Tego, co wydarzyło się w ostatni weekend na tzw. salonach jeszcze u nas nie było. Otóż, chyba po raz pierwszy w „żelazny” wernisażowy piątek nie otwarto żadnej wystawy, nie odbył się żaden koncert lub premiera, ani nie wydarzyło się nic takiego, co zwróciłoby naszą pegazową uwagę. Ta symptomatyczna kulturalna cisza, jaka zapadła w centrum i na peryferiach naszego miasta da się wytłumaczyć chyba tylko w jeden sposób. W ten mianowicie, że poprzednie piątkowo – sobotnio – niedzielne kulturalne przesilenie było wyjątkowo obfite, aliści głównie ilościowo. Możliwe też, że wszyscy zwierają szyki przed zbliżającym się Dniem Kobiet i stroją piórka. I chociaż święto to jest reliktem tzw. minionej epoki, w ostatnich latach zdaje się powracać do łask, aczkolwiek w mocno zmodernizowanej formie. Jak będzie w tym roku zobaczymy i opiszemy za tydzień.