To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  Jak syfilis homofobii zżera łono Parlamentu Europejskiego (1)   -   19/6/2006
Ubiegłotygodniowa rezolucja Parlamentu Europejskiego potępiająca m.in. nasz kraj za "narastający klimat nietolerancji powodowanej rasizmem, ksenofobią i homofobią", odświeżyła moje wspomnienia z ciekawego skądinąd uczestnictwa w ubiegłorocznych "warsztatach antydyskryminacyjnych" przygotowanych i poprowadzonych przez Biuro byłej Pełnomocnik do Spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn pani dr Magdaleny Środy. Do spisania tych wspomnień i przemyśleń zainspirowanych warsztatami zabierałem się już od dłuższego czasu - rezolucja PE stanowiła tu katalizator, bez którego potrwałoby to jeszcze zapewne kilka tygodni lub miesięcy. Materiał jest spory, dlatego zdecydowaliśmy się podzielić go na 4 części.

Ogloszenie

"Czy w dotychczasowej pracy zawodowej spotkał/a się Pan/Pani z przejawami uprzedzeń i dyskryminacji ze względu na rasę, pochodzenie etniczne, religię, niepełnosprawność, orientację seksualną, wiek i płeć?” –Nie. „-Trochę mnie to dziwi, że nie otarł się Pan w Tarnowie o problematykę związaną z dyskryminacją stosunkowo licznej populacji Romów, ale – pod latarnią bywa najciemniej”. Po wymianie takiej to korespondencji wiedziałem już, że Warsztaty Antydyskryminacyjne organizowane przez Pełnomocnika do Spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn będą ciekawe. Utwierdziłem się w tym przekonaniu oglądając w rządowym ośrodku plakat „różni, ale równi”, na którym słowo „papież” sąsiadowało ze słowem „prostytutka”. 9 miesięcy później powitałem „jutrzenkę swobody” czytając o „paradzie równości”, a już zupełnie pokraśniałem na wieść, iż Parlament Europejski przyjął rezolucję wymieniającą Polskę jako kraj, w którym nastąpił „wzrost nietolerancji powodowanej rasizmem, ksenofobią, antysemityzmem i homofobią”. Zawszę się cieszę, gdy w naszym kraju następuje jakiś wzrost, a moja radość była tym większa, że oto właśnie Polska uzyskała szansę zbliżenia się umysłowo do raju światłej, postępowej i tolerancyjnej cywilizacji Unii Europejskiej.

Choroba antydyskryminacyjna
Z przyjętej rezolucji cieszyli się też głosujący za nią polscy europarlamentarzyści z SLD (jak np. Katarzyna Piekarska), bo wreszcie nadarzyła się okazja poważnie dokopać znienawidzonej ekipie PiS; pomogli im w tym koledzy z socjalistycznej międzynarodówki, tym chętniej, że wreszcie będzie można przestać mówić o aktach nietolerancji jedynie w Niemczech, Belgii i Francji. W rezolucji dostało się również „platformie religijnej” jaką jest „nawołujące do nienawiści” Radio Maryja, przy czym tu akurat wyjątkowo – co w łonie PE raczej się nie zdarza - powołano się na autorytet Watykanu. Czyżby jakieś nawrócenie?
Okazało się, że do nienawiści i przemocy nawołuje także polski rząd, pod czym należy oczywiście rozumieć jego sprzeciw wobec promocji tego, co kościół katolicki nazywa grzechem, a co okazało się być promowane również w szkołach. Rezolucja przypomniała ponadto o ewentualnych sankcjach, w tym możliwości zawieszenia prawa głosu w Radzie UE. Zaiste, nie mogę się już doczekać, kiedy sankcja ta nastąpi np. wskutek odmowy udzielenia prawa adopcji polskiego dziecka przez homoseksualne „małżeństwo” z któregoś z przodujących krajów unijnych (nie mylić z krajami „europejskimi”). Jak widać, „walka ideologiczna zaostrza się, towarzysze” – a jest to walka o rząd dusz, o katolicką wiarę, o Boga, o polską suwerenność. Bo Europa – po odrzuceniu swych chrześcijańskich korzeni rozpaczliwie poszukuje swej tożsamości – znajdując ją pod sztandarami tolerancji i humanizmu, kryjącymi w tej szatańskiej parodii wszystko to, co chore. Ale cóż, takie są symptomy upadającej kultury i Polska jak dotąd ma dość instynktu samozachowawczego, by nie wchodzić głębiej w gmach, który musi się zawalić.
Tymczasem PE zwrócił się do Europejskiego Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii o pomonitorowanie „narastającego klimatu nietolerancji powodowanej rasizmem, ksenofobią i homofobią w Polsce”. Sytuacja leżącej pod takimi to unijnymi monitorami Polski przypomina nieco „monitorowanie” pacjenta trafiającego do sowieckiej „psychuszki”, z objawami „schizofrenii bezobjawowej”.
Ale zapoznajmy się bliżej z problematyką, o której mowa w rezolucji, a z którą zapoznawałem się jesienią ub. roku niemalże u źródła, czyli na „warsztatach antydyskryminacyjnych” prowadzonych pod szyldem byłego chwilowo Pełnomocnika ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, pani Magdaleny Środy.
„Czy w dotychczasowej pracy zawodowej spotkał/a się Pan/Pani z przejawami uprzedzeń i dyskryminacji ze względu na rasę, pochodzenie etniczne, religię, niepełnosprawność, orientację seksualną, wiek i płeć?” –Nie. „-Trochę mnie to dziwi, że nie otarł się Pan w Tarnowie o problematykę związaną z dyskryminacją stosunkowo licznej populacji Romów, ale – pod latarnią bywa najciemniej”.
O jaką to dyskryminację Romów pod latarnią, czyli w Tarnowie chodziło, tego się nie dowiedziałem, ale być może chodziło o sprawę, która zresztą podzieliła tę społeczność, gdy po skorzystaniu z unijnego programu pomocowego i po otwarciu parokrotnie już otwieranej restauracji, nakazano się im rozliczyć, co nie bardzo im wychodziło, a o czym pisały wszystkie lokalne media z naszym portalem włącznie. W każdym razie - takie to maile miały mnie przygotować do warsztatów, w których zapragnąłem wziąć udział. Była jeszcze ankieta: „Czy pogłębienie wiedzy w dziedzinie anty-dyskryminacyjnego prawa wspólnotowego i podniesienie świadomości w zakresie identyfikacji zjawiska dyskryminacji i metod przeciwdziałania jego występowaniu uważa Pan/Pani za przydatne w swojej pracy zawodowej?”

Warsztaty rozpoczęły się od części wykładowej, w otoczeniu popularyzujących „tolerancję” tablic. Na jednej z nich był alfabetyczny zestaw rozmaitych profesji opatrzonych wspólnym napisem: „różni, ale równi”.
Słowo „papież” „zrównane” zostało z sąsiadującym słowem „prostytutka”. W takim to otoczeniu wysłuchaliśmy obszernych monologów, w których padło kilka bezcennych, odkrywczych stwierdzeń, mających promować równouprawnienie, takich jak to, że „facet jest nosicielem kiepskiej, przyznajmy to, kasy”, więc niech się lepiej zajmie wychowywaniem dzieci. Zrozumiałem, że bardziej predysponowana biologicznie i psychologicznie do wychowywania dzieci w ich pierwszych latach życia kobieta, pracując przynosić będzie do domu pieniądze większe, niż „facet”. Nic bardziej błędnego, albowiem chwilę później dowiedziałem się, że kobiety są dyskryminowane, bo zarabiają mniej. Wobec tej schizofrenii – tym razem jak najbardziej objawowej, przestałem rozumieć cokolwiek, do chwili, gdym usłyszał, że „ciążę, to nie nosi kobieta, tylko noszą rodzice”. Dalej już było coraz lepiej – przy okazji nasłuchałem się o przemocy domowej – oczywiście w związkach normalnych (mam nadzieję, że za to słowo nie pójdę siedzieć), czyli heteroseksualnych, bo związki homoseksualne są już cacy. Tymczasem miałem niedawno okazję czytać o większym odsetku aktów przemocy „domowej” w parach homoseksualnych, co powoli staje się problemem w „bardziej postępowych” krajach – ów odsetek bierze się z większej niewierności partnerów, a ta z kolei z niewielkiej liczby osób o tej orientacji, w związku z czym, gdy ktoś kochający inaczej kogoś nowego kochającego inaczej spotka, to zaraz musi go wypróbować.
Ale rozumiem, że to się zmieni, gdy wreszcie w ramach tzw. „dyskryminacji pozytywnej” (o tym za chwilę) wprowadzi się przymus nadstawiania się osób hetero osobom homo, by ci ostatni, mając większy wybór, przestali być wreszcie ciekawi nowych partnerów, byli wierni i w ten sposób przestali bić swoich partnerów dotychczasowych.
Kilkakrotnie odsyłano nas również po przykłady do krajów postępowych, skandynawskich na przykład (a nawet do Japonii!), gdzie jak wiadomo obowiązują postępowe wzorce wychowawcze, dzięki którym synalek, który nie chce pójść do szkoły, zamiast posłuchać napomnienia ojca straszy go, że zadzwoni pod specjalny telefon skarżąc go o „przemoc psychiczną”. O czym można było zresztą posłuchać w jednym z programów „Europa da się lubić” (czyszczone właśnie władze TVP nie wykazały należytej rewolucyjnej czujności?).

Walka z dyskryminacją nigdy nie ustaje
Podczas wykładu w pewnym momencie nie wytrzymała publiczność – szczególnie jej żeńska część. Padły głosy na temat spadku liczby urodzin. Zdaniem pani prowadzącej najwyższy przyrost naturalny ma miejsce w takich przodujących krajach jak np. Francja. Przy czym nie bierze się on stąd, że coraz więcej tam płodzących się bez opamiętania Muzułmanów, zasilających opanowane przez przestępców slumsy, a zasilanych przez system opieki społecznej, jeno właśnie przez „bardzo dobrze przygotowane przepisy socjalne”, przez co „napędza się gospodarka i zmniejsza się bezrobocie”. (!)
Epilog do tych uczonych dywagacji dopisało życie, kiedy dzięki „otwartości”, „tolerancji” i „antydyskryminacji” na francuskich ulicach spłonęły tysiące samochodów w wyniku rozruchów, w których przeważającą grupę stanowiła muzułmańska młodzież z „dzielnic biedy”. Ale nawet i wówczas wśród socjalistycznych luminarzy polityki kraju, który wydał Napoleona, podniosły się głosy, że to wina nie dość otwartej polityki Francji, nie dość dogadzającej żądaniom nie integrujących się ze społeczeństwem Muzułmanów.
Ale co tam Francja – jak mawia mój znajomy, naród, który czci rewolucję, nie zasługuje na szacunek, tak jak na szacunek nie zasługuje głupota. Gdy Napoleon dymisjonował jakiegoś tam ministra finansów, który wołał „za co, ależ ja nie zdefraudowałem ani jednego franka!” – miał mu odpowiedzieć: „złodziejstwo jest wybaczalne – głupota nie!”. Ofiarami tej głupoty, prania umysłów i swoistej tresury, w której słowa „ksenofobia, antysemityzm, homofobia” stają się słowami wytrychami, słowami, wobec których truchleją wszyscy – są dziś wszystkie europejskie narody, jest chrześcijańska kultura, na której zbudowano Europę, jest patriotyzm, zrównywany z nacjonalizmem i faszyzmem, jest wreszcie rodzina - i „oszołomskie” wypowiedzi polskiego „ciemnogrodu” na ten temat okazują się być cośkolwiek na rzeczy. Ale taka jest cena zbudowania „nowego człowieka”…
Ale odbiegłem nieco od tematu. Przy okazji muzułmańskiej Francji i unijnego „równania praw” czyli socjalistycznego walca (nie mylić z tańcem) w nowej wersji, przypomniała mi się jeszcze jedna sytuacja, gdy podczas mej bytności we Włoszech dwa lata temu, w supermarkecie przed mego przyjaciela do kolejki wepchnął się murzyn. Kolega zaprotestował, a wtedy murzyn zaczął się drzeć coś na temat dyskryminacji rasowej. Od razu wszyscy spotulnieli, kasjerka struchlała i murzyna poza kolejnością obsłużyła. Ot, i pożytki z przynależności do tworu tak otwartego i postępowego, jak Unia Europejska…

Jednak szczytem wszystkiego był podczas wykładów moment, gdy pośród to wzburzonej, to rozbawionej Sali zadałem pytanie, jak daleko ma zamiar pani pełnomocnik w równaniu praw wszelakich się posunąć, albowiem ten rodzaj postępu za pieniądze podatnika nigdy nie ustaje, wynajdując coraz to nowe sfery „walki z” i czy wobec tego, nie należy zająć się problemem dyskryminacji osób leworęcznych – wprowadzając np. drzwi obrotowe, klamki po obu stronach, podwójne guziki w windzie, zaś w ramach tzw. „dyskryminacji pozytywnej” – obowiązek witania się co drugi raz lewą ręką (przynajmniej w krajach, w których ludzie się jeszcze w ten sposób witają). –Być może i tym problemem trzeba będzie się zająć – padła odpowiedź…

Samiec – Twój wróg!
W takiej to atmosferze upłynęła pierwsza część warsztatów antydyskryminacyjnych. Co jakiś czas podczas wykładu przewijał się wątek propagowanej i de facto narzucanej w UE „dyskryminacji pozytywnej”, w myśl której na niektórych, przede wszystkim wysokich stanowiskach, zatrudnionych być musi odpowiedni odsetek kobiet, nawet jeżeli one same tego nie chcą, bo jak zauważyła pani prowadząca, „obecnie większość 106 kobiet na 100 mężczyzn ponosi konsekwencje decyzji, na które nie ma wpływu”. Jako że rzecz zaczyna dotyczyć także i parlamentów w niektórych krajach rozumiem, że te kobiety, które wciąż wybierają w wyborach mężczyzn, należałoby ubezwłasnowolnić, albo co najmniej reedukować, ponieważ wyraźnie „wstrzymują postęp postępu”. Oczywiście można podnieść argument, że kobiet na listach wyborczych jest mniej; tyle że przecież tym więcej głosów powinno się na nie rozłożyć, jeśli tylko panie pójdą za wezwaniem i zastosują się do propagowanej przez Pełnomocnika ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn zasady „kobieta głosuje na kobietę, czyli (przepraszam za uogólnienie): „może być i głupsza, byle nie samiec”. „Samiec twój wróg!” krzyczały edukowane panie w natrząsającej się ze stereotypów płci „Seksmisji” i wyraźnie proroczy film ten nic nie stracił na swej aktualności.

Radykalna holenderska feminista, ukraiński nacjonalista i ortodoksyjny Żyd
Po wykładach przyszła pora na „warsztaty”, obfitujące w szereg, niekiedy całkiem ciekawych ćwiczeń. Nie wiem tylko do czego przekonać mnie miało ćwiczenie polegające na wyborze osób, z którymi chciałbym spędzić długą podróż pociągiem, z wcześniej przygotowanej listy. Abstrahując już od okoliczności, czy pociąg ów jechał z Moskwy do Berlina czy na odwrót, wybierać miałem między np.: rolnikiem skądś tam, który ma całą torbę pełną śmierdzących serów, zakonnicą, radykalną holenderską feministką, ukraińskim nacjonalistą, pijanym skinheadem, węgierskim Cyganem (przepraszam – Romem) wracającym z więzienia, a ortodoksyjnym Żydem etc itp. Przy czym należało wybrać trzy osoby. Wprawdzie obecny na warsztacie mój kolega zapytał, czemu nie np. „radykalna holenderska zakonnica z torbą pełną śmierdzących serów” czy jakoś tak, ale ja postanowiłem nie jątrzyć i aby umilić sobie podróż wybrałem bodaj ukraińskiego nacjonalistę, ortodoksyjnego Żyda i radykalną holenderską feministkę.
Podobało mi się również zadanie, polegające na odgadnięciu, co jest, a co nie jest dyskryminacją. Posłużono się tu dwoma przykładami. Przykład pierwszy – właściciel restauracji zabrania wstępu Romom twierdząc, że gdy się pojawiają, jego pozostałym gościom giną portfele. Wszyscy poddani tej edukacji uczestnicy warsztatów zakrzyknęli jak jeden mąż (przepraszam - jak jedna niewiasta, jeżeli to możliwe): -To dyskryminacja! W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak zaoponować – właściciel restauracji ma prawo wpuszczać do niej kogo mu się podoba, pod warunkiem że nad wejściem znajduje się stosowny napis. Nikt jakoś nie protestuje, gdy nie zostanie wpuszczony do lokalu, w którym obowiązują smokingi, zaś dyskryminacja na pewno ma miejsce gdy „selekcjoner” na podstawie swojego widzimisię nie wpuści mnie do pubu w Krakowie czy w Warszawie. Być może właściciel restauracji w podanym przykładzie miał podstawy tak sądzić i „wolnoć Tomku, w swoim domku” – nie interweniując w końcu ryzykuje, że ludzie w ogóle przestaną do niego przychodzić i zbankrutuje, pozbawiając w ten sposób wojujące feministki na podobieństwo pani Środy części pieniędzy na ich „działalność edukacyjną”. Oczywiście przykro mi będzie przeczytać w Niemczech napis „Polakom wstęp wzbroniony”, jednakowoż niestety, wielu naszych rodaków sobie na nienajlepszę opinię o naszej nacji w pocie czoła zapracowało. Ale przyznać trzeba, że chęć skorzystania z restauracji to już jakiś przełom i oznaka, że Polacy w Niemczech przestali srać na parkingach przez uchylone drzwi swojego samochodu. Wcześniej czy później do hipotetycznego właściciela niemieckiej restauracji ta prawda dotrze. Zresztą - patrząc na to, co dzieje się w kontekście trwającego w Niemczech Mundialu i obecności tam tysiecy Polaków - nie wyobrażam sobie, aby jakikolwiek restaurator w Niemczech pozbawiał się pewnego zarobku...
A oto i drugi przykład. W prasie ukazuje się ogłoszenie: „Zatrudnię Roma”. Czy to jest dyskryminacja? Tym razem uczestnicy warsztatów wykazali czujność i zgodnie, odważnie oświadczyli – jest! I rzeczywiście, jest tak w świetle obowiązującego prawa (o czym dalej), albowiem anonse w tym guście, podobnie jak wskazujące na płeć (np. „zatrudnię kucharkę”) podlegają karze, jako dyskryminacja. Bezpieczniej jest pisać „zatrudnię kucharza /rkę”, „zatrudnię osobę do…” itp. – lepiej nikogo nie obrażać. Zanim więc przyjmie się nowa forma płciowa – „ono”, a przyznawanie się do własnej płci stanie się czymś niegodnym, skazani jesteśmy, przy nazwach niektórych profesji, na lingwistyczne łamańce. W każdym bądź razie ogłoszenie „przyjmę Roma” nie uważam za dyskryminację, bo każdy może sobie przyjąć kogo chce, uprzednio podając kryteria i nie tłumacząc się w sądzie, że zatrudnienie Roma związane było z otwieraniem romskiej restauracji, albo z tym, że zdaniem pracodawcy Rom w czymś tam będzie lepszy. Wolnoć Tomku, w swoim domku. Niestety, odkąd „socjalistyczni piewcy tolerancji”, po zawłaszczeniu nam portfela odnajdują kolejne przestrzenie, które wymagają „regulacji”, niebezpiecznym miejscem staje się sypialnia, orientacja seksualna (jeśli hetero), umysł (jeśli samodzielny) i wiara (jeśli katolicka).

Obóz reedukacyjny dla „Palestry”
Z żalem przychodzi mi rezygnować z bardziej szczegółowej relacji z obozu reedukacyjnego, jakim były warsztaty dyskryminacyjne, ale chcę jeszcze parę kwestii przedstawić. Z warsztatów oczywiście wszyscy byli bardzo zadowoleni, bo były „bardzo potrzebne”; powszechnie wyrażano też chęć wzięcia udziału w kolejnych (szczególnie, gdy uczestnicy dostąpią zaszczytu odwiedzenia przodujących krajów europejskich, o wizytach w których tak pięknie opowiadała pani prowadząca wykłady). Tymczasem jednak zadowolić się musieliśmy przepięknie położonym, otoczonym hektarami parku ośrodkiem rządowym w Jadwisinie pod Warszawą. Oczywiście na koszt podatnika, za co bardzo Państwa przepraszam. Dodam, że warsztaty takie jak ten, odbywały się ustawicznie. Zgadnijcie państwo, kto był uczestnikiem moich… No kto? Dziennikarzy było dwóch - reszta, to sędziowie, prokuratorzy, pracownicy zakładów penitencjarnych i dyrektorzy więzień, paru związkowców... To ich uczulano na problemy „dyskryminacji”, które powinni, zgodnie z wytycznymi UE, brać - o zgrozo ! - pod uwagę w swej pracy. Największe przerażenie ogarniało mnie w chwilach, gdy oczywisty logiczny nonsens i prawny bubel część z nich przyjmowała za oczywisty i naturalny. Tak czy siak, ciekawym, ilu jeszcze pracowników Temidy zdołano w ten sposób przeszkolić. Chętnych pewnie nie brakowało, bo raz, że to darmowy wypad i okazja do towarzyskich spotkań, dwa że to „punkty” w zawodowej karierze (wyszkoleni w czasach realsocjalizmu z pewnością znają ich wagę), no i wreszcie ta Unia Europejska! Słowo, które otwiera wszelkie bramy i które znaleźć się musi na każdym liczącym się dyplomie, każdej akademii, każdym programie, statucie i każdym, choćby i przedszkolnym kółku – przekoniecznie „unijnym”. To chyba jakieś deja vu!

No, ale dość tych dywagacji, do pracy, na odcinku! Bo jak pisze Lilla Farkas, prywatny adwokat zrzeszony w węgierskim Komitecie Helsińskim oraz Biurze Obrony Prawnej Mniejszości Narodowych i Etnicznych z siedzibą w Budapeszcie (zbiorowa praca pod znamiennym tytułem „Dyrektywy Unii Europejskiej dotyczące równego traktowania bez względu na rasę, jako instrument zmiany prawa polskiego – Konferencje Naukowe”, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, 29 września 2004 – na publikację tą będę jeszcze nie raz się powoływał): „oprócz niedoskonałości prawa pisanego bolączką prawników, sędziów i organów wykonawczych, zarówno w nowych, jak i starych Państwach członkowskich, jest stosowanie przepisów antydyskryminacyjnych”. W rzeczy samej, trudno jest stosować coś, co od początku jest chore…

Jak syfilis homofobii zżera łono Parlamentu Europejskiego
Cóż, w międzyczasie jakby czasy się trochę zmieniły (tzn. władza przy korycie), choć ratunku wciąż znikąd, bo i z zachodu coś wschodnią wiosną wieje. W każdym razie – pełnomocnik Magdaleny Środy, słynnej ze swych absurdalnych wypowiedzi – jak ta o kościele katolickim sprzyjającym przemocy w rodzinie - już nie ma. Dymisjonowana odparła, iż „jest to powrót do XIX wieku; środowiska kobiece będą traktowane tak jak niegdyś organizacje robotników”. To jednak nie koniec. Działanie takiego urzędu stanowi wymóg UE, przeznaczającej miliony Euro na programy walki z wszelką dyskryminacją. Pani Środa ustępując zwróciła uwagę, że Polska może stracić te pieniądze. Istotnie – jak swego czasu podała PAP tylko na „wyrównanie statusu kobiet i mężczyzn” w Polsce „Unia” w ciągu najbliższych lat przewiduje wydać kwotę około 59 mln zł. Samo biuro na różnie programy przeciwdziałania dyskryminacji otrzymało już z UE w ramach pomocy przedakcesyjnej i po wstąpieniu do wspólnoty kilkanaście milionów złotych. Budżet biura wynosił niespełna 2 mln zł.
I wszystko jasne. Wiadomo przynajmniej, na co idą i jakie pieniądze. Wiadomo też, że zgodnie z „wytycznymi” urząd taki jak ten Polska posiadać musi (wcześniej był to pełnomocnik ds. rodziny, obecny urząd, z szefem w randze ministra powołano za rządów SLD). I zgodnie z zapowiedziami, posiadać będzie, choć pod inną nazwą, z innymi nieco zadaniami. Zarazem jednak wyjaśnia się, skąd wzięła się rezolucja Parlamentu Europejskiego potępiająca nasz kraj za „dyskryminację” i „sianie nienawiści”.

A teraz kilka słów o tym, czego nam ponoć brakuje – jak chcą homofobi z Parlamentu Europejskiego. Piszę „homofobi” celowo, albowiem przypatrując się pochodzeniu tego słowa dochodzi się do wniosku, iż oznacza ono tego, kto boi się panicznie innych ludzi – tu w domyśle – ludzi myślących inaczej. Dziś w Europie jest w ogóle „inaczej” i to, co chore, stało się normą. Nota bene, ciekawym precedensem było skazanie w jednym z krajów księdza, za to, że nazwał homoseksualizm grzechem, a na rodzimym gruncie „żydowska gazeta dla Polaków” – Gazeta Wyborcza poucza nas, że tak jak obozy zagłady zrobili nie Niemcy, tylko jacyś naziści, tak Jezusa Chrystusa ukrzyżowali nie jacyś Żydzi, tylko… no właśnie – tylko kto? Zanim więc zmuszą nas do zmiany Pisma Świętego, póki co, muszą jakoś ten „wojujący katolicyzm” w Polsce wyplenić. Oczywiście wiara muzułmańska nie jest wojująca, ona miłuje pokój i jest dobra. Nie będę się rozpisywał, skąd się bierze ów trwożliwy lęk przed naszą wiarą w kręgach europejskich socjalistów i masonerii (przynależność do której całkiem jawnie deklarują tamtejsi politycy). Nie będę się rozpisywał, dlaczego masoneria jest dobra (vide film „Skarb Narodów”), a Opus Dei nie (vide film „Kod da Vinci”). Pozostawiam to inteligencji czytelników. Rzecz w tym, że w tej zaściankowej i pieniaczej Polsce tlą się jeszcze drobiny zdrowego rozsądku, choć i owszem, przy ogólnej wrzawie „parada równości” jednak się odbyła, nie bez udziału importowanych z zachodu gejów, lesbijek i czujących do nich polityczny chyba tylko pociąg polityków. Jako rzekłem, była to parada równości, a więc promująca równość, przede wszystkim seksualną, ze wskazaniem na szczególną obronę homoseksualnej mniejszości, których prawa do swobodnego bzykania się są jakoby u nas nieustannie łamane. I to jest ok.
Natomiast manifestacja heteroseksualnej większości w obronie swoich praw okay nie jest. Heteroseksualna większość to „homofobi”. Wobec tego pytam – kto tu jest homofobem? I odpowiadam – oj nieładnie panowie eurodeputowani, boicie się ludzi myślących inaczej niż wy, znajdujecie nawet na nich śliczną nazwę, która zrzucić ma to, co normalne w otchłań wstydu, a tymczasem na waszym łonie kwitnie sobie w najlepsze mocno zaawansowany i postępujący syfilis homofobii…

c.d.n.

Mirosław Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, March 29, 2024 04:53:30
IP          : 3.209.81.51
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html