To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   Rubik kością w gardle krytyków   -   08/3/2008
Oj, nie ma Piotr Rubik szczęścia do krytyków. Póki co nie ma też do Tarnowa. Tak jak Tarnów nie ma szczęścia do koordynacji imprez. Ledwom się bowiem uporał z redagowaniem większej części informatora kulturalnego „Akcenty”, a tu masz ci los – mail z TCK, że zapowiadany na 1 marca koncert grupy „Habakuk” odbędzie się jednak 15 marca – w dzień tarnowskiej premiery „Habitat” Rubika, o którym to wydarzeniu informowały plakaty zawieszone na mieście, bodaj już pod koniec stycznia. Z tym Habakukiem to też zresztą tak do końca nie było wiadomo, bo w rozesłanej do redakcji drugiej informacji na ten temat, u góry pisało że koncert jest 15-go, a u dołu że jednak 1-szego. Mniej więcej w tym samym czasie, w ostatniej chwili, otrzymałem maila również z Centrum Paderewskiego. O niespodziewanym przesunięciu terminu koncertu pasyjnego zespołu muzyki dawnej o jeden dzień, na 15 marca właśnie.

Ogloszenie
>

Oczywiście nie zakładam z góry złej woli i nie przyjmuję, że ktoś Rubika nie lubi, bo ostentacyjnie nie lubić Rubika jest w pewnych kręgach modne i ten najnowszy trend jest jednym z wyróżników prawdziwej, polskiej inteligencji. I że dlatego terminy koncertów przesunięto celowo. Tym bardziej, że przecież niekoniecznie wszystkie trzy odbywające się tego samego wieczora wydarzenia muszą mieć tych samych odbiorców. No i nie każdego pewnie na Rubika stać. Nie ma też nic złego, gdy oferta naszego miasta jest tak bogata, że imprezy konkurują ze sobą. Tyle że nie w sytuacji, gdy poza weekendami tarnowianie wybór tychże mają raczej niewielki, jeśli nie liczyć przedsięwzięć organizowanych przez stowarzyszenia. No i wreszcie – w sytuacji, gdy w tym samym czasie imprezy organizują instytucje utrzymywane z kieszeni podatnika, oznacza to, że szkodzą sobie nawzajem, odbierając „klientów”. Co oznacza mniejsze wpływy z biletów i większe marnotrawstwo publicznego grosza. Oczywiście cały czas podkreślam, iż jestem przekonany, że mamy do czynienia ze zbiegiem okoliczności a nie wyrazem złej woli, w myśl zasady: „my wam jeszcze pokażemy i słuchaczy odbierzemy”, bo „dobre imprezy to tylko instytucja publiczna organizować może.”

Odrębna sprawa to odsądzanie „od czci i wiary” muzyki Rubika przez krytyków i rozmaite środowiska opiniotwórcze, które w zasadzie odmawiają prawa nazywania jego dzieł muzyką. To znaczy: muzyką „wyższą”, klasyczną. W jednej z „recenzji”, choć trudno było owo coś recenzją nazwać, dowiedziałem się, że jako jeden z wielu sympatyków (bo nawet miłośnikiem specjalnie nie jestem) Rubika, sytuuję się gdzieś między odbiorcami serialu „M jak Miłość” i innych tego typu produkcji; słowem: hańba, plebejstwo i brak dobrego smaku. W podobnym tonie wyrażonych opinii można trochę znaleźć i generalnie wniosek z nich wypływa jeden: powinienem się za swe upodobania muzyczne wstydzić, jako niegodne inteligenta i hołdować im w nocy, pod pierzyną, ze słuchawkami na uszach, zaś okładkę płyty trzymać ukrytą tam, gdzie dobrzy i przyzwoici ludzie trzymają płyty z pornografią, gdziekolwiek by to nie było.
Tak do końca nie wiem nawet czy mam się o co obrażać. Ci sami bowiem krytycy w poniżeniu mający wszelakie „M jak Miłość”, gdyby ich o to zapytać, z pewnością w poważaniu mieliby takie radiowe słuchowiska jak „Matysiakowie” czy „W Jezioranach”, które są rzecz jasna „kultowe”, „pełniły ważna społecznie funkcję”, a przede wszystkim zaś – pokryte są zasłużoną patyną lat. A to co pokryje się patyną, święte jest. Nawet gdy mówimy o urządzeniu stosowanym w toaletach, a nazwanym na użytek wystawy - „fontanną”. No, a co dopiero jeśli będąc „arbitrem elegancji samemu jest się również w wieku „patynowanym”. Patynowani krytycy i muzycy niestety nie dożyją chwili, w której ten czy ów telewizyjny serial również dostojnie zaśniedzieje, stając się kultowym, międzypokoleniowym doświadczeniem, dość poważnym by wprowadzić go do panteonu narodowych świętości i postawić na jednej półce z „W Jezioranach”. Kto wie, może nawet będzie należało do dobrego tonu eksponowanie takiej „filmoteczki”? Szkoda tylko, że ferowane przez niektórych panów opinie niebezpiecznie zbliżają się do granicy, którą swego czasu na łamach „Gazety Wyborczej” przekroczyła pani Agnieszka Holland, wypowiadając się o „Pasji” Mela Gibsona. Z wypowiedzi tej wynikało, że pani Agnieszka wspomniany film uważa za bardzo zły i oglądać go nie zamierza, bo Mela Gibsona nie lubi i dlatego jego film na pewno jest zły.

Osobiście uważam dzieła Rubika, a przynajmniej te których słuchałem - za takie, w których owszem, sięga się po efektowne, ale nie efekciarskie środki wyrazu – i czyni to w sposób mistrzowski, przywracając wiarę w dobrą muzykę, która dostarcza przeżyć, którą można zanucić, która pozostając muzyką ambitną i wysokich lotów – jednocześnie potrafi być muzyką popularną, której chce się słuchać. Inne nacje potrafiłyby się szczycić takim artystą i uczynić z niego jedną z wizytówek i towar eksportowy. My, przepełnieni żółcią i zawiścią potrafimy tylko gnoić. To po pierwsze. Po drugie - nikomu nie odbieram prawa do słuchania tej czy innej muzyki. Każdy ma swoje upodobania i gusta. Mogę nie cierpieć tego czy owego i głośno swe zdanie wyrażać. Panowie krytycy chcieliby jednak odebrać mi, i innym, prawo do wzruszeń, których nam Rubik dostarczył, a których nie potrafili nam dostarczyć oni sami. Panowie! Do dzieła! Pięciolinie czekają! A zresztą, może niech kręcą sobie dalej swymi wyrafinowanymi nosami; wskutek owego wyrafinowania skazali się na brak percepcji znacznej części świata – bo może i tak, jesteśmy prostakami, ale wzruszenie ma to do siebie, że im „prostsze”, bardziej szczere, tym jakby... prawdziwsze. I to właśnie wzruszenie, emocja, jest miarą sztuki. W tejże zaś – tytułem przykładu - cały tak uznany „pop art.”, z Andy Worholem na czele, ze współczesnymi instalacjami (z wyjątkiem może Hasiora) i performerami i całą tą pozbawioną wyrazu zabawą formą – bez względu na ilość napisanych na ten temat książek - pozostawia mnie obojętnym. No, może przynosząc co najwyżej uczucie zażenowania. I jeśli rzeczywiście zażenowanie ma być również tym uczuciem, które towarzyszyć może percepcji sztuki – im większe, tym większe dzieło – no to rzeczywiście, niektórzy panowie w swej krytyce muzyki Rubika wzbili się na sztuki tejże wyżyny...

Jednocześnie ci sami ludzie, krytycy, luminarze opinii, światłe wyrocznie uczone w słowie, to znaczy nutach i różnych takich, bo kto nie wie co to kwinta a co to seksta, ten wrażliwości muzycznej pozbawion jest i słuchać muzyki nie powinien, a już na pewno na ten temat nie jest godzien się wypowiadać – a więc: ludzie ci, ferujący wyroki na temat gustów, guścików oraz tego, co dobrym, a co zły jest, kręcący nosem, każący mi wstydzić się gdy zestawię muzykę Rubika ze słowem „piękno”, ludzie ci - jakoś dziwnie nie poświęcają tyle uwagi temu, co muzyką nie jest daleko bardziej, czyli hip-hopowi na przykład. To im nie przeszkadza, ba – niekiedy nawet dokonania na styku hip-hopu i różnych innych nurtów mogą być co najmniej „interesujące”, a już na pewno „obiecujące”. Ale cóż, wyszczekiwanie w takim czy innym rytmie takich czy innych związków wyrazowych udających słowa nie jest w stanie zagrozić owym „krytykom” i „muzykom”, wykształconym po konserwatoriach – a tu masz, taki Rubik przyszedł, wkroczył na Ich teren i o zgrozo, odniósł blaskomiotny sukces! Posiłkując się klasycznym instrumentarium stworzył repertuar, który trafił w gusta i do serc tysięcy słuchaczy, którzy ośmielają się słuchać jego muzyki, koncertów, odrywając się choć na chwilę od sformatowanego chłamu lecącego z ogólnopolskich rozgłośni radiowych i obecnego na „tak zwanych” muzycznych kanałach telewizyjnych. Jak on śmiał! Przecież to My jesteśmy podpowiadaczami, czego słuchać należy, to nam i naszym dziełom należny zachwyt tłumów! Przecież on oszukuje, tylko udaje muzykę ambitną, ubierając ją w szaty klasyki, przecież to tylko melodyjki takie i to jeszcze jakie – zalatujące kruchtą „sacro- polo”!
Przy czym ta sama grupa frustratów, by kultury nabrać jeszcze więcej, i by zmyć z siebie osad pozostały po Rubiku, po którym trzeba było właśnie powozić się piórem, śmiało przestępuje gmaszysko opery, z zamiarem nasiąkania tą zacną, prawdziwie klasyczną, prawdziwą muzyką – na przykład operetkową. I panom tym nie przeszkadza jakoś wszechobecna woń plebejstwa – wszak operetki pisano ku rozrywce i uciesze gawiedzi, a co bardziej chwytliwe, melodyjne arie nucili piekarze i dorożkarze. No, ale to przecie klasyka, pokryta należną patyną lat... A jako że funkcję tą, muzyki popularnej, poniekąd przyjął hip-hop, to chyba zaczynam już rozumieć, dlaczego „panom akademikom” tenże nie przeszkadza. Natomiast przeszkadza Rubik, bo u nas, w Polsce, zawsze najbardziej przeszkadza nam czyjś sukces. Zwłaszcza gdy trochę trudniej o własny. Dlatego tak naprawdę to nie Rubik przeszkadza tym opiniotwórczym kręgom, im przeszkadza dobra muzyka po prostu. Może więc czas zająć się czymś innym?
M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Sat, April 20, 2024 11:43:36
IP          : 3.137.161.222
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : www.intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html