To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
  J.Kaczyński w Tarnowie czyli PiS znowu tylko dla wybranych   -   08/3/2008
Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński spotkał się w czwartek ze swoimi sympatykami w Sali Lustrzanej w Tarnowie. Parę godzin wcześniej w siedzibie PiS przy ul. Wałowej odbyło się spotkanie z mediami. Niestety, nie udało się nam zadać prezesowi ani jednego pytania, ponieważ po raz kolejny „przez pomyłkę pracownika biura” nie zostaliśmy o spotkaniu tym poinformowani. Ochroniarze sprzed drzwi cofnęli również ekipę TVP.

Ogloszenie

”Nie wolno iść tak daleko w mówieniu nieprawdy”
Prezes PiS, na początku swojego wystąpienia stwierdził, iż jego objazd po wszystkich miastach wojewódzkich, także byłych miastach wojewódzkich, to realizacja wcześniejszych obietnic. Powiedział również, iż rolą opozycji jest recenzowanie ekipy rządzącej, a obecnie PiS się tego przywileju i obowiązku odmawia. Tymczasem bez tej funkcji nie ma demokracji „W Anglii, ojczyźnie demokracji, szef opozycji dostaje pensję, za to że czuwa i krytykuje. Ja takiej pensji nie dostaję. Ale krytykuję nie w imię samej krytyki, tylko powodowany niepokojem” –stwierdził Jarosław Kaczyński. I wypomniał Platformie, iż nie realizuje ona swoich obietnic i zmierza w niewłaściwym dla Polski kierunku. „W kampanii wyborczej zawsze padają różne obietnice, ale nie wolno przesadzać, nie wolno iść tak daleko w mówieniu nieprawdy” – stwierdził.
Wśród grzechów PO Jarosław Kaczyński wskazał m.in. niższe, niż było to zaplanowane podwyżki w służbie zdrowia, ochronę przestępców przed państwem - „zwolnienie Pruszkowa” z więzienia, wobec czego „Masa” już wycofuje się ze współpracy z policją i sam fakt powołania na ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który stanowił „czytelny sygnał dla sędziów i prokuratorów”. „To jest człowiek który był zaangażowany w obronę różnych aferzystów” – stwierdził prezes. J. Kaczyński mówił także o bezpieczeństwie energetycznym kraju – „dziś słyszy się opinie, że powinniśmy z uwagi na koszty albo zrezygnować z bodowy rurociągu, albo z budowy gazoportu, tymczasem obie te inwestycje są nam potrzebne i nie można wszystkiego przeliczać na złotówki”.
Kolejną poruszoną sferą była polityka zagraniczna i waga tarczy antyrakietowej dla naszego bezpieczeństwa. Zdaniem prezesa PiS dorobek ostatnich lat w polityce zagranicznej Polski jest niszczony, staramy się utrzymywać dobre relacje tylko z silnymi, co nie przynosi nam korzyści. J. Kaczyński stwierdził, iż coraz mniej się z nami liczą na świecie, a jeden z doradców senatora McCaine, ubiegającego się o fotel prezydenta USA miał powiedzieć, iż z Polską nie trzeba się szczególnie liczyć, bo Polska w Europie nie jest ważna. „Czy sukcesem jest uznanie przez Władimira Putina, że Katyń to zbrodnia stalinowska?” – pytał prezes. „Przecież przyznali to poprzedni prezydenci. Czy sukcesem jest Festiwal Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze? (...) Wiem, że polityka bez konfliktów podoba się Polakom. Ale takie postępowanie w polityce zagranicznej jest wyrazem niekompetencji”. Prezes PiS stwierdził ponadto, iż Polski bardzo długo nie było na mapie Europy, jako suwerenne państwo nasz kraj miał tylko 18,5 roku rozwoju w okresie międzywojennym i analogiczne 18,5 roku mija teraz – Europa nie miała więc okazji do nas się „przyzwyczaić”. Powinniśmy więc walczyć na arenie międzynarodowej, nie możemy też zaprzestać prowadzenia polityki historycznej, bo także bez tych elementów przestaniemy nadrabiać zaległości względem innych krajów.

PO – choroba tocząca Polskę
Jarosław Kaczyński atakował obecny rząd za odwrót, a co najmniej za niezdecydowanie co do kontynuowania polityki dotyczącej szkolnictwa i polityki historycznej. „Walczyliśmy z patologiami, z terrorem w szkołach. Szkoła miała być szkołą narodową, byśmy tworzyli naród. Ludzie różnią się między sobą, ale potrzebuję pewnej wiedzy wspólnej. Tymczasem w ostatnich latach wdzierały się tu przekazy w rodzaju: „wstydźmy się, że jesteśmy Polakami”, próby oskarżania nas o Holokaust itp. Próbowaliśmy to odwrócić. A obecny rząd to niszczy – rezygnuje się z mundurków, sprawy niby nieważnej, ale niezmiernie istotnej. (...) Pojawiają się pomysły rezygnacji z przedmiotów humanistycznych w starszych klasach, podczas gdy dopiero wówczas umysł młodego człowieka jest w stanie najlepiej pewne treści i wartości przyjąć, zrozumieć. (...) W sferze edukacji nowy minister ciągle zmienia zdanie, tak jest z polityką historyczną, obroną polskiej godności, także za granicą. To są sprawy niezmiernie istotne, bo mamy wciąż do czynienia z rozchwianiem świadomości narodowej” – tak można streścić wystąpienie prezesa PiS w tej kwestii.
W sferze gospodarczej J. Kaczyński argumentował, że dwa lata rządów PiS to był czas najlepszy w dziejach polskiej gospodarki. I atakował ministra skarbu Aleksandra Grada, za popieranie, w czasach kiedy był posłem, rozwiązania zgodnie z którym „Azoty” miały być sprzedane za 350 mln zł, „czyli za bezcen”. „My chcieliśmy uczciwych prywatyzacji, poprzez giełdę, chcieliśmy konsolidować ze sobą rozmaite zakłady w poszczególnych branżach. (...) Walczyliśmy o PZU, oddane za pół darmo, podejmując różne skomplikowane działania prawne. Obecny rząd zmierza w przeciwnym kierunku” – to niektóre z padłych w Sali Lustrzanej twierdzeń.
Z wypowiedzi J. Kaczyńskiego wypływał taki wniosek, że tylko PiS zainteresowane jest dbaniem o Polskę, jako o dobro wspólne. Prezes PiS wspomniał także różnych „biznesmenów”, którzy dorobili się fortun po roku 1989, kiedy „rynek był jeszcze ułomny”. „Dziś, w obecnych warunkach, trudniej jest tym ludziom o łatwe pieniądze, stąd pojawiają się rozmaite pomysły. Czekamy na powrót pomysłu prywatyzacji Lasów Państwowych” –stwierdził J. Kaczyński ironicznie.

Coraz bardziej biedni i coraz bardziej bogaci
Rządy PO to rządy chaosu i gra tematami zastępczymi – jak np. zniszczonym laptopem czy kartą do telefonu komórkowego – uważa J. Kaczyński. Platforma prowadzi „totalną wojnę przeciwko PiS”, „obraża ludzi, w tym moją osobę” – stwierdził. „Polska się cofa. Nie wierzy w to wielu, ale nam też kiedyś nie wierzono, gdy mówiliśmy o nomenklaturze. (...) Wiem, że dziś jest czas wielkiej nadziei i że będą ją Państwo jeszcze przez jakiś czas widzieli w różnych sondażach. Ale przyjdzie dzień zawodu. W Polsce nie przyniesie to oczywiście rewolucji, tylko społeczne załamanie, depresję, że zmarnowano kolejne lata, że znowu tyle zniszczono. (...) Będziemy się wlekli w ogonie Europy.” J. Kaczyński pod koniec swego wystąpienia mówił też o ludziach, którzy nie stali się beneficjentami przemian, którym ciężko się przebić, mimo inteligencji, wykształcenia, umiejętności. Dlatego narasta rozwarstwienie społeczne i „zmierzamy w kierunku krajów trzeciego świata; tworzy się system, w którym w Polsce będziemy mieli dwa społeczeństwa – coraz bardziej bogatych i coraz bardziej biednych”.

Traktat niebezpieczeństw nie stwarza
Po kilkudziesięciominutowym wystąpieniu przyszedł czas na pytania z sali. Jedno z nich dotyczyło m.in. oferty, jaką ma PiS dla młodych ludzi. Pytano też o drogi – J. Kaczyński mówił m.in. o rozważanym pomyśle „usunięcia dyrekcji dróg” i stworzenia nowej instytucji – do realizacji tego planu brakowało jednak kompetentnych kadr. Starym obyczajem polityków, prezes PiS odpowiadając na niektóre pytania tak naprawdę na nie odpowiedał. Ciekawe było wystąpienie starszego mężczyzny, który pytał, dlaczego J. Kaczyński nie porusza najważniejszej sprawy – „traktatu lizbońskiego”, tym bardziej że jego ratyfikacja (i to przez sejm, nie zaś w drodze referendum) - to rzecz która „niestety nie przysporzy głosów PiS”. „Mówimy o zbyt ważnej sprawie i posłowie nie mają aż takiego mandatu społecznego, by decydować o przyszłości kolejnych pokoleń Polaków” – stwierdził mężczyzna.
„Pierwsza sprawa dotyczy wyniku referendum, bo mam wrażenie że zwolennicy referendum mają jakieś złudzenia co do tego, jaki byłby jego wynik” - odpowiadał J. Kaczyński. Otóż byłby to wynik bardzo jednoznacznie opowiadający się „za”. Nie miejcie w tej sprawie państwo najmniejszych złudzeń. Oczywiście istnieje też taka możliwość, że nie byłoby 50-procentowej frekwencji i referendum stałoby się nieważne. Ale prawnicy już taką sytuację zanalizowali i wtedy można byłoby wrócić do ratyfikacji przez parlament. Tylko że wówczas zwolennicy ratyfikacji dostaliby do ręki potężny argument – „nie było co prawda odpowiedniej frekwencji, ale zdecydowana większość wypowiedziała się za”. Czyli ci, którzy chcieliby tu coś zmienić, znaleźliby się w sytuacji bardzo trudnej. Krótko mówiąc: to jest jedno z tych posunięć które pozornie służą pewnemu celowi, ale w istocie ich skutek jest odwrotny od zamierzonego. To dzisiaj my, czyli PiS, mamy wielki wpływ na to, co stanie się z tym traktatem. A gdyby odbyło referendum, nie mielibyśmy najmniejszego wpływu, a w efekcie konfliktu mogłaby powstać na prawicy jeszcze jedna partia, czyli szanse na odsunięcie od władzy PO stałyby się zerowe. (...) Teraz przygotowujemy odpowiednią preambułę do ustawy ratyfikacyjnej i treść tej ustawy – od tego zależy, jak ten traktat będzie interpretowany. Przy czym jednoznacznie stwierdzamy, że to, co w traktacie jest najbardziej niebezpieczne, czyli karta praw podstawowych, nie wchodzi do naszej ratyfikacji i my tego dokumentu, podobnie jak Wielka Brytania, nie przyjmujemy. (...) Zwróćcie państwo uwagę na to, że bez nas tego teraz nie ratyfikują i dzięki temu mamy potężny instrument oddziaływania – a gdybyśmy zdecydowali na referendum, wówczas PO mogłaby uznać ten pomysł za znakomity – „PiS się podzieli, my wygramy i ogłosimy, że mamy 85 procent poparcia w kraju”. Dlatego mam nadzieję, że jako PiS postąpiliśmy dobrze i że będzie nam to kiedyś policzone za zasługę, nie za grzech. Mam też nadzieję, że ratyfikacja nastąpi w takich okolicznościach, które zabezpieczą Polskę przed negatywnymi skutkami tego traktatu. Jest tu kilka dziedzin, które można mocno podkreślić w sposób obowiązujący, jak np. przynależność do organizacji międzynarodowych – tak, by Polska przynależała do nich jako Polska, a nie poprzez UE; ale tego nam nikt nie odmawia. (...) Naprawdę, bardzo wiele udało się nam wynegocjować (...) i podkreślimy, że Polska będzie korzystała z wynegocjowanych przez nas możliwości. Bardzo wiele zależy jednak od tego, kto rządzi – bo ten traktat, przy naszej władzy, władzy PiS-u, czy podobnych, patriotycznie nastawionych środowisk, poza Kartą żadnych niebezpieczeństw nie stwarza, gdyż nie stanowi dużej różnicy w porównaniu z tym, co jest w tej chwili. Natomiast, jeśli władzę przejęliby euroentuzjaści, którzy widzą Polskę jako województwo Unii Europejskiej – a dokładnie takie właśnie sformułowania słyszałem – wtedy rzeczywiście sytuacja byłaby bardzo niebezpieczna. Bardzo wiele od tego zależy.”

Komentarz redakcyjny

„Z obfitości serca usta mówią”
Trudno nie zgodzić się z licznymi stwierdzeniami prezesa PiS, szczególnie tymi dotyczącymi „polityki historycznej”, jakkolwiek określenie takie by mnie nie mierziło. Trudno jednak nie odnieść się do kilku innych punktów wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego. Pierwszy „pisk styropianu po szybie” nastąpił już w pierwszych wypowiedzianych przezeń zdaniach: „W kampanii wyborczej zawsze padają różne obietnice, ale nie wolno przesadzać, nie wolno iść tak daleko w mówieniu nieprawdy”. Nie sposób tego zrozumieć inaczej niż w taki sposób, że J. Kaczyński pośrednio przyznaje się do tego, że on również kłamał podczas kampanii wyborczej, bo podczas kampanii można kłamać, byle z tym „nie przesadzać”. Ale, jak to jest napisane, „to z obfitości serca usta mówią”.
Daleko posuniętym nadużyciem jest stwierdzenie że okres rządów PiS „był czasem najlepszym w dziejach polskiej gospodarki”, sugerujące w całej wypowiedzi, iż ten cudowny okres prosperity to zasługa Prawa i Sprawiedliwości, które ledwo objęło rządy, a już zaczął dziać się gospodarczy cud. Rzeczywistość jest jednak inna – jeśli już koniecznie musimy mówić o zasługach tego czy owego rządu dla gospodarki, nie zaś o zasługach tysięcy przedsiębiorców i pracowników którzy ekonomiczne wskaźniki podnieśli w górę nie tyle dzięki działaniom rządu, ile pomimo działań rządu – to należałoby raczej zauważyć, że każda kolejna ekipa władająca krajem, województwem, powiatem czy gminą, zbiera owoce, dobre lub złe, pracy ekipy poprzedniej. W tym kontekście już prędzej można by stwierdzić, że obecne i czekające nas jeszcze podwyżki cen wszystkiego, które ostatecznie uderzą w Platformę, to skutek dwóch lat rządów PiS. Ale to też tylko w niewielkim stopniu byłoby prawdą. W każdym razie wyłączne przypisywanie sobie nie swoich sukcesów jest delikatnie mówiąc, grubym nadużyciem.
Kolejne rozminięcie się z prawdą i demagogiczny chwyt to wypowiedź dotycząca Aleksandra Grada i „Azotów” – że pomysł sprzedania firmy za 350 mln to sprzedaż za bezcen. Pan prezes Kaczyński jednak zapomina przy tym, że w przypadku prywatyzacji poprzez inwestora strategicznego, istnieje coś takiego jak umowa prywatyzacyjna, która to umowa, w tym wypadku, gwarantowała ogromne inwestycje, pakiety socjalne i inne zobowiązania na przestrzeni kolejnych lat, gwarantując rozwój zakładu, miejsca pracy i dalszą produkcję. To raczej w przypadku prywatyzacji poprzez giełdę - istotnie najbardziej uczciwej - możemy mówić o takim niebezpieczeństwie, jak możliwość wykupu decydującego pakietu akcji przez jednego inwestora z branży chemicznej, który następnie „Azoty” zamknie, by nie robiły konkurencji innym jego fabrykom, bo to okaże się dlań bardziej opłacalne. Przy czym ostatecznie nie przesądzam, która metoda prywatyzacji jest lepsza – pewne jest tylko jedno: z prywatyzacją mamy do czynienia wówczas, gdy „Skarb Państwa” lub podległa mu spółka nie posiada większościowego pakietu akcji czy przywileju „złotej akcji” – w przeciwnym razie mamy do czynienia z prywatyzacją fikcyjną. Poza tym, jeśli chodzi o osobę Aleksandra Grada, to chyba jednak kontynuuje obrany przez PiS kierunek prywatyzacji poprzez giełdę. Mam oczywiście sporo wątpliwości, co do czystości intencji Ministra Skarbu, wszystko wskazuje na to, że zapowiadana przez niego "transparentna" polityka kadrowa w spółkach, na "Azotach" prowadzi do finału niczym nie różniącego się od tego, co działo się w Mościcach dotychczas, po kolejnych zmianach ekip rządzących w kraju. Zarzucanie jednak Gradowi chęci sprzedaży "Azotów" za bezcen - i to w sytuacji, gdy jeszcze żywo pamiętamy jaką to "konsekwentną" politykę prywatyzacji ZAT prowadziła Nafta Polska i ministerstwo pod wodzą nieudolnego ministra Jasińskiego - uważam za szczyt politycznego cynizmu.
Summa summarum, życzyłbym sobie, aby prezes PiS również sam stosował się do apeli, które wygłasza pod adresem politycznej konkurencji, bo przecież „nie wolno iść tak daleko w mówieniu nieprawdy”.

Kolejna kwestia to spór o PZU, wygenerowany przecież przez PiS, odpowiedzialność za który Prawo i Sprawiedliwość próbuje zrzucić na barki Platformy.

Nie laptopem go, to tarczą
Osobne zagadnienie to nazywanie „tematem zastępczym” burzy wokół zniszczonych laptopów czy karty do telefonu komórkowego. Jeśli niszczenie takich urządzeń przez odchodzącą ekipę rządzącą jest „tematem zastępczym”, to zaiste wystawia to ciekawe świadectwo minionej koalicji PiS. Widać wyraźnie, że panowie wyciągnęli lekcje z doświadczeń lewicy (słynne „lub czasopisma”) i wiedzą co zrobić, żeby uniemożliwić sprawdzenie np. co też ten czy ów minister na swoim komputerze służbowym wypisywał. Dla PiS to może „nieważne”i „zastępcze” – jednak dla społeczeństwa to taki czytelny znak i pole do domysłów i dywagacji w rodzaju: „jakież to szwindle tam uprawiali, że posunęli się aż do zacierania śladów swojej, hm, pracy”. No ale to rzeczywiście „temat zastępczy” w porównaniu z wynoszeniem tajnych dokumentów, po których ślad zaginął. A jeśli już mówić o tematach zastępczych – to raczej nazwałbym „tematem zastępczym” nazywanie sprawy laptopa „tematem zastępczym”, szczególnie w kontekście narodowej zdrady, której większość posłów PiS dopuściła się w związku z tzw. „traktatem reformującym” UE, o czym piszę osobno i do czego jeszcze poniżej na chwilę wrócę.
Określenie, że PO prowadzi „totalną wojnę” i ataki personalne, to już doprawdy w porównaniu z powyższym drobiazg: w personalnych atakach i konsekwentnym zrażaniu do siebie wszystkich środowisk celuje właśnie Prawo i Sprawiedliwość, co znajduje odzwierciedlenie w obecnych notowaniach tego ugrupowania i w ogólnym zmęczeniu społeczeństwa atmosferą nieustannego konfliktu, dzięki czemu - wyłącznie dzięki temu ! - punktuje wciąż jeszcze Platforma.
I wreszcie tarcza antyrakietowa – tu nie usłyszeliśmy nic nowego, bo entuzjazm władz PiS w tej mierze i chęć dogodzenia Wielkiemu Bratu zza wielkiego oceanu nawet bez gwarancji faktycznych korzyści - jest powszechnie znana; zaiste, wielkie to zwiększenie bezpieczeństwa kraju, gdy chce się zainstalować u siebie coś, co stanowić będzie cel potencjalnego ataku i co już stało się przedmiotem gróźb ze strony Rosji oraz niepokoju ze strony państw UE.

Traktat reformujący czyli „państwo to ja!”
No i wreszcie odpowiedź J. Kaczyńskiego na pytanie dotyczące sensu i sposobu ratyfikacji „eurotraktatu”. Prezes PiS stwierdza w niej m.in., iż jeśli chodzi o sam traktat, to on „żadnych niebezpieczeństw nie stwarza, gdyż nie stanowi dużej różnicy w porównaniu z tym, co jest w tej chwili”. Skoro tak, to po co ten traktat? J. Kaczyński jakby udawał że nie wie, jak zasadnicze zmiany wprowadza ten dokument, sprowadzający w dalszej perspektywie pozycję krajów członkowskich do roli województw. Chwilę wcześniej jednak prezes stwierdza coś odwrotnego mówiąc, jak to wiele zależy od tego, kto rządzi, bo przy rządach PiS traktat nie jest niebezpieczny, a w przypadku rządów euroentuzjastów dokument ten stwarza bardzo poważne niebezpieczeństwa. Pytam więc: po co zatem ratyfikować coś, abstrahując już od sposobu ratyfikacji i lęku przed wolą społeczeństwa – po co więc ratyfikować coś, co pozostawia tak duże pole do interpretacji? Dlaczego PiS kupczy Polską, skoro wie, że nic nie trwa wiecznie, a przy władzy są euroentuzjaści właśnie, co stwarza „poważne niebezpieczeństwo”? Dlaczego PiS obawia się braku frekwencji w przypadku referendum? Wychodząc z tego założenia można by w ogóle zrezygnować z przeprowadzania jakichkolwiek wyborów. Dlaczego J. Kaczyński zakłada, że społeczeństwo zagłosowałoby za traktatem? A może pora wreszcie zakasać rękawy i przeprowadzić trochę debat na temat zawartości traktatu? W tym celu jednak pan Kaczyński musiałby dać swoim posłom dokument ów do przeczytania, bo jak dotąd wciąż nie wiedzą, nad czym głosowali. Nie oni jedni zresztą. Ale cóż, jakie społeczeństwo, tacy jego reprezentanci... W całej tej pokrętnej wypowiedzi prezesa PiS, pełnej logicznych sprzeczności i demagogii znaleźć można jeszcze jeden, bardzo czytelny przekaz: prezes argumentuje, że gdyby Prawo i Sprawiedliwość było za oddaniem głosu w sprawie traktatu w ręce ludu, wówczas mogłoby się podzielić i nie mogło by odsunąć od władzy PO. Rozumiem więc, że ważniejsze od niepodległości, suwerenności Polski jest to, by rządzić mogło PiS. Istna Targowica. Partia jest ważniejsza od państwa, a „państwo to ja” – wydaje się mówić Jarosław Kaczyński. I za tę szczerą odsłonę prawdziwego oblicza jestem mu bardzo wdzięczny...

Nie każdy może zostać Neo w Matrixie, czyli PiS tylko dla wybrańców
Na koniec warto odnieść się do faktu, iż tarnowski PiS zorganizował po raz kolejny tajną konferencję prasową dla wybranych mediów i zdaje się być impregnowany na jakąkolwiek poprawę w tej kwestii. Zresztą, niektórzy dziennikarze obecni na niej dowiedzieli się o konferencji przypadkiem, w ostatniej chwili. Innych, w tym nas, nie zaproszono w ogóle. Jak się okazało „przez niedopatrzenie”, tak samo jak wtedy, gdy Tarnów wizytował Zbigniew Ziobro. Wobec tego zwróciłem się z prośbą o umożliwienie mi zadania jednego pytania do otwierającego spotkanie w Sali Lustrzanej posła Jacka Pilcha. Poseł powiedział, że postara się mi to umożliwić. Niestety, kiedy przyszła pora na „pytania z sali”, które zadać chciało raptem kilka osób, moja uniesiona ręka okazała się niewidzialna. Również dla noszącego mikrofon radnego Grzegorza Kądzielawskiego. Cóż, widocznie ktoś wydał odpowiednie dyspozycje; jak to mawiają: ordnung mus sein! Jakże silne musi być w PISie poczucie strachu przed potencjalnym gniewem Sami Wiecie Kogo, jeśli dotyka ono także młodych, lokalnych działaczy tego ugrupowania, skądinąd darzonych przeze mnie sympatią i szacunkiem ?
To zresztą nie pierwszy raz, kiedy PiS, również tarnowski, dzieli media na lepsze i gorsze i nie pierwszy raz, gdy się o nas „przez pomyłkę” zapomina. Gdy „nasi” parlamentarzyści, chcą się swoimi opozycyjnymi osiągnięciami pochwalić, co też starają się obecnie czynić co tydzień, w odróżnieniu od czasów gdy tworzyli koalicję rządzącą, nasz portal, a wraz z nim kilkadziesiąt tysięcy użytkowników jest zauważany. Co innego gdy w Tarnowie pojawia się Bardzo Ważna Osobistość, która mogłaby zostać narażona na zadanie „trudnego” pytania. Wówczas kilkadziesiąt tysięcy naszych użytkowników nie jest już do niczego potrzebna i można ich zlekceważyć, bo przecie najistotniejsze są informacje z zakresu opozycyjnej propagandy sukcesu PiS – o podjętych właśnie teraz działaniach ustawodawczych, których ta niedobra Platforma nie chce realizować.
Oczywiście być może kolejna „pomyłka pracownika biura” wynika z faktu, iż nie zamieściliśmy informacji z konferencji podczas której posłowie PiS krytykują rządy PO. Tyle że nie zamieściliśmy również informacji z konferencji, podczas której „sukcesami” stu dni rządów Donalda Tuska chwalił się minister skarbu Aleksander Grad. W obu przypadkach uznaliśmy, że nie będziemy dawali medialnej trybuny tak ważnym osobom w sytuacji, w której tak naprawdę nic (nowego) nie mają do powiedzenia – a od pustosłowia są partyjne gazetki. Poza tym poruszone na obu konferencjach tematy już eksploatowaliśmy, i to nie raz. Uznaliśmy ponadto, iż naszym obowiązkiem jest dokonywać pewnej selekcji – rolą jakiegokolwiek medium nie jest bycie śmietnikiem, do którego można wrzucić wszystko, szczególnie gdy głos zabrać ma chęć ten czy ów poseł albo inny VIP. Prawdę tę rozumieją także dziennikarze ogólnopolscy, w naszym parlamencie, niekiedy opędzający się od tego czy owego posła, który koniecznie chciałby mieć wywiad „na dowolny temat”. A w przypadku PiS zachodził ten jeszcze element, że nasi parlamentarzyści sto dni D. Tuska podsumowywali już po raz trzeci (vide wypowiedzi Józefa Rojka na naszym portalu).
Tak czy owak, mimo niespodziewanie ciepłych słów, które podczas powitania w Sali Lustrzanej poseł Edward Czesak skierował w stronę dziennikarzy, wyraźnie widać, że w PiS-ie nic się nie zmieniło; media obiektywne to te, które Prawa i Sprawiedliwości nie atakują, zaś media wrogie i antypolskie to te, których dziennikarze mogą zadać pytanie mącące świetlany wizerunek partii czy dobrą atmosferę spotkania i wzajemnych potaknięć.
A my chcieliśmy się zapytać o rzecz następującą: po raz pierwszy w dziejach młodej, polskiej demokracji mamy do czynienia z sytuacją, gdy zaledwie po 4 miesiącach od ostatnich wyborów główne ugrupowanie opozycyjne "zgubiło" już połowę poparcia społecznego (ostatnie sondaże), rośnie za to Platformie, i to pomimo faktu, iż PO nie ma się czym szczególnie pochwalić. Dramatyzm sytuacji nareszcie staje się jasny dla niektórych przynajmniej polityków PIS. Tego samego dnia, gdy szef partii przebywał w Tarnowie zmianę języka PIS na łagodniejszy i przyjazny zapowiadał m.in. poseł Jan Ołdakowski a Adam Bielan w TVN24 przyznał się wreszcie do popełnionych błędów, zgadzając się przy okazji z oczywistą już od miesięcy dla obserwatorów życia publicznego tezą, że spadek notowań Prawa i Sprawiedliwości jest przede wszystkim skutkiem tego, iż wyborców zniechęca ten sam, również po wyborach, język przywódców tej partii - agresywna retoryka i ataki PiS na wszystkich wokół. Czy w PISie możliwe jest zatem przełamanie syndromu oblężonej twierdzy i konsekwencji autorytarnych rządów nie znoszących jakiegokolwiek dialogu i krytyki, doszukujących się wszędzie spisków i złych intencji ? Czy „twarze” PiS, ze szczególnym wskazaniem na braci Kaczyńskich, zrozumiały tę lekcję i potrafią złagodzić ton swoich wypowiedzi, przeprosić wielokroć pomawianych dziennikarzy i uczynić swoje wystąpienia merytorycznymi, skupiającymi się wokół rzeczywistych problemów, nie zaś cech nabytych lub domniemanych tego czy innego politycznego oponenta? Tylko o to chcieliśmy zapytać. Ale w świetle tego co się stało, odpowiedź chyba już poznaliśmy...

W kontekście tego wszystkiego, co napisałem powyżej, nie dziwi, że Prawo i Sprawiedliwość traci swoich sympatyków – nie tych zaangażowanych, ale tych, którzy mimo poważnych mankamentów PiS widzieli w nim nadzieję dla Polski i byli gotowi dać wsparcie wrzucając do urny wyborczej swój głos. Nawiasem mówiąc, jak to stwierdził jeden z publicystów „Dziennika”, można zaryzykować twierdzenie, że PiS-owi w sondażach rośnie, gdy braci Kaczyńskich jest w mediach publicznych jak najmniej (w czym kryje się ten jeszcze paradoks, że jednocześnie przecież bez nich ugrupowanie to by nie istniało). W każdym razie: może więc stąd ta medialna selekcja, której padliśmy ofiarą?
Koniec końców, z powyższych względów chciałoby się w tym momencie zapytać, czy Prawo i Sprawiedliwość boi się pytań, które mogłyby okazać się niewygodne? Czy posłowie PiS, czy pan prezes Jarosław Kaczyński – czegoś się wstydzą, chcą coś ukryć? Wiele wskazuje na to, że tak – i, o ironio, najtrudniejsze i jakże celne w tym względzie pytanie panu prezesowi zadał na sali nie dziennikarz, ale jakiś starszy mężczyzna. Za co (o dziwo ?) dostał gromkie brawa licznie zgromadzonych sympatyków PiS, znacznie mocniejsze niż sam Jarosław Kaczyński. Chodzi oczywiście o pytanie dotyczące traktatu reformującego Unię Europejską, o czym pisałem powyżej.
Summa summarum efektem minionych rządów skompromitowanej koalicji PiS oraz efektem rządów kompromitującej się coraz bardziej Platformy, w kontekście nieustannych politycznych awantur, może stać się, paradoksalnie, powrót do władzy zupełnie skompromitowanej lewicy. Bo to na rządach PO skupi się odium niezawinionych drastycznych podwyżek cen energii i wszystkich produktów, inflacji, połowicznego „upraszczania” prawa i „usuwania barier w przedsiębiorczości” kosztem pracowników; na PO skupią się skutki choroby toczącej system opieki zdrowotnej, świadczeń emerytalnych itp. Jednocześnie wspomnienie po awanturnictwie i autorytaryźmie PiS może być za parę lat wciąż bardzo świeże. Zdyskontować to może – jeśli zdoła się zreformować - lewica, spokojna i „zrównoważona”, wracająca do wizerunku ugrupowania troszczącego się o „maluczkich”. I tylko szkoda, że znów w naszej polityce w następnych latach oglądać będziemy te same zmurszałe, podliftowane twarze przepoczwarzających się od 1989 roku co kilka lat tych samych ugrupowań. Dlatego Jarosław Kaczyński z pewnością ma rację w jednym: rewolucji nie będzie, będzie tylko „społeczne zniechęcenie”, że znów zmarnowano kolejne lata...
M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Tue, March 19, 2024 05:01:15
IP          : 44.204.164.147
Browser     : claudebot
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html