To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  Wyborczy przekładaniec    -   10/11/2006
Uff... Intensywny finał kampanii wyborczej już za nami. Pozostało nam tylko pojść do urn. Zgodnie z przewidywaniami z połowy września kampania rozkręciła się na dobre dopiero w ostatnich dwóch tygodniach przed 12 listopada.

Ogloszenie
>

Szybka kampania partyjna czyli jak zmniejszyć frekwencję w wyborach

Są miejsca w Tarnowie i regionie, w których trudno spotkać wolne od plakatów drzewo, a na tablicach ogłoszeniowych warstwy kolejnych afiszy wyborczych przyrastają w ostatnich godzinach klampanii już co kilka godzin. Nasze skrzynki pocztowe pękają w szwach od ulotek wyborczych, programy informacyjne w mediach zdominowane są przez tematy i spoty wyborcze a w gazetach nawet z pozoru niewinna informacja o oddaniu 200metrowej drogi i chodnika czy „list do redakcji” okazują się w rzeczywistości nachalną przedwyborczą propagandą.

O tym, jak wygląda brudna plakatowa wojna na mieście mówił wczoraj podczas konferencji prasowej prezydent Mieczysław Bień, przestrzegając nawet przed wyborem niektórych kandydatów. Posłuchaj: (((mp3))).

Nie przestaje mnie zadziwiać dlaczego kandydaci decydują się na taki sprint zamiast równomiernie rozłożyć siły i sam efekt promocyjny na co najmniej miesiąc. Prowadzenie kampanii w taki sposób nie tylko naraża ich na zawał i utratę zdrowia, ale w dużym stopniu niweczy cel, jakim powinno być skuteczne dotarcie ze swoją wyborczą ofertą do tych, którzy mają postawić na karcie do głosowania ów upragniony krzyżyk. W takim zgiełku, jaki trwa od kilku dni coraz trudniej przecież o racjonalny wybór. Nie trudno natomiast o irytację zdezorientowanego, wahającego się wcześniej wyborcy, który często podejmuje w takiej sytuacji decyzję o… nie uczestnictwie w wyborach. Krótka, intensywna kampania na raz takiej ilości osób powoduje bowiem, że zasadnym staje się pytanie, czy wybory są dla polityków, czy dla wyborców. To mechanizm samonapędzający się. Przecież to głównie kandydaci widzą piętrzące się reklamy swoich konkurentów i łudzą się, że kolejna, ich z kolei ulotka, plakat na płocie czy ogłoszenie w prasie podtrzymuje jeszcze ich szanse. Kalendarz wyborczy, wynikający z ordynacji, jest tu jedynie częściowym usprawiedliwieniem. Niestety, kandydaci nadal liczą na to, że decyzją większości wyborców kieruje przypadek. I byłoby to zrozumiałe, gdybyśmy nie mieli za sobą bodaj 13 już demokratycznych elekcji i gdyby frekwencja sięgała za każdym razem np. 70-80 %. Tymczasem od lat podczas wyborów lokalnych do urn podąża nieco więcej niż 40 % uprawnionych. Nie byłbym zdziwiony gdyby w tym roku było ich jeszcze mniej.
Czy lokalni politycy robią coś, aby tę frekwencję znacząco podnieść? Pomińmy słowne deklaracje, bo oczywiście trudno spotkać kandydata, który by nie ubolewał nad tak niskim zainteresowaniem wyborami i apelował o liczny w nich udział. Nie liczą się wszak słowa, a czyny, jak codziennie przypominają nam w spotach promocyjnych. A czynów brak. Moim zdaniem odzywa się w tym przypadku kolejna dziwna wiara większości kandydatów i komitetów w swój „sztywny elektorat”. Tak naprawdę pretendentom do fotela radnego, wójta czy prezydenta nie zależy na zwiększeniu frekwencji, bo wyższa frekwencja budzi wśród nich … niepokój. Zwykły strach przed nieznanym. Lepiej już mniej, ale swoi – zdają się mówić „wyrachowani” sztabowcy poszczególnych komitetów.
Dlatego też, moim zdaniem, frekwencja nie tylko w wyborach samorządowych, ale głównie w nich, długo jeszcze w Polsce radykalnie nie wzrośnie.
Decydenci czynią wiele, aby nic zasadniczego w tej kwestii nie uległo zmianie.
W tym roku do dotychczasowych przyczyn niskiej frekwencji dołącza kolejny powód – totalne upolitycznienie wyborów do samorządu. Pamiętajmy, że jeszcze 5 tygodni temu po Polsce krążyło widmo podwójnych wyborów, również parlamentarnych, i ta druga kampania praktycznie się wtedy zaczęła. Wielka polityka położyła się zatem cieniem na kampanii samorządowej i nie może to pozostać bez znaczenia dla ilości wyborców przy urnach. Po jaką cholerę wyborca ma chodzić rok po roku, żeby wybierać „swoją” partię a nie, przynajmniej raz, aktywnego sąsiada.
Kończąca się właśnie kampania kandydatów do rad i na urzędy wójtów, burmistrzów i prezydentów była najbardziej partyjna spośród wszystkich dotychczasowych kampanii samorządowych. Upolitycznienie wyborów samorządowych i – w konsekwencji - zapewne także upartyjnienie nowych, wybieranych za chwilę rad zawdzięczamy znowelizowanej ordynacji wyborczej. Gardłujący za nią lokalni politycy partii rządzących, głównie z PiSu, przeszli w ostatnich latach przedziwną ewolucję. Jeszcze 4 lata temu wielu z nich wręcz unikało w wyborach akcentowania swojej przynależności partyjnej, rozumiejąc, że w wyborach lokalnych nie szyld partyjny jest ważny. Zresztą większość stała się członkami obecnej swojej partii stosunkowo niedawno. Zadziwiające jak szybko dotychczas poczciwi skądinąd samorządowcy i niekiedy całkiem sprawni radni, pozbyli się wiary w konieczność istnienia samorządu niezależnego od bieżącej, toczonej na szczeblu centralnym, walki politycznej. Dziś przyznają się do swojej wcześniejszej naiwności, twierdząc, że apolityczny samorząd to mrzonka. Podczas obecnej kampanii wielu kandydatów PIS z gorliwością neofity walczy z tą „naiwnością”, popierając z gruntu centralistyczne projekty swojego ugrupowania.
Wiele więc wskazuje na to, że w najbliższych latach czeka nas odwrót od idei samorządności. Ludzie świetnie wyczuwają, że politycy zafundowali im w dużej mierze fałszywe wybory, nie takie jak jeszcze 4 lata temu. Wielu z nich nie ma ochoty na powtórkę z ubiegłorocznych wyborów, ograniczoną co prawda do własnego podwórka ale przecież przebiegającą wedle scenariusza znanego z wyborów parlamentarnych.
Pisałem już o tym, że do upartyjnienia tegorocznych wyborów przyczyniła się centralistyczna wersja IV RP braci Kaczyńskich i nowa ordynacja (o skutkach tej ostatniej, piszę też dalej), ale preferencje dla partii i partyjnych kandydatów kosztem kandydatów nie-partyjnych istnieją w polskim prawie od dawna, w tym roku dyskryminacja komitetów obywatelskich została „tylko” spotęgowana. Prawdą jest bowiem to, co zgłaszał niedawno, wykorzystując obecność Rzecznika Praw Obywatelskich w Tarnowie jeden z kandydatów na miejskich radnych – Jerzy Hebda . Jak się okazało, nikt dotychczas do urzędu Rzecznika nie zgłosił się z tą sprawą, a konstytucyjna zasada równości wydaje się być przecież rażąco gwałcona istniejącymi rozwiązaniami w tej kwestii. Posłuchaj wypowiedzi J.Hebdy: ((((mp3)))

Blokersi górą ?

Brzemienną w skutki nowością znowelizowanej ordynacji jest tzw. grupowanie list wyborczych, zwane potocznie „blokowaniem”. Nadzieje wielu samorządowców i kandydatów na wyrzucenie tego kontrowersyjnego zapisu z ordynacji okazały się, jak wiemy, płonne. Z możliwości tej skorzystało w regionie wiele ugrupowań, choć na przykład w samym Tarnowie forsujący to rozwiązanie PIS z nikim się nie zblokował. Niektóre przedwyborcze alianse dokonane w drugiej połowie października wzbudziły niemałą sensację, szczególnie te w Tarnowie i w powiecie.

W Tarnowie zblokowały się Platforma Obywatelska i Komitet „Tarnowianie” Ryszarda Ścigały. Nasz Dom Tarnów, popierający tego samego co PO kandydata na prezydenta Tarnowa – Andrzeja Sasaka odmówił bloku w takim składzie, twierdząc, że uczestnictwo ugrupowania R.Ścigały osłabia poparcie dla obecnego zastępcy prezydenta Tarnowa i wprowadzi w błąd wspólny w dużym stopniu dla PO i NDT elektorat. Jawny już stał się przy tej okazji wewnętrzny konflikt w łonie tarnowskiej Platformy, który był zresztą tajemnicą poliszynela co najmniej od lata a wybuchł na tle poparcia właśnie dla jednego z dwójki kandydatów: A.Sasak i R.Ścigała. Pani Poseł Augustyn, szefowej struktur miejskich PO, „udało się” decyzją o wspólnym bloku Platformy i „Tarnowian” teoretycznie „pogodzić” obie te kandydatury, a "pogodzonych" w ten sposób mogło być nawet więcej (wspólny blok pani poseł proponowała też m.in. SiNT-owi). Do dziś nie rozumiem decyzji obu stron konfliktu, choć po części przyjmuję do wiadomości ich racje. Tyleż szczytna, co nieco idealistyczna koncepcja Urszuli Augustyn stworzenia już przed wyborami szerokiej koalicji faktycznie bliskich, żeby nie powiedzieć bliźniaczych programowo ugrupowań dziwi jednak o tyle, że Tarnów jest prawdopodobnie jedynym miastem w kraju, w którym PO pójdzie do wyborów z ugrupowaniem popierającym innego niż PO kandydata, co zresztą oponenci posłanki chcą wykorzystać przeciwko niej w partyjnym postępowaniu dyscyplinarnym.
Przy czym z partyjnego znowu punktu widzenia PO (ale nie A.Sasak) na bloku z „Tarnowianami” nie może stracić. Inaczej niż Nasz Dom Tarnów, bez mocnego partnera jakim jest PO. Decyzja NDT w skrajnym, wcale nie takim trudnym do wyobrażenia przypadku, może spowodować brak ich przedstawicieli w Radzie Miasta (z wyjątkiem A.Sasaka, współzałożyciela stowarzyszenia Nasz Dom Tarnów, który jako oficjalny kandydat PO startuje z list partii Tuska). Zamieszanie w głowach wyborców kandydata PO i NDT na urząd Prezydenta, powstałe w wyniku dziwnej decyzji o nie-zblokowaniu się jego zaplecza, jest w każdym razie spore a możliwości POsklejania (parafrazując hasło jednego z kandydatów PO w mieście) głęboko już podzielonego, do niedawna praktycznie jednorodnego środowiska, na horyzoncie na razie nie widać.

Niejasna jest także decyzja Zbigniewa Martyki i „Solidarnego i Nowoczesnego Tarnowa” oraz LPR –u o zblokowaniu się z Samoobroną, praktycznie pozbawioną w samym Tarnowie wyborców (i jak się okazało, także chętnych do startu z jej list). Korzyść, matematyczna nawet, z takiego aliansu jest dla Z.Martyki wątpliwa (tym bardziej, że Samoobrona wystawiła też swojego kandydata na Prezydenta Tarnowa, „spadochroniarza” z Korzennej – Józefa Szambelana) a straty wywołane informacją o układzie z podejrzaną ciągle partią Leppera, wśród potencjalnego a świadomego elektoratu mogą być spore.
Absolutnym hitem w dziedzinie wyborczej egzotyki jest jednak blok powstały w tarnowskim powiecie ziemskim, gdzie PO połączyła siły m.in. z lokalną Samoobroną, której od niedawna patronuje prezes Małopolskiej Izby Rolniczej – Paweł Augustyn, chcący też zostać burmistrzem Ryglic. Mimo pewnych argumentów ogólnoarytmetycznych i dotyczących kompetencji P.Augustyna w sprawach wsi, wyborcom PO alians z Samoobroną trudno wytłumaczyć, a co dopiero zaakceptować. To chyba zresztą jedyny przykład „blokowej” współpracy partii Tuska i Leppera w skali kraju.

Z kim i czym do Rady ?

Sytuacja "po blokowaniu" spowodowała, że najbardziej żywiołową kampanię obserwowaliśmy w ostatnich tygodniach w Tarnowie, oczywiście nie licząc kampanii bogatych partii, ze strony obywatelskich ugrupowań, które pokłóciły się o przychylność PO, czyli Naszego Domu Tarnów i "Tarnowian".
Związane z obecnym zarządem miasta stowarzyszenie (NDT) pierwsze zabrało głos, dwa dni po decyzji o nieprzystąpieniu do bloku z PO i "Tarnowianami", organizując rodzaj mini-konwencji wyborczej. Posłuchaj wypowiedzi prezydenta Mieczysława Bienia na tematy dotyczące programu i okoliczności podjęcia trudnej decyzji dot. blokowania (((mp3))) oraz radnych Zdzisława Janika i Anny Mach : (((mp3))).
Zarząd miasta tożsamy z czołówką liderów NDT przedstawił też "Raport o stanie miasta", opublikowany staraniem stowarzyszenia NDT w postaci kolorowego foldera. Andrzej Sasak ogłaszał wręcz wykonanie wyborczego programu NDT sprzed 4 lat prawie w 100 %. Posłuchaj wypowiedzi innego z-cy prezydenta, Andrzeja Jelenia: (((mp3))).

Kilka dni później swoją konwencję zorganizował komitet Ryszarda Ścigały "Tarnowianie", prezentując m.in. swój program wyborczy zatytułowany "Nowe spojrzenie na Tarnów".
Posłuchaj fragmentów konferencji prasowej R.Ścigały, zaimprowizowanej tuż po konwencji programowej "Tarnowian" : (((mp3))).

Jako, że rów wykopany między NDT a obozem Ryszarda Ścigały nie wydaje się być pozorny a kolejne kampanijne wypowiedzi przedstawicieli obu ugrupowań chyba go jeszcze pogłębiły, wcale nie przesądzona jest powyborcza koalicja w Radzie Miasta, w której zasiąść by miały PO, Tarnowianie i NDT, jeśli oczywiście obu tym ugrupowaniom, a szczególnie NDT uda się wprowadzić do Rady swoich reprezentantów.
"Tarnowianom" w sukurs (?) przyszła oferta złożona ze strony, z której trudno było się jej spodziewać wcześniej. Oto, Marek Ciesielczyk oświadczył, że chciałby współpracować z R.Ścigałą w nowym zarządzie miasta, uznając, że jest to jedyny, oczywiście poza nim samym, "inteligentny kandydat" na urząd Prezydenta Tarnowa. Na chwilę wyłączając samego lidera komitetu "Uczciwość", na listach tego ugrupowania jest wielu znanych i przyzwoitych osób, co w kontekście kontrowersyjnej osoby "radnego - doktora" nie przestaje fascynować liczne grono jego konkurentów politycznych, zastanawiających się, co skłania te osoby do współpracy z Ciesielczykiem.
Wprawdzie kilka nazwisk Marek Ciesielczyk utracił, np. sklepikarza Józefa Skórkę na rzecz "Tarnowian", ale wciąż na listach Uczciwości jest szeroka ławka znanych osób, m.in. były dyrektor Teatru Solskiego - Ryszarda Smożewskiego, historyk i radny Antoni Sypek i jeszcze jeden obecny radny Stefan Wrona, przedsiębiorcy: Ewa Filipów, Bogusław Bianche czy Józef Krawczyk, handlowiec i poeta Ryszard Zaprzałka, trener Roman Osuch i inni.

Zupełnie inaczej, niż z komitetem Ciesielczyka, sprawa wygląda z dwoma innymi komitetami, które ostatnie zdecydowały o zgłoszeniu swoich list w mieście .
Na listach ugrupowania "Samorządni i Gospodarni", dość mocnego skądinąd w wyborach powiatowych i wojewódzkich, próżno szukać bardzo znanych nazwisk, choć niektóre przynajmniej coś wyborcom mogą mówić.
Na liście Samoobrony jest tylko jedno średnio znane nazwisko Michała Hołdy, który prowadzi w Tarnowie biuro poselskie Jerzego Zawiszy.
Dwóm ostatnim ugrupowaniom nie daję większych szans w tegorocznych wyborach do Rady Miasta, przy czym nawet niewielki wynik Samoobrony może pozwolić zblokowanym z nią SiNT-owi i LPR wprowadzić swoich radnych (jako blok wszystkie trzy ugryupowania łącznie muszą przekrocczyć próg 10 % ważnie oddanych głosów, ale aby zdobyć mandaty dla siebie każde z nich musi przekroczyć próg 5%).

Nadzieja w młodych

Pewną jaskółką przełamującą podziały wynikłe, zarówno ze zdominowania tegorocznej kampanii wyborczej przez kolejne starcie partii politycznych, jak i lokalnych konfliktów, niesnasek i personalnych animozji między komitetami i kandydatami, jest inicjatywa „ponad podziałami” kilku młodych pretendentów do Rady Miasta z różnych ugrupowań: Agnieszki Babuśki (PO), Jakuba Kwaśnego (Lewica i Demokraci), Kamila Wójcika (Tarnowianie) i Macieja Wietrzyka (SiNT). Jak się okazuje młodzi ludzie starają się (ciekawe, jak długo ?) skupić na tym, co ich łączy a nie dzieli, budują z tego wspólny, pozytywny program i zapewniając o tym, że go w Radzie podejmą, proszą przede wszystkim o pójście do wyborów. „Głosujesz- wygrywasz!” apelują młodzi, bo dobrze wiedzą, że tylko ponadprzeciętna frekwencja również im może dać mandaty.
Bardzo potrzebne mandaty, bo Rada Miasta potrzebuje zmiany, świeżej krwi.
Posłuchaj wypowiedzi J.Kwaśnego, A.Babuśki, K.Wójcika i M.Wietrzyka podczas niedawnej konferencji prasowej : (((mp3)))
„Starzy” jednak nie odpuszczają, o czym przekonać się mógł dość boleśnie jeden z tych młodych polityków, którzy mają realne szanse na to, aby ze względu na wywalczone miejsce na liście, zasiąść w Sali Lustrzanej. Nawet po oficjalnym uzgodnieniu , kto jest liderem listy w okręgu obecna radna starała się wymusić na nim „oddanie” pierwszego miejsca. Jego przykład dowodzi, że młodzi kandydaci, skądinąd i tak na listach nieliczni (no, może poza listą LPR), mają nie tylko konkurencję w przedstawicielach innych ugrupowań, ale też często o wiele groźniejszą konkurencję wewnętrzną. Nic dziwnego, że przy podobnych w istocie programach, łatwiej im znaleźć wspólny język z rówieśnikami z innych komitetów. Oby się rzeczywiście do Rady dostali i niezbyt szybko „zestarzeli”, dostając się pod wpływ lub upodabniając do starszych kolegów.
Optymizmem napawa determinacja z jaką młodzi, dwudziestokilkuletni kandydaci prowadzili swoją kampanię. Nie miało to nic wspólnego z rutyną kampanii wyborczej, realizowanej przez większość kandydatów – seniorów, a opartej na rozpowszechnianiu swojej podobizny i garści wydrukowanych frazesów, często tych samych co 4 lata temu. Wielu z młodych stara się prowadzić kampanię bezpośrednią, po prostu odwiedzając mieszkania swoich potencjalnych wyborców.
Taki wydawałoby się nieoryginalny i ryzykowny przecież sposób prezentowania się i proszenia o głos, może się w tej kampanii okazać się strzałem w dziesiątkę. Ludzie mają dość gadających głów i uśmiechniętych buziek ludzi, których być może znają nawet z nazwiska ale już osobiście nigdy nie udało się im porozmawiać z wieloletnim niekiedy radnym ich dzielnicy.
Młodzi przeżywają w drzwiach swoich potencjalnych wyborców różne chwile, ale w większości są zbudowani takimi kontaktami. Zbudowani są też ich rozmówcy. Miejmy nadzieję, że przełoży się to na ich wybory. Na które wszystkich inTARnautów zapraszam.
Wybierzmy dobrze.

Piotr Dziża
dziza@intarnet.pl
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Fri, April 26, 2024 14:44:48
IP          : 18.221.154.151
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html