To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  Nie jestem Panem Cogito - rozmowa z Marcinem Świetlickim   -   17/2/2008
O muzycznej poezji, przegranych artystach, inspirujących snach, wierszach lepszych od seksu i planach, których nie zdradza nawet w Krakowie z Marcinem Świetlickim tydzień temu po znakomitym koncercie "Świetlików" w piwnicach TCK rozmawiali Agnieszka Setlik i Damian Cichy. Zapraszamy do przeczytania zapisu tej bardzo ciekawej rozmowy.

Ogloszenie

inTARnet.pl: Jak się Panu podoba w Tarnowie?

Marcin Świetlicki: Miasta nie widziałem. Ostatnio byłem tutaj ponad 30 lat temu. Było to miasto zaniedbane, lecz piękne. A teraz to nic nie widzieliśmy, bo przyjechaliśmy nocą.

A jak Pan ocenia występ? Publiczność dopisała?

Grzeczna publiczność. Tydzień temu graliśmy w Bydgoszczy i publiczność była niegrzeczna. Nie wiem, co jest lepsze niegrzeczna publiczność, czy grzeczna publiczność.

Minęło 15 lat od Pańskiego debiutu. Stał się Pan w tym czasie twórcą głośnym i cenionym. Czy jest Pan spełniony jako artysta? Czy można powiedzieć, że robiąc to, co Pan robi, jest Pan szczęśliwy?

Robię przynajmniej to co chciałem zawsze robić. To oczywiście wcale nie znaczy, że jestem szczęśliwy, ale jestem zadowolony. O! Szczęśliwy to będę na emeryturze kiedy będę miał kupę pieniędzy i spokój. Ale na spokój trzeba zapracować, nie można mieć spokoju od razu.

Jest taki stereotyp artysty, który musi przegrać z rzeczywistością, żeby móc osiągnąć nagrodę w sferze ducha, w sferze twórczości. Czy zgodziłby się Pan z tezą, że sztuka to domena przegranych?


Według niektórych powinienem walnąć samobója mając lat dwadzieścia parę, ale wtedy jeszcze nie miałem zespołu, nie wydałem żadnej książki, to by było bez sensu, więc żadnego samobója nie walnąłem. Piosenka „Popatrzcie na nas, jesteśmy piękni, starzy i bogaci, dobrze żeśmy młodo nie umarli” jest właściwie o tym. Można przegrać i mieć z tego pieniądze, ale tego nie umiem, można wygrać i nie mieć z tego pieniędzy.

Ale tu chyba chodzi o inny rodzaj kapitulacji, o to, że artysta, który uchodzi za człowieka refleksji, przegrywa, bo…

…ludzie się z niego śmieją. Tak naprawdę to cały czas mam uczucie, że pomimo tego, że od kilkudziesięciu lat coś robię, to ludzie się ze mnie śmieją.

To pewnie też, ale w przeciwieństwie do wielkich ludzi czynu poeta, czy też pisarz nie tworzy widzialnych, materialnych form świata…

Jak to nie? Materialne rzeczy w postaci dziecka udało mi się zrobić. Chłopcy potrafią sobie dom postawić, gitarę naprawić i różne rzeczy. Jesteśmy ludźmi czynu. Tworzymy rzeczy materialne. Książka to też rzecz materialna i płyta też rzecz materialna. Najgorzej mają ci, którzy tylko mówią o swoich możliwościach i nigdy w życiu nic nie robią. Jeżdżąc po Polsce wielokrotnie spotykałem młodych ludzi, którzy wyłącznie opowiadali o tym, na co ich stać i że są dużo lepsi od nas, ale nie widziałem nigdy ich książek i nie słuchałem nigdy ich płyt.

Czyli nie zgadza się Pan z tym stereotypem?

Nie zgadzam się.

I słusznie. Piotr Śliwiński na łamach „Dziennika” awansował Pana na „Pana Cogito nowej rzeczywistości”. Pochlebia to Panu? Czy jest Pan Panem Cogito?

To trochę głupie było, ale wybaczam to profesorowi, bo jest miłym człowiekiem. Bardzo mi się to nie podobało. Dla mnie to nic nie znaczy. Równie dobrze mógłbym być Panią Bovary polskiej poezji, albo Panem Tadeuszem polskiej poezji albo Panem Twardowskim polskiej poezji. To nic nie znaczy. Nazywam się Świetlicki i nie będę żadnym panem Cogito, bo to mnie nie interesuje.

Ale podobnie jak Pan Cogito jest Pan mądry, żartobliwy, ironiczny i ma Pan odwagę myśleć - co wbrew pozorom nie jest powszechne - także w sposób niestandardowy…

Usiłowałem wielokrotnie myśleć w życiu standardowo, ale mi się to nie udawało. Może mam jakąś skazę, że nie potrafię myśleć jak inni ludzie, ale z drugiej strony… Doda myśli zupełnie niestandardowo i to też jest wzór niedościgły. Do Dody jeszcze mi daleko.

Ma Pan swojego mistrza, nauczyciela?

Nie. Nie, ponieważ jestem stary i zawracanie sobie głowy jeszcze jakimiś mistrzami byłoby kompletnie niepotrzebne. Jak byłem mały to miałem tysiące mistrzów i wszystkich pozabijałem w sobie, bo to tylko przeszkadza.

A czy pośród profesorów, z którymi zetknął się Pan w czasie studiów był choć jeden, którego cenił Pan w sposób wyjątkowy?

Oj, niezmiernie ceniłem magistra od literatury współczesnej, niejakiego Jerzego Pilcha, ponieważ w ogóle nie przychodził na zajęcia. Dzięki temu to był mój mistrz i idol.

Jak zareagowałby Pan, gdyby spotkała Pana przewrotność losu podobna do tej, która przytrafiła się Einsteinowi, który niedoceniony jako student powrócił po latach na macierzystą uczelnię już jako profesor?

Nikt ode mnie by nie dostał zaliczenia. Zemściłbym się za to, że jestem niedouczony.

Swego czasu słynny był polemiczny pojedynek dwóch największych autorytetów poezji współczesnej: Herberta i Miłosza. Herbert - rzecznik niezmienności zarzucał Miłoszowi, że jest poetą przelotnych fascynacji artystycznych i światopoglądowych. Która z tych poetyk jest Panu bliższa?

Żadna. Ja bym wszedł do sporu na trzeciego, ale nikt mnie tam nie chciał. Nigdy nie pasjonowałem się ani Herbertem ani Miłoszem. Na szczęście żyłem w takich czasach, że ich wierszy się nie uczyliśmy w szkole, tylko normalnych poetów takich jak Gałczyński, czy Broniewski…

To których poetów Pan ceni?

Ja już nikogo nie cenię. Ja nie czytam poezji, bo jak chce sobie przeczytać jakiś wiersz to sam go sobie piszę. Czytam prozę. Poetów cenię, ale wyłącznie umarłych i tych co żyli przed wielu laty. Żywy poeta to nie jest coś co można cenić. Bardzo mnie denerwują poeci, których spotykam, nie imponują mi w żaden sposób. Ich ambicje sięgają tego, żeby pracować w gazecie, albo w telewizji, albo na uniwersytecie, albo żeby dostać stypendium zagraniczne. To są ich ambicje.

Może dlatego, że nie potrafią się utrzymać tylko z pisania wierszy?

A ja potrafię. Przestałem chodzić do pracy, bo mi to przeszkadzało w utrzymywaniu się właśnie. Chodzenie do pracy powodowało, że zarabiałem mniej pieniędzy, więc to nie miało sensu. Od czterech lat nie pracuję nigdzie i wreszcie mogę się z poezji utrzymać.

Czyli w rubryce zawód wpisałby Pan poeta?

Nie. To, co robię na scenie tylko trochę jest poezją. Raczej wpisałbym zawód artysta. Bo w życiu już różne rzeczy robiłem.

Tylko trochę poezją? Według niektórych teorii to właśnie ze śpiewem wiąże się idea prawdziwej, twórczej, metafizycznej poezji. Samo pisanie bez śpiewu jest tylko zwykłą czynnością techniczną. Tak uważał m.in. Leśmian...

To coś jednak mnie łączy z Leśmianem. Hurrra!!! Ale problem jest w tym, że ja nie śpiewam, tylko wrzeszczę. Dlatego to, co robię na scenie nie do końca jest prawdziwą, twórczą, metafizyczną poezją. Ale sama teoria podoba mi się. Proszę sobie wyobrazić np. Wisławę Szymborską podśpiewującą z kwartetem smyczkowym chociażby.

W „Muzyce środka” chętnie sięga Pan po wątki oniryczne. Noc, sen, księżyc, limbus zaczynają odgrywać rolę naczelnych symboli tej twórczości. Czym dla Pana - jako poety - jest sen? Co to za kraina?

Ja tę książkę tak sobie wymyśliłem, że ona będzie się działa nocą, we śnie. Często mi się zdarza, że przez sen piszę wiersze, często mi się zdarza, że zainspirowany snami coś tam piszę, ale to ta książka była tak skonstruowana. Teraz podejrzewam, że w następnej nie będzie żadnych takich sztuczek. Sen to jest taki moment, kiedy mózg odpoczywa, a jednocześnie dzieją się dziwne rzeczy. Ja zazwyczaj mam koszmarne sny, czyli chyba coś jest niedobrego z moim mózgiem, ale z drugiej strony się cieszę, bo mogę z tego wiersze robić.

Lubi Pan spać?

Muszę. Chętnie bym nie spał, bo jest mnóstwo rzeczy do zrobienia, ale muszę spać.

A ma Pan czasem czarny sen pisarzy o tym, że nie może pisać?

Miewam takie okresy, kiedy nie mogę pisać, ale jestem na tyle optymistą, że wiem, że to minie. Był taki rok, czy może nawet dwa lata, kiedy nic nie pisałem, ale wcale nie cierpiałem z tego powodu, bo wiedziałem, że wtedy robię inne rzeczy, zbieram materiał do pisania na kiedyś, później. Nie boję się tego, że mi źródełko wyschnie, ponieważ jestem na tyle zarozumiały, że wiem, że nigdy nie wyschnie.

Czy umiałby Pan opisać stan ducha, który towarzyszy Panu podczas pisania?

Muszę być sam, niestety bardzo niewiele rzeczy napisałem w towarzystwie. Wymyśliłem owszem, ale zapisać to nie. Muszę być sam, muszę być skupiony, nie mogę być rozproszony. Są takie legendy, że ludzie potrafią pisać pod wpływem alkoholu, czy narkotyków, co dla mnie jest kompletnie nie do uwierzenia. Najwyżej kawa może pomóc.

A papieros?
Papieros też, ale tylko w utrzymaniu pewnej świeżości umysłu.

Szymborska podobno większość wierszy napisała w pozycji leżącej, z tlącym się w ręku papierosem…

Tak, ale ja potrzebuję rąk do pisania, więc co będę sobie papierosem zawracał głowę.

Czy zdarza się Panu podczas pisania wpadać w stany ekstatyczne? Na przykład napisze Pan coś i popłacze się ze wzruszenia?

Nie. To złym poetom się zdarza, ja jestem profesjonalistą i żadnej ekstazy nie przeżywam.

Czego Pan w sobie nie lubi?

Mnóstwa rzeczy. Wszystkiego. Na pytanie, co w sobie lubię wymieniłbym może jedną, dwie rzeczy, a milionów rzeczy w sobie nie lubię. Nie przepadam za sobą.

Zatem co Pan w sobie lubi?

Lubię się za konsekwencję, lubię się za upór. O! Upór i konsekwencja to moje pozytywne cechy.

Ucieknę teraz w banał, chociaż intymny. Czy „seks po Danielsie jest lepszy”, niż pisanie wierszy?

To jest niestety cytat z prozy wybitnego prozaika polskiego Irka Grina. Nieświadomie tego użyłem.

Czyli Pan nie wie?

Nie wiem, myślałem, że ja to wymyśliłem, ale okazało się, że prawdopodobnie jakiś czas wcześniej czytałem jego prozę i tam było to zdanie. Ostatnio nawet miał do mnie o to pretensje, a ja naprawdę nie wiedziałem. Zresztą Beana w tej chwili piję, nie żadnego Danielsa. W każdym razie jest to plagiat. Ja robię mnóstwo plagiatów, ale mi wybaczają, na szczęście.

W takim razie nieco zmodyfikuję pytanie: czy seks jest lepszy niż pisanie wierszy?

Teraz już nie. Teraz pisanie jest dużo lepsze.

Nad czym obecnie Pan pracuje?

Piszę powieść pt. „ Jedenaście”. Napisałem powieść „Dwanaście” i „Trzynaście”, to teraz pora na „Jedenaście”. Całkiem nieźle mi to idzie, tylko muszę jeździć na koncerty i odrywać się od pisania. Dzisiaj napisałem parę stron, mimo że wiedziałem, że wyjeżdżam i powinienem był się jakoś skupić, ale pisałem. Ta powieść być może jesienią wyjdzie. Układam też książkę z wierszami, która też być może jesienią wyjdzie. W dodatku - tu już ja nic przy tym nie robię - chłopcy pracują nad płytą koncertową, którą nagraliśmy w grudniu i też pewnie w tym roku się ukaże. Ponadto mam pewne plany co do napisania scenariusza do filmu, ale jeszcze nie piszę. Ponadto piszę jedną książkę z dwiema jeszcze osobami, wspólną. Mnóstwo pracy.

A mógłby Pan zdradzić, jaki to będzie gatunek filmu?
Trudno powiedzieć…

Kryminał?

Nie…

Coś z zupełnie innej beczki? Zaskoczenie?

Nie. To nie będzie żadne zaskoczenie. Do scenariusza się jeszcze za bardzo nie przyznaję, w Krakowie bym się nie przyznał. Nie tyle piszę, co o nim rozmyślam, ale mam pomysł i mam już reżysera. Chociaż bardzo chętnie sam bym to wyreżyserował, ale mogę mu pomagać.

No se puede vivir sin amar, czyli nie można żyć bez miłości - mówił Konsul w „Pod wulkanem”, książce ponoć bardzo ważnej dla Pana wczesnej twórczości. Czy Pan też tak myśli?

Yhm!

Bardzo się cieszymy z tego spotkania i dziękujemy za poświęcony czas.
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Wed, December 11, 2024 06:03:01
IP          : 18.97.9.170
Browser     : CCBot/2.0 (https://commoncrawl.org/faq/)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html