To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  2x Eastwood w Millennium    -   24/4/2007
W najbliższy piątek kino Millennium zaprasza na wyjątkowy mini-przegląd dwóch ostatnich filmów Clinta Eastwooda. „Sztandar chwały” i „Listy z Iwo Jimy” to niezwykły wojenny dyptyk w reżyserii tego znakomitego twórcy. Tylko w tym dniu zobaczyć będzie można w Tarnowie oba te filmy i tylko w tym dniu cena pojedynczego biletu w Millennium wyniesie 11 złotych. Posłuchaj zapowiedzi Lukasza Maciejewskiego.

Ogloszenie

Szacunek dla nieprzyjaciół: Okropności wojny według Clinta Eastwooda

Z tłumu bohaterów, Amerykanów i Japończyków, zaludniających filmowy dyptyk Clinta Eastwooda o wojnie na Pacyfiku – „Sztandar chwały" i „Listy z Iwo Jimy" (tytuły oryginalne: „Flags of Our Fathers" i „Letters from Iwo Jima") – jedynie drugoplanowa postać amerykańskiego żołnierza z miotaczem ognia pojawia się w obu obrazach. Mimo to uzupełniają się one znakomicie.

W pierwszym filmie żołnierz ów robi użytek ze swej broni, aby osłonić kolegów, wystawionych na ostrzał Japończyków; wykonuje niewdzięczną, ale konieczną robotę, przez cywilów ocenianą jako akt odwagi wojennej. W drugim filmie ta sama postać jest aniołem zagłady: Japończycy, którzy zginą z jego ręki, nie zobaczą nawet twarzy wroga, gdy płomienie wystrzelone z jego miotacza przyniosą im straszną śmierć. Widzowie – nawet ci oglądający oba filmy jeden po drugim – ledwie dostrzegą tę postać, ukazaną z dwóch punktów widzenia; tymczasem jest ona jak środek symetrii, z którego linie losów i wydarzeń rozbiegają się w dwie strony, ku dwóm zupełnie różnym opowieściom.

Oba filmy łączy także wizualna stylistyka. Piękne zdjęcia Toma Sterna ukazują skalistą wyspę Iwo Jima – miejsce jednej z najbardziej krwawych bitew podczas II wojny światowej na Pacyfiku – w wyszarzałych, pozbawionych życia barwach. Szare jest niebo nad czarnym wulkanicznym piaskiem plaży, szare twarze i mundury żołnierzy. Flota amerykańska dążąca ku wyspie, sfilmowana w tej przypominającej sepię tonacji, jest jak cudownie ożywiona ilustracja z podręcznika historii: widziany z lotu ptaka ten fragment dziejów ma w sobie majestat i spokój rzeczy wielkich i nieuniknionych.

Eastwood nie wnika jednak w mechanizmy dziejowych trybów: interesuje go to, co widać z perspektywy pojedynczego człowieka. Ten zaś, rzucony w wir walki, widzi wokół siebie chaos, którego szarość przełamują jedynie dwa jaskrawe kolory zwiastujące śmierć: żółć ognia i czerwień krwi. Inne kolory należą do świata cywilów; tylko ci, co przeżyją, będą je jeszcze oglądać. Ci z bohaterów obu odsłon Eastwoodowskiej epopei, którzy zostaną na Iwo Jima, skazani są na metaliczną szarość, właściwą popiołom i spiżowi pomników.

Pierwsza z tych historii, „Sztandar chwały", opisana z punktu widzenia Amerykanów, traktuje o niechcianym bohaterstwie i nieznośnym ciężarze niezasłużonej chwały. Punktem wyjścia jest fotografia tak słynna i tak często publikowana, że stała się ikoną żyjącą własnym życiem – a pamięć o wydarzeniu, które upamiętnia, wyblakła. Gdy reporter Associated Press Jim Rosenthal przycisnął migawkę aparatu i wykonał zdjęcie grupy żołnierzy wznoszących amerykański sztandar nad zdobytą Iwo Jimą, nie zdawał sobie sprawy, że zdjęcie to zmieni losy fotografowanych żołnierzy i wpłynie na nastroje w USA. Fotografia, opublikowana we wszystkich gazetach, wywołała patriotyczną euforię wśród udręczonych długą i kosztowną wojną Amerykanów, a uwiecznieni na niej marines stali się narodowymi bohaterami. Sytuację szybko wyczuli politycy: wobec konieczności zdobycia funduszy na dalszą walkę świeżo upieczeni herosi okazali się idealnymi rzecznikami prasowymi. Trzech z ocalałych z koszmarnej bitwy żołnierzy – Rene Gagnon, John „Doc" Bradley i Ira Hayes (w których role wcielili się na ekranie Ryan Phillippe, Jesse Bradford i Adam Beach) – dostało rozkaz udziału w ogólnokrajowym tournée, którego celem było zachęcenie rodaków do zakupu obligacji wojennych.

To, co wydawało się nieskomplikowanym zajęciem, dla tych młodych ludzi okazało się wyzwaniem trudniejszym niż frontowe przeżycia. Eastwood pokazuje swoich bohaterów rozdartych między wewnętrznym poczuciem, że nie dokonali niczego wielkiego, a koniecznością dźwigania ciężaru zasług przypisywanych im przez innych w imię polityki. Entuzjazm tłumów, pochwały zwierzchników, miłość kobiet – wszystko to nie wystarcza, by zatrzeć w pamięci młodych mężczyzn wspomnienia bitwy, której prawdziwi bohaterowie nie dożyli okazji, by o niej opowiadać. Wykorzystywani przez polityków, trzej żołnierze uczą się, że wbrew tezie ministra Clemenceau wojna nie jest jedynie „serią katastrof zakończonych zwycięstwem". Paradoksalnie, dla tej trójki zwycięstwo i koniec wojny są osobistą katastrofą. Nic boleśniej nie uświadamia im, że są jedynie pionkami na wielkiej szachownicy, usuwanymi, gdy przestaną być użyteczne. Kraj, dla dobra którego walczyli (a potem kłamali), zapomina o nich, gdy zrobią, co im przykazano.

Zrealizowany z rozmachem, film zdradza stylistyczne i ideowe podobieństwa z „Szeregowcem Ryanem" Spielberga, jednym z najbardziej antybohaterskich obrazów wojennych w historii kina – ale też z innymi słynnymi antywojennymi dziełami, filmowymi i nie tylko, których filozoficznego źródła należy szukać w rycinach Goi, ukazujących okropności wojny. Eastwood nie pozostawia wątpliwości, że na wojnie – nawet najbardziej koniecznej z historycznego punktu widzenia – pojedynczy człowiek jest skazany na robienie rzeczy, które kaleczą jego człowieczeństwo.

„Sztandar chwały" – to wreszcie preludium do drugiego filmu, skromniejszego pod względem produkcji, ale głębszego i bardziej wielowarstwowego: „Listów z Iwo Jimy". Ta z kolei historia widziana jest oczami japońskich żołnierzy, na barkach których spoczęła odpowiedzialność za obronę Iwo Jimy – ostatniego szańca na drodze zwycięskiej armii amerykańskiej, prącej ku głównym wyspom Cesarstwa Japońskiego.

Związani rozkazem i kodeksem honorowym – wymagającym od wojownika, by raczej poległ w beznadziejnej walce (lub sam zakończył swoje życie), niż poddał się wrogowi – obrońcy pod dowództwem gen. Kuribayashi przygotowują się do nieuniknionego. Pozbawieni posiłków, zaopatrzenia i wiary w sens tego, co robią, z niepokojem wypatrują amerykańskiej floty, oczekując nie zwycięstwa, ale śmierci na polu chwały. Większość chce zginąć za cesarza, krzycząc banzai w ostatniej, beznadziejnej szarży. Inni – jak młodziutki piekarz Saigo (grany przez Kazunari Ninomiya) – w głębi duszy i w tajemnicy przed towarzyszami broni wybierają raczej hańbę niż niepotrzebną śmierć.

Dowódca skazanego na zagładę garnizonu (w tej roli znakomity Ken Watanabe) – człowiek wielkiej kultury i wiedzy, który przez lata pobytu w USA nauczył się cenić Amerykanów – z niepojętą wytrwałością do końca robi co w ludzkiej mocy, by zapobiec katastrofie; z otaczających go ludzi jedynie dawny przyjaciel, baron Nishi (Tsuyoshi Ihara), rozumie jego pełną godności determinację.

Wszyscy jednak – i zaślepieni desperaci, i trzymający się za wszelką cenę życia poczciwi tchórze, i próbujący zachować godność w obliczu śmierci dowódcy – budzą w widzach współczucie, jakim zwykliśmy obdarzać ludzi, których los rzucił w niewłaściwe miejsce o niewłaściwej porze. Zamiast portretować Japończyków jako ambasadorów państwa odpowiedzialnego za agresję i zbrodnie wojenne, Eastwood widzi w nich bliźnich – zwykłych ludzi, obdarzonych wszystkimi chwalebnymi i godnymi pożałowania cechami, które wynikają z bycia człowiekiem. Fakt, że znaleźli się po niewłaściwej stronie w wojnie, której losy są przesądzone, nie czyni z nich ludzi złych czy podłych; nie bardziej niż coraz bliższe zwycięstwo czyni lepszymi ich przeciwników. Co ciekawe, dystansu między publicznością a bohaterami nie zwiększa obco brzmiący język, którym mówią bohaterowie „Listów...": odważna decyzja, jaką podjął Eastwood-reżyser, przydaje filmowi siły i autentyzmu rzadkiego wśród współczesnych produktów Hollywood.

To właśnie głęboko współczujące spojrzenie na niegdysiejszych wrogów, czytelne w każdym fragmencie, czyni z „Listów z Iwo Jimy" wydarzenie bez precedensu – nie tylko jako dzieło sztuki filmowej, ale także manifest humanizmu. Trzeba wielkiego ducha i mądrości, by dostrzec, że ludzkie dramaty pojedynczych uczestników wojennych zmagań mogą być wstrząsające bez względu na kolor mundurów – bez względu na to, której ze stron historia przyzna sprawiedliwość. Szacunek dla nieprzyjaciół – to rzecz rzadka, także dzisiaj.


Kamila Sławińska, Tygodnik Powszechny
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Thu, April 18, 2024 19:29:44
IP          : 3.135.190.232
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html