To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  Plac Zbawiciela   -   27/10/2006
Młode małżeństwo - około trzydziestki, z dwójką dzieci - ma wkrótce odebrać klucze do swojego wymarzonego mieszkania. Żeby zaoszczędzić trochę pieniędzy na ostatnie kilka miesięcy rodzice z dziećmi wprowadzają się do mieszkania matki chłopaka. Dramat rozpoczyna się w momencie kiedy okazuje się, że ich developer zbankrutował. W związku z tym nie wiadomo czy w ogóle otrzymają swoje upragnione mieszkanie. Jakby tego było mało popadają w olbrzymie długi. Najnowszy, jak zwykle - w przypadku dzieł Krauzego - głośny, obraz Krzysztofa Krauze i jego żony Joanny Kos-Krauze. "Złote Lwy" na wrześniowym festiwalu w Gdynii, wielkie kreacje i nagrody dla Jowity Budnik oraz Ewy Wencel.

Ogloszenie

„Plac Zbawiciela” to dobry adres. Ścisłe centrum Warszawy. Ciągle mijamy podobne place, ulice i domy. Każdego dnia robimy to bezrefleksyjnie, bo niby nad czym się zastawiać? Siła filmu Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze bierze się stąd, że twórcy każą się nam natychmiast zatrzymać i zastanowić nad własnym „Placem Zbawiciela”: adresem, który dobrze znamy. Krauze precyzyjnie pokazali, że do (auto)destrukcji nie potrzeba wielkich słów, szerokich gestów. Skala mikro zawłaszcza makroskalę. Za firankami mieszkań na „Placu Zbawiciela” – i na każdej ulicy - małe rodzinne dramaty decydują o pojedynczych klęskach ich uczestników. Bez szansy na tabloidową karierę.

Beata i Bartek. Fajni, młodzi ludzie, bardzo sympatyczni. Małżeństwo jakich wiele: z dziećmi, z problemami. Za chwilę odbiorą klucze do mieszkania. Ten czas zamierzają przeczekać u Teresy, mamy Bartka: żeby trochę zaoszczędzić, żeby babcia mogła nareszcie nacieszyć się wnukami. Ale deweloper okazuje się oszustem, a ich wspólne pieniądze przepadają. Zaczyna się dramat. Nie z powodu pieniędzy, nie tylko. To samonapędzająca się spirala: jedna zła myśl, albo jeden zły gest, prowokują kolejne. Niechęć zamienia się w nienawiść. A w pewnym momencie na wszystko jest już za późno.

Po „Długu”, „Moim Nikiforze” i „Placu Zbawiciela” nikt już chyba nie będzie miał wątpliwości, że Krzysztof Krauze jest dzisiaj najciekawszym polskim filmowym twórcą. A po „Placu Zbawiciela” wypada także z nadzieją powitać nowego reżysera …Joannę Kos-Krauze. Bo też dawno nie było u nas tak dobrego filmu. Filmu, który ogląda się w napięciu jak najlepszy amerykański thriller, ale który – pomimo wagi tematu – jest także dowcipny i zabawny. Przede wszystkim jednak „Plac Zbawiciela” jest bezkompromisowy. Krauze pokazali położenie kobiet w kraju, w którym wymaga się od nich jednocześnie błyskotliwej zawodowej kariery, kotleta na obiad i lateksowej minówy, w zamian oferując naprawdę niewiele – żenujące uśmieszki lub tuszowany prymitywną chucią mizoginizm.

Najważniejsze są dwie protagonistki - Teresa i Beata, zarazem dwie wielkie kreacje aktorskie Ewy Wencel i Jowity Budnik. Beata (Budnik) idzie przez życie trochę jak Irena, bohaterka Kunderowskiej „Niewiedzy”, mija piękne wystawy sklepowe, ogląda kolorowe magazyny, ale „jej włosy nie lśnią”. Już nie. Po drodze się zagubiła. Były jakieś ambicje, były studia, chęć wyjazdu z rodzinnej wsi na zawsze. Ale wszystko przyszło za wcześnie (macierzyństwo), lub zbyt późno. Beata nie ma już siły żyć. A przecież czuje, że wszyscy dookoła wymagają od niej sił wręcz nadludzkich. Ma być dobrą żoną, synową, mamą, znaleźć pracę i zacząć oszczędzać. Im więcej wymagań, tym mniej możliwości. Zaczyna się rozpacz. W kontrze stoi Teresa (Wencel): oschła, zawistna, zołzowata. Bardzo zgorzkniała, bardzo samotna. Czekająca – od lat, od dziesięcioleci – żeby ktoś ją wreszcie przytulił, pogłaskał. I nie wymagał, żeby była dalej żmiją. Nie doczeka się, kąsa nadal. Rani, bo czuje się poraniona. Bo wie, że na zawsze poraniła też syna – Bartka, którego nie wyposażyła w nic więcej, poza skrajnym egoizmem. Tak pełne, zniuansowane kobiece portrety to w polskim kinie prawdziwy ewenement. I wielkie szczęście. Nie tylko dla kobiet.

„Plac Zbawiciela” to także film o samotności w rodzinie. Matryca zresztą prawie zawsze jest podobna. Najpierw jest szkoła podstawowa i średnia, potem szukanie, nawet po omacku, wspólnotowości, która – zwłaszcza dla indywidualistów – stałaby się parasolem ochronnym dla ich odrębności. Potem przychodzi tzw. dorosłość, niedojrzała jeszcze dojrzałość. Rodzina, małżeństwo, związki, dzieci, kłopoty z pracą, kłopoty ze sobą, rozwody, znowu dzieci… Coraz mniej przyjaciół i znajomych, mniej słów, więcej milczenia i nienawiści. Gdyby małżeństwo Beaty i Bartka przyszło trochę później, gdyby dzieci urodziły się dopiero za kilka lat, gdyby Teresa chociaż raz w życiu zerwała maskę zgorzkniałej urzędniczki i po prostu zaszalała w sanatorium w Ciechocinku, wszystko wyglądałoby zapewne inaczej. Wiele udałoby się naprawić. Ale, co sugestywnie pokazali Krauze, taka refleksja jest w naszym życiu zawsze spóźniona. Nie potrafimy sprostać marzeniom i fantazjom, bo nie potrafimy w ogóle żyć. Nikt nas tego nie nauczył.

Bohaterowie „Placu Zbawiciela”, jak bohaterowie wszystkich placów i ulic (nie tylko polskich, rzecz jasna) w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Wymieniają monosylaby, czasami z furią atakują, ale nie mówią, jakie są ich plany i marzenia. Starają się być dowcipni, są z reguły cyniczni i złośliwi. A prawdziwe szczęście odnajdują jako bojówkarze osobliwej praworządności: Na przykład kiedy na zebraniu osiedlowym, wrzeszcząc i przeklinając, chętnie dopadliby do gardła zbankrutowanego dewelopera. To przenikliwa scena, bo przecież właśnie takich zachowań uczą nas ciągle kolejni polityczni dranie, taki styl premiują prasowe gówna. Chamstwo za chamstwo. Żadnej litości. Kto jest silny (i niewrażliwy) – jakoś to wszystko przetrwa, kto delikatny – jak Beata – zdecyduje się na rozwiązanie krańcowe. I może dopiero wtedy, na samym końcu rozpaczy tli się nadzieja. Trzeba sięgnąć dna: małego, marnego dna marnego ludzkiego losu, żeby zobaczyć jasny cień. Dostrzec, że złe myśli, podłe czyny, czasami – chociaż bardzo rzadko – mogą zamienić się w czyny dobre, myśli piękne. Tylko czy wystarczy sił na czekanie, jak długo jeszcze?

Łukasz Maciejewski
miesięcznik FILM, nr 9 / 2006


Premiera : 8.09.2006
Polska, 2006
dramat, 15 lat, 94 min.
Reżyseria: Krzysztof Krauze, Joanna Kos-Krauze
Obsada: Jowita Budnik, Arkadiusz Janiczek, Ewa Wencel

Więcej informacji: kliknij tutaj

Seanse w :
Kinie Millennium
Kinie Marzenie > kliknij tutaj
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, April 16, 2024 14:06:32
IP          : 18.119.17.207
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html