Henryka Słomki – Narożańskiego, który wypowiedział te oto sakramentalne słowa: „czy jest na sali lekarz?”… Nic dodać, nic ująć ...

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, April 19, 2024 15:31:50
IP          : 3.137.218.230
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html