
To było w tych zamierzchłych czasach ubiegłego wieku, gdy o aparatach cyfrowych nikt nie słyszał, ucieleśnieniem pragnień był Zenith, rzeczywistością „smienka” czy „fied”, a wywoływaniu zdjęć towarzyszyła tajemnicza i odczynnikami woniejąca atmosfera ciemności rozpraszanej czerwoną lampką. W połowie lat 80-tych nikt też nie pstrykał na koncercie tysiąca zdjęć, by potem z obłędem w oczach wybierać to jedno najlepsze – ilość klatek na analogowym filmie jest ograniczona, podobnie jak miejsce w kieszeni na rolki zapasowe. Powyższe spostrzeżenie niechaj towarzyszy opisowi wystawy fotografii Jerzego Hebdy, której wernisaż odbył się w miniony piątek w pubie – galerii Studio przy ul. Żydowskiej.
Ogloszenie |
|
Jerzy Hebda to jak się okazuje, człowiek renesansu. Nie dość że prawnik, to jeszcze radny, jazzman i pasjonat fotografii; przy tym dusza towarzystwa, z lekkim zacięciem w stronę megalomanii przy jednoczesnym zdrowym dystansie do własnej osoby. Z takiego osobowościowego konglomeratu musi wyzierać bezpretensjonalność i niesztampowość wszelkich poczynań. Na temat samych zdjęć rozwodził się specjalnie nie będę, niech każdy oceni sam – dość rzec, że delikatna materia filmowej kliszy i subtelna gra procesów chemicznych sprawiły, że fotografie prezentowane w „Studio” pięknie się zestarzały – niczym winylowa płyta z dobrym jazzem, z czasów gdy jej zdobycie graniczyło z cudem; rysa, drobina kurzu, ówdzie ziarno – naturalne piętno czasu, które podrabia się dziś podczas śliczniutkiej i sztuczniutkiej obróbki na komputerze.
Mamy więc galerię mniej lub bardziej znanych jazzowych sław zatrzymanych w kadrze w połowie lat 80-tych; każde zdjęcie, w odróżnieniu od tych dziś trzaskanych setkami cyfrówką, ma swoją historię, swoją chwilę przeżycia, opowieść okoliczności powstania, tej chwili składania się do „strzału”, oczekiwania na właściwy moment; jest utkwiona w pamięci świadomość ludzi obok i pogody przed wejściem na koncert, i tego jak trudno było zdobyć bilet – do tego jeszcze dochodził dreszcz emocji w ciemni, gdy powoli zaczyna wyłaniać się, zrazu ledwie zarysowany kształt. Cóż, z pewnością dobra fotografia w tamtych „starodawnych” czasach wymagała większej staranności i dyscypliny. Dziś w ogromnym stopniu wyręcza nas elektronika. Nic jednego nie zastąpi jednego: wrażliwości...
M. Poświatowski