Ogloszenie |
|
Esencja
Słynny Węgier, pomimo wrodzonego ograniczenia swym mistrzowskim kunsztem udowodnił, że można przekroczyć niewidzialną linię, przebić ścianę symbolizującą kres możliwości i dokonać niemożliwego, czym wprawił słuchaczy w absolutne zdumienie i podziw graniczący z uwielbieniem. Osłupiałym widzom dostarczył wzruszeń porównywalnych z ekstatycznymi, co spotkało się ze stojącą owacją i pięknym utworem na bis, który galopujący, wyśmienity występ spiął delikatną klamrą.
Inwokacja
Zanim zabrzmiał fortepian, medialna, przy tym wykwintnie elegancka konferansjerka, gospodyni miejsca - Krystyna Szymańska ze swadą i humorem przypomniała dobrze obrazującymi cytatami epokę wybitnych kompozytorów Liszta, Chopina, Bartoka i Kodaly’ego, których utwory miał zaprezentować wybitny pianista.
Wirtuozeria
Aura żwawego utworu „Wieczór u Szeklerów” Beli Bartoka podszytego folklorem cygańskim porwała słuchaczy w krainę Siedmiogrodu, skąd na salony Wiednia i Paryża przeniosły zasłuchane audytorium kompozycje Ferenca Liszta. Z niesamowitym czuciem i dynamiką zagrane przez Tamasa Erdi’ego fragmenty utworów wielkiego romantyka uznawanego za Paganiniego fortepianu potwierdziły przynależność młodego Węgra do klasy światowej.
Atmosfera miejsca
Gdy wybrzmiały węgierskie echa, można było się w antraktowej ciszy sycić soczystością zieleni świeżo skoszonej trawy i odpoczywać pod konarami dostojnych drzew angielskiego parku, aż do momentu, gdy prowadząca znów rozbudziła pragnienie wsłuchania się w mieniącą się perełkami muzykę znakomitości wieczoru.
Ukłon
Kontrapunktem dla gwałtowniejszej muzyki południa Europy i jednocześnie pięknym ukłonem dla nas, Polaków, była część poświęcona Chopinowi. Wiedział jak nas uwieść. Zagrał na najczulszych strunach polskości, przesiąkniętych do bólu czystością wykonania i miłością do muzyki konkurenta i przyjaciela Liszta zarazem.
Pożegnanie
Śliczna „Rapsodia węgierska nr 6” F. Liszta uwieńczyła część programową. Owacyjnie przyjęty muzyk musiał jednak zagrać jeszcze, skoro oczarowana publiczność domagała się bisów!
Przepiękna, bliska w duchu Chopinowi, ballada ostatecznie wybrzmiała w nobliwych salach dworku na pożegnanie z sympatycznym Tamasem, artystą wyjątkowym. Mieliśmy zatem szczęście zetknąć się z człowiekiem niecodziennego formatu, a zdarza się to niezwykle rzadko. Kesenem sepen, Tamas.
Krzysztof Ziewacz